wtorek, 17 czerwca 2025

Pociąg do Bylegdziego

 


W naszym domu i w domu Hani każdy czyta, książki towarzyszą nam zawsze a czytanie przed snem jest nawykiem. Hania przeszła kolejne etapy zapoznawania się z literaturą - od Kici-Koci której nie lubiłam z całego serca poprzez klasyczne wiersze dla dzieci które natychmiast umiała na pamięć,  po przygody Koziołka Matołka. Teraz jest uczennicą więc czyta sama i choć ma w domu półki z książkami, chętnie chodzi do biblioteki. 

 Niedawno przeglądałam  zdjęcia i za plecami usłyszałam pełne zdumienia  - O nie, dziadek był w Hogwarcie! 

I teraz wiecie co Hania aktualnie czyta. 

sobota, 14 czerwca 2025

wysłuchałam

 Kolejne w literaturze. 

Wesele na bogato, bardzo bogato. Dla gości zarezerwowano cały hotel a każdy szczegół uroczystości dopracowano perfekcyjnie. Tydzień na wyłączność. Każdy dzień zaplanowany godzina po godzinie. Spotkanie dawno niewidzianych ludzi i pytania – po co, czy warto, i dla kogo. Czy dla panny młodej, która przecież występuje w głównej roli? Czy dla rodziny i znajomych? A rodzice młodych – czy czasem nie trzeba się za nich wstydzić w tym ważnym dniu.

Jeśli myślicie, że najważniejsza jest miłość, to tak, zgadza się. Jeśli myślicie, że pieniądze, to owszem, tak, wszak to szczególne wesele pochłonęło ogromnie dużo pieniędzy. Żeby się wszystko udało, żeby nic nie zawiodło.

Jedno jest pewne – gorąco polecam książkę Alison Espach - Goście weselni.


 Słuchałam, jak zwykle dzięki Ani P.

piątek, 13 czerwca 2025

puzzle i budowlane radyjko


Obiecałam dziewczynom z rybkowego bloga pokazać kącik do układania puzzli. Łojciec układa, ja się nie tknę, mnie to denerwuje i nigdy przenigdy puzzli nie układałam. Wszelka dłubanina to zło, to się robi długo i trzeba odkładać. Poza tym nie wiem po co. To jedna z zagadek. 

Jeden potnie a drugi układa - bez sensu. Albo bieganie - po co biec jak się nie ucieka. 

 W domu też można ale teraz układalnia jest pod wiatą, radyjko gra, nawet lampa jest gdyby się ściemniło. Nie chcę wiedzieć co jest w szafce pod spodem.   


środa, 11 czerwca 2025

rozmowy z wnuczką

 Może pojedziemy w wakacje do mojej siostry - powiedziałam do Hani. Ona ma dom na skale na skraju wielkiego lasu, tam dzikie zwierzęta podchodzą pod sam dom, można zobaczyć sarnę, zająca, dzika, jastrzębia a po deszczu po skale pełzają salamandry. 

Wejdziemy do tego lasu i się zgubimy! - stwierdziła Hania. 

Jak się zgubimy to się odnajdziemy, ja tam mieszkałam, chodziłam do szkoły i znam każdą ścieżkę! - zapewniałam. 

Nieuczęszczane ścieżki zarastają i nie znam już ani mieszkających tam ludzi, ani miejsc tak samo jak ludzie nie znają mnie. Tam, gdzie wiodła kamienista ścieżka wzdłuż strumyka, rośnie las. Lasu jest o wiele więcej. Nie wiem, czy zwierząt jest więcej ani nie wiem, dlaczego się nie boją i podchodzą do domów. Przyznam się - mieszkałam na skraju lasu ale nigdy nie widziałam dzikiego dzika, czasem mignął lis a nad domem kołował jastrząb polujący na kurczęta. 

Dzikie zwierzęta widzieliśmy..na ilustracjach w książkach. Uczyliśmy się o nich na lekcjach. Teraz mamy w Polsce nie tylko dziki, sarny i rysie, są też muflony i szakale. 

Ale i tak pojedziemy i nie zgubimy się w lesie, nawet jak nie będzie zasięgu to będziemy bardzo głośno krzyczeć i ktoś nas usłyszy! 

Tak nas uczyła mama - krzycz jak najgłośniej, ktoś cię usłyszy i znajdzie. 


poniedziałek, 2 czerwca 2025

nie podoba mi się to


Na rozstaju dróg w centrum wsi stał duży, drewniany krzyż. Wokół niego zrobiony był płotek, za płotkiem rosły kwiaty - staromodne floksy, ktoś je posadził dawno temu i przetrwały zamiecie i burze, remonty i przebudowę drogi. Były też inne dekoracje – kolorowe wstążki jak w krakowskim gorsecie i wianki. Takie krzyże można spotkać w całej Polsce, te płotki, wstążki i kwiaty.

Kiedy wracam w rodzinne strony, wysiadam z autobusu i gdy widzę ten krzyż, czuję spokój, czuję radość z posiadania korzeni, tu jest mój dom, tędy chodziłam do szkoły. To miejsce, ten znak kojarzę ze spokojem, ze słowami – wszystko będzie dobrze, idę do mamy – opowiada jedna z byłych mieszkanek. A teraz wysiadam i nie ma krzyża – mówi rozżalona. Dlaczego? Na jego miejscu stoi brzydka bryła z niejednoznacznym napisem.



Nie mieli co zrobić z pieniędzmi – odpowiadam. Nie mieli co zrobić z pieniędzmi i potrzebowali miejsca żeby się lansować, żeby było gdzie złożyć kwiaty i zrobić sobie zdjęcie do mediów.

piątek, 30 maja 2025

rok w nowej rodzinie

 



Na górze róże na dole piwonie, zabroniła mi baba jedna machać ogonem bo jej kwiatuszki łamię,  i jeść czereśnie też zabroniła, że niby w czereśniach jest cyjanek i ja się otruję. 

Dziś mnie przyłapała jak siedziałam wpatrując się w pralkę, tam się tak fajnie kręci a ta baba się ze mnie śmiała że robię tak jak koty. Przykro mi, bo koty to zło i ja się wstrzymuję żeby ich nie gonić to ona powiesiła mi nad materacem kalendarz z kotami! Czy to nie jest okrucieństwo? 




Chodzi po domu i śpiewa piosenkę o czerwonych koralach. Nawet ładnie. Jak siedzi to lubię położyć głowę na jej kolanach, żeby wiedziała, że bardzo ją kocham i tych kwiatków to nie chcę łamać ze złości tylko taka radość mnie rozpiera, że mi się w życiu poszczęściło, czego wszystkim z całego psiego serca życzę. Mikulina. 

wtorek, 27 maja 2025

porządny sprzęt

 Nie do wiary! Mój robot kuchenny miał prawie 20 lat. To było niezwykle proste urządzenie - miska, dwa ostrza do cięcia w plastry, metalowe ostrze do wszystkiego i dwie czy trzy tarki. Ja tym urządzeniem robiłam wszystko. Surówki, sałatki, ciasto na pierogi, ciasto kruche, mieliłam orzechy, tarłam warzywa, szatkowałam kapustę na kiszenie, tarłam ogórki na przecier i blendowałam zupę! 

Stał taki niepozorny na blacie, miejsca dużo nie zajmował bo ja nie lubię wielkich skomplikowanych urządzeń i przy zakupach analizuję użyteczność funkcji. Kielicha do blendera nie potrzebuję, wyciskarki do cytrusów nie, maszynki do mięsa nie! Umiem gotować i nie potrzebuję robota który będzie mi robił listę zakupów i dyktował co mam robić. Już byłam podkuchenną, to nie jest dobre zajęcie.

 Ale że tym zelmerem siekałam dwadzieścia lat! To był bardzo dobry sprzęt. Padł po prostu ze starości. 

sobota, 24 maja 2025

zgoda na niewygodę


 

Walka czyli Walentyna zwierzyła się kiedyś swoim córkom – wstyd mi, że byłam taka nerwowa jak byłyście dziećmi.

Walka – tak miała na imię i tak właśnie wyglądało jej życie. Bezustannie musiała o wszystko walczyć.

Dom był mały i bardzo niefunkcjonalny. Serce domu stanowiła kuchnia, do której wchodziło się przez sień. Z prawej i z lewej strony były drzwi prowadzące do pokojów a naprzeciwko wyjście na ganek. To dość ważne w tej opowieści, bo z tych ciągów komunikacyjnych korzystali wszyscy cały czas i nawet jeśli przyszedł ktoś obcy to i tak wchodził do kuchni.

Nie było łazienki i nie było kanalizacji. Wody w domu również nie było. Dom opalany był drewnem, kaflowa kuchnia z chlebowym piecem i piecem przyściennym ogrzewała też pokój. W drugim pokoju była mniejsza kuchenka, w niej paliło się tylko zimą. Kto by tyle drzewa nanosił.

Pranie było zajęciem katorżniczym nawet wówczas, gdy była już pralka wirnikowa ale przez 10 lat mama prała wszystko w rękach. I gdzie to suszyła? W pokoju przy przyściennym piecu był sznur, na którym wiecznie wisiało pranie, ale i w kuchni były sznury. O te sznurki ojciec się awanturował tak bardzo, że się go bałam. Czasem, gdy mama nie zdążyła przed jego przyjściem ściągnąć wypranych rzeczy, przesuwał je nerwowym ruchem i wrzeszczał, że nienawidzi tego bo dotykają mu twarzy. Może był nadwrażliwy i naprawdę mu to przeszkadzało. Tak samo jak lepy na muchy. U nas ich nie było nawet w stajni, z tego samego powodu – ojciec się bał, że się przyklei. Bał się też pajęczyny.

Dziś rozwieszałam w ogrodzie pościel. W zeszłym roku musiałam przesunąć trochę sznury bo one wszystkim przeszkadzały. Przesunęłam ja w bardzo niekorzystne miejsce i rzeczywiście nikomu już nie przeszkadzają ale tam jest cień, pranie schnie długo a wiesza się fatalnie bo są rabaty i krzaki. Ja już nie mam za wiele sił ale staram się funkcjonować tak jak dawniej. Powieszenie ciężkiej bawełnianej poszwy jest trudne. I otwarła mi się w głowie szufladka z pamięcią. Jak Walka niosła z pola zmarznięte na blachę arkusze pieluch.

Kurwa mać! - wrzasnęłam. Kurwa mać, ile ja się mam męczyć z tym praniem, przecież to jest chore, to nie można kupić porządnej suszarki i wstawić w słonecznym miejscu? Jak pierdolę, jestem taka sama jak matka!

czwartek, 22 maja 2025

sadźmy róże

 


Nie każdy ma fb a tam właśnie zamieściłam to zdjęcie i napisałam kilka zwykłych zdań o tym, że z różami nie jest łatwo, wymagają czasu i cierpliwości. A Zosia O-Z dodała mi taki link i powstało.. wzruszenie. Na pewno zrozumiecie co tu się zadziało. 


https://www.youtube.com/watch?v=SuYa4D2DqCY



Czas na czereśnie

 

Kocham! Ja również rysowałam słońce w rogu kartki. 

Na rysunku nasz pies jest ogromny, a w rzeczywistości jest niewielki. Ale dla Hani te proporcje są właśnie takie - dla niej pies jest wielki, jak się wita to opiera łapy na jej ramionach. 

Dlatego proszę, pamiętajcie o tym. Dla dorosłej osoby małe zwierzę jest małe, dla dziecka niekoniecznie. Nie wyobrażam sobie nawet takiej wielkiej paszczy na wysokości twarzy! 

niedziela, 18 maja 2025

genialna przyjaciółka


zdjęcie dla atencji

 Jeszcze nie czytałam, nie słuchałam, oglądam serial ale wiem, że zaraz sięgnę po książkę. 

Neapol. Połowa dwudziestego wieku. Dwie dziewczynki z biednej dzielnicy. Są bardzo zdolne i chcą się uczyć, uczyć się i osiągać najwyższe wyniki. Marzą o wyrwaniu się ze swojego środowiska. 
Miejsce i czas znamy z historii, z książek i z filmów i wiemy, że tak się tam działo,  ta opowieść nie jest przekłamana. Wszechobecna przemoc, brutalność, wykorzystywanie seksualne - z tego kręgu chciały się wyrwać przyjaciółki. Tak się nazywają, ale widz szybko dostrzega, jak bardzo toksyczna jest ta relacja. 
Ten film gra mi na emocjach. Pewnie dlatego, że znam takie dziewczyny, znam taką postawę - zepsuć, zepsuć radość, szczęście, miłość, zepsuć życie sobie i innym.

"Genialna przyjaciółka" Eleny Ferrante



zimny maj


Nie, to nie jest tegoroczne zdjęcie, ale lubię je. O pogodzie napiszę, na pamiątkę. Jest naprawdę zimno. Dziś o siódmej rano było zaledwie cztery stopnie, a do tego wieje i pada. Jak co roku mamy już czereśnie, szpaki się cieszą. Jednocześnie, ponieważ jest cały czas zimno, kwitną jeszcze tulipany i bez. Jeśli trzymacie gdzieś w ciemnym garażu albo w piwnicy sadzonki, to i tak się zmarnują bez światła. A może nie.

 Idę na wybory. 

Najbardziej w swym długim życiu przeżywałam wybory związane z wejściem do Unii. Wśród grona znajomych miałam takiego zawziętego rolnika i on się bał, że mu zabiorą gospodarstwo, że mu nie pozwolą hodować własnej krowy, że będzie musiał sadzić ziemniaki wyłącznie takie jak mu każą. Nie był to stary człowiek, był moim rówieśnikiem i nie był głupi. W naszych kłótniach (bo to były dyskusje pełne emocji) padały mocne słowa i wreszcie usłyszałam - to wypieprzaj za granicę i nie wracaj. 
Nie żal mi tej znajomości. 

Tylu znajomych musiało z wielu powodów "wypieprzać". 
Wszystkich ściskam i pozdrawiam, idę głosować, żeby dzieci i wnuczka nie musiały "wypieprzać". 

piątek, 16 maja 2025

białe


 

Te staromodne ogrody, te staromodne kwiatki! Kalina, piwonie i róże. Lwie paszcze, kosmosy, floksy i aksamitki. Cwaniara ze mnie bo jednak mam trochę wiedzy wyniesionej ze szkółki dla rolników, ogrodników i pszczelarzy. Bo tam była taka jedna zawzięta pani profesor, żyjąca pracą, i ja pamiętam wiele z jej nauki. Nie zachwycajcie się polem zarośniętym makiem i bławatkami, bo to znaczy, że pole jest zachwaszczone! Jak kwitnie mlecz to ziemia jest ogrzana, można sadzić ziemniaki! Gleba ma oddychać, jak przywalicie sobie rabatkę kamieniami to zadusicie korzenie. Zbierajcie pokrzywę, róbcie gnojówkę. Gdzieś mam zeszyt z proporcjami rozcieńczania, do nawożenia inaczej a do oprysków inaczej. A najciekawsze były zajęcia, na których opowiadała o uprawach biodynamicznych. 
Preparaty biodynamiczne są jak czary. Ja ich nie stosuję z wielu powodów, ale trochę szkoda marnować tej wiedzy. Krowi róg napełnia się krowieńcem i zakopuje w ogrodzie a potem ten proszek wykorzystuje się do zwalczania chwastów i nawożenia. No, czary! Wszystko chce żyć, dajcie pożytek owadom, ptakom, jeżom. W każdym ogrodzie ma brzęczeć, bez zapylenia nic nie będzie! 
Dlaczego byłam dobra na tych zajęciach? Bo w gospodarstwie moich dziadków wiele tych sposobów wykorzystywano - bielenie wapnem, kadzenie ziołami, pojenie zwierząt naparami z ziół. Do odczyniania uroków się nie przyznam ;). 
Pewnie dlatego mam taki zarośnięty ogród. I mam te wielkie krzaczyska, kępy kwiatów i obfitość jagód. No i dlatego, że Krzysiek wieczorem lata z konewką i podlewa a potem lata z nożem i morduje ślimaki. 

środa, 14 maja 2025

;)

 


To jest okropne, żeby nie pominąć, żeby wykupić i mieć, pamiętać. Biorę tylko to, co zapisze mi lekarz. Kiedyś potrzebowałam więcej przeciwbólowych, a teraz jestem burżuj - mam do wyboru do koloru, sterydy i nasenne też. Ale raczej się przeterminują, bo przeważnie nie ma potrzeby zażywać zbyt często. Za to te na serce wymagają dyscypliny. Rano i wieczorem. Kurde. Różnie z tym bywało, trzymałam opakowania w koszyku na chlebaku koło szafki z kawą a do tego miałam na lodówce przypiętą magnesem kartkę z ogromnym napisem LEKI! I co z tego, i tak nigdy nie schodziło mi z opakowania tyle ile trzeba. Aż po apelu na fp kupiłam pudełko. Ha, teraz to już będzie łatwo. Albo nie będzie bo od czego wyobraźnia. Przecież ja rozkładam te tabletki i potem nie sprawdzam tylko do ręki, do gardła i popić, wszystkie na raz. A jak mi KTOŚ podmieni i dosypie trucizny, albo nasennych, albo coś?? 

Już tam dołek w ogrodzie się kopie! 

wtorek, 13 maja 2025

nie śpiesz się, ja poczekam

Sąsiadka stojąca koło mnie stwierdziła – biorą z naszej górki. Biorą. To znaczy, że w najbliższym sąsiedztwie ludzie chorują i umierają a my się zastanawiamy kto następny.

Byłam na pogrzebie innej sąsiadki. Z obowiązku, żeby się pożegnać, nic nas nie łączyło oprócz siatki, a ta raczej dzieli.

Nasz kościół jest strasznie stary. Kościół w Modlnicy. Jestem z tych, co nie widzą w starociach zabytków lecz graty i nie zachwyca mnie np. kupa kamieni, do której trzeba lecieć przez pół Europy. Nabożnego podziwu we mnie nie ma, widzę za to niewygodne, rozlatujące się kościelne ławki. Ale oprócz tego jest niezwykły z wielu powodów. 

Pogrzeb jest nie tylko pożegnaniem, jest również spotkaniem rodziny i społeczności. Ja żyję jak w domowym areszcie więc rozglądałam się dyskretnie, z kim się zobaczę. Nie dziwcie się, nie czułam smutku jaki zazwyczaj przygnębia mnie na pogrzebach i długo nie daje swobodnie oddychać. Modliłam się (tak tak, modlitw się nie zapomina) i śpiewałam razem ze wszystkimi.

Ksiądz był rewelacyjny, polubiłam go od pierwszego słowa. Prostota. To kluczowe słowo. Bez zadęcia, bez polityki, bez pouczeń i gróźb. O miłości mówił, o spokoju, o odchodzeniu bez strachu. I kiedy powiedział, że nasza siostra już odpoczywa, żeby nie martwić się i nie smucić, to polały mi się łzy jak rzeka! Bo pomyślałam o mamie, o siostrze, o babci i stryku, o tacie i dziadku Fabianie. Gdziekolwiek są, na pewno są w moim sercu, w mej pamięci i mówią do mnie – nie śpiesz się, poczekamy.


piątek, 9 maja 2025

co by tu zepsuć

 Postanowiłam mimo wszystko być pożyteczną bo się czasem czuję jak pasożyt społeczny przez to co mi siedzi w głowie. I tak - mam w ogródku trochę roślinek, które można ususzyć.

  Nie podlewać i wystawiać na palące słońce. Zwolnij szatanie. 

Zrywać, układać na suszarce i suszyć. Miętę, melisę, liście malin, poziomek i porzeczek. Potem ususzyć trochę poziomek, malin, wiśni, borówek i aronii. Z Jodłówki przywieźć rumianku, tu nie rośnie. Do tego może jakieś jabłko czy gruszkę, ale bez szału.  Suszyć. Mieszać. 

I robić herbatki. 

Wyspowiadaj się z tego pomysłu i wrzuć go do skrzynki "dobre ale po cholerę". 


środa, 7 maja 2025

pachnie miętą

 Trawa po kolana, zielska pełno, ptaki gnieżdżą się na barierce dobrze że nie pod łóżkami. 

Mamy takie miejsce na ognisko, ja się ognia boję więc chciałam, żeby było jak najdalej od domu ale tu jest ciasna zabudowa i działka mała. Po umocnieniach skarpy zostały takie betonowe kręgi i użyłam je do podstawy siedzisk. A przy okazji wsadziłam tam różne zielsko, można zrywać na bieżąco melisę i miętę do napojów.  

Nic nie przemarzło, choć truskawki wyglądają nieszczególnie, zobaczymy. Zapomniałam zabrać do domu podpędzone mieczyki, podpędzone haha mają już pędy 10 cm. Też nie wiem czy im zimno nie zaszkodziło.  

Melisa sama rośnie pięknie pachnie, lubię tam siedzieć i trzymać gałązki w dłoni. 
Mięta, wiadomo, też sama rośnie. 
Kosica uwiła gniazdo na barierce przy schodach i siedzi zawzięcie  jajkach, jak przechodzę to łypie na mnie z tego gniazda.
Miałam wielki stary krzak kaliny i pozwoliłam ją ściąć, ale już jest młody krzaczek zrobiony z tej starej. 



Lubczyk rośnie jak opętany już kolejny rok, zrywam gałązki jak coś pieczemy i kładę np na kiełbaskę, żeby fajnie pachniało.

I na koniec - jak ten bez pięknie pachnie! Jeśli ktoś mnie poprawi i napisze, że to lilak, to ma za karę nauczyć się na pamięć wiersza Tuwima "Rwanie bzu" a zamiast "bez" wstawiać "lilak". 

niedziela, 4 maja 2025

koniec świętowania

 


Z cyklu - mój pierwszy raz. Narwałam badyli w  ogrodzie i nawtykałam do mokrej gąbki. Haha mój pierwszy flowerbox. Nie mam, no nie mam zacięcia do dłubaniny, rękodzieła, jak się zmuszę to mogłabym coś wydziergać bo nas w szkole uczyli szydełkowania ale jak ja tego nie lubiłam! 

Jutro matury. Pamiętam swoją, pisałam temat o miłości i pojechałam epokami, skończyłam pierwsza a koleżanka pisząca kilka stolików dalej wysyczała - nienawidzę cię! Byłam prymuską  kujonem, za to ona była doskonałym kierowcą. Teraz bym się tak nie starała, oj tam, byle zaliczyć.  

Zapytałam wnuczkę, czy pójdzie ze mną na majówkę. A co się tam robi? - chciała się dowiedzieć. - Będziemy klęczeć i śpiewać! - A to nie, nie idę. To ja też nie idę, choć bardziej byśmy chyba klęczały i śmiały się jak wariatki z byle czego. 

sobota, 3 maja 2025

gdy fajna sąsiadka to wystarczy siatka

 Pierwszą część tego powiedzenia na pewno znacie. 

Chodziłam rankiem po ogrodzie sprawdzając, co nowego zakwitło. Ale i tak najdłużej zatrzymałam się przy piwonii. Warto było czekać, a miałam już ją wyrzucić na kompost. 



U sąsiadki kwitnie takie cudo. 


Sąsiad z drugiej strony ma w rogu magnolię i krzak bzu.  

I teraz tak. Raz czy dwa usłyszałam od obcych opinię, że utrudniamy sobie życie ciężko pracując w ogrodzie. A wystarczy kosić trawę i leżeć na leżaku, po co te badyle, zwłaszcza krzewy ozdobne i kwiaty, bo maliny, porzeczki czy czereśnie to jeszcze-jeszcze, ale to przecież też można kupić, po co się męczyć. 

To prawda, jeden lubi leżeć i pachnieć a drugi jak mu pachną bzy, i co komu do tego. 

A co ja bym wklejała na blog?! - odparłam. 

Dobrego dnia! 


wtorek, 29 kwietnia 2025

nie do wiary, wyszedł mi post o polityce

 Zrobiłam test na zgodność z programem kandydata na prezydenta  i wyszło mi 69%.  TEST jest tutaj. 

Dowiedziałam się po co przy głównej uliczce naszej wsi postawiono pomnik. Jest się gdzie pokazać, zrobić sobie zdjęcie do lokalnych wiadomości, złożyć kwiaty z okazji i bez okazji. Dotychczas nie było takiego miejsca choć krzyży i kapliczek nie brakuje.   Ten jest szczególnie brzydki ale za to na bogato.  Pewnie się za jakiś czas opatrzy. 

Kiedyś starałam się działać lokalnie, chodziłam na zebrania, pisałam do lokalnego pisma. Krzysiek szedł z łopatą jak trzeba było coś wspólnie zbudować albo z siekierą gdy burza połamała drzewa i trzeba było oczyścić drogę. Chodziliśmy też na zabawy do remizy, to jest najlepsze miejsce na integrację.  Byliśmy całkiem nowi, żadne z nas nie miało tu krewnych ani znajomych ale zawsze żyjemy w zgodzie z sąsiadami, lubimy się, czasem mówię - jak fajna sąsiadka to wystarczy siatka. Bo nie lubię tui. Ale tuje szybko rosną, wyciągają z gleby co się da i zasłaniają widok. Dlatego były sadzone głównie na cmentarzach,  to nie jest roślina dla żywych. 

W lokalnych wyborach na pewno nie zagłosuję na aktualnego wójta. Bardzo mnie rozczarował. Mam wrażenie, że jego główną rolą jest bujanie się po imprezach gdzie jedna i ta sama grupa ludzi nadaje sobie kolejne wymyślone na własne potrzeby tytuły i nagrody. 

A prezydent, no cóż. Wyszło mi 69%. 



 


poniedziałek, 28 kwietnia 2025

tulituli pany

 Nie mogę się powstrzymać od fotografowania ogrodu, mało tego, ciągle się tymi kwiatkami chwalę. Pewnie dlatego, że są tak krótko! Pewnie dlatego, że pół roku było szaro, brzydko i ponuro. 

Tulipany przekwitają a za chwile będą róże, za szopą mam całkiem nową i nie mogę się doczekać, ma już takie malutkie pączki więc już niedługo. Ta stara różowa jest jak co roku niezawodna, kto ma w ogrodzie trzydziestoletni krzak pnącej róży to wie o co chodzi. Najpiękniejsza jest u kogoś. Mam tu na myśli trud, z jakim trzeba się liczyć, aby mieć wielki różany krzew. 

Ale teraz jeszcze są tulipany. 

 A nie, najpierw pani tuli pana żeby kopał, sadził, nosił, latał z konewką. 







(Tulipany, M. Fogg) 

 I juz tylko tuli tuli ... tuli tulipany dał

Bo nic tylko tuli tuli ... tuli tulipany miał Tulipany dał czerwone a za tydzień miał już żonę W końcu opadł tuli tuli ... tuli tulipanu kwiat Przez te tuli tuli ... tuli tulipany wpadł Bo dziś tak jak każdy mąż Forsę buli buli ... buli wciąż

niedziela, 27 kwietnia 2025

placek z rabarbarem

 W sobotę pojechaliśmy na lokalny targ bo tam można kupić pyszne chrupiące warzywa, miód prosto z pasieki, wędliny i sery wytwarzane przez okolicznych mieszkańców a nawet rękodzieła. Przy okazji ktoś nam zapakował do bagażnika karton z różnymi kwiatkami do sadzenia, no skandal, uważajcie, zamiast ziemniaków i kapusty kwiatki. 

Kupiłam również dorodny rabarbar.  Święta były niedawno i na ciasto stanowczo za wcześnie ale mamy w domu wyjątkową okazję, choć nie wariujmy z tymi zakazami - osobiście uważam, że nie trzeba żadnej okazji aby upiec placek z rabarbarem. Taki zwyczajny - kruche ciasto, na to rabarbar, na to beza i to wszystko posypane kruszonką. To jest bardzo proste i to jest bardzo dobre - połączenie kwaśnego jak cholera rabarbaru ze słodką bezą i chrupka góra. 

Zjedliśmy wczoraj po kawałku to wiem. Krzysiek wziął sobie kawałek do pracy na noc do kawy. 

A ja cóż. Doznałam jakiejś pomroczności i zostawiłam ten placek na blacie. Kotów nie mamy, pies jest uosobieniem kultury i za nic w świecie nie ściągnie jedzenia z blatu. Byłam już w sypialni i przypomniałam sobie o tym cieście ale nie chciało mi się iść do kuchni bo już miałam ustawioną książkę (słucham przed snem) i tak sobie pomyślałam - nie ma co się zepsuć, niech stoi na wierzchu. 

Wstałam rano Włączyłam czajnik i tak patrzę na blat  i oczom nie wierzę. Placek się rusza! Cała deska, papier do pieczenia i ciasto oblepione mrówkami. Którędy? Ścieżka wiodła w dół szafki do ściany szczytowej. 

Mamy dziurawą chałupę! 

piątek, 25 kwietnia 2025

co by tu zepsuć

Na coraz więcej tematów odpowiadam sobie – nie obchodzi mnie to. Może to skutek leków albo poczucie niechybnej jesieni i życia w izolacji. Nie chcę się stygmatyzować i zapisywać do kółek seniorów bo stamtąd jest chyba tylko jedna droga. Podziwiam ale się nie nadaję. Widzę profil działania w takich grupach i wiem, że ja się tam na pewno nie odnajdę, mało tego, gdybym zaczęła śpiewać i robić wieńce dożynkowe to by mnie wywieźli za wieś z absolutnym zakazem powrotu. Co robią emeryci? 

Pees. Nie, nie będę sprzedawać kwiatków na pętli! 


to nie jest to co myślisz

środa, 23 kwietnia 2025

sny, sny a potem rzeczywistość

 Śniło mi się, że chciałam pojechać do Marsylii. Autobusem. Bo był straszny wiatr i samoloty nie latały. 

I oczywiście teraz sprawdzam czy to w ogóle możliwa jest taka jazda. Owszem. Jest połączenie autobusowe. Podróż zajmuje 28 godzin. 

Teoretycznie nie ma co jęczeć i cudować, ktoś nie może latać albo wieje straszny wiatr to jedzie autobusem. Dawniej podróżowano wyłącznie na koniach, powozami, karetami albo na piechotę, i wówczas dwa dni podróży to było niewiele. 

Ale zapytałam sztuczną inteligencję i oto - 

Podróż karetą z Marsylii do Krakowa jest niezwykle trudna i niebezpieczna ze względu na długą odległość i brak odpowiednich dróg. Karetą raczej nie podróżuje się na takie dystanse. Najszybszym sposobem podróży z Marsylii do Krakowa jest samolot, co zajmuje około 2 godzin i 15 minut. Alternatywnie, podróż pociągiem może trwać około 27 godzin.

wtorek, 22 kwietnia 2025

szkaradzieństwa

 


Nie, nie kupiłam, ale straszę że kupię. Na ganku są cztery sowy solarne to i jaszczomb (nie poprawiać) by się zmieścił, ale wkurzał by mnie bo ma pazury pomalowane a ja nie. 
Niektórzy sąsiedzi mają na posesjach mnóstwo różnych figurek, ja mam solarne światełka. 
I nikomu to nie przeszkadza. W sensie - ja figurek nie chcę z dwóch powodów - o pierwszym nie napiszę a drugi jest prozaiczny - trawę się źle kosi jak są przeszkody. 
Raz Krzysiek chciał kupić goryla który wspina się po ścianie i ja się nie zgodziłam, nieładnie tak się kłócić a potem wieszać wszędzie sowy. A przecież niedaleko ktoś ma dwumetrową żyrafę w ogródku i nawet mówi się - skręć w lewo koło żyrafy. Ale żeby goryl na ścianie, nie. 
Społeczność zainwestowała w wielki kamień czyniąc go miejscem pamięci ale tam się w tym miejscu nic nie wydarzyło, po prostu nie wiedzieli na co wydać pieniądze i zrobili krzyż ku pamięci ofiar. Nie ma żadnych konkretnych ofiar. Może to na zaś. 
Kurde, a ja myślałam długo, że tam zrobią paczkomat! 

niedziela, 20 kwietnia 2025

siostrzeństwo

 Patrzę na nasze niedawne spotkanie. Trzy najstarsze, a powinno być cztery. Wszystkie po sześćdziesiątce, wielkie, grube, ze zmarszczkami od śmiechu i od płaczu. Nie mam niebieskich oczu ale i tak nasze oczy są takie same - pełne troski o innych, pełne radości ze spotkania, uważne. Nasze słowa są takie same - jakie mamy piękne dzieci, jakie wnuki, i obietnice, że będziemy się spotykać nie tylko na pogrzebach. I gdzie znów te dwie małe. 

Serdeczność. Czułość. Kiedy to życie nas tak sponiewierało, kiedy z małych, pełnych nadziei  dziewczynek zmieniłyśmy się w pełne doświadczeń kobiety. 

Kocham moje siostry. 

piątek, 18 kwietnia 2025

wiosny w sercu i pogody ducha

 Tak niewiele mi trzeba do radości. Bez zakwitł, jednocześnie z czereśnią. Trawa gęsta i szmaragdowa, aż chrupie pod stopami. Ptaki śpiewają. Sypię im do karmnika jedzenie żeby miały blisko, bo one teraz muszą zadbać o swoje dzieci, niech nie szukają daleko pożywienia. Na czereśni jest dwie budki, obydwie zamieszkałe. A oprócz tego gniazda w najdziwniejszych miejscach. 

Myślałam, że dziś czwartek a to już piątek. Czas upiec ciasto. Babek nie lubię ale Krzysiek lubi to mu upiekę. Dla Hani biszkopt z galaretką. 

Świąt pełnych radości, szczęśliwych, zdrowych, pełnych wiosennego słońca, odwiedzin i spacerów, dobrego jedzenia, wypoczynku, uśmiechów i spełnionych oczekiwań. 

czwartek, 17 kwietnia 2025

tak sobie piszę o niczym

 Jeszcze wydaję pieniądze tak jak pensję a emeryturę mam o wiele niższą, kokosów nie zarabiałam ale w ostatnich latach zasuwałam w godzinach nadliczbowych więc źle nie było. A teraz marnie, oj, marnie.  

 Nawet nie wyobrażam sobie jak mogłabym żyć sama mając tylko emeryturę. Pewnie bym sprzedawała kwiatki na pętli albo dokwaterowała sobie trzech studentów. 

 Nie, nie zamierzam lamentować bo wiem skąd się biorą wysokie emerytury itd. Boję się że mnie ktoś zacznie pouczać trzeba było pracować i wypracować itd. 

Byłam dziś rozejrzeć się za kwiatkami, te akurat tragicznie drogie nie są i na pewno nakupię i nasadzę, przynajmniej z tego będę mieć radość. Ale jedzenie, zgrozo, jakie drogie! Kiedyś, dawno temu, rzuciłam palenie bo papierosy strasznie podrożały, kosztowała wtedy paczka Malboro 4 zł. Niestety nie pamiętam jaka była stawka za godzinę pracy, to dziwne bo ja całe życie przeliczam wydatki na roboczogodziny. 

 Przecież jedzenia nie da się rzucić tak jak palenia. A szkoda.  Zazdroszczę ludziom, którzy jedzą malutko i nie czują głodu. Pies też chce jeść, choć raczej nasza Mikulina kręci pyskiem i nie chce jeść tego samego dwa razy pod rząd. Dziękuję osobie, która poradziła mi, aby mieszać jej karmę z tym co lubi. Kroję więc na maleńkie kawałeczki Krzysiek nie czytaj dalej  coś pysznego i mieszam z psim żarciem, wtedy zeżre. Albo wybierze posypkę, zeżre i patrzy z wyrzutem. No i nie daj psu jeść. Jak to takie oddane, wierne, tak nas traktuje jakbyśmy byli jej dziećmi.  Kiedy Krzysiek jest w ogrodzie albo w garażu a ja w domu to ona biega od jednego do drugiego, i po tulipanach tam i z powrotem. Zawsze pilnuje, zawsze przy boku. Czasem trąca noskiem sprawdzając czy żyję. Udała nam się, naprawdę, cztery światy. 

MałgosiaK mi zasugerowała, żebym nie przejmowała się tym, że u nas nic nowego, tylko pisała cokolwiek. To piszę. I pozdrawiam wszystkich serdecznie! 





środa, 16 kwietnia 2025

wierzycie w sny?

 Co za sen. Szkoła w Jodłówce, klasa na piętrze, tak jak miałam w ósmej klasie. Koleżanki i koledzy -wszyscy młodzi. Danka D, Marysia S, Piotrek O i pół "b" klasy. I ja - prowodyrka mówiąca - co my tak ciągle imprezujemy w tej szkole, chodźmy do restauracji. Marysia S stwierdziła, że nie idzie bo nas wszystkich wywalą tuż przed maturą. Danka też nie poszła. Reszta owszem. I bawiliśmy się znakomicie a kiedy się obudziłam, w głowie miałam walc Szostakowicza. Mogłabym zaśpiewać, tak dokładnie pamiętam. 

Sny o tańcu nie są dobre (babcia mówiła - będziesz musieć za czymś hulać) ale ten sen nie był koszmarem, jakie mnie czasem dręczą. 

wtorek, 15 kwietnia 2025

wiosna, wiosna ach to ty!







 W tym roku ogród jest zapuszczony bardziej niż zwykle. Mikulina, zwana czasem Wandalem Skończonym lub Wściekłym Alarmem wydeptała sobie ścieżkę wśród najpiękniejszych hiacyntów i tulipanów. Czy hiacyny mogą pachnieć tak jak piwonie? Chyba coś mi się porobiło z węchem bo przecież piwonie ledwo odrosły od ziemi więc jak? Ale uwielbiam te wczesnowiosenne zapachy - narcyzy, hiacynty, fiołki, i od sąsiadki migdałek pachnie, sąsiadka ma bardzo zadbany ogród, mnóstwo kwiatów, równy trawnik, generalnie wszędzie jest pięknie, kwitną forscycje i drzewa owocowe. 

Mam na oknie łapacz snów, siostra mi zrobiła, sny mam czasem niedobre, powtarzające się. Za to o widok z okna zadbałam sama - powiesiłam solarną sowę i światełka a czasem w nocy wisi wielki księżyc. 

Pod oknem rośnie bez i pnąca róża, nie sadźcie bzu blisko domu - to ulubiony krzew szerszeni. Nasze chyba się do mnie przyzwyczaiły a ja bzu na pewno nie wytnę, mam więc w pakiecie samo zło i samo piękno. 

Na zdjęcie żonkili załapał się kurier ;). I co jeszcze -ptaki w podziękowaniu za dokarmianie pięknie śpiewają, wiosna. I niech mnie ten łeb przestanie boleć bo już nie mam cierpliwości. 

czwartek, 10 kwietnia 2025

gdy w głowie szumi

 Będzie trochę czarnego humoru ale nie przerażajcie się. 

Nieraz pisałam, jak bardzo lubię uroczystości rodzinne, a jeśli już ktoś odważy się i zrobi selekcję nie biorąc pod uwagę opcji "wypada, nie wypada" to już jest gwarancja doskonałej zabawy. 

Przez ostatnie lata spotykaliśmy się prawie wyłącznie na pogrzebach i co to za radość ze spotkania skoro jedno z nas leżało w trumnie. No, radość przez łzy i niepokój kto następny. Na szczęście nikt wieńcem nie rzucał i nikt nie łapał ale przypomniałam sobie, że kto pierwszy wychodzi ze stypy ten pierwszy umiera! 

Jednak pamiętam o swoich postanowieniach - czas przerwać żałobę i dać odpocząć rodzinie, po prostu żyć.  A do tego mam posadzone jesienią kwiaty i chcę zobaczyć czy coś z nich będzie. Wyszło żenująco beznadziejnie, nie ma się czym chwalić bo suka zwana Mikuliną Wandalem Skończonym zrobiła sobie ścieżkę centralnie wzdłuż rzędów kwiatów i połamała je jak tylko wylazły z ziemi. 

Gupi (nie poprawiać) guz ma się dobrze i przyznaję, ogranicza mnie, ale kiedy dostałam zaproszenie na ślub siostrzenicy, od razu powiedziałam - gupi guz nie będzie mną rządził, co to za życie jest żeby siedzieć w domu i nigdzie się nie ruszać bo głowa boli. Jak to brzmi - wybacz, nie pojechałam bo mnie głowa boli.  Ciotka pinda. A do tego złapałam przeziębienie i bałam się, że kogoś zarażę. Ale zrobiłam nam testy i wyszły ujemne. 

Młodych znam i bardzo lubię. Młodzi pełni radości i szczęścia, ślub w pięknej sali, przyjęcie doskonale dopracowane, eleganckie, wszyscy wobec wszystkich przyjaźni. Takie spotkania dają mi motywację do tego, aby nie rezygnować, nie zapadać się, nie zamykać. 

Dziś też Cię kocham. 



wtorek, 8 kwietnia 2025

ładnie

 

 Ania, wydawczyni mojej książki, tak mądrze i ładnie ją zrobiła. Jest część  jakby napisana przez dziecko z podstawówki, jest część napisana przez wkurwioną na życie woźną i jest też zwyczajna, zapracowana kobieta, jakich wokół wiele. Nie mogę się doczekać. 

wtorek, 1 kwietnia 2025

prima aprilis

 Napisałam na fp, że wracam do pracy bo mi brakuje pieniędzy. Dziś jest 1 kwietnia a więc żart na prima aprilis, i tak - do pracy nie wracam bo bym się wywracała po umyciu jednego okna albo gorzej - nie dotarłabym o tej zbójeckiej porze na przystanek! A druga część smutna bo jednak pensja z nadgodzinami a emerytura to ogromna różnica. 

Ale co z tego, nie nadaję się do pracy. Nie wiem jak ja tak mogłam wcześnie wstawać, teraz to dla mnie środek nocy ale ja śpię bardzo dużo, pewnie to sprawka leków. I nawet nie o to wstawanie chodzi, dużo kobiet w moim wieku pracuje, no ale ja nie mogę i nie dam rady. 

Mam założony od wczoraj holter i obudziłam się z poodpinanymi elektrodami, no trudno, będzie co ma być, to nie jest prima aprilis, doktorek się wkurzy czy nie, nie wiem. Raz się wkurzył bo nie poszłam na echo no i się pyta - czemu pani nie była? A ja zgłaszałam że nie przyjdę bo jestem chora, głowa mnie boli. 

Prawdziwa ze mnie baba z dowcipów! 

poniedziałek, 31 marca 2025

sposób na teściową

 

Podsłuchane w przychodni (jednym uchem)

Niektóre panie mają taki szept, że słychać je po drugiej stronie miasta i ja właśnie trafiłam dziś na takie dwie, czekające w kolejce do Bartusia. Bartuś to taki dzieciak kardiolog, wesoły i bezproblemowy, za każdym razem mówię mu – panie doktorze może ja już nie potrzebuję tych leków, po co ja tu przychodzę jak się dobrze czuję? A doktor się tylko śmieje i wypisuje mi recepty i skierowania na różne echa, bieganie po bieżni lub całodobowe podpięcie do ciśnieniomierza, aaaaa! Ale i tak go lubię, więc pewnego razu pochwaliłam się teściowej, że mam takiego fajnego lekarza i aaaaaaaaa teściowa przepisała się do niego! Bardzo pana doktora przepraszam bo to jest pacjentka schorowana i wymagająca wiele. Ale ja nie o tym dziś tylko o tym co podsłuchałam.

Do brzegu daleko.

Jedna z pań, ja się nie dziwię, że ją serce boli, opowiadała o swojej synowej. Nieładnie opowiadała, a do tego w poczekalni, a przecież nie wiedziała że ja jestem niedosłysząca i nie usłyszę, zresztą akurat siedziała z mojej strony słyszącej.

Były chrzciny Stasia, mojego wnuczka od córki, i synowa kłamliwa żmija dała przy wszystkich kopertę i powiedziała – miałam dać 1000 zł ale mamusia (czyli ja) powiedziała, że to za dużo i daję wam połowę! No jak ona mogła tak zmyślać, co za podłe dziewuszysko ten mój syn wziął!

Parsknęłam śmiechem i udałam, że się gwałtownie rozkaszlałam a łzy mi płynęły ciurkiem bo spróbujcie tłumić śmiech. Ale się uspokoiłam bo miałam nadzieję na dalszy ciąg.

Pani złapała się za serce ale kardiolog tego nie zobaczył bo badał za zamkniętymi drzwiami kogoś innego.

To potem ja chciałam się zemścić i wzięłam trochę kurzu z odkurzacza jak szłam do nich i udałam, że mi coś wpada za kanapę i wyjęłam ten kurz i pokazałam mojemu synowi, że takie koty mają w mieszkaniu bo pani żona leń! A ona wtedy napadła na niego i na mnie, że go nie nauczyłam sprzątać.

I wtedy Bartuś wyszedł z gabinetu i wymieniając moje imię zawołał – zapraszam! I nie wiem co było dalej.

środa, 26 marca 2025

how are you

 Złapałam się na tym, że zamiast użyć polskiego słowa napisałam "reset". Pewnie z 10 lat temu napisałabym po prostu "wypoczynek". Nic dziwnego, tak się po prostu rozwija język, jedne słowa wychodzą z użycia a inne stają się powszechne. Chyba się wymądrzam.

Spotykałam się z  Polakami mieszkającymi długo za granicą i wszyscy dorośli mówili po polsku bardzo ładnie, natomiast z ich dziećmi bywało różnie. Raz się zmartwiłam, że pewna dziewczynka mówi ładnie po polsku ale ma wadę wymowy i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to dziecko po prostu ma obcy akcent. 

Pracowałam przez jakiś czas w szkole dla obcojęzycznych dzieci i to dopiero był tygiel - obowiązkowym językiem był angielski ale uczniowie i nauczyciele pochodzili z całego świata. Przypominam sobie takie zdarzenie - był jakiś dzień rodziny i przyszli do szkoły między innymi Hindusi, Arabowie i Japończycy - babcia,  rodzice i rodzeństwo  i słuchajcie - sprzątaczki miały stać pod ścianą żeby w razie potrzeby pokierować gośćmi ale tak stać jakby nas nie było czyli nie łapać kontaktu wzrokowego i reagować dopiero na wyraźny kontakt.  I kurde czułam, że niektórzy panicznie się boją żeby nie mieć kontaktu, to czułam wcześniej bo dzieci też na to bardzo uważały, a japońska rodzina przepięknie mnie przywitała i usiłowali ze mną rozmawiać po polsku. Nie zrozumiałam ani słowa. 

Potem pracowałam w hotelu ale tam czułam się jak człowiek czyli wykonuję pracę, dostaję za nią wynagrodzenie, wracam do domu i umieram ze zmęczenia odpoczywam. A hotel to też mieszanina języków. Wiele razy nie rozumiałam ani słowa z tego co ktoś mówi ale od czego smartfon! 

No i na koniec goście, którzy przyjechali z Ukrainy - ja więcej rozumiałam ich gdy mówili swoim językiem niż angielskim. 

A teraz głuchnę i nawet czasem polski trudno mi zrozumieć. 

piątek, 21 marca 2025

zielone papużysko

 


Robimy selekcję zabawek którymi Hania już się nie bawi. Pluszaki, książeczki, kolorowanki i wykreślanki,  olbrzymi różowy miś i ta zielona papuga. Ptaszysko gada i śpiewa, świeci oczami i do tego, o zgrozo, idzie. A Kubuś też nie lepszy, gada, śpiewa i tańczy. Te zabawki są u nas w domu bo nikt by nie chciał takich rzeczy u siebie, bo nic tak nie męczy jak zabawa autkiem które wyje, trąbką albo bębenkiem.  A może nie wszyscy o tym wiedzą? Rodzice małych dzieci wiedzą na pewno. 

Jak będą zabierać gabaryty to wystawię ten karton przed bramę, może się komuś przyda.

czwartek, 20 marca 2025

Maszyna do leczenia

 


Zawsze fascynowały mnie duże i skomplikowane urządzenia. Parę lat temu była u nas poważna przebudowa drogi, z tunelami i wiaduktami i wszyscy klęli na dojazd a ja zawsze gapiłam się na te olbrzymie maszyny i na tych opalonych umięśnionych panów pracujących przy zbrojeniach również ale na maszyny bardziej. 
Szpital, w którym mnie leczą na głowę no co nerwiak jest w głowie i można śmiało mówić że mam chorą głowę z powodu nerwów  jest bardzo nowoczesny. Tam na każdym kroku są niesamowite urządzenia, przynajmniej te na radioterapii to wyglądają jak z filmu s-f. Nawet taki jeden nazwałam kiciuś bo jak leżałam na takim stoliku to on tak na kółkach zasuwał. Albo te zdjęcie pacjenta na ścianie żeby było na pewno wiadomo że to ten pacjent. 
Wczoraj zobaczyłam taką machinę, to naprawdę było wielkie. Nie wiedziałam oczywiście od czego to jest a doktora nie śmiałam pytać bo on ma mnóstwo pacjentów a mało czasu. Przyjeżdża z Gliwic tylko raz w tygodniu i jest naprawdę doskonały w guzach mózgu. 
Ale od czego fejbuczek! Zrobiłam zdjęcie, zapytałam i zaraz się dowiedziałam - to jest mobetron! 


wtorek, 18 marca 2025

podróż w czasie

 Bardzo lubiłam czytać powieści, w których bohaterowie zostają przeniesieni w czasie. W podstawówce to była "Godzina pąsowej róży" i "Małgosia kontra Małgosia". Historii nie lubiłam jednak z powodu przymusu wkuwania na pamięć dat. Dopiero niedawno polubiłam powieści z historią w tle, choć jestem bardzo ostrożna bo jednak może tam autora ponieść fantazja. Przy okazji polecam prawie wszystkie książki Joanny Jax. Prawie, bo przecież nie każda książka musi być udana. 

Od dwóch miesięcy codziennie oglądamy serial Outlander. Sama nie wiem, jak nazwać ten gatunek, bo jest tam i romans, i dużo seksu, tło historyczne i współczesne, dramat i fantasy. Ale nie o tym chciałam, tylko i tym, że jestem paskudna, okrutna i zła. Bo słucham powieści i jestem o dwa tomy do przodu więc wiem, co w filmie będzie dalej i podczas oglądania komentuję. To jest okropne ale i tak to robię wystawiając na próbę cierpliwość chłopa. 

Na przykład - po co oni wpuszczają tę dziewuchę do domu, ona od początku wygląda na fałszywą, będą mieli przez nią straszne kłopoty! 

Albo - ona będzie spała z braćmi i nie będą wiedzieli czyje dziecko ale im to nie przeszkadza i żyją sobie w trójkącie! 

Jutro jadę na kontrolne badania ale już wiem, że wyniki są dobre. 


czwartek, 13 marca 2025

hurra, emerytura

 Rano budzi mnie ból głowy jasny prostokąt okna, obracam się na bok i myślę - Boże, jak to dobrze, że nie muszę wstawać i lecieć na przystanek. Biedne te moje koleżanki! Nie biedne tylko pracowite - poprawiam się, bo biedna to jestem teraz ja. Emeryturę mam żenująco małą ale na razie nie przejmuję się tym. 

Piję spokojnie kawę, przeglądam wiadomości. Idę z Mikuliną do ogrodu. Ona nie chce iść więc udaję, że zabieram smycz, wtedy idzie. Łażę po ogrodzie w szlafroku, drogą sunie nieprzerwany strumień samochodów - dzieci do szkoły, dorośli do pracy. Fiołki zakwitły. Drzewiasta piwonia, największa kapryśnica w ogrodzie, przetrwała. 

Gdybym mieszkała dalej od sąsiadów, postawiłabym w ogrodzie angielkę i na niej robiła przetwory. A w kącie wannę, woda by się grzała w słońcu i można by w niej leżeć jak w basenie. Co za pomysły. 

Suka połamała młode pędy tulipanów. No trudno. Dobrze że dołów nie kopie. 

Spokój. Wygodny dres.  Popołudniowe drzemki. Seriale i książki. Bez pośpiechu i bez żalu. 

Krzysiek w przyszłym miesiącu osiągnie wiek emerytalny ale nie zamierza niczego zmieniać. Mnie jest dobrze w domu, jemu jest dobrze w pracy. 

 


sobota, 8 marca 2025

znów o Mikulinie

 Nie obraża się, gdy mówię do niej suko bo jest suką. Wlepia zakochane oczy w mojego chłopa a kiedy on wraca do domu, rozpiera ją radość i szczęście i patrzy na mnie z wyrzutem, że ja nie macham ogonem z radości. Ja jestem ta zła i okrutna bo nie pozwalam spać w łóżku, on natomiast pozwala. Nie pozwalam bo suka chrapie, uwala się na poduszkę i wygląda nad ranem jak wielki pies a nie chude 10 kg. Jemu to nie przeszkadza więc chrapią obydwoje za ścianą i dopiero kiedy on idzie do pracy, suka przybiega do mnie z propozycją, żebyśmy pobiegły na podjazd machać ogonem albo choć białą chusteczką a kiedy mówię że nigdzie nie idę, zakopuje się pod jego kołdrą i śpi. To dopiero jest miłość! 


tutaj akurat zabiega o moją atencję, chyba nie chce żeby o niej pisać ;) 

czwartek, 6 marca 2025

siostrzeństwo

 

W ostatniej pracy czasem powtarzałam – jedziemy na tym samym wózku, nie dokładajmy jedna drugiej, za tydzień czy dwa nikt już nie będzie pamiętać o co się kłócimy. Starałam się łagodzić konflikty bo sama praca była wystarczająco ciężka a do tego każda z nas miała niełatwe życie. Przecież gdyby było łatwo to by żadna nie sprzątała w hotelu, to nie jest zajęcie z marzeń.

Jedne miały lepiej inne gorzej ale widziałam jak niewiele trzeba, by kobieta poczuła, że nie jest sama. Chwila rozmowy, cukierek zostawiony na wózku, komplement. Przychylność. Bez knucia i plotek. Tak się łatwiej pracuje. Nigdzie nie spotkałam tak zgranej ekipy jak wtedy. Pewnie byłam widziana jako naiwna ale co z tego. Na pożegnaniu spotkałam się z wielką serdecznością od wszystkich. Może dlatego że jestem chora a może nie.

W innym środowisku byłam świadkiem rozmowy dwóch kobiet, okrutnych kobiet. Jedna opowiadała drugiej o swej synowej, nawet nie zważając na moją obecność. Nakreśliła dziewczynę głupią, niechlujną, leniwą, żerującą na pracy jej syna. Nie to jednak było najgorsze. Jedno z wnucząt było niepełnosprawne i wtedy padło stwierdzenie – po co to takie męczyć, jeździć po lekarzach, wydawać pieniądze jak i tak nic z tego nie będzie. Takie – nawet nie dała niepełnosprawnemu dziecku prawa do posiadania imienia.

A wy po co chodzicie od lekarza do lekarza – pomyślałam wówczas mściwie mając jednak świadomość, że one urodzone w latach czterdziestych miały ciężkie dzieciństwo, młodość i życie równie nielekkie. Ale przecież to nie upoważnia do wydawania wyroków.

Te relacje kobiet między pokoleniami są szczególnie trudne gdy o tron walczy teściowa z synową. A przecież wystarczy pojąć, że każda ma swojego księcia i swój tron (czasem do szorowania) więc nie ma się o co bić. Ważne, by syn również to pojął i porzucił rolę królewicza a synowa nie była dla rodziny wiecznym Kopciuszkiem.

Wychowałam się wśród kobiet, mam pięć sióstr i nie zawsze nasze relacje były dobre, czasem się kłóciłyśmy a nawet byłyśmy obrażone na siebie dzień lub nawet miesiąc, kochając się za wszystko i za nic. Nie mieszkamy blisko i rzadko się odwiedzamy. 

Ale widzę wśród innych kobiet moje siostry, dobre, szczere, kochające, gotowe w trudnych chwilach przytulić i powiedzieć lub napisać – jestem tu, co mogę dla ciebie zrobić.

Tak, to o Tobie. Dziś też Cię kocham.

sobota, 1 marca 2025

poganiam wiosnę

 

wstawiłam do wody kilka patyków z czereśni i zakwitły

Miałam w Tuchowie dwie koleżanki, na które zawsze mogłam liczyć. Z jedną chodziłam do szkoły i miałam praktykę w „Staromiejskiej”, potem obie pracowałyśmy przez rok w Krynicy i znów wróciłyśmy do starej knajpy w Tuchowie. Ale już nie byłyśmy uczennicami tylko pełnoprawnymi pracownikami. Robiłyśmy jednak to samo co na praktyce czyli noszenie węgla, ziemniaków i wody, mycie naczyń, obieranie ziemniaków i warzyw. I bardzo dobrze, bo pewnego razu jedna z pań z biura zamówiła naleśniki z serem i pod ciastem miała przysmażonego karalucha, co za piekło się wtedy rozpętało. A my nic, bo jedna stała przy zlewie a druga obierała warzywa.

Pracy bardzo potrzebowałam bo właśnie wyszłam za mąż i byłam w ciąży, jednak nadal mieszkałam z rodzicami gdzie była niewyobrażalna ciasnota.

Dojeżdżałam do Tuchowa i było mi bardzo ciężko bo zimą autobusy często do Jodłówki nie jeździły i wiele razy szłam do pracy lub z pracy na piechotę. To jest ponad 10 km.

Druga koleżanka mieszkała w starej kamienicy przy rynku. Miała mieszkanie na parterze, przez kuchnię wchodziło się do pokoju, ubikacja w podwórku, łazienki nie było. Mieszkała tam z mężem i dzieckiem. Jej mąż pracował na zmiany i czasem kiedy miał noc, koleżanka zapraszała mnie na nocleg. Spałam w kuchni na leżance, wstawałam w nocy by dorzucić do pieca ale do dziś jestem jej wdzięczna za te noclegi. Ostatni raz maszerowałam z Jodłówki do Tuchowa w styczniu, był mróz i kiedy weszłam do kuchni, szefowa złapała się za głowę – byłam cała oszroniona i zmarznięta na kość. W lutym 84 poszłam ma macierzyński i już od tamtej pory Tuchów nie jest moim miasteczkiem, bywam tam tylko przejazdem.

Teraz nawet nie wjeżdżamy do rynku bo jest obwodnica, mam nadzieję jednak jeszcze tego lata pojechać i pospacerować po tych chodnikach, sprawdzić, czy coś zostało z tamtych lat.

środa, 26 lutego 2025

Mój Tuchów

 




Jeśli ktoś planuje pisanie na emeryturze to może się srogo zawieść, czasem pamięć pozwoli na rozwiązywanie prostych krzyżówek i na tym koniec. Gubię słowa. 

Dlatego napiszę dziś o moim zeszłowiecznym Tuchowie. We wspomnieniach ciekawe jest to, że każdy widzi nieco inaczej zarówno miejsca jak i zdarzenia.

Do Tuchowa zawsze było trudno się dostać, droga była byle jaka a autobus kursował rzadko. Do tego był przelotowy i zawsze pełen. Ile razy musiałam przebyć tę trasę na piechotę!

Teraz, gdy jedziemy samochodem, aż wzdycham z zachwytu i podziwiam te malownicze pagórki porośnięte jodłami i bukami, te zakręty, zza których znienacka wyłaniają się kolejne łąki, strumyk i znów las.

Nie znaczy to przecież że nie pamiętam trudów komunikacyjnych.

Tuchów położony jest w dolinie rzeki Białej i jest śliczny. Zawsze był śliczny.

Środek miasteczka wyznaczał rynek z ratuszem. Moje pierwsze wspomnienia to wysoki żywopłot i ławeczka, na której siedziałam z mamą i jadłam lody kupione u Górskiego. Musiałam być mała bo ten żywopłot wcale nie był wysoki dla dorosłego, mnie sięgał nad głowę.

Kamieniczki wokół rynku mogą być dla starszych mieszkańców zabawą w zgadywanie i tak je opiszę. Najważniejsza dla mnie część to ta, z której odjeżdżały autobusy. Parterowy dom z podcieniami, z jednej strony apteka a z drugiej prowadząca do kina alejka obsadzona różami i samolot! Prawdziwy, na postumencie, idealne miejsce na spotkanie, umawiałam się „pod samolotem” wiele razy. Wtedy przecież nie było internetu ani komórek, trzeba było ustalać miejsce i czas i cierpliwie czekać.

Ulica po prawej stronie to właśnie cukiernia Górskiego. Ciastka i lody. To była jedyna cukiernia w mieście i dość często już w kilka godzin prawie wszystko było wykupione.

Pewnego razu byłam z moją wychowawczynią w Tuchowie na jakimś konkursie gminnym i kiedy już napisałam, a było trudno i długo, pani powiedziała, że teraz pójdziemy w nagrodę na dobre lody i ciacho. I co? Lodów nie było, ciacha nie było i pani kupiła chałwę. Byłam strasznie głodna i zjadłam. Od tamtej pory na samą myśl o chałwie robi mi się niedobrze.

Kolejna kamieniczka to znów wspomnienia – restauracja Staromiejska, a raczej straszliwa, cuchnąca mordownia. Miałam tam dwa lata szkolnych praktyk. Wyobrażacie sobie restaurację bez bieżącej wody i z wychodkiem w podwórku?

Potem już sklep z galanterią „na schodkach” w narożnym budynku. Nie skręcamy na Jodłówkę, nie, dziś chodzimy tylko wokół rynku. Kiosk u Szaramy i kawiarnia Miś. Byłam tam może raz albo dwa dlatego nie napiszę o tym miejscu nic.


Pisać dalej?


piątek, 21 lutego 2025

nic mi nie jest

 No dobra, przyznam się. Parę dni temu po stronie nerwiakowej drgała mi mocno powieka ale to się zdarza, może za mało wody albo magnezu. Ale potem nagle zaczął mi drgać policzek i to mnie dość mocno wystraszyło bo dotychczas nigdy tego nie doświadczyłam. Wiem natomiast, że przy nerwiaku może się zdarzyć porażenie nerwu i ludziom się różnie dzieje. Otolaryngolog umówiony na przyszły piątek a onkolog na środę ale zmienił termin na połowę marca. I co zrobiłam? Nic. Położyłam się, poleżałam i mi przeszło. Ale zadzwoniłam do kilku osób żeby pogadać. O niczym, ale ze świadomością, że jeśli będę mieć porażenie to może to być ostatnia rozmowa na długo albo na całkiem. No, panikara! Nic mi nie jest. 

środa, 19 lutego 2025

reranie

 U nas rera już trzecie pokolenie. Nigdy mi to nie przeszkadzało, nigdy też nie zwracano mi uwagi na tę wadę, jest niewielka. Syn miał zestaw ćwiczeń od mojej siostry i pamiętam, jak cierpliwie uczyła moje dziecko wymawiania "r" tak, aby drgał koniuszek języka. I to śpiewanie "moooooja maaaaama sieje mak". Ale porzuciliśmy bo dość się dziecko namęczyło z aparatem na zęby. W szkole nawet nikt nie zwrócił uwagi na to reranie.  

 Hania, mówiąca "r" tak samo jak babcia i tata,   ma zajęcia z logopedą wraz z połową klasy.  A kiedy jest u nas, w ramach gimnastyki buzi i języka śpiewa "mooooja maaaaama sieje mak". 

poniedziałek, 17 lutego 2025

który to już rok

 Pierwszy wpis na "za-żarcie za wzięcie"   powstał w lutym 2009 roku. Potem był ten blog a na koniec całkiem zakopany w lochu blog o Waldemarze, Krysi i Rysiu. 

Kawał życia. Rodzinnego, osobistego. Nic porywającego. Może trochę ciekawsze to, co zmyślone. Kotki, pieski, kwiatki, autobusy i Kraków, ale ten Kraków widziany z perspektywy mieszkańca który nie ma czasu ani sił na spacery, na siedzenie w kawiarnianych ogródkach i podziwianie zabytków. 

Takich blogów jak mój jest wiele. Przychodzi taki moment, że nie ma o czym pisać bo już o wszystkim było. Łatwo nie jest bo prawie każda rozmowa kończy się zastrzeżeniem - tylko nie pisz o tym na blogu. Można pisać anonimowo ale ja nie chcę. Bo jak bym mogła wtedy spotykać się z Wami? 

Kiedyś mój blog był dość popularny bo ciągle lądował na pierwszej stronie Onetu i wtedy zdarzało się, że ludzie pytali, czy ja to ja. Zawsze odpowiadałam, że nie wiem o kogo chodzi. Był taki czas, że zwyczajnie się bałam napaści. To trwało rok czy dwa, dałam radę, nie musiałam wyprowadzać się za Ural. ;). 

Każdy bloger ma czasem chęć porzucić pisanie, ja też tak miałam aż pewnego dnia poczułam się porzucona bo ktoś skasował blog, w którym czytałam każdy wpis. Wielu zaprzyjaźnionych blogerów umarło i czasem, choć ich osobiście nie znałam, płakałam. 

Wtedy zrozumiałam, że nie można tak odejść i porzucić pisania bo są tu przyjaciele, którzy trwają przy mnie od początku lub od wielu lat, sprawili mi wiele radości, stawali po mojej stronie, dodawali odwagi, przysyłali prezenty! To jak bym mogła się pożegnać. Tak się nie robi. 

Z całego serca dziękuję za wytrwałość, za dobre słowa, za wsparcie w trudnych chwilach. Nie jest mi łatwo pisać bo uciekają mi słowa z myśli tak jak starym ludziom. Na przykład zapominam jak się nazywa krzak rosnący pod gankiem i mówię "motyli krzew". To nic takiego, mogło być gorzej. 

Tak się blog składa w pamiętnik na bieżąco czytany. 

Dziś też Cię kocham. 


piątek, 14 lutego 2025

czy te oczy mogą kłamać


To zaledwie pół roku jak Mikulina mieszka z nami. Zobaczcie to oddanie w oczach. Co za pies się nam trafił! Idealny. No bo co z tego, że wściekle szczeka na pana sprawdzającego liczniki, goni z posesji koty i chrapie. 

Czarujących Walentynek! 

 

środa, 12 lutego 2025

trwała ondulacja

 Za chwilę wiosna i atak na salony fryzjerskie. Strzyżenie, pielęgnacja, farbowanie! Po ostatnim strzyżeniu nie wybieram się, muszę dać szansę włosom, niech trochę odrosną. 

I teraz będzie o tym, jak kobiety usiłowały się wypięknić prawie 50 lat temu. Teraz wiem, jaką robiłyśmy sobie katastrofalną krzywdę i jaka to była głupota ale wtedy żadna z nas nie dała sobie powiedzieć, że źle robi. 

Dziewczyny przeważnie miały ładne, zdrowe włosy. Suszarka była rzadkością, lokówka nie do zdobycia, o prostownicy nikt nie słyszał. Do mycia służyły dwa, trzy rodzaje szamponów - rumiankowy i pokrzywowy. Rzadkie jak woda. Czasem ktoś kupował lotion do układania włosów, to był taki lepiący się płyn, układał włosy w strąki. A moda była na włosy kręcone. 

W kiosku można było kupić płyn do trwałej ondulacji. Tu zaczyna się właściwa opowieść. Preparaty cuchnący okrutnie, w dwóch pojemniczkach, jeden używało się przy kręceniu a drugi później. 

Pamiętam te zabiegi. Potrzebny był ten płyn, drewniane kołeczki z gumką i ciotka Staszka. 

Płyn można było kupić w kiosku w Tuchowie. Kołeczki robiło się samemu. Z gałązek bzu należało uciąć kawałki jednakowej długości, oskubać korę i naciąć z dwóch stron, aby było gdzie zahaczyć gumkę. Gumki trzeba było uciąć z dętki rowerowej. Z grubsza powinno wyglądać to tak. 



Co dawał taki zabieg? Z ładnych, błyszczących, prostych włosów robiła się kopa siana a w najlepszym wypadku dziewczyna wyglądała jak owca przed strzyżeniem. Ale co z tego. Wszystkie panie, niezależnie od wieku od czasu do czasu kusiły się na trwałą i rzadko która wyglądała dobrze. 

Ja miałam dwa razy. Jak znajdę zdjęcie to dodam. 

Znalazłam. I taka refleksja - jednak zdjęcie z dowodu może się podobać. 



I teraz oczekuję komentarza od Artura - nic się nie zmieniłaś!