wtorek, 17 listopada 2020

ech, młodość

 Pokojowa pokojowa sprząta kuchnie w akademiku. Siły do śpiewania nie ma ale czasem ma ochotę o ósmej rano przejść z łomotem wózka i zawodzić jęczącym głosem "Kiedy ranne wstają zorze". 

Nie robię tego bo z maseczką na twarzy nie da się ani śpiewać, ani nawet robić min. Ale przynajmniej mam nadzieję, że mnie nikt nie rozpozna bo nie czarujmy się, praca sprzątaczki nie jest prestiżowym zajęciem. Nieraz  idę (mamy dwa budynki do obsługi) z tym wózkiem załadowanym chemią, wszystko mi wypada z pojemników,  lecę bojąc się, że mi ktoś zrobi zdjęcie a ze zdjęcia mema i puści w internet. 

Już mi nieraz na środku ulicy spadły ścierki, rękawice, ściągaczki, ja nad tym po prostu nie panuję. Mop wali mnie w czoło jak się tylko zbliżam za bardzo do wiadra, jak koń co kopie woźnicę. 

Ale jestem dzielna i walczę. W nagrodę mam co rano takie obrazki. Jadę z hukiem korytarzem i już ma skręcać do kuchni a tam stoi dziewczyna w kusej piżamce, Boże, ja nie wiedziałam że to są piżamki, ja myślałam że to bielizna na wyjątkowe randki piękna i zgrabna, portierzy to mają na co popatrzeć w tych kamerach, no no, namawiałam Krzyśka żeby aplikował na stanowisko portiera ale teraz to nawet nie wspominam. 

Co jak to chciałam. A, stoi przy blacie panienka w majtkach i koszulinie i smaży na patelni kawałki pizzy. No i bardzo dobrze, niech smaży, co prawda mogła wrzucić to jedzenie do mikrofali ale co mnie to obchodzi. O, wiem czemu nie mogła. Mikrofala cała zalana jakąś czerwono - brązową mazią i nie da się w niej nic zagrzać. Ja się im odpłacę, jeszcze przyjdą żeby im podpisywać protokół odbioru pokoju, ha! 

Odkąd studenci mają zdalne zajęcia to snują się po akademiku porozbierani jakby nie odróżniali dnia od nocy. Może dlatego, że już się nie boją niespodziewanych odwiedzin rodziców! 

Jak Wam się żyło w akademiku? Powspominacie? 

20 komentarzy:

  1. Barwnie🤣🤣🤣😱😱😱

    OdpowiedzUsuń
  2. Grzeczna dziewczynka poszla na studia tam, gdzie mieszkała, więc akademiki tylko odwiedzała. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak odwiedzałam często z noclegiem, aż był nalot i wzięto mnie za waleta. Nie pomogły tłumaczenia, że ja z miasta. No i wyleciały dziewczyny na stancji przeze mnie. Dalej je odwiedzałam z noclegiem 😀

      Usuń
  3. Piękne czasy, jest, co wspominać. Amatorskie koncerty z piosenkami Cohena , Biczewskiej, Okudżawy odbywające się w kuchni, bo miała świetną akustykę. A jak tematyka kuchni, to niezwykle „woniejące” potrawy, gotowane przez studentów z Afryki. A jak studenci z Afryki, to widokowe niespodzianki w koedukacyjnych łazienkach. Zajadanie się ośmiornicami z puszki, jako rybami w sosie pomidorowym (z językami było wtedy kiepsko). Nigdy potem w swoim dorosłym życiu nie zaliczyłam tylu koncertów ( Bukowina, Długosz, Adamiak i inni), seansów filmowych i spektakli teatralnych. Pozdrawiam DTCK

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w takich przypadkach spiewam sobie: Jak dobrze wstac skoro swit... Pomaga. Albo slonko zaraz wyjdzie albo gwiazdy zobacze jak sie poslizgne. Ach zycie w akademiku. 1. Pozyczylam jajko kolezance z innego pokoju. Oddala mi za tydzien akurat wtedy, gdy w Modzie Polskiej kupilam sobie mydelko o zapachu 'zielonego jabluszka' czyli za ostatni grosz. Pobieglam w te pedy do wspolnej kuchni, rondelek, woda, zapalnik. Wszystko gra, trzy minuty lub 5 rozmyslam. Wybieram 5 bo na twardo dluzej nie czuje sie glodu. Nagle: nie mam soli. Biegiem do kolezanki po szczypte soli. Jestem spowrotem z lyzka w reku. Jajka nie ma! Rozgotowalo sie, wyparowalo czy go ktos wykradl. Oj, lepiej bylo tylko na miekko... i mniej ekskluzywnie; bez soli. 2. Na Kleparzu zachwycila mnie fasola 'Jasiek'. Kupilam pol woreczka nylonowego. Jak to przygotowac. Dobre rady sie posypaly tak szybko, ze prawie na lebka przypadnie po jednaj ugotowanej fasoli. Po namoczeniu i innych obrobkach lasola wyladowala w radlu. Sprawdzamy. No nie, jeszcze twarda. A tu nagle wrzask na korytarzu: cos sie pali na kuchence. O jezuuuu, nasza fasola! Otwieramy okna w kuchni i wrzeszczymy jeszcze glosniej: co za idiota zapomnial fasole na kuchence (fasola byla czarna, popekana, powybuchana i smierdzaca). Potem, noca losowalysmy zapalki, ktora z nas pojdzie po spalony garnek, bo nas moze zdradzic. Ja nie wyciagnelam najktrotszego ale garnek skrobalam przez tydzien.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko rok mieszkałam. Jakoś dużo stresu. Akademik na skraju miasta. Pamiętam jedynie drogę do akademika wiodącą przez krzaki, pokonywaną wieczorami z lękiem, bo kogoś tam zgwałcili. I dziwaczny układ - łazienka między dwoma pokojami, nigdy nie miałam pewności czy ktoś z drugiego pokoju tam będzie, jak długo będzie. Kuchnia na korytarzu, nie lubiłam jej. Nie wiem co jadałam... Jakoś się nie odnalazłam. Później wynajmowałam pokój i było dużo lepiej.
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja dojeżdżałam pociągiem. Codziennie 60 km w jedną stronę. W akademikach sporadycznie waletowałam, ale wtedy i tak wstawałam bladym świtem i pędziłam sprawdzać co się złapało w żywołówki. Kończyłam biologię i licencjat pisałam o myszach. To były czasy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne czasy w Cieszynie-1984-1989

    OdpowiedzUsuń
  8. bossskie czasy.Brydż do rana,jak się zaczęło imprezę na parterze tak kończyło po tygodniu na czwartym piętrze;)))
    eh....

    OdpowiedzUsuń
  9. Internat koedukacyjny.To była jazda bez trzymanki :) Nauka własna, cisza nocna, zimna woda i telefonowa kolejka. Początek lat dziewìędziesiątych ubiegłe stulecie. Przepaść. Ale cztery lata przeżyłam a przjaźnie tam powstałe trwają do dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  10. Stare dobre czasy :) Do dań jednogarnkowych i biesiadowania przy nich do dzisiaj mam sentyment :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Studiowalam za czasow PRL i na akademik sie nie zalapalam--nie przyslugiwal bo mieszkalam za blisko.Dojezdzalam przez cale studia--prawie 2 godziny w jedna strone i czasu na prawdziwe studenckie zycie nie bylo wiele.Ale niektore przyjaznie zostaly do dzisiaj, a to juz 50 lat minelo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Złote czasy! I w akademiku i na stancji. Nie było czasu i kasy na jedzenie, ale na zbiorczą flaszkę zawsze coś się znalazło. Pamiętając nasze gry i zabawy studenckie, do dziś zachodzę w głowę, że przeżyliśmy ( nasza szkółka miała akademiki na 10 i 11 piętrze akademików polibudy ) i nikt ani nie wyleciał, ani nie wyskoczył. Choć dołem omijali te akademiki szerokim łukiem bo z okna zawsze coś mogło wylecieć. Największe co pamiętam to telewizor, jedna koleżanka się kłóciła z jednym kolegą i nie trafiła w niego, a okno było otwarte.
    No i obowiązkowa gimnastyka wspinaczkowa, gdy się winda zepsuła. A psuła się jakoś często.
    Ach, nie zmieści się w komentarzu opis studenckich czasów.
    Ale życzę wszystkim aktualnym studentom, by swe studia wspominali tak miło, jak ja swoje.

    OdpowiedzUsuń
  13. żałuję, że studiowałam w rodzinnym mieście ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Mąż opowiadał, że zjeżdżali po schodach na nartach:-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja dzisiaj z pozdrowieniami i trochę poza tematem zapraszam Cię na konto fb Jabuba Nowaka i Pozdrowienia z Pasma Brzanki.
    Cudne zdjęcia - może będą miłą, chociaż tylko wirtualną wizytą w rodzinnych stronach.
    Trzymajcie się zdrowo!
    MBI

    OdpowiedzUsuń
  16. Dojrzewałam do wpisu długo, bo musiałam przypomnieć sobie coś co było bardzo dawno. Otóż na pierwszym roku nie było odwiedzin w pokojach , tylko spotkanie z gościem w świetlicy (i nie był to klasztor tylko akademik politechniki!). W pokoju 3 dziewczyny, dyżury do sprzątania co tydzień,było nieźle. Kuchni nie pamiętam, bo wszystko jedliśmy w stołówce, a pod prysznicem często nie było sitka tylko woda lała się na łeb z rury.
    Na drugim roku postęp, gość mógł wejść do pokoju jak zostawił na portierni dowód osobisty i tylko do 22. Było milion prób jak ominąć tę barierę, a nawet niektóre udane. Rozrabiania nie było, bo było bardzo dużo nauki i nawet wolnych sobót jeszcze nie było.Czasem przychodził ktoś z tubylców coś od nas przepisać.
    Znajomości przetrwały do dzisiaj, choć ludzie rozjechali się po świecie.
    A na piątym roku przekwaterowano nas do innego akademika, świeżo po remoncie, był KOEDUKACYJNY. Tylko 5 lat i inna epoka.
    Dało się przeżyć, choć młodzieży zazdroszczę tych pokoików z łazienkami.
    DTCK Klarko!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz