czwartek, 9 lipca 2020

znów o tych kotach

dzień dobry!
Sto razy już o tym pisałam ale muszę napisać kolejny raz. Bezustannie widuję ogłoszenia o znalezionych kotach. Najwięcej w samym Krakowie, ale u nas na wsi też się to zdarza.
Jedzie pani samochodem i widzi siedzącego w rowie kociaka. I co robi? Zatrzymuje się, wysiada, woła głupka, głupek oczywiście biegnie i łasi się bo od maleńkości noszony na rękach, głaskany i wybawiony więc ludzi się nie boi, pani zabiera go do samochodu i zawozi do schroniska. Albo też zabiera do swojego domu i pisze dramatyczne ogłoszenia, że szuka domu dla biednego porzuconego zwierzaka, któremu uratowała życie.

Ludzie, nie kradnijcie kotów! 

Kiciul dwanaście lat łaził po sąsiednich posesjach. Przełaził przez drogę. Siadał na poboczu i czekał, nieraz bardzo długo. Kiedy nic nie jechało, przebiegał przez ulicę i szedł do pobliskiej restauracji, gdzie udawał wioskowego żebraka. Tam dostawał jeść. Nie gardził również jedzeniem wystawianym na tarasie  przez sąsiadkę, ale tam mieszka Megi która  przychodzi z rewizytą do nas.
W domu zawsze czekała na niego miska dobrego jedzenia, czysta woda i poduszka koło mojej głowy, lubił też spać na kołdrze na człowieku. Wydałam na jego leczenie  więcej kasy niż na siebie. Bo ja mogę poczekać a kot nie, to jasne. Ale był kotem wychodzącym i nigdy nie trzymałam go na siłę w domu. Kosztem wypoczynku wstawałam nocą i wypuszczałam go z domu albo też wpuszczałam gdy już znudziło mu się bieganie po sąsiedzkich ogrodach. Gdyby ktoś go ukradł i zawiózł do schroniska, byłabym zrozpaczona i wściekła, pewnie bym go znalazła ale jakim kosztem.

Kiciul nie żyje z powodu ciężkiej choroby. Ale gdy żył, byłby łatwym celem dla osób chcących uszczęśliwić go na siłę. Tak samo ktoś może porwać Megi. Porwać zadbanego kota i wywieźć do schroniska! Ludzie, gdzie macie rozum. Jeśli kot jest miziasty, zadbany, ma błyszczącą od głaskania i dobrego jedzenia sierść, nie ma pasożytów (kleszczy i pcheł) ma czyste uszy, oczy i nos, to jest kotem wychodzącym, nie potrzebuje interwencji. Nie trzeba go od razu "ratować".

Nie wszystkie zwierzęta trzeba zamykać w klatkach, wieszać im na szyjach dzwoneczki i zakładać obroże. Dzwoneczek dla kota jest torturą, ale nie o tym dziś piszę.
Rozejrzyjcie się na wakacjach. Widziałam na południu Francji kociaki wylegujące się na murach, na chodnikach, na progach domu. Nikt ich nie zamykał w osiatkowanych pokojach, nikt im nie zatrzaskiwał drzwi przed nosem.
Dobrze się dzieje, że dbamy, leczymy, sterylizujemy. Bardzo dobrze. Wiem, wiem. Są jeszcze miejsca, gdzie kotów się nie leczy, nie karmi albo karmi byle czym. Ale nie o tym dziś piszę.

10 komentarzy:

  1. Przypomina mi się historia Kazimierza. Kot był podwórkowy, czyli niczyj, ale szukał domu, łasił się do ludzi, patrzył im w oczy i... znaczył, na czym popadło... Do tego uderzył w konkury do mojej kotki, która nie odczuwała podobnych potrzeb - bo jako maleńka została wysterylizowana.
    Kazimierz był inny niż inne koty - kiedyś zjawił się pod blokiem z rozwalonym okiem - zawiozłyśmy z kumpelą do weta, parę dni był u mnie - co doprowadzało do szału moją kotkę, on zaś, jak tylko nabrał sił - zabrał się za znaczenie terytorium ;) Wrócił na dwór i znów zaczął się pojawiać i żebrać o żarcie i łasić się do ludzi. Umówiliśmy sterylke, ale tego dnia się nie pojawił :D
    Kolejne podejście zakończyło się sukcesem - niestety - kotek, mimo sterylizacji nadal lał, gdzie popadło (pokój był owinięty folią malarską na tę okoliczność) Miałam nadzieję, że może jakoś to ogarnie, ale kiedy o drugiej w nocy - patrząc mi łagodnie w oczy - napryskał na poduszkę - wzięłam ścierę i wygoniłam zwierza na dwór. Obecnie mieszka u kumpeli na wsi. Nie ma tam innych kotów, ale ostrzegłam, żeby raczej nie wpuszczała go do domu. Ma własny pokój - chlewik (bez świnek) i chyba jest zadowolony - a z pewnością bardziej zaopiekowany niż pod blokiem - dlaczego o tym piszę?
    Bo te skubańce dziwne są... większość dzikusów rzeczywiście jest nieufna, a ten garnął się do każdego - może został wygnany, jak zaczął znaczyć? Nie wiem, bo kot nie powie... ale chciał mieć swojego człowieka i dawał temu wyraz... Z drugiej zaś strony - to znaczenie terenu w zasadzie eliminowało go jako kota domowego... Też się zastanawiałyśmy z kumpelą czy on nie czyjś, pytałyśmy po sąsiadach, ale nikt się do niego nie przyznawał. Pokiereszowany też przylazł do mnie (wychodzę w miarę regularnie ze swoją kotką - więc wiedział, gdzie i kiedy szukać... Gronko

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście moja Gapcia jest nieufna i nikomu obcemu nie da się dotknąć, ba zbliżyć się nie da. To znacznie zmniejsza szansē, że ktoś ją "uratuje". To fakt wychodzące koty wäż narażone na różne niebezpieczeństwa w tym na uprowadzenie. Nie wyobrażam sobie jednak, że mogłabym jej tak ograniczyć wolność, tym bardziej, że trafiła do mnie w spadku jako dorosła kotka, przyzwyczajona do wolności. Trzy miesiące mi zajęło zanim podeszła do mnie z własnej woli.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja mojego pierwszego pokiereszowanego kota wychodzącego wywiozłem z Gdyni :D sam chciał bo był gwiazdą koloni i nigdzie się nie ruszał

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie że piszesz codziennie:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdjęcie kota powalające! U mnie kot nie wychodzi, balkon osiatkowany, co nie bardzo mi odpowiada, ale trzeba było iść na kompromis, bo kot córki i jeszcze arystokrata. Zawsze u mnie były koty, nawet dwa przez 14 lat (matka z córką nienawidzące się - jedna parter, druga pięrto, a jak spotkały się na podwórku, albo w domu to leciały pióra). Nie ominęły ich kilka razy zatrucia, bo ktoś wykładał jakieś trutki, czy to na myszy, czy też ślimaki. Poza samochodami to jest właśnie bardzo niebezpieczne dla naszych pupili. Mieszkam w okolicy domów jednorodzinnych, gdzie kiedyś w prawie każdym domu był kot, teraz jest ich niewiele.
    Dorota L.

    OdpowiedzUsuń
  6. u nas koty najczęściej prędzej czy później giną pod kołami aut.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na ogrodzie działkowym opiekuję się półdzikimi kiciusiami. Zbudowałem im dwupoziomowy domek i dokarmiam je. Pewnemu kociemu bokserowi nie podoba się to, ale to jego problem.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Klarko, czy ja mogę ten tekst udostępnić u siebie? Niech ludzie czytają, bo podejrzewam, że część robi to z niewiedzy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś bardzo mądra, Klarko

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz