piątek, 6 listopada 2020

co nam jeszcze wolno

 Staram się dostrzegać coś dobrego w tym postawionym na głowie czasie. 

Nie pamiętam takiej jesieni, żeby w autobusach nikt nie smarkał i nie kaszlał. 

O wpół do siódmej rano Kraków oblepiony jest szarą mgłą a w tej mgle stoją niewyraźne, ciche postacie. Mają zasłonięte twarze. Cicho i szybko wsiadają i wysiadają, cicho i szybko idą do celu. 

Rok temu ludzie dobrowolnie zasłaniali twarze maseczkami chroniąc się przed smogiem.  Dziś wszyscy mamy maseczki, i tylko oczy niespokojnie patrzą na tych, którzy odsłaniają nos. 

Jeszcze możemy robić zakupy, jeszcze mamy pieniądze. Jeszcze drzwi, za którymi mieszkają chorzy, nie zabija się deskami. Jeszcze nie podaje się jedzenia na łopacie. 

Ale już wszyscy mamy w sobie strach. 

Niedawno przez cały dzień bolała mnie głowa i wszystkie stawy. Mój Boże, złapałam koronawirusa - pomyślałam. Zamiast jak zawsze wziąć tabletkę i przeczekać, bo nieraz już tak się czułam w zimny, deszczowy dzień. 

Szukam pocieszenia i szukam słów, którymi mogę pocieszać. Łagodzę spory. Drobiazgi tak naprawdę nie mają znaczenia, nie warto się o nie bić. Uśmiecham się, mimo wszystko. 

Napisz, jak się czujesz, co robisz. To nam jeszcze wolno. 

Dziś też Cię kocham. 





36 komentarzy:

  1. Klarko, wytrzymacie.Bedzie dobrze.My bylismy zamknieci duzo szczelniej niz Polska,ponad 2 miesiace wytrzymalismy.Fakt--rzad bardzo pomagal--nadal sa specjalne zasilki. I udalo sie --od tygodnia nie ma nowych przypadkow zachorowan, nie ma zgonow.Jeszcze 2 dni Melbourne ma zamkniete granice miasta,ale juz wszystkie sklepy ,restauracje , uslugi, szkoly ,wszystko otwarte.Zostaly maseczki, zachowanie odleglosci,ograniczona liczba ludzi w sklepach, ale to juz drobiazgi.
    Juz w niedziele otwieramy nasza polska biblioteke.Wreszcie pojade do syna, ktory mieszka w malym miasteczku nad oceanem i zobacze wnuki mlodsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widziałam że kwitną u Was drzewa, macie wiosnę :)

      Usuń
    2. U nas caly rok jest zielono i cos kwitnie.Ale na wiosne szczegolnie duzo tego.

      Usuń
  2. Przystosowałam się, zmieniłam priorytety. Już nie myślę w pracy o takich "fanaberiach", jak: czy chory i rodzina są dobrze zaopiekowani psychicznie, a o tym, czy będę miała kogo posłać z personelu do pacjenta bardzo cierpiącego. I o tym jak ochronić personel, który mi jeszcze został na placu boju (większość jest na kwarantannie, albo choruje).
    Prywatne priorytety też pewno zmieniłam...
    Chyba tak myślę: wirus jest, będzie, trzeba jakoś żyć, póki się żyje i nie choruje. Oczywiście unikać zakażenia, ale nie unikać życia całkiem. To chyba takie zaakceptowanie ryzyka, że mogę zachorować, albo ktoś z moich bliskich. Że sama mogę niechcący to zakażenie przenieść. Tak mam ostatnio, wcale nie wiem czy dobrze.
    Pozdrawiam
    Ella - 5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. będę to cytować "unikać zakażenia a nie życia" - doskonale powiedziane, dziękuję

      Usuń
    2. Świetnie powiedziane. Zawiera dokładnie to, co myślę. Musimy unikać zakażenia, a nie życia. Dokładnie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. W poniedziałek wracam do pracy po tym, jak okazało się, że są osoby pozytywne, a właściwie z objawami, bo niektórzy do dzisiaj nie mają wyniku z wymazu (mija właśnie 10 dni od pobrania). Nadzieja, że będzie troszeczkę mniej dzieci, bo przyjdą tylko te, których rodzice pracują, okazuje się być płonną. Wszyscy potwierdzili powrót do przedszkola, czyli wniosek taki, że środowisko przedszkolne jest bezpieczne od wirusa. Też chciałabym w to wierzyć. A tymczasem mogę tylko myć ręce, więc myję.A poza pracą próbuję zajmować głowę różnymi innymi rzeczami, bo w sprawie panującego nam wirusa nic nie wymyślę. Pozdrawiam ciepło :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam trzyletnią wnuczkę i wiem, że praca w jej obecności byłaby bardzo trudna ale zdumiewa mnie pomysł wysyłania przedszkolaka teraz (czas pandemii) gdy któryś rodzic nie pracuje zawodowo

      Usuń
  4. Pracuję w domu. Pracy mam dużo. Częścią mojej pracy jest wydawanie książek i to mnie jakoś trzyma. Dwa razy w tygodniu wychodze na pocztę i do sklepu.
    Spotykam się z jedną bliską mi osobą, która jest w grupie wysokiego ryzyka, więc teraz rzadziej. Poza tym nic.
    Przestałam niemalże rozróżniać dni tygodnia, dzień od nocy. Wydaje mi się, że wszystko jest bez sensu. Przytylam 5 kilo i jestem słaba. Coraz częściej zapadam w odretwienie. Jeszcze ciągle wykonuję moją pracę dobrze, ale nie wiem, czy dalej tak będzie. Wydawanie książek co miesiąc zaś przynosi coraz większe straty.
    Mam w sobie ciemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu ja nie wiem jak Ci pomóc a czuję, że bardzo potrzebujesz wsparcia i pomocy

      Usuń
    2. Trzyma mnie to, że obiecałam coś ludziom, autorom, że oni czekają na te książki. Obiecałam, że zrobię, to muszę zrobić. Ale to głębsza sprawa - zawsze miałam skłonności depresyjne i lękowe. I przekonanie, że jestem do niczego i że muszę cały czas udowadniać. To są takie koleiny wyżłobione w mózgu i jak jest dobrze, to się daje radę jechać obok, ale jak jest gorzej, to łatwo się w nie na nowo wpada.
      Staram się rozmawiać z ludźmi, przez telefon czy zoom. No i widuje się z osobą, którą kocham. Nadzieję staram się ciągle mieć.

      Usuń
  5. Czuję się dobrze. Moja rodzina też. Moi sąsiedzi też. Miasto oglądam bardzo rzadko, moja wieś mi wystarcza. Staram się nie myśleć co będzie jak ktoś z nas zachoruje ciężko. Zwierzęta i tak trzeba będzie wyjść i nakarmić. Plus mam taki, że w okolicy Wszystkich Świętych się miałam nalotów niezapowiedzianych ani zapowiedzianych gości. Większość tej stęsknionej rodzinki mieszka w dużym mieście do którego jeżdżę na rezonans i do lekarza, od prawie dwóch lat. Nikt nie zaproponował nawet kawy na mieście. Ale ja cenię sobie takie lekcje:)
    Basia K -Hesed

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, dziwny to czas i swiat...
    Jednak jako ludzkosc poradzimy sobie. Nie z jednych opresji wychodzilismy. Czytalam o epidemii cholery w 1830 roku w Gdansku. Wowczas otoczono miasto kordonem wojska aby nikt sie nie mogl wydostac, a jezeli wyjscie z miasta bylo uzasadnione musial ktos taki odbyc 20 dniowa kwarantanne. Problem z ta choroba rozwiazano dopiero okolo 1890 roku, wynaleziono szczepionke.
    Tak ze ... no coz... trudno sie mowi i zyje sie dalej. Damy rade. A na szybkie wynalezienie szczeponki na covid nie rokuje. Ponoc prace nad grupa tych wirusow trwaja juz od 16 lat i jakos dotychczas nic.
    Trzymaj sie cieplo i my tez Ciebie kochamy:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Staram się dostrzegać we wszystkim w czym mogę pozytywów. Uśmiech, drobne przyjemności. Dobre słowa, piękno natury. Promienie słońca. Staram się na tym skupiać, zmartwienia przyjdą proszone czy nie. Nie ma sensu na zapas się nimi zajmować. Pracuję, dojeżdżam, jestem nastawiona na to że wszystko będzie dobrze. Kultywuję optymizm mimo tego co wokół nas.

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja cała najbliźsza rodzina przeszła covida, ja też. Wszyscy czujemy się po miesiącu bardziej osłabieni niż zwykle. Przechodziliśmy go raczej lekko bo w domu. Wiek od 26 lat do 62, moje dzieci dadzą osocze, jestem z nich dumna, my się nie nadajemy bo mamy choroby współistniejące. Uważajcie na siebie❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Klarko czytam twoj blog od dawna. Od kilku lat. Dopiero teraz odwazylam sie na napiasanie czegokolwiek. Mieszkam na emigracji 20 lat. Wybacz wiec jesli jakies kiedy sie trafia bo b.zadko pisze i czytam po polsku.
    Zauwazylam ze od pelnego czasu twoje wpisy sa melancholijne. Bardziej i bardziej.
    Jeszcze bedzie normalnie. Jeszcze bedzie spokojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, ale zauważ - w ciągu dwóch lat musiałam trzy razy zmieniać pracę, zmarły aż trzy bliskie mi osoby, i ciągle coś niedobrego się dzieje, mam powody do smutku

      Usuń
  10. Czuję się dobrze i tego wszystkim życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Staram się nie dać złym myślom, nerwom, smutkom... A to ostatnio nie takie łatwe. Nawet kupiłam sobie tabletki ziołowe na uspokojenie. Ciagle staram się być optymistką. Wnuki pomagają! Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas było trochę nerwów bo u męża w pracy było kilkanaście testów dodatnich i zrobili izolacje całej zmianie.Test u niego musiałam zrobić sama z restracja na kompie bo przysłali poczta .Na szczęście ujemny bo kobieta która podwozi do pracy była chora i dodatnia.Wrócili teraz do pracy bo to fabryka jedzenia.A ja znowu muszę siedzieć w domu jak większość do 2 grudnia.Oby to cos dało.Żyje światem blogowym,życiem ,smutkami i radosciami innych.Bo swoich mam juz dość.Pozdrawiam serdecznie i życzę zdrowia i siły wytrwania .Jeszcze będzie lepiej ,jeszcze wyjdzie dla nas słoneczko i przegna smutki.Tez mnie jakoś dziwi ze nikt wokoło nie smarka i kaszle jak zawsze jesienią.Marta uk

    OdpowiedzUsuń
  13. Moja rodzina zdrowa
    Ale słyszę przez telefon, że tata w złej formie psychicznej i to boli.
    Już wiem, że nie spędzę świąt w Polsce i staram się powstrzymać łzy i znaleźć w tym jakiś pozytyw.

    Nie boję się o siebie
    Boję się o świat

    OdpowiedzUsuń
  14. U nas lockdown idzie już trzeci tydzień, ale jest inaczej, niż wiosną. Więcej ludzi na ulicach, mniej kontroli policyjnych. Wielu przedsiębiorców sprzedaje na telefon i umożliwia tylko odbiór. My także - wróciłam do pracy we wtorek, jest nas łącznie cztery z dwudziestoosobowej załogi. Sprzedajemy, a w międzyczasie robimy to, na co nie ma zwykle czasu normalnie, kiedy na pierwszym miejscu są klienci, nie towar. Dostawy nadal przychodzą, każdy chyba chce w tym widzieć nadzieję, że 1. grudnia wrócimy do "normy" jaką mieliśmy w czerwcu. Chociaż wiosną też obiecali sześć tygodni przerwy a uwolnili nas po trzech miesiącach.
    Nasz premier powiedział, że kolejny lockdown czeka nas w styczniu.

    Nie wiem, co mam o tym myśleć. Ja mam dobre życie, aż czasami boję się o tym pisać, ale mam kogo kochać, mam gdzie mieszkać. Tak, jestem szczęściarą, bo nawet teraz mam pracę. Nie chorujemy, nie martwimy się o dzieci. Trochę o bliskich w Polsce, ale przecież nic nie mogę, więc po co siedzieć i płakać.
    Jest dobrze, choć momentami trochę dziwnie, kiedy sklepy, restauracje, inne lokale są zamknięte na cztery spusty albo ze stołem w drzwiach, jak w jakiejś fortecy.

    Kiedyś to musi się skończyć...

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja się pocieszam tylko tym, że teraz ludzie wreszcie zrozumieli, że istnieje coś takiego, jak praca zdalna i to też jednak jest "prawdziwa praca", bo pracuję tak już od dobrych kilku lat i co ja się nie nasłuchałam o "tym siedzeniu w domu i nic nierobieniu" podczas, gdy był czas, że byłam zmuszona codziennie po około 10 godzin pracować. Więcej pozytywów niestety nie widzę, swobody teraz coraz mniej, ludzie coraz bardziej nerwowi i krzywą patrzą na innych (wczoraj nawet w sklepie byłam świadkiem jak około 13 cała kolejka wrzeszczała na starszą panią, żeby się do kasy nie pchała z jednym mlekiem, bo miała godziny dla seniorów). No może jeszcze dobrze, że na spacery można chodzić, a nie tak jak wiosną, że nawet lasy zamknęli :)
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca zdalna - najgorsze doświadczenie w ciągu 35 lat pracy zawodowej. Wytrzymałam 2 miesiące, potem za zgodą kierownictwa wróciłam do biura.

      Usuń
    2. Praca zdalna - bezmiar szczęścia i spokoju. Wreszcie na końcówce po 38 latac htzw. kariery biurowej.
      Po pół roku kowidowania domowego wróciłam do biura na 2 tygodnie. I wymogłam zgodę na zdalny powrót. Wróciło szczęście!

      Usuń
  16. Czuję się dziwnie. Boję się, nie o siebie, ale o swoich bliskich. Staram się jakoś te strachy trzymać na wodzy. Czasem wychodzi, czasem nie. Mamy specyficzną sytuacje, o której nie będę tu pisać, która generuje dużo stresu.
    Ale są jasne punkty, nawet całkiem sporo. Czas dla siebie, czas na robienie rzeczy, które się odkładało zawsze na później. Świadomość, jakoś raczej pozytywna, że później może nie być, więc cieszmy się teraz. Mamy szczęście mieszkać na wsi, dość specyficznie zabudowanej, dużo przestrzeni pomiędzy zabudowaniami. Jest kot, który zawsze śmieszy, jest stary pies, o którego trzeba się troszczyć, są konie, łąki , pastwiska. Ogród. Natura jako taka. Ona jest dobra i piękna.
    Trzymaj się Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  17. Robię co mogę, żeby nie złapać covida i staram się zarażać radością, dlatego z uporem maniaka szukam nawet najmniejszych powodów do zadowolenia. Chodzę na długie spacery. Jem co lubię chociaż miałam trochę schudnąć. Dużo czytam, najchętniej wiersze i kryminały. Co dzień cieszę się, że mam zdrową rodzinę i przyjaciół. Piszę długaśne posty na blogu i odwiedzam kilka ulubionych blogów. Codziennie zaglądam Klarko do Ciebie, bo nie odmawiam sobie żadnej przyjemności. Żyję nadzieją, że jeszcze będzie normalnie. Tylko noce mam ciężkie, ale nie chcę narzekać, bo i bez mojego narzekania jest trudno. Serdeczności dla Ciebie i każdego kto czyta te słowa.

    OdpowiedzUsuń
  18. Są dwa zaklęcią i w tym nowy specyfik:
    1. Roztwór 45 % C2H5OH do dezynfekcji wewnętrznej>
    2. zaklęcie - koronawirus wypierdalaj !.

    OdpowiedzUsuń
  19. Klarko, w końcu udało mi sie zamieścić komentarz - ta ja wyżej. NIe wiem dlaczego, wcześniej nie moglam, a próbowałam wiele razy.
    Robie koc na szydełku i skarpety na drutach:) to mnie uspokaja:) pracuje w przedszkolu z takimi maluszkami jak Twoja wnuczka, ale nie na cały etat. ciesze, ze mogę wyjsc z domu. moje dzieciaki nie były w szkole od marca...od września niby sie uczą zdalnie... pozdrawiam serdecznie. a czuje nie raz lepiej raz gorzej, nie mieszkam w Polsce, wiec martwię sie o mame, która mieszka sama.

    OdpowiedzUsuń
  20. Byłam wczoraj w lesie, jest bardzo dużo rydzów, wszystkie zdrowe; już jeden kosz zawiozłam siostrze, a dziś będę zbierać dla siebie; na Pogórzu czuję się bezpieczna; gorzej, bo trzeba wracać do miasta. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Regularnie powtarzam sobie, zobacz jak dobrze że nie jesteś teraz w okopach, zobacz jak dobrze że nie jesteś teraz w obozie. Myślę o tych wszystkich ludziach którym świat wywrócił się do góry nogami jeszcze bardziej niż nam.
    Zdrowia wszystkim wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
  22. Poki co,w najbliższej rodzinie nie chorujemy,pracujemy,zyjemy normalnie..w miarę:)) Zachowuje dystans,nie jeżdżę miejskimi środkami lokomocji,unikam tłumow,choć wspieram młodych w jakze słusznym proteście....najbardziej boleję nad zamknieciem placowek typu kina,teatry tudzież sale koncertowe,ale przetrwamy i to.
    Klarko,trzymajcie się zdrowo - Ty i Twoi bliscy,pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  23. A u mnie jest tak samo jak przed corona. Pracujemy caly czas. Na zakupy wychodzimy normalnie , w lokalnych sklepach bez masek w marketach i owszem. Nie znam nikogo kto mialby cowida , nikt z pracy , nikt z rodziny ,ani znajomi i znajomi znajomych. Jedno co mnie wkur... to to ze nie pojedziemy do Polski na swieta -KWARANTANNA . Tyle . Jestem z UK .

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam swój mały azyl w naszej małej wiosce. Są tygodnie że w ogóle jej nie opuszczam. Na szczęście wyjście z domu a na nawet na spacer nie wymaga maseczki luźna zabudowa, sąsiedzi daleko. Ostatnio z przyjemnością zrobiłam sobie krótki spacer po rynku pobliskiego miasteczka powiatowego. Boję się co będzie gdy zachorujemy bo mamy 2.5 letniego synka a drugie w drodze. Co będzie gdy mój lekarz prowadzący zachoruje? Ale mój synek i jego uśmiech pozwala się uspokoić i zapomnieć o troskach...

    OdpowiedzUsuń
  25. Co u mnie? Właśnie kończę walkę z koronawiruem. Nie było tak źle, to prawie jak grypa, tylko bardzo rozciągnięta w czasie. I obarczona wysoką gorączką, 39 non stop przez tydzień i żadne polopiryny nie pomagały. Na szczęście nie przyplątało się żadne zapalenie płuc ani duszność, dzięki czemu mogłam sobie spokojnie chorować w domu, pod kocykiem i bezpiecznie - a nie w szpitalu. Teraz trwa rekonwalescencja, jestem bardzo słaba i przy najmniejzym wysiłku pocę się, słabnę i się słaniam. Ale to minie, tylko czasu i cierpliwości potrzeba.
    Dziś też Cię kocham!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz