Teraz dopiero widzę bohatera drugiego planu ale nie będę zmieniać.
Już wyjaśniam co oznacza to skrzypiące jedzenie i kto to wymyślił. Mam takiego znajomego, gawędziarz niesamowity, człowiek potrafiący zrobić wiele rzeczy z różnych dziedzin, szybko porzucający stare na korzyść nowego.
I tylko w sprawie jedzenia jest nieprzejednanym tradycjonalistą. Jeśli tort to porządnie nasączony, krem z alkoholem i najlepiej maślany. Jeśli sałatka to z majonezem ukręconym własnoręcznie, i bez kukurydzy, która jest paszą dla bydła a nie dla ludzi.
Surowe warzywa to właśnie skrzypiące zielsko, a same ugotowane ziemniaki nadają się do świń albo kur. Czasem się kłóciliśmy bo ja twierdziłam, że świnia, kura i człowiek mają taki sam sposób odżywiania to znaczy, że jemy wszystko, a on właśnie uważał, że trzeba się jakoś odróżniać i dlatego te ziemniaki należy posypywać prażoną cebulką ze skwarkami albo polewać sosem.
Jarmuż, brukiew, buraki - a w życiu, to dla bydła - do tego trzeba mieć co najmniej trzy żołądki - mawiał.
Kiedyś go zapytałam - mieliście w domu biedę, chodziłeś głodny? To pytanie było bardzo osobiste ale chciałam go zrozumieć, po co mu te sosy, te skwarki i boczek na śniadanie.
I wtedy okazało się, że mój znajomy miał w dzieciństwie prawie tak samo jak ja. Czyli - jeśli na niedzielny obiad była kura to jedna, a ludzi przy stole dziesięcioro. I mój znajomy marzył, aby zjeść całe pieczone udko ale dostawał tylko niewielki kawałek.
Moja mama musiała dzielić tak samo. Młodsze dzieci miały szansę na wątróbkę wydobytą z rosołu. Ale nikt nie miał na talerzu całego udka. Dlatego mama robiła sos - obsmażone mięso podlewała rosołem a potem zaciągała go gęstą, kwaśną śmietaną. Był pyszny. Drobniutko posiekana zielona pietruszka była do tego obowiązkowa. Ziemniaków i makaronu nikt nikomu oczywiście nie żałował ale świeże mięso było trudno dostępne choćby dlatego, że nie było lodówek.
Nie było lodówki bo nie było prądu, ale o tym już tu kiedyś pisałam.
Chciałam być dziś pierwsza!
OdpowiedzUsuńTeraz idę czytać
Trochę zrobiło mi się smutno. Myślałam że żyłam skromnie ale teraz widzę że pławiłam się w luksusie.
UsuńSama prawda Klarko, też pamiętam takie czasy... Mimo, że mieszkaliśmy na wsi kuchnia opierała sie na ziemniakach, makaronach,kluskach.A mięso w czwartek i niedzielę.
OdpowiedzUsuńU nas też porcje mięsa były dzielone, każdy dostawał zawsze ten sam kawałek... do dziś to widac po osobach, które lubią kosciki... czyli te same porcje które kiedyś dostawały. U nas juz była lodówka, najpierw niska, a potem już wysoka z osobnym zamrażalnikiem. Ale pamiętam jeszcze mięso zaprawiane w słoiki na gumę.
OdpowiedzUsuńPolska jest krainą sosów. Tak zostaliśmy wychowani. Ziemniaki trzeszczące w zębach też mi nie smakują. Babcia robiła sosy, mama robiła sosy i ja robię sosy. Tak, wiem, niezdrowo. I co w związku z tym...? Co do warzyw mam już inne podejście - uwielbiam warzywa i robię je najczęściej jak mogę, częściej niż mięso, które nie króluje codziennie u mnie na stole.
OdpowiedzUsuńA co dziś u mnie na obiad? Kurczak, ziemniaki, szparagi, młoda kapusta w zasmażce. Ziemniaki w zasadzie do ozdoby, bo i tak wiem, że zostaną...
U mnie dziś szparagi dla się samej. Lubię sosy, również w sałatkach- własny winegret wymiata. I zawsze wolałam skrzydełko od nóżki, choć miałam wybór. I tak mi zostało do dziś.
OdpowiedzUsuńSzparagi.... 😍😍😍😋😋😋
UsuńU nas mięso było w niedzielę i to przeważnie kurczak, bo ekonomiczny...
OdpowiedzUsuńU nas mięso było w niedzielę i to przeważnie kurczak, bo ekonomiczny...
OdpowiedzUsuńDzieciństwo było biedne, ale szczęśliwe. Mięs za bradzo nie pamiętam, ale szpinak z lebiodą zbieraną na ląkach za miastem, kluski z surowych ziemniaków, jajka w sosie chrzanowym, cebula duszona z jajkami, kluski z jajek i mąki, prażuchy. Ale najczęściej na obiad były zupy, z ziemniakami, z makaronem, z ryżem. Ser zółty od święta, czekolada najczęściej w dniu wypłaty, cytrusy na Boże Narodzenie. A na podwórko brało się ukradkiem pajdę chleba pomoczoną wodą i posypaną cukrem (bo cukier się oszczędzało).
OdpowiedzUsuńOoo.. lebioda, szpinak... i tarte kluski z makiem😍😍😍
UsuńMoja mama z gazety "Kobieta i życie" (lata 70 te) wycięła przepis na kurę weselną. Właśnie w śmietanowym sosie. Świetna. Niestety, zeszyt z przepisami gdzieś zginął. Posiłek bez mięsa się nie liczy. Pozdrawiam wszystkich mięsożerców. Ewa
OdpowiedzUsuńSosy i całą tradycyjną kuchnię lubię i "uprawiam" bez wyrzutów sumienia i tłumaczeń. Moje dzieciństwo również nie opływało w dostatki, ale czy mięso i sos są rekompensatą? Nie, raczej okazja do wspominania niedzielnych obiadów z rosołem z podrobami i makaronem wałkowanym przez wujka, który przyjechał na przepustkę. Oprócz mnie z tamtej rodziny tylko on jeszcze żyje.
OdpowiedzUsuńMaria
Klarko, mysle, ze niezaleznie od tego, ile osob siedzialo przy stole i jak duza byla porcja miesa do podzialu, sos byl najsmaczniejszy 😊 na ziemniakach, kluskach, makaronie. Na smietanie albo zasmazce, pychota. A dzis tylko jogurty, winegrety, pasty...
OdpowiedzUsuńTak mi sie przypomnialo, ze najlepszym bieda studenckim sniadaniem byla sucha bulka plus śmietana dwunastka, mniam mniam😁
Sos wygląda smakowicie, mniam. Zjadłabym :)
OdpowiedzUsuńMoja mama wychowana w biedzie na wsi była podobna do Twojego znajomego, takie miała upodobania: mięso, tłusto, skwareczki. Jak coś pachniało jej "świńskim" jedzeniem (ziemniaki, rzepa, niektóra zielenina), to absolutnie nie. I tak też gotowała, mięso było często, pewno nie codziennie, bo makaron z białym serem na słodko też pamiętam (uwielbiałam), ale często. To taki jej punkt honoru, chyba był, wyżywić dzieci inaczej, jak ona nie mogła. I dlatego ja całe dzieciństwo cierpiałam na nudności (leczone: kroplami miętowymi, albo nalewką z piołunu). Zrozumiałam to dopiero dużo później, aczkolwiek nudności skończyły się w średniej szkole, gdy się wyprowadziłam z domu i oszczędzałam na jedzeniu... Teraz mięso tylko czasem i jest ok.
Ale sosik mógłby być :)
Ella-5
Mięso jest niezdrowe, choć z czasów naszego dzieciństwa było zupełnie inne;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOgóreczki ze słoika - mniam, mniam !!!
OdpowiedzUsuńMoja Babcia robiła sos śmietanowy z grubym szczypiorem do ziemniaków i wiśniaku ( owocowa zupa na wiśniach ).
OdpowiedzUsuńNie pytaj ile razy próbowałam zrobić ten sos, nigdy nie był taki jak u Babci. Nigdy.
Czasem też robię, że szczypiorek, cebulką i śmietaną. Cały sekret w tym że trzeba to robić na domowym smalcu i z tłustą śmietaną. Dwa miliony kalorii, ale kto by tam liczył warto... Same ziemniaki i zsiadłe mleko, albo kefir😍
UsuńNa domowym smalcu mówisz...
UsuńA u nas tak naprawdę to obiadu nie było, w domu był żurek dla Jarka, na ogródku rosołek wczoraj ugotowany... ja skosiłam 6 arów trawnika, bo wczoraj sadziłam cynie, petunie, pelargonie i szałwie, a później mieliśmy na ogródku niezapowiedzianych gości, więc Jarek wieczorem zrobił nam w domu "sanwicze". Osobiście uwielbiam sosy śmietanowe, grzybowe z makaronami!Z dzieciństwa pamiętam te kaczki, indyki i nadziewne kurczaki, nie umiem odtworzyć nadzienia- MNIAM
OdpowiedzUsuńTo oszczędzanie znam z autopsji. U nas w domu też się oszukiwało takimi sosami. W zasadzie wyszło nam to na zdrowie. Jako dzieci cała nasza trójka była prawdziwymi chuderlakami. Teraz i tak musimy uważać na to, co jemy ;)
OdpowiedzUsuńCzasem robię jeszcze taki "oszukiwany" sos z kurczakiem. Powód? Mój syn nie lubi udka z kurczaka ;)
Rzadko coś wpisuję, a czytam zawsze. Dziś Klarko przywołałaś wspomnienia z innego świata. W dzieciństwie, a to było bardzo dawno, miałam do jedzenia zupę (latem była zielona od tego co akurat mama złapała w ogródku, zimą ziemniaczana)oraz ziemniaki z kapustą albo barszczem (dziś to się nazywa żurek). Mięsa nie było, chyba że lis uszkodził kurę. O istnieniu sosów dowiedziałam się w internacie. Tam też zakochałam się w mielonych kotletach i będzie to miłość dozgonna, chociaż coraz rzadziej się widujemy. Natomiast kapucha króluje cały czas - teraz różne rodzaje i różnie przyrządzone, mniam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam wszystkich.
Marysia
Dlatego nie lubie zup, bo mialam codziennie jak bylam mala. U mnie zreszta bylo podobnie, rodzice z kurczaka zabierali "kosciste fragmenty", a dzieciom nalezaly sie piersi. Och jak jak ich nie lubilam, marzyla mi sie zawsze taka noga albo skrzydelko, na szczescie tato czasami sie zamienial ;-)
OdpowiedzUsuńA taki sos jak mama robila to mnie sie nigdy nie udal. Pamietam, ze lubilam wieczorem na kolacje nalewac sobie cieply do miseczki i maczac w nim chleb. Mniam mniam.
Takie czasem niemiłe wspomnienia też mają swój urok.
OdpowiedzUsuńJa tez nie jadłam całego udka, a kto wtedy z dzieci jadł?
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja nie znam tych czasów, ale moi rodzice - i owszem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W dzieciństwie mięso jadłam na Boże Narodzenie i Wiekanoc, bo wtedy zabijało się swinię. Przez resztę roku na obiad były ziemniaki z sosem i - zimą z surówka z kiszonej kapusty albo z kiszony ogórek, a latem mizeria albo sałata ze śmietaną. Do dziś lubię wszelkie "zielsko". Bieda nauczyła mnie, że najlepsze jest najprostsze jedzenie.
OdpowiedzUsuń