wtorek, 31 marca 2020

kochany pamiętniczku

Dziś wychodząc  rano z domu pomyślałam - och, przydałaby się maseczka. Najwyższy czas zacząć na siebie uważać. Był mróz, na poboczu drogi dostrzegłam przysypane śniegiem fiołki. Jak w bajce o złej macosze - pomyślałam. Tylko że ja nie idę szukać fiołków w kopnym śniegu i nikt mnie z domu nie wygnał.
Na przystanku pusto, po chwili przyszła koleżanka z którą pracuję. Zdrowaś? - spytałam nie całkiem żartobliwie. Zdrowa jestem, i w domu też wszyscy zdrowi. A u nas Krzysiek kaszle - pomyślałam ale nic nie powiedziałam bo po co.
Autobus miał na drzwiach naklejoną kartkę z informacją, że zabierze tylko trzynaście osób. Te większe pojazdy mogą przewozić 17. Piszę o tym dlatego, że za parę lat nikt nie będzie o tym pamiętał, a Hanusia otworzy sobie babciny pamiętnik i przeczyta.

Koleżanka karnie zajmuje miejsce po przeciwnej stronie  według specjalnych informacji - trzeba siadać po przekątnej. Nikt nie ma maseczki ani ochronnych rękawiczek.
Wysiadamy pod mostem. Patrzymy na odległy o kilkanaście  metrów wiadukt, przy którym uwijają się budowlańcy. Całą zimę mieli ciepło a teraz mróz - mówię ze współczuciem bo nie wyobrażam sobie pracy na zewnątrz przez okrągły rok. Łatwo nie mają ale co robić - wzdycha koleżanka. Zza mosty wyjeżdża nasz autobus. czekamy aż kierowca otworzy drzwi, do tej pory pasażerowie otwierali je sami.
Jedziemy, rozglądam się. Widać że miasto. Ludzie w maseczkach, w rękawiczkach, z głowami wtulonymi w kołnierze, zamotani w chusty i szaliki. Drapie mnie w gardle, staram się powstrzymywać kaszel i to mi się udaje. Zawsze tak mam, wystarczy mi 10-15 min jazdy i już sucho kaszlę.
Wysiadamy. Kolejni robotnicy, tym razem drogowcy - remontują chodnik i ścieżkę rowerową. Przemykamy bokiem i już jesteśmy w pracy.
Przy wejściu stolik z płynem do dezynfekcji. Odkażam ręce i podpisuję listę. Jedziemy na górę,  myję ręce, odkażam je i przebieram się.
Pracuję z nową, sympatyczną dziewczyną, która ma trójkę dzieci. Pytam jak tam w domu, jak się trzymają. Jakoś.
 Przebieramy się i schodzimy na dół aby porozmawiać z innymi pracownicami. Jedna z nas kaszle. Wróciła po chorobowym. Patrzymy niespokojnie po sobie.
Co za czasy - myślę. Co za czasy. Nie można zakaszleć, nie można kichnąć bo od razu wszyscy się boją. Ile razy brałam ibuprom czy gripex i pracowałam, kto z katarem chodzi do lekarza! A teraz trzeba zmienić myślenie.

Kierownik odsyła koleżankę do domu. Zabieramy się do pracy. Hotel jest smutny. Pamiętacie jak pisałam że nie lubię szkoły bez dzieci? Tak samo nie lubię hotelu bez gości. Chodzę po "moich" pokojach i widzę, że już nie ma co poprawiać. Wszystko lśni.
Mamy jeszcze akademik, tam mieszkają studenci którzy nie mogli wyjechać i trzeba im sprzątać części wspólne czyli korytarze, hole, kuchnie, pralnię, recepcję. Sprzątać i odkażać.
Dowiadujemy się, że koleżanka dostała zwolnienie lekarskie i nie będzie przychodziła do końca tygodnia. Lepiej niech się wykuruje, damy sobie radę, spokojnie. Rozchodzimy się do obowiązków.

Po południu bez pośpiechu pijemy kawę, zbieramy się do domu. Dźwigam wielkie pudło. Kupiłam na allegro klosze do lampy.
Sama nie wiem jak to jest. Te klosze to nic pilnego. Ktoś jednak musiał je zapakować i nadać,  ktoś inny przywiózł je, jeszcze ktoś inny odebrał. Firmy wysyłkowe pracują pełną parą, ludzie mają pracę. Krzysiek też w takiej pracuje. Zapytałam go - a gdybyście nie mieli zamówień? - To by nas wysłali na urlopy a ci co przychodzą na zlecenia nie mieliby z czego żyć.
I sama nie wiem czy jestem bezmyślną egoistką zamawiając coś przez internet.

Jedziemy. Autobus prawie pusty. Pani siedząca po przekątnej ma śliczną maseczkę, ale chyba nie jest jej wygodnie. Co chwilę poprawia ją, odgarnia z twarzy włosy, ściąga maseczkę na szyję, znów ją zakłada. To już lepiej schować się w szalik - myślę.

Wysiadam. Na poboczu koło chodnika kwitnie rząd forsycji. Przystaję na chwilę na schodach i przyglądam się posesji sąsiada, coś mu tam kwitnie pod oknem na różowo, ładne, nie wiem co to jest, za daleko.
U mnie w ogrodzie siedzi czyjś rudy, wielki kot. Łapię się na tym, że rozglądam się za Kiciulem bo ten rudy jest wielki i na pewno by go zbił. Ech.

Jeśli ktoś doczytał do końca to gratuluję, dawno mi się tak dużo nie napisało za jednym posiedzeniem.

Dziś też Cię kocham.

32 komentarze:

  1. Przeczytałem... Całuję i tulę mocno. Mnie za parę dni czeka podróż do Katowic. Tam już wirus hula.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarko, nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję Twoich wpisów, nawet tych mniej optymistycznych. To dla mnie taki chwilowy powrót do normalności. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ❤️����

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś nakrzyczałam na mamę. Płakałam. Ja muszę chodzić do pracy, opiekować się starymi ludźmi a moja nie stara jeszcze mama musi chodzić na Remika do koleżanek. W Kołobrzegu badą transmisje pogrzebów na fb. Zapytałam czy chce abym ja tak oglądała Jej pogrzeb. Może w końcu zrozumie. Ze nie tylko dziś Ją kocham

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do naszej babci jutro przychodzi Ukrainka umyć okna, nie pomogło żadne tłumaczenie ... na święta okna muszą być czyste, choćby za cenę zdrowia lub życia.

      Usuń
  5. Taki spokój zawsze od Ciebie bije:) Dzięki, ze jesteś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie i rzeczowo napisałaś post, ale wyczuwam w nim wiele smutku i zniechęcenia.
    Wszyscy tak mamy, ale zwłaszcza Ty - która pracujesz.
    Życzę dobrego samopoczucia i zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Doczytałam, ja pokasłuję po infekcji od ciepłego powietrza, na zewnątrz nie.
    Masz rację, dziś strach zakasłać, a w szkole (byłam na chwilę) tak dezynfekują, że w nosie kręci, ale spróbuj kichać...
    Mąż zamawia koszule, bo tanie, ja raz w tygodniu kupuję tulipany, może choć ktoś uratuje miejsca pracy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakaszlesz w autobusie i od razu widać, jakie ludzie potrafią mieć długie szyje ;)

      Usuń
  8. Sobie przyszłam i sobie przeczytałam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chorowaliśmy na grypę, babcia też, trzeba było robić jej zakupy, coś gotowanego podrzucić; ależ bałam się w sklepie, żeby nie zakaszleć, a męczył mnie kaszel sakramencko, więc chowałam się między regały, gdzie nie widać było nikogo, aby bodaj kilka razy odkaszlnąć; na mieście mówią, że wyrzucili kaszlącego faceta z kolejki:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Też zaczęłam znowu pisać. Nie daj się Klarko. Przetrwamy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Boje się teraz kupować w internecie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. DTCK i... kazdego dnia. Nie pracuje, niby siedze w chacie, ale od kiedy zakaz, to aż mnie nosi...Wioska wyludniona, ulice puste ,rano, wieczór, we dnie, w nocy... Wychodzę z psem - pusto, wynoszę śmieci - pusto... Jak w horrorze...czekam na jakiś atak! OSTATNI DOM PO LEWEJ. K..wa, masakra... Nawet porządnie nie mam się z kim napić😭😭😭 Pozdrawiam serdecznie, dbajmy o swoje zdrowie, oby jak najmniej kaszlu i kichania... Dziś też Was kocham, Gabrysia Wysocka (Dobrodzień)😘

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam i czekam na więcej ❤️

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyjmuję gratulacje, choć nie było to poświęcenie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Lubię czytać takie opowieści i przeczytałam z nieukrywaną przyjemnością. Takie czasy trudne nastały... szkoły bez dzieci, hotele bez gości... tylko szpitale przyjmują pacjentów.
    ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zostałam zmuszona do robienia zakupów żywnościowych on line. Co prawda w Polsce niemal wszystko właśnie poza żywnością kupowałam on line. Od jutra mieszkańcy miasta Jena mają chodzić do sklepów w maseczkach ochronnych ewentualnie w szalu zakrywającym nos i usta. Nikab chyba zrobi z powodu pandemii karierę.
    Może w związku pandemia będzie się również nosiło burki?

    OdpowiedzUsuń
  17. Duzo usmiechu w tych ponurych dniach. Czytam od lat, regularnie i zawsze do konca. Sciskam mocno ❤️

    OdpowiedzUsuń
  18. Pomagajmy, jeśli możemy, przeżyć tym, którzy z dnia na dzień stracili zarobek, bo musieli zamknąć swoje sklepy, usługi, restauracje... bądź zwyczajnie stracili klientów, bo zadziałało #zostanwdomu a nie mają sprzedaży wysyłkowej. Zaś sklepy internetowe i te co od lat prowadzą równolegle sprzedaż w necie na pandemii akurat zyskają, bo naturalnym jest teraz robić zakupy przez net, jeśli inaczej nie można zakupić czegoś, co akurat jest potrzebne.
    (Zawsze kupuję książki w internetowych księgarniach, ale przeczytałam prośbę tych stacjonarnych, małych, że dowiozą, więc po tym gorącym okresie przedświątecznym, złożę zamówienie w jednej z nich).
    Przykro mi z powodu Kuciula. OM mi nagrywa filmiki z Kamą i Mysią w roli głównej. Tuśka z Najmłodszymi, a ja wyglądam przez okno i patrzę czy już się zazieleniły drzewa...
    Trzymaj się Klarko i uważaj na Się💕

    OdpowiedzUsuń
  19. Maseczki powinny by obowiązkowe, jak na razie nosza je jedyni rowerzyści.

    OdpowiedzUsuń
  20. kochany-opublikowany-zgodnie z wolą autorki (więc sprawe poza wolą mamy z głowy i zgłoszenia organom ścigania ) to jak to jest kwitnienie czy mróz? U mnie dzikie wiśnie, radość 2 latki z nowych kaloszy i mały pokaz mody dzieciecej oczywiście z perspektywy czasu i odległości- wieczorami mysleo tych maseczkach raczej jak Lady Carnaval niż "Dżumy" Camusa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Przeczytałam pierwsze zdanie i pomyślałam o maseczce kosmetycznej, na cerę... Ot, tęsknota za normalnością, chyba.
    Pozdrawiam
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam jak zwykle z zainteresowaniem.Siedzę w domu i jedyny kontakt z rzeczywistością to czytanie blogów.Nie jest wesoło ale dobrze że macie oboje pracę bo to dzisiaj ważne.Zdrówka i słoneczka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja tez mam mieszane uczucia do internetowych zamowien. Na poczatku zamowilam troche papieru toaletoweg kiedy w sklepach kompletnie go nie bylo. Teraz ida Swieta, po spozywke jezdzi M. po drodze z pracy, ale prezenty dla dzieci "od zajaczka" zamowilam przez Amazon. Z jednej strony wiem, ze dzieki temu ktos ma prace i pieniadze na utrzymanie. Z drugiej, moze przez to ktos musi pracowac choc wcale nie chce? No i czy rzeczywiscie na kartonie wirus tak dlugo nie przezywa? Czy to bezpieczne. Na wszelki wypadek paczki od razu znosze do piwnicy, tam je otwieram i zostawiam kartony, a potem myje rece. Ale te produkty tez ktos przeciez dotykal, pakowal, ech... Jak masz pecha, to sie nie uchronisz... :/

    OdpowiedzUsuń
  24. Niech leżakują. U nas w pracy, gdzie wiem, że podchodzą rozsądnie (na ile obecna wiedza pozwala), dokumenty i rzeczy, które przyszły muszą leżakować 24 godziny. Powinno wystarczyć.
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  25. Ech... Ten post przypomniał mi trudny czas, który się wtedy zaczął. Mój mąż pracuje w służbach mundurowych, więc do pracy musiał jeździć.
    Ja mam własną DG, prowadzę sklep z ubrankami dziecięcymi - od niemowlaka do nastolatka. Od początku pandemii byłam w pracy, ale klientów nie było, czasem jakaś drobna rzecz się sprzedała. To był finansowo straszny rok, bo jak dzieci nie chodziły do szkół, to i ubrań nie potrzebowały, przed komputerem niektórzy w piżamach siedzieli. Nie było uroczystości rodzinnych, prezentów urodzinowych czy świątecznych... Psychicznie też to męczy, bo codziennie do pracy, bo może akurat ktoś przyjdzie, a na koniec dnia raport kasowy pokazuje 0, w najlepszym przypadku 16zł :-(
    A ludzie kupowali przez internet, bo darmowa przesyłka... bo darmowy zwrot...
    Teraz od maja 2021 jest lepiej, ale znów obawa przed tym, co będzie od września.
    Ale wierzę, że będzie lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przetrwałaś ze sklepem? U nas stoisko padło jeszcze przed pandemią.

      Usuń
    2. Mam jeszcze mokre oczy, bo czytałam wiersz o wrzosach...
      Tak, przetrwałam, i nie poddaję się. Trochę pomogło wsparcie z tzw. tarczy, chociaż i tak wolałabym, żeby móc normalnie pracować. Ale kiedy nie ma obrotu, to nikogo nie obchodzi - zus, czynsz i pozostałe opłaty trzeba zrobić niezależnie od tego, więc lepsza taka pomoc niż żadna.
      Inna sprawa, że nawet jakbym chciała zamknąć, bo teraz opłacalność zerowa, to mam tyle zamrożonych pieniędzy w towarze, że nie mogę tego zrobić. Więc trwam (i dlatego mam mnóstwo czasu na czytanie Ciebie :-) ). I liczę na powrót do normalności :-)

      Usuń

Twój komentarz