niedziela, 17 maja 2020

śmietanowy sos i inne wspomnienia


Teraz dopiero widzę bohatera drugiego planu ale nie będę zmieniać.


Całkiem niespodziewanie zrobiłam prawie dokładnie taki sam sos jak robiła moja mama. Powiecie pewnie, że sos to rozpusta, milion kalorii i generalnie nikt teraz sosów nie robi, je się wszystko skrzypiące bo to zdrowe.
Już wyjaśniam co oznacza to skrzypiące jedzenie i kto to wymyślił. Mam takiego znajomego, gawędziarz niesamowity, człowiek potrafiący zrobić wiele rzeczy z różnych dziedzin, szybko porzucający stare na korzyść nowego.
I tylko w sprawie jedzenia jest nieprzejednanym tradycjonalistą. Jeśli tort to porządnie nasączony, krem z alkoholem i najlepiej maślany. Jeśli sałatka to z majonezem ukręconym własnoręcznie, i bez kukurydzy, która jest paszą dla bydła a nie dla ludzi.
Surowe warzywa to właśnie skrzypiące zielsko, a same ugotowane ziemniaki nadają się do świń albo kur. Czasem się kłóciliśmy bo ja twierdziłam, że świnia, kura i człowiek mają taki sam sposób odżywiania to znaczy, że jemy wszystko,  a on właśnie uważał, że trzeba się jakoś odróżniać i dlatego te ziemniaki należy posypywać prażoną cebulką ze skwarkami albo polewać sosem.
 Jarmuż, brukiew, buraki - a w życiu, to dla bydła - do tego trzeba mieć co najmniej trzy żołądki -  mawiał.

Kiedyś go zapytałam - mieliście w domu biedę, chodziłeś głodny? To pytanie było bardzo osobiste ale chciałam go zrozumieć, po co mu te sosy, te skwarki i boczek na śniadanie.
I wtedy okazało się, że mój znajomy miał w dzieciństwie prawie tak samo jak ja. Czyli - jeśli na niedzielny obiad była kura to jedna, a ludzi przy stole dziesięcioro. I mój znajomy marzył, aby zjeść całe pieczone udko ale dostawał tylko niewielki kawałek.

Moja mama musiała dzielić tak samo. Młodsze dzieci miały szansę na wątróbkę wydobytą z rosołu. Ale nikt nie miał na talerzu całego udka. Dlatego mama robiła sos - obsmażone mięso podlewała rosołem a potem zaciągała go gęstą, kwaśną śmietaną. Był pyszny. Drobniutko posiekana zielona pietruszka była do tego obowiązkowa. Ziemniaków i makaronu nikt nikomu oczywiście nie żałował ale świeże mięso było trudno dostępne choćby dlatego, że nie było lodówek.
Nie było lodówki bo nie było prądu, ale o tym już tu kiedyś pisałam.


27 komentarzy:

  1. Chciałam być dziś pierwsza!

    Teraz idę czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę zrobiło mi się smutno. Myślałam że żyłam skromnie ale teraz widzę że pławiłam się w luksusie.

      Usuń
  2. Sama prawda Klarko, też pamiętam takie czasy... Mimo, że mieszkaliśmy na wsi kuchnia opierała sie na ziemniakach, makaronach,kluskach.A mięso w czwartek i niedzielę.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas też porcje mięsa były dzielone, każdy dostawał zawsze ten sam kawałek... do dziś to widac po osobach, które lubią kosciki... czyli te same porcje które kiedyś dostawały. U nas juz była lodówka, najpierw niska, a potem już wysoka z osobnym zamrażalnikiem. Ale pamiętam jeszcze mięso zaprawiane w słoiki na gumę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Polska jest krainą sosów. Tak zostaliśmy wychowani. Ziemniaki trzeszczące w zębach też mi nie smakują. Babcia robiła sosy, mama robiła sosy i ja robię sosy. Tak, wiem, niezdrowo. I co w związku z tym...? Co do warzyw mam już inne podejście - uwielbiam warzywa i robię je najczęściej jak mogę, częściej niż mięso, które nie króluje codziennie u mnie na stole.
    A co dziś u mnie na obiad? Kurczak, ziemniaki, szparagi, młoda kapusta w zasmażce. Ziemniaki w zasadzie do ozdoby, bo i tak wiem, że zostaną...

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie dziś szparagi dla się samej. Lubię sosy, również w sałatkach- własny winegret wymiata. I zawsze wolałam skrzydełko od nóżki, choć miałam wybór. I tak mi zostało do dziś.

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas mięso było w niedzielę i to przeważnie kurczak, bo ekonomiczny...

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas mięso było w niedzielę i to przeważnie kurczak, bo ekonomiczny...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieciństwo było biedne, ale szczęśliwe. Mięs za bradzo nie pamiętam, ale szpinak z lebiodą zbieraną na ląkach za miastem, kluski z surowych ziemniaków, jajka w sosie chrzanowym, cebula duszona z jajkami, kluski z jajek i mąki, prażuchy. Ale najczęściej na obiad były zupy, z ziemniakami, z makaronem, z ryżem. Ser zółty od święta, czekolada najczęściej w dniu wypłaty, cytrusy na Boże Narodzenie. A na podwórko brało się ukradkiem pajdę chleba pomoczoną wodą i posypaną cukrem (bo cukier się oszczędzało).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo.. lebioda, szpinak... i tarte kluski z makiem😍😍😍

      Usuń
  9. Moja mama z gazety "Kobieta i życie" (lata 70 te) wycięła przepis na kurę weselną. Właśnie w śmietanowym sosie. Świetna. Niestety, zeszyt z przepisami gdzieś zginął. Posiłek bez mięsa się nie liczy. Pozdrawiam wszystkich mięsożerców. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  10. Sosy i całą tradycyjną kuchnię lubię i "uprawiam" bez wyrzutów sumienia i tłumaczeń. Moje dzieciństwo również nie opływało w dostatki, ale czy mięso i sos są rekompensatą? Nie, raczej okazja do wspominania niedzielnych obiadów z rosołem z podrobami i makaronem wałkowanym przez wujka, który przyjechał na przepustkę. Oprócz mnie z tamtej rodziny tylko on jeszcze żyje.
    Maria

    OdpowiedzUsuń
  11. Klarko, mysle, ze niezaleznie od tego, ile osob siedzialo przy stole i jak duza byla porcja miesa do podzialu, sos byl najsmaczniejszy 😊 na ziemniakach, kluskach, makaronie. Na smietanie albo zasmazce, pychota. A dzis tylko jogurty, winegrety, pasty...
    Tak mi sie przypomnialo, ze najlepszym bieda studenckim sniadaniem byla sucha bulka plus śmietana dwunastka, mniam mniam😁

    OdpowiedzUsuń
  12. Sos wygląda smakowicie, mniam. Zjadłabym :)
    Moja mama wychowana w biedzie na wsi była podobna do Twojego znajomego, takie miała upodobania: mięso, tłusto, skwareczki. Jak coś pachniało jej "świńskim" jedzeniem (ziemniaki, rzepa, niektóra zielenina), to absolutnie nie. I tak też gotowała, mięso było często, pewno nie codziennie, bo makaron z białym serem na słodko też pamiętam (uwielbiałam), ale często. To taki jej punkt honoru, chyba był, wyżywić dzieci inaczej, jak ona nie mogła. I dlatego ja całe dzieciństwo cierpiałam na nudności (leczone: kroplami miętowymi, albo nalewką z piołunu). Zrozumiałam to dopiero dużo później, aczkolwiek nudności skończyły się w średniej szkole, gdy się wyprowadziłam z domu i oszczędzałam na jedzeniu... Teraz mięso tylko czasem i jest ok.
    Ale sosik mógłby być :)
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  13. Mięso jest niezdrowe, choć z czasów naszego dzieciństwa było zupełnie inne;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ogóreczki ze słoika - mniam, mniam !!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja Babcia robiła sos śmietanowy z grubym szczypiorem do ziemniaków i wiśniaku ( owocowa zupa na wiśniach ).
    Nie pytaj ile razy próbowałam zrobić ten sos, nigdy nie był taki jak u Babci. Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem też robię, że szczypiorek, cebulką i śmietaną. Cały sekret w tym że trzeba to robić na domowym smalcu i z tłustą śmietaną. Dwa miliony kalorii, ale kto by tam liczył warto... Same ziemniaki i zsiadłe mleko, albo kefir😍

      Usuń
    2. Na domowym smalcu mówisz...

      Usuń
  16. A u nas tak naprawdę to obiadu nie było, w domu był żurek dla Jarka, na ogródku rosołek wczoraj ugotowany... ja skosiłam 6 arów trawnika, bo wczoraj sadziłam cynie, petunie, pelargonie i szałwie, a później mieliśmy na ogródku niezapowiedzianych gości, więc Jarek wieczorem zrobił nam w domu "sanwicze". Osobiście uwielbiam sosy śmietanowe, grzybowe z makaronami!Z dzieciństwa pamiętam te kaczki, indyki i nadziewne kurczaki, nie umiem odtworzyć nadzienia- MNIAM

    OdpowiedzUsuń
  17. To oszczędzanie znam z autopsji. U nas w domu też się oszukiwało takimi sosami. W zasadzie wyszło nam to na zdrowie. Jako dzieci cała nasza trójka była prawdziwymi chuderlakami. Teraz i tak musimy uważać na to, co jemy ;)
    Czasem robię jeszcze taki "oszukiwany" sos z kurczakiem. Powód? Mój syn nie lubi udka z kurczaka ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Rzadko coś wpisuję, a czytam zawsze. Dziś Klarko przywołałaś wspomnienia z innego świata. W dzieciństwie, a to było bardzo dawno, miałam do jedzenia zupę (latem była zielona od tego co akurat mama złapała w ogródku, zimą ziemniaczana)oraz ziemniaki z kapustą albo barszczem (dziś to się nazywa żurek). Mięsa nie było, chyba że lis uszkodził kurę. O istnieniu sosów dowiedziałam się w internacie. Tam też zakochałam się w mielonych kotletach i będzie to miłość dozgonna, chociaż coraz rzadziej się widujemy. Natomiast kapucha króluje cały czas - teraz różne rodzaje i różnie przyrządzone, mniam!
    Serdecznie pozdrawiam wszystkich.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  19. Dlatego nie lubie zup, bo mialam codziennie jak bylam mala. U mnie zreszta bylo podobnie, rodzice z kurczaka zabierali "kosciste fragmenty", a dzieciom nalezaly sie piersi. Och jak jak ich nie lubilam, marzyla mi sie zawsze taka noga albo skrzydelko, na szczescie tato czasami sie zamienial ;-)
    A taki sos jak mama robila to mnie sie nigdy nie udal. Pamietam, ze lubilam wieczorem na kolacje nalewac sobie cieply do miseczki i maczac w nim chleb. Mniam mniam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Takie czasem niemiłe wspomnienia też mają swój urok.
    Ja tez nie jadłam całego udka, a kto wtedy z dzieci jadł?
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja nie znam tych czasów, ale moi rodzice - i owszem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. W dzieciństwie mięso jadłam na Boże Narodzenie i Wiekanoc, bo wtedy zabijało się swinię. Przez resztę roku na obiad były ziemniaki z sosem i - zimą z surówka z kiszonej kapusty albo z kiszony ogórek, a latem mizeria albo sałata ze śmietaną. Do dziś lubię wszelkie "zielsko". Bieda nauczyła mnie, że najlepsze jest najprostsze jedzenie.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz