sobota, 22 lutego 2020

miecz w jesionie czyli Walkiria


Od czasu do czasu udaje mi się wygrywać nagrody w różnych konkursach. Są to przeważnie książki albo zaproszenia do kina czy tak jak tym razem do filharmonii. Tym razem na hasło „Klarka Mrozek” czekało na mnie zaproszenie na koncert. Radość wielka, zaproszenie podwójne. Kogo z sobą zabrać? W pracy nikt się nie odważył. Nawet jedna z koleżanek rzuciła – Zygmunta bierz! Zygmunt jest jednym z hotelowych portierów, niezwykle uczynnym i pomocnym, żadnej z nas niczego nie odmówi więc może i na koncert by pojechał, ale nie chciałam bo  tam muzyka ogłuszająca, śpiewy doniosłe i do tego po niemiecku, nie wiadomo czy by wytrzymał. 

Wreszcie szantażem i innymi formami przemocy udało mi się przekonać Krzyśka.

Znów przeobraziłam się (na ten jeden wieczór) ze sprzątaczki w blogerkę. Wolę, zdecydowanie wolę być blogerką. Ludzie pięknie ubrani, uśmiechnięci, pachnący. Ja też.  Radość i lekkość od razu po przestąpieniu wejścia.  Bo uśmiechnięta jestem przeważnie zawsze ale co innego uśmiech na twarzy będący uprzejmością zawodową  a co innego blask w oczach i radość w sercu.

Do brzegu daleko.

W holu hostessy wręczające specjalnym gościom (w tym mnie!) pięknie wydaną książkę „75 lat Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie”. Grubą książkę, do wizytowej torebki nie wejdzie, więc wiadomo, kto z książką ten gościem szczególnym.  Trochę mnie to krępowało.

Walkiria. Wagner. Widownia pełna. Uwielbiam moment gdy orkiestra wchodzi na scenę. Muzycy wyglądają na ludzi z innego świata, są piękni, uśmiechnięci i zawsze myślę sobie – muszą być szczęśliwi mając taką pracę.
Nie będę tu szczegółowo opisywać o czym grali i śpiewali, głównie chodziło o bandycką napaść, porwanie, motyw miecza (tym razem wbity w jesion) dla wybrańca, no i miłość, wiadomo. Ale kiedy śpiewaczka zapytała bohatera – jak masz naprawdę  imię a on odparł – Zygmunt – to o mało nie parsknęłam śmiechem bo co by to było gdybym jednak zabrała na ten koncert Zygmunta, no?

Z jakiegoś powodu robiłam się coraz bardziej radosna, jak po winie, i na finał, kiedy orkiestra grzmiała z całych sił a śpiewacy byli czerwoni od wysiłku ja była zachwycona! Nie do wiary – nie tylko ja (wiadomo, blogerka to stan umysłu i nie ma się co dziwić). Widownia biła brawa na stojąco, było podniośle i patetycznie.

Warto było – bo przecież nie tylko ja byłam po całym tygodniu pracy, to jednak wymaga mobilizacji – żeby się wyszykować, żeby jechać mimo zmęczenia. Nie zrozumcie mnie źle, nie narzekam, po prostu poczułam lekkie rozczarowanie kiedy kolejnym osobom proponowałam - jedź ze mną, a te odmawiały z różnych powodów. Nie to nie! 
 Postanowiłam sobie, że wykorzystam każdą okazję i nie zmarnuję już żadnego zaproszenia, żadnego biletu, bo kiedy jeśli nie teraz? Nie będę żyć 140 lat!


17 komentarzy:

  1. Żadnego zaproszenia nie zmarnujesz? To do mnie też przyjedziesz?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak trzymaj ,Klarko.Tego, co przezyjemy nikt nam nie odbierze.Ja tez jezdze ,gdzie moge, ogladam piekno swiata, kino, teatr, koncerty,wszystko.I wszystkim sie ciesze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham muzykę ale nie jestem pewna czy lubię Wagnera 🙈
    Ale bardzo lubię pójść na kulturę

    OdpowiedzUsuń
  4. i słusznie Klarko .... kultura to jest to, choć ja osobiście nie lubie Wagnera :( ale co tam , :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muzyka należałoby zapytać czy jest szczęśliwy, jak będzie wypłatę odbierać. W mojej pracy jeden z panów dozorców jest muzykiem, gra na trąbce w pewnej bardzo znanej orkiestrze. A możesz zdradzić szczegóły tego konkursu? Będziemy wiedziały czego Ci gratulować. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, nic szczególnego, takie tam kilka zdań

      Usuń
    2. Kiedyś, podczas krótkiego pobytu w Krakowie, byłam w Teatrze Stu na przedstawieniu "Rozmowy z diabłem". Wspaniałe, jedno z najlepszych, jakie w życiu widziałam. Gra aktorska pana Treli-mistrzostwo świata.

      Usuń
  6. Wiele razy przekonałam się, ze gdy nie mam ochoty lub szukam wymówki, to później wracam zachwycona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miewam podobnie, ale trzeba sie z domu wykopac, co bywa trudne:)

      Usuń
  7. Aż ci zazdroszczę:),a poza wszystkim świetnie piszesz.
    ja też uwielbiam "bywanie", wyjście z domu ..kino,koncert,spotkanie z ciekawym człowiekiem - w empiku chyba co tydzień bywaja pisarze,rezyserzy,muzycy,częstą spotkania są bardzo ciekawe.Lubię:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ludziom się po prostu nie chce. Bo mąż, bo dzieci, bo praca. Za późno, za wcześnie, za zimno, za ciepło. Wiecznie źle i niedobrze. Nie zazdroszczę, bo tylko ode mnie zależy, czy kolejną sobotę spędzę na kanapie, czy gdzieś wyjdę. Ale cieszę się, że Tobie się chciało. I pamiętaj - lotnisko blisko, a zaproszenie wciąż aktualne :)

    OdpowiedzUsuń
  9. lubię takie wyjścia!
    I przypomniałam sobie, jak ktoś obdarował mnie biletem na koncert Michałą Bajora!
    I ja do dziś nie wiem, jak ten Anioł się zwie, a w sercu mi ciągle gra!

    OdpowiedzUsuń
  10. I prawidlowo. Okazja moze sie juz nigdy nie powtorzyc :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. A wiesz, że to jest bardzo dobre rozwiązanie. Ja też wprowadziłam jakiś czas temu w życie podobną zasadę i hmmm dużo lepiej się z tym czuję: Z zaproszeń wszelkich korzystam, swoich nie ponawiam bez sensu, bo raz dane uważam za ważne, a o ile łatwiej się cieszyć z wszystkiego niż wszystkim przejmować! Walkirii zazdroszczę, Asterixa chyba nawet szantażem i innymi formami przemocy bym nie przekonała;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że nawet warto jechać samemu. W takich miejscach zmęczenie odchodzi, przynajmniej to psychiczne, a to takie ważne

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz rację trzeba chwytać okazje. Nie zniechęcać się zimnem albo zmęczeniem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz