Działo się to w czasach, gdy
służba w wojsku była obowiązkowa a status „chłopak po wojsku” informował o dojrzałości
fizycznej i społecznej. Bo nie ma się co oszukiwać, bywało tak, że szedł do
wojska zapyziały, zahukany wymoczek a po dwóch latach wracał w rodzinne strony
pewny siebie, dojrzały mężczyzna, często z uprawnieniami zawodowymi i prawem
jazdy.
Jasiu chodził za Zosią rok i byli uważani za parę, kiedy dostał
specjalny bilet na drugi koniec Polski do formacji, gdzie służyło się
dłużej niż dwa lata. Daleko, ale przynajmniej zobaczy morze.
Zosia była piękną dziewczyną i matka nieraz mówiła
Jasiowi, aby dał sobie spokój.
- Zanim ty syneczku wyjdziesz
z wojska, to ona już będzie mężatką, a w najlepszym razie będzie starą panną.
Zosia miała wówczas lat
dwadzieścia i była gotowa do zamążpójścia. Nie była znów tak bardzo zakochana,
nie, nawet się zastanawiała, czy to jest miłość. Ten czas był jej bardzo na
rękę, czas i rozłąka pokażą, czy Jasiu
jest tym jednym na całe życie.
Było tradycyjne pożegnanie w
gronie rodziny i przyjaciół, namiętne pocałunki i obietnica częstego pisania. Nie
widzieli się cztery miesiące, pisali do siebie listy i te listy w jakiś niepojęty
sposób bardzo ich zbliżyły. Wyrażali na papierze słowa, które trudno im było
powiedzieć wprost.
Po przysiędze Jasiu miał zaledwie
krótką przepustkę a dopiero po ośmiu miesiącach przyjechał w rodzinne strony na
urlop. Wtedy po raz pierwszy się z Zosią kochali a gdy wyjeżdżał, poprosił ją o rękę. Miała niemiłe wrażenie,
jakby chciał ją sobie „zaklepać” jak rzecz.
Nie wiedziała, że dostaje
systematyczne sprawozdania o każdym jej kroku. O tym, że była na zabawie
andrzejkowej, o tym, że siedziała w autobusie koło Wojtka i o tym, że tańczyła na weselu. Sama mu pisała
o tych zdarzeniach bo przecież nieraz rozmawiali o codziennym życiu i Jasiu sam mówił, że z
powodu jego wojska Zosia nie musi rezygnować z życia towarzyskiego.
W drugim roku jego listy
stały się pełne pretensji. Ciągle musiała mu się tłumaczyć nie czując się
winną. Z tego, że jakiś kolega się jej ukłonił, że pojechała z koleżankami na
kilka dni w góry, że spacerowała ze znajomymi nad rzeką. To się stawało coraz
bardziej uciążliwe bo nie miała przecież za co przepraszać, była wierna.
Synu
Kochany! Nie wiem, czy Ci to pisać, ale jak ja ci nie napiszę to zrobią to
koledzy, Wojtek i Marek mi mówili, że Zosia jest w ciąży a z kim pytam się, bo
Ciebie przecież nie było tu od maja a jest wrzesień. Może i tak być, że
będziesz chował nie swoje dziecko, z tym się licz.
Pewnego wrześniowego
wieczoru Jasiu stał pod domem Zosi. Wahał się dość długo. Zanim zapukał do
drzwi, podszedł pod okno. Zobaczył Zosię siedzącą przy stole z nieznajomym
mężczyzną.
Miał przy sobie skradzioną z
jednostki broń. Ciężko ranił kobietę i uciekł do lasu, gdzie popełnił samobójstwo.
Zosia nie była w ciąży, nigdy nie zdradziła Jasia i nawet nie rozumiała, z
jakiego powodu jest oczerniana.
W kilka lat po tym zdarzeniu
na cmentarzu parafialnym, pod murem, gdzie chowa się samobójców, w dzień
Wszystkich Świętych matka Jasia spotkała przy grobie syna nieznajomą kobietę,
trzymającą na rękach niewielkie dziecko. W takich okolicznościach poznała
swojego wnuka, urodzonego w miasteczku nad morzem, gdzie syn służył w wojsku.
Niezawodny Kneź i tym razem wsparł mnie muzyczną ilustracją. Dziękuję!
Niezawodny Kneź i tym razem wsparł mnie muzyczną ilustracją. Dziękuję!