Na samej górze choinki na małych
gałązeczkach umocowane były dwa aniołki. Wyglądały na stare i podniszczone.
Mamo, może w końcu je wyrzucimy –
zaproponowała Dorotka, której od kilku lat marzył się całkiem inny styl, nie
ten kicz. Tu aniołki, tam szydełkowa bombka (bańka, dziecko, u nas się mówi
bańka) a wszystko to na drzewku przyniesionym w ostatni dzień przed Wigilią.
Czemu tak zostawiacie ubieranie
choinki na ostatnią chwilę? W innych domach mają to z głowy już od tygodnia! –
marudziła.
W innych mają a u nas nie, nie
musimy być jak inni – spokojnie odparła Marzena, matka Dorotki. Rozkładaj córeczko talerze i pamiętaj o
dodatkowym nakryciu – dodała.
Oj mamo, po co, i tak będzie
ciasno, przecież te puste talerze tylko zajmują miejsce!
Jak skończysz to przyjdź do
kuchni, pomożesz mi lepić pierogi – Marzena wygładziła obrus i wyszła.
Krążki pierogowego ciasta leżały
na części stolnicy, tuż obok pierogi przykryte
ścierką czekały na gotowanie. Kobiety siedziały przy stole, połączone tą samą
pracą.
Matka patrzyła na jasną,
pochyloną głowę córki i westchnęła. Boże, jak ja ją kocham – pomyślała.
Co tak mamusiu moja wzdychasz? –
Dorotka spojrzała na matkę i uśmiechnęła się.
„Mamusiu moja” – to był ich szyfr
pełen czułości. Dziewczyna mówiła tak do Marzeny w wyjątkowych chwilach.
Zaczęło się to w przedszkolu, gdy dziecko przybiegało do szatni z taką radością
jakby się nie widziały od tygodni, i krzyczało uszczęśliwione – mamusiu moja,
moja!
- Powiem ci o tych aniołkach,
chyba że nie chcesz.
- Powiedz, chyba że nie chcesz.
Wiesz dobrze, że babcia Marylka
nie jest twoją biologiczną babcią, nigdy tego nie ukrywaliśmy i dla ciebie nie ma
to raczej znaczenia, innej babci
przecież nie znasz. Tę historię opowiedział mi twój dziadek a mój tata.
Pierwsza żona dziadka Michała,
czyli moja mama była taka piękna, taka jasnowłosa jak ty córeczko. I taka
radosna. Nie jest chyba możliwe, abym ją pamiętała, byłam za mała, te opowieści
to pamięć innych. A kiedy dziadek Michał znów się ożenił, nikt w rodzinie już
nie opowiadał o jego pierwszej żonie bo przecież Marylce byłoby przykro.
To były lata siedemdziesiąte. Wiele pań prawie wcale nie chodziło do
poradni dla kobiet. W czasie ciąży kilka
razy do kontroli i to wszystko. Albo i
to nie. Aborcja była w zasadzie na
życzenie. Wystarczyło powiedzieć lekarzowi, że nie chce się mieć dziecka z
przyczyn ekonomicznych. Poronieniami też się nie przejmowali za bardzo. W
rodzinach kilkoro dzieci to była norma.
Babcia miała trudności i poroniła trzy razy z rzędu. Lekarz wreszcie
powiedział, że to się może źle skończyć ale babcia bardzo chciała być matką.
Wreszcie po wielu staraniach zaszła w ciążę i urodziłam się ja. Moja mama była
bardzo szczęśliwa. Postanowiła, że każdego roku będzie dla swojego dziecka czyli dla mnie kupować
aniołka na choinkę. Dziadek się śmiał, że kiedy dorosnę, tych aniołków będzie
na choince zatrzęsienie. A jest tylko dwa.
W tamtych czasach nie było ratunku.
Teraz by pewnie żyła.
Dlatego moja kochana córeczko, tak bardzo
pilnuję badań. A to puste miejsce przy stole przypomina nam tych, których już nie ma wśród nas.
Dla jednego grat, dla drugiego najpiękniejsza pamiątka.
OdpowiedzUsuńDla jednego durna tradycja, dla drugiego symbol.
Ważne, że da się wytłumaczyć, powiedzieć, zrozumieć.
Jak widać, bajka dydaktyczna też może być urocza.
OdpowiedzUsuńU moich rodziców też jest taka choinka. Nie zamieniłabym jej na żadną inną supernowoczesna. Każda bombka to mała historia z dzieciństwa. Choć część poobijana i wzorek starty ale muszą wisieć co roku. Wzruszyło mnie Twoje opowiadanie i przywołało wspomnienia.
OdpowiedzUsuńpięknie napisałaś...jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuńwzruszyłam się.
piękna opowieść... wzruszyłam się ...
OdpowiedzUsuńW życiu tak właśnie jest - to, co dla jednych cenną pamiątką, dla innych niechcianym gadżetem...
OdpowiedzUsuńA gdy opowiedzieć genealogię takiej pamiątki, wtedy wszystko nabiera innego znaczenia.
Wesołych Świąt! :)
Piękne.
OdpowiedzUsuńNa mojej choince też jest kilka takich poniszczonych czasem baniek.Myszka którą dostałam od sąsiadki gdy wprowadziliśmy się z rodzicami do nowego mieszkania tuż przed świętami.Miałam wtedy 4 latka a dziś 44.Jest ptaszek którego mama zdjęła ze swojej choinki i dała mojemu małemu synkowi na jego choinkę.Mamy już nie ma a ptaszek jest.Są tez bańki samochodziki malowane ręcznie przez mojego synka.Tradycja i pamięć to coś czego nie można kupić.
OdpowiedzUsuńNie lubię się tak płaczliwie wzruszać. A dydaktycznie też podziałało, należę do tych, co omijają wszelkich lekarzy szerokim łukiem. Dentysty nie, bo widać.
OdpowiedzUsuńNowe postanowienie nowroroczne dopisałam do listy.
miałam na myśli to, że jednak się wzruszyłam i to do szczypania oczu:)
UsuńU nas była taka ciocia,którą nazywaliśmy w rodzinie "bombka" lub "bomba".Miała niesamowite poczucie humoru i oszukiwania "na wesoło".Jak niewielki figiel,to bombka,jak większy,to bomba.Teraz mi się przypomniało o Niej jak rozmawiacie o "bombkach" tutaj na choince.A pamiętacie jak Laskowik ze Smoleniem rozmawiali też o nich.
OdpowiedzUsuńDla mnie bomb(k)a! ;-)
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść a w niej zawarte ważne przesłanie i też pewne wartości...
OdpowiedzUsuńKlarko jak zwykle...mądrze!z przesłaniem i za to uwielbiam zaglądać do Ciebie :-) aaa...i o kotach do świąt coś by się zdało napisać...przeczytać ;-)
OdpowiedzUsuńPo prostu piekne!
OdpowiedzUsuńI kolejny raz stwierdzam : Klarko, jestes wielka!
Klarko, jesteś Mistrzynią!
OdpowiedzUsuńKlarko,powiedz,dlaczego jesteś tak ŚLICZNA???
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wczoraj, ale tak mnie trafiło, że nie umiałam znaleźć słów... Niektóre bombki na naszej choince mają już więcej lat niż ja, a historie z nimi związane powracają co roku kiedy je wieszamy. Ubywa miejsc przy stole wigilijnym, przybywa kolejna historia...
OdpowiedzUsuńMarytka
Podpisuje sie pod tymi słowami, Marytko:)
Usuń:-)
UsuńMarytka
Wiesz co, nie zamierzałam tego robić, ale pojadę do domu rodzinnego i zabiorę te stare bombki, które są w kartonie na strychu, a które pamiętają jeszcze moich dziadków. Niestety nie zawsze dbanie o zdrowie i kontrolne wizyty u lekarzy zapobiegają płaczliwym wspomnieniom, niektórzy umierają w drodze do lekarza....
OdpowiedzUsuńPoryczalam sie...
OdpowiedzUsuń"Mamusiu moja "...
Klarko-uwielbiam Cie!!!
Ja tak jak Marytka, przeczytałam wczoraj i nie wiedziałam co napisać . Dzisiaj tez nie wiem ale zostawiam znak ze bardzo mnie ta opowieść wzruszyla
OdpowiedzUsuńNie wiem co mogłabym dodać, piękne i smutne. I prawdziwe.
OdpowiedzUsuńtrzeba pewnej dojrzałości, żeby wspomnienie osoby której nie ma nie sprawiała przykrości
OdpowiedzUsuńa zmarłych trzeba wspominać...
nie ma kiczu tam, gdzie jest miłość
Ten wpis dowodzi, że nasza miłośc do Ciebie nie jest bezpodstawna. Miłość to nie to co dziś /może gdzies tam jeszcze istnieje/.
OdpowiedzUsuńU mnie w domu też były bańki.
Pozdrawiam
To nie bajka... to pełna ciepła i z przesłąniem opowieść :-)
OdpowiedzUsuńJaka smutna historia...szkoda ,że nie przeżyła ...
OdpowiedzUsuńPięknej choinki, pięknej czarem wspomnień i dawnych lat.
OdpowiedzUsuń:) Nie potrafię nic napisać - dziękuję
OdpowiedzUsuńPiekna, wzruszajaca historia. Dziekuje Klarko:**
OdpowiedzUsuńPieknie. I sie wzruszylam... Dziekuje Klarko ♥
OdpowiedzUsuńPiękna historia ! W moim domu jest wiele rzeczy, które mają swoją bardzo ciekawą historię, ale nie każda jest tak pouczająca jak Twoja. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękne, i takie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńCudne...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)