sobota, 25 sierpnia 2018

dożynki Grażynki


Grażyna mieszka na wsi zaledwie od kilku lat i choć bardzo chce się zintegrować z lokalną społecznością, nijak jej to nie wychodzi.

Zaczęło się od wesela jej syna. Chciała, aby odbyło się w wiejskiej remizie i pod tym warunkiem zgodziła się wszystko sfinansować. Zaprosiła nie tylko rodzinę i przyjaciół ale także pół wsi. Kiedy już goście siedzieli przy stołach, starosta weselny chodził z koszykiem i rozdawał im niewielkie książeczki. Zaciekawieni weselnicy ze zdumieniem dowiadywali się, że jest to poradnik przyrządzania nalewek  napisany przez matkę pana młodego i kosztuje w promocji zaledwie 10 złotych. Jedni zapłacili bo poczuli się zobowiązani a inni śmiali się w głos i płacić nie mieli zamiaru.
A do tego synowa obraziła się śmiertelnie,  przestała się do teściowej odzywać już w dzień ślubu i milczy jak zaklęta do dziś, wściekła za taką niespodziankę.

Niedoceniona Grażynka poczuła się odrobinę odrzucona ale w staraniach swych nie ustawała, bo żyć z ludźmi trzeba, działać, pokazać się, zaangażować. Tak naprawdę to nie miała się z kim napić. 

 Zbliżały się dożynki. Poszła więc na zwołane zebranie wiejskie do remizy i zgłosiła swoją kandydaturę na.. starościnę. Niestety, rola ta przypadła innej kobiecie, bardziej zasłużonej dla społeczności.  Nie pomogło nawet zaproszenie sołtysa na lody. Sołtys na lody przyszedł ale kiedy wychodził to tylko poklepał Grażynkę po ramieniu i na tym się skończyło.
Nic tak nie dotknie kobiety jak mężczyzna, który nie chciał jej dotknąć, dlatego Grażyna postanowiła się zemścić.

W sobotę w remizie było wieczorne spotkanie tuż przed niedzielną uroczystością, wieniec stał gotowy (teraz się wieńców w remizach nie plecie tylko się zamawia w kwiaciarniach, ha!). Ktoś śpiewał, ktoś ćwiczył krakowiaka, ktoś przeliczał paczki jednorazowych naczyń. Na stole stało ciasto ze śliwkami a nad nim krążyła osa.

Sołtys siedział przy stole i coś przeglądał na smartfonie. Grażyna podeszła do talerza z ciastem i naciskając torebką siedzącą na stole osę zabiła ją. Poczekała chwilę a potem wzięła owada w dłoń. Odwróciła się do sołtysa i patrzyła na niego wyczekująco ale on jej nawet nie dostrzegł. Nagle zerwała się i wrzasnęła – Mariusz, nie ruszaj się! Po czym z całej siły wyrżnęła go pięścią w oko. Sołtys ze słowami  alecojestkurwamać zwalił się wraz z krzesłem do tyłu a Grażynka   pokazała zmiażdżonego owada zdumionym gospodyniom wiejskim –  szerszeń, szerszeń o mało co go nie użarł!  Potem już normalnym słodkim głosikiem spytała -  macie może jakieś nalewki do spróbowania? Bo ja przyniosłam swoją na poczęstunek – i wyjęła butelkę aroniówki.

Nalewek nie mieli tylko zwyczajną czystą wódkę i sok pomarańczowy do popicia.
Polali Grażynce raz i drugi a miała kobieta mocną głowę i co kieliszek to była swobodniejsza i weselsza.  Trzeba tu uczciwie przyznać, nie tylko ona. Tak sobie siedzieli, pili i śpiewali, aż wreszcie o drugiej w nocy zaczęli się rozchodzić. Grażyna nie miała daleko a że trzymała się na nogach i mówiła prawie że z sensem to nikt jej nie odprowadzał. 
Nastał ranek.
Ludzie jadący na poranną mszę oglądali udekorowaną remizę i drogę wiodącą do niej.  Była i bela słomy, dynie i słoneczniki, i kukły chłopa, baby i stracha na wróble. I jeszcze jednej baby leżącej w rowie, trzymającej na piersiach charakterystyczną, czerwoną torebkę.
To pijana Grażyna robiła za ozdobę rowu dożynkowego.

28 komentarzy:

  1. śmieję się na głos, mogli ją wypchać i postawić w kącie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale historia! Prawdziwa czy wymyśliłaś?

    OdpowiedzUsuń
  3. No to się nieżle zintegrowała ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to od teraz Grażynka to już jest "swoja kobitka".

    OdpowiedzUsuń
  5. Hi, hi, hi..........
    regian

    OdpowiedzUsuń
  6. … no to się kobita zintegrowała ! Teraz już będzie git !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Klarko, pisz prosze czesciej. Przepraszam, nie wiem co sie stalo, nie moge polskich liter wstawiac. Kurde no. Nic nie pilam i sie nie integrowalam, przysiegam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak czytalam o tych belach slomy i kuklach, to pomyslalam, ze ja tez tam posadzili…. byloby ciekawiej, bo w rowie to tak powszechne ;))))

    OdpowiedzUsuń
  9. I ja też tam byłam, aroniówkę piłam, wszystko się zgadza, poza wieńcem, bo go sama z dziewczynami ze wsi zrobiłam, o!
    :-) :-) :-)
    Pozdrawiam dożynkowo! MBI (nie Grażyna!!!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tłukłaś osę sołtysowi na czole?

      Usuń
    2. Nie, śpiewałam: "Uciekła mi przepióreczka w proso..." i tańczyłam krakowiaka z kuzynem starościny :-)

      Usuń
  10. Usilowanie sprzedazy poradnika na weselu syna Grazynki przypomina mi jak to pewna znajoma zapraszala kolegow I kolezanki na ognisko z okazji swoich 18-tych urodzin, tylko uprzedzala, zeby przyniesli ze soba kielbase :))) Nikt nie przyszedl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. historia z weselną promocją jest niestety prawdziwa choć najmniej wiarygodna z tej opowieści

      Usuń
  11. Klarko, teraz bedziemy czekac na nastepne dzialania integracyjne Grazynki.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nic lepszego do śmiacia, jak małomiasteczkowe afery :-) Mieszkam w małym, to wiem:-)W sumie podziwiać Grażynkę za podążanie za swoimi marzeniami :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nic dodać, nic ująć. Pozdrowaśki!

    OdpowiedzUsuń
  14. I gdyby dziewczyna odpoczywając w tym rowie trzymała w dłoni, tudzież w innym widocznym miejscu tę swoją książeczkę z przepisami na nalewki... najlepsza reklama na skuteczność zawartych tam przepisów, kolejki by się ustawiały.

    OdpowiedzUsuń
  15. Co za idiotyczna opowieść. A czemu to ma służyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak się zastanowisz to sobie odpowiesz

      Usuń
    2. Odpowiadam na pytanie. Temu żebyś się Krycha zdziwiła. Jak widać się udało, więc niech cię dobre wiatry wywieją tam skąd cię przywiały.
      Klarko dziękuję za zabawną opowieść.

      Usuń
    3. Ma służyć wywoływaniu radości u "Klarkowej Społeczności".

      Usuń
  16. I śmieszno i straszno. Z tą promocją nalewkową skojarzył mi się pewien (chyba stary) filmik z jakiegoś góralskiego wesela, na którym zespół podchodził po kolei do każdego gościa i poświęcał mu jedną zwrotkę piosenki. Oczywiście "wypadało" mu coś rzucić. Byłam cokolwiek zniesmaczona, kiedy to oglądałam. To prawie tak jak na ślubach i pogrzebach, gdzie po kościele lata pan z koszyczkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten zwyczaj jest w górach aktualny, chodzi głównie o przedstawienie gości obydwu stronom, w piosence wymienia się status w rodzinie
      np "witamy chrzestną pana młodego, niech się dobrze bawi do rana białego!"

      Usuń
  17. :))))))))))))))))

    Dobre, bardzo dobre ....

    OdpowiedzUsuń
  18. Wesoło u Ciebie!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Dorota L.

    OdpowiedzUsuń
  19. 🤣🤣Klarko nie ustawaj w pisaniu

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz