czwartek, 16 czerwca 2022

A jak było naprawdę to nie wiadomo

 

Julia przyjechała wraz z innymi Ukrainkami zaraz na początku marca. Była sama. Zwróciłam na nią uwagę, bo wyglądała na chorą i ogromnie nieszczęśliwą. Była wysoka i szczupła, chowała głowę w ramionach i  obejmowała się rękami. Na głowie nosiła zamotane w turban szale, zawijała się w swetry a na ramiona narzucała kurtkę, choć aby przejść do jadalni nie trzeba wychodzić z budynku.

Takich samotnych, przerażonych osób było kilka, inne od początku radziły sobie dobrze.

Ratowałam te najsmutniejsze kobiety swoim sposobem. Nie chciałam płakać wraz z nimi więc na sobotę albo niedzielę piekłam ciasto i rankiem pukałam do drzwi pokoju i wsuwałam talerzyk z kawałkami placka. Nic wielkiego, biszkopt z krówkowym kremem albo sernik na serze z wiaderka. Trochę cukru na pociechę.

Czas wtedy płynął inaczej, pokłady współczucia jeszcze nie były na wyczerpaniu tak jak teraz i jeszcze wszyscy wszystkim wierzyli.

Julia pilnie uczyła się polskiego, nosiła na lekcje dodatkowy zeszyt i wszystko zapisywała. Dostała od kogoś biblię i natychmiast mi pokazała pytając, czy czytałam. Niemnoszka – odparłam. Raczej mało – dodałam.

W kwietniu, tak jakoś w okolicy świąt, Julia przechodziła metamorfozę. Przestała nosić na głowie szale. Pochwaliła się, że układa włosy wodą z cukrem. Kupię ci lakier – zaproponowałam. Nie, nie trzeba, sama sobie kupię – odparła uśmiechając się tajemniczo.

Okazało się, że znalazła pracę. Wiązała na szyi ukraińską flagę i z tą flagą powiewającą na plecach roznosiła ulotki jakiejś fundacji.

Załatwiła też sama wszystkie swoje sprawy i całe dnie a nawet wieczory spędzała na zwiedzaniu miasta. To już nie była ta sama kobieta, ten kłębek nieszczęścia, który do nas przyjechał. Teraz śmiała się, nosiła wysoko głowę, chodziła w butach na obcasach, wkładała bardzo kolorowe sukienki i  malowała na czerwono usta. Kiedyś się pożaliła – nie przyjęli mnie do pracy bo mam złote zęby! Rzeczywiście miała brzydko zrobione koronki i zęby dość zniszczone ale wtedy pierwszy raz pomyślałam sobie – ej, Julia, chyba zmyślasz. A może nie, co mi do tego.

Pewnego dnia miałam bardzo dużo pracy związanej z pobytem uchodźców i zaczepiłam Julię – pomóż mi, na pewno sobie poradzisz, to nic trudnego. Poradziła sobie, chodziło o wydawanie czystej pościeli i przyjmowanie brudnej, to był dodatkowy obowiązek który zabierał mi dużo czasu.

Tego dnia zrobiłam dwie kawy z mlekiem i zaprosiłam Julię, aby zjadła ze mną śniadanie. Piętnaście minut to niewiele, ale można w tym czasie opowiedzieć dużo.

Nie pracowałam na Ukrainie, miałam rentę – opowiadała Julia. Kiedy byłam w szkole, złamałam nogę i długo dostawałam dużo leków, po których byłam jak we mgle.  Mama zawiozła mnie do lekarza i on kazał mnie leczyć w pschychuszce. Tam mnie mama zawoziła i dawała łapówkę żeby mi dali rentę.

Ja nie uciekłam przed wojną, ja uciekłam przed mamą, ja nie chcę wracać bo zaraz mnie zamkną – wyznała. Teraz nie biorę żadnych leków i czuję się wspaniale – dodała.

Któregoś ranka dowiedziałam się, że pokój Julii jest do czyszczenia i przygotowania dla nowego gościa. Jak to, wyjechała bez pożegnania? – nie mogłam uwierzyć. Ktoś jej załatwił wyjazd dalej na zachód, w ciągu jednego popołudnia spakowała się i ruszyła w drogę.

 

 

12 komentarzy:

  1. Przykro,że się nie pożegnała. Widać nie odebrała dobrego wychowania

    OdpowiedzUsuń
  2. Można powiedzieć, że zaczyna życie od nowa, ucieka nadal...może kiedyś zaufa i zacieśni więzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokladnie. Taka historyjke uslyszalas od Julii, i taka nalezy przyjac, a jak jest w rzeczywistosci (?) nie wiadomo. Pelny obraz mozna sobie wyrobic slyszac o sprawie z kilku punktow widzenia. Dziwny jest ten jej wyjazd bez pozegnania i tak na predko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całość wydaje mi się w pełni prawdopodobna przy założeniu, ze pani Julia choruje od dzieciństwa na chorobę afektywną dwubiegunową.

    OdpowiedzUsuń
  5. Różni ludzie przyjechali. Cały przekrój społeczeństwa, są więc i Julie, które uciekły od przemocy, od leczenia albo po prostu od poprzedniego życia. Jedne wracają do kraju, inne, zauroczone albo omamione perspektywa lepszego, innego życia , jadą dalej. Nie pożegnała się. Może po prostu nie chciała kłamać, a nie miała odwagi powiedzieć dokąd i po co jedzie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny odcinek "dobrego pióra". I dobrego przekazu. "biszkopt z kremem krówkowym, sernik na serze z wiaderka", nawet niewielkich rozmiarów, to wielki kawał życzliwości i uczucia. Może pomóc rozwinąć mocarne skrzydła, które poniosą w przyszłość. Być może tak było i teraz? Twoje teksty, Klarko, czyta się po prostu świetnie! Dobrego piątku!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pełna obaw o jej los. Niestety, często takie wyrywające się spod skrzydeł dziewczyny ufają niewłaściwym osobom.... Niepokoi mnie zwłaszcza ten nagły wyjazd. Obym się myliła i dziewczyna trafiła na uczciwych ludzi, którzy pomogą jej w dalszym życiu poza Ukrainą.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cóż... do widzenia - tyle mogła choć powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno z własnej woli pojechała? Bo to jednak trochę dziwne, że nawet się nie pożegnała.

    OdpowiedzUsuń
  10. Julia zrobiła to, co chciała — też wprawdzie nie ufałbym jej opowieści o niezasadnej psychuszce, ale w tym układzie nie było innego wyjścia, jak przyjąć ją za dobrą monetę. Okazałaś jej serce, a pomóc jej w żaden sposób nie mogłaś...

    OdpowiedzUsuń
  11. Julia zrobiła to, co chciała. Jej opowieść o niezasadnej psychuszce nie wydaje mi się wiarygodna, ale w tej sytuacji trzeba ją było przyjąć za dobrą monetę. Okazałaś jej trochę serca; inaczej nie mogłaś jej pomóc...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz