czwartek, 5 października 2017

bądźmy ludźmi

Pewnego dnia stałam na przystanku czekając na autobus a wraz ze mną czekało dwoje ludzi w starszym wieku. Wyglądali na cudzoziemców, ubrani byli nieco dziwacznie ekscentrycznie i rozmawiali po angielsku. Z ich rozmowy wynikało, że są zadowoleni z zakwaterowania w naszym wiejskim dworku i zamierzają zwiedzać Kraków.
Wsiedli do autobusu, kupiłam bilet w automacie, skasowałam go i usiadłam a oni bezradnie patrzyli na panel biletomatu. Wreszcie poprosili mnie o pomoc.   Taak, bilet do starego miasta w Krakowie za cztery złote i pięćdziesiąt groszy,  bo tyle mieli drobnych. Wystarczy na jeden. Łan tiket for łan person - powiedziałam i na tym skończyła się moja znajomość angielskiego. Nie mam rozmienić stówy i kierowca też na pewno nie rozmieni.
No i zrobiło się niefajnie.   Przypomniało mi się jak za pradawnych komunistycznych czasów kiedy obowiązywały książeczki walutowe pojechałam do Pragi i o świcie usiłowałam kupić bilet do metra dając pani w okienku banknot o najwyższym nominale. Pani mi wtedy nie wzięła pieniędzy tylko dała bilet i już.
I teraz zrobiłam tak samo, wyjęłam dwie dwójki z kieszeni, kupiłam bilet i dałam tej starszej pani. Boże, jacy oni byli zdziwieni! Ha ha warto było.
Ale to nie koniec tej historii bo dziś to ja byłam ofiarą komunikacji podmiejskiej. Rozkład jazdy mam na lodówce, w telefonie i w głowie ale podstępny przewoźnik zmienił godzinę odjazdu o parę minut i tak oto stałam na pustym przystanku jak nieszczęście bo nie cierpię się spóźniać, miałam termin do lekarki i dosyć że się świecę na czerwono w ewusiu i za każdym razem muszę się tłumaczyć że to wina zusu bo ja wszystko załatwiłam ale oni coś pokręcili to jeszcze się spóźnię!
Lubię tak motać jak opowiadam.
Usiłowałam więc zatrzymać jakiś samochód, tak jak dawniej bywało - macha się ręką, samochód się zatrzymuje, mówisz że jedziesz do Modlnicy albo do Krakowa albo w Bieszczady wsiadasz kierowca zamyka samochód, jedzie do lasu, zabiera ci portfel i zostawia cię pod grzybkiem czerwonym pod krzaczkiem poziomek.
I zatrzymał się samochód, bardzo mili państwo nawet nadłożyli drogi i podwieźli mnie aż pod cmentarz skąd mam tylko niecałe dwa kilometry do ośrodka. Nie wiem kim byli ale bardzo serdecznie dziękuję, to było dla mnie bardzo ważne i na pewno bym się spóźniła gdyby nie ich życzliwość.
I jeszcze coś - lubię moją lekarkę rodzinną i mam do niej zaufanie,  lubię pielęgniarki w tej  przychodni i dlatego nie przepisuję się do innej, gdzie miałabym lepszy dojazd.

35 komentarzy:

  1. Dobrze jest spotkać się z taką życzliwością, jak dobrze też czasem móc ot tak po prostu pomóc bliźniemu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oesu, przypomnialas mi ze jak tez bede w Krakowie juz niedlugo i sie bede musiala z tymi cholernymi automatami handryczyc. Jak ja dam rade??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli zamierzasz dużo jeździć to opłaca się kupić 24 godzinny za 15 zł

      Usuń
    2. W Krakowie w wielu autobusach i na większości przystanków można w automacie zapłacić kartą, nawet zbliżeniowo...

      Usuń
    3. A niech te automaty szatan do piekla z popwrotem zabierze, jak bylam w Krakowie cztery lata temu to nic a nic sie w tym nie orientowalam. Bilety godzinowe jakies. A jak pojade pietnascie minut dluzej bo sie tramwaj spozni to co?

      Usuń
    4. liczy się od momentu skasowania

      Usuń
  3. Jak różni sa ci rodzinni. U Rybki jest taki, który wszystko zwala na stres, moj na wiek. U Meli jeszcze gorzej:( U Ciebie wręcz odwrotnie. Dobrze, ze są jeszcze tacy, jak ta Twoja lekarka:) Tez bym jechała dalej, byle moc powiedziec to, co Ty w 3 ostatnich linijkach, Klarko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to młoda dziewczyna, jest uważna, troskliwa, zleca tyle badań i skierowań ile trzeba, a o recepty mogę prosić telefonicznie i odbierać w dogodnym mi terminie w recepcji przychodni, teraz miałam robione testy żeby sprawdzić, czy leki mi nie szkodzą zamiast leczyć

      Usuń
    2. O, nie wierzę! cuda się zdarzają?!
      A może to już wigilia się zbliża ...
      A tak na poważnie to sama bym się chętnie przepisała, tylko to trochę za daleko...
      Cieszę się, że Ci lepiej,
      pozdrawiam
      MBI

      Usuń
  4. Klarko!Jak ja lubię sobie przychodzić do Ciebie! Tyle w Tobie ciepła, serdeczności, życzliwosci, że zaraz pogodniej w taki dzień, jak dziś! Dobrym sercem obdzieliłabyś pół internetu! I przyrzekam sobie, że jak wreszcie dojadę do Krakowa, to odnajdę Twojego Krzyśka( bo Ciebie pewnie trudniej) i powiem Mu, ze ma prawdziwy SKARB:) ( chociaz pewnie i tak o tym wie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to nie lepiej umówić się ze mną w kawiarni dla emerytek? ;)

      Usuń
    2. słaby ten mój refleks...
      jeszcze raz zapodasz gdie jest TO miejsce???

      Usuń
    3. kawiarnia dla emerytek? W Krakowie na Karmelickiej :)

      Usuń
  5. Raz tak pomagałam przed laty dziewczynie, to wysiadała niezadowolona , bo nie takiego samochodu oczekiwała na przystanku :-))))Akurat ja jechałam maluchem a ona chyba wolałaby Mercedesa ...
    Różnie to bywa z pomaganiem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha to po co wsiadała, nie widziała że to maluch? jakaś porąbana czy coś

      Usuń
  6. Uwielbiam Cię czytać, Klarko :)
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  7. dobro wraca
    a dobra przychodnia to coś najcenniejszego, sama szukam nowej:/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak miło czytać o przypadkach zwykłej, ludzkiej życzliwości. Nie narzekam w mojej Holendrowni na jej brak. Choć wiem, że w wypadku sklepów, instytucji czy lekarzy, jest to "życzliwość profesjonalna". Ale n.p. byłam zaskoczona zdziwieniem pani w pewnym urzędzie, gdzie byłam z koleżanką Polką jako tłumacz i znawcę sytuacji. Pani ta była zdziwiona, ze ja bezinteresownie pomagam komuś...

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja dziś tak na odwrót, o złych ludziach, więc dobrze, że tu tak pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z dziećmi do przychodni jeżdżę 25 km, bo u nas nie ma dobrego lekarza, przynajmniej dla mnie, bo na wszystko daje antybiotyk. Na wszelki wypadek też

      Usuń
    2. w naszej wiejskiej przychodni jest pediatra alergolog i pediatra nefrolog, jedyną ale za to bardzo poważną wadą jest jeden wspólny korytarz - zdrowe, chore, dzieci i dorośli, to mi się nie podoba

      Usuń
  10. Raz Ty komuś, raz ktoś Tobie. Życzliwym się lepiej żyje. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przychodnia niecałe dwa kilometry od cmentarza??? Praktyczne i jakieś takie przewidujące wyniki
    leczenia;)))Wyświadczenie komuś z Francji drobnej przysługi , czyli użyczenie paliwa na dojazd do najbliższej stacji benzynowej, zawiodło moją ciocię do Paryża i to na całe dwa tygodnie w początkach lat 70'.
    Uważam, że zawsze trzeba pomagać jeżeli tylko mamy taką możliwość.
    Ostatnio to jakaś plaga z tym nieprzestrzeganiem rozkładu jazdy, ale gdy są
    jakieś zawirowania komunikacyjne to cały rozkład jazdy staje do góry nogami- u nas to nagminne, bo wszędzie na mieście korki niemiłosierne.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze, chociaż ktoś czasem jest zadowolony ze służby zdrowia :-) Ja nie lekarz ale lubię czytać o zadowolonych ludziach :-*

    OdpowiedzUsuń
  13. Niedawno, jadąc na rozmowę o pracę (w sumie staż, ale płatny, na umowę o pracę, za minimalną, ale przynajmniej nie za darmo na krzywy ryj), pomogłam jednej pani, która podobnie - miała sto złotych i kierowca nie miał jak jej wydać reszty. Chciała bilet ulgowy. Dałam jej bilet normalny (bo taki miałam) i ona czuła się z tym głupio i jakoś w końcu wygrzebała dwa złote. Ostatecznie byłyśmy "stratne" na tym obie - bilet u kierowcy kosztowałby ją 1,75 (gdyby te 2zł znalazła wcześniej), a mój normalny kosztował mnie 2,80. No ale ja się czułam lepiej, że jej pomogłam, kiedy mogłam, a ona przestała się czuć zobligowana do tego, żeby mi się odwdzięczyć. Czy to jakoś wpłynęło na moje fatum/karmę/jak zwał, tak zwał? Nie wiem, bo tej pracy, na którą rozmowę w sprawie jechałam, nie dostałam, ale znalazłam inną ;) Może tak miało być, a może gdybym tej pani nie dała swojego biletu, to nadal byłabym bezrobotna? Nie wiem, nie dowiem się, prawdopodobnie nikt tego nie będzie nigdy wiedział, ale jestem pewna, że pomaganie innym - jeśli nie kosztuje nas to wiele (dosłownie, ale i symbolicznie), powinno być na porządku dziennym.

    Tak samo jak widzę, że studenci nie mogą się dogadać z kierowcą co do zakupu biletu - robię wtedy za tłumacza. Raz nawet pisałam do komunikacji miejskiej, żeby zrobili mini kurs angielskiego dla kierowców, żeby choć zrozumieli, jakie bilet mają sprzedać - to jest tylko kilka słów - ale dostałam odpowiedź, że to by za dużo kosztowało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to dziwne, że nie ma minimalnych wymogów dla kierowców co do języka angielskiego. Teraz, gdzie się człowiek nie odwróci, tam przynajmniej "komunikatywny angielski" jest jednym z nieodzownych wymogów dla kandydata. Wiem, że wielu kierowców pracuje w MPK od lat, ale czyżby firma nie zdawała sobie sprawy, że wielu dzisiejszych pasażerów pochodzi z zagranicy?

      Usuń
  14. Widzisz Klarko - Ty pomogłaś obcokrajowcom i w niedługim czasie ktoś pomógł Tobie. Wierzę w to bardzo, że dobro, które komuś ofiarowujemy nie żądając nic w zamian - powróci do nas.

    OdpowiedzUsuń
  15. ... z nam to z codzienności. dobra karma wraca? do mnie tak!
    już kilka razy. trzeba jasno napisać/ powiedzieć/ wyrazić prośbę o pomoc/ wsparcie, modlitwę


    ... i niektórzy dostaną szansę by pomóc.

    ... utkwiło mi kiedyś zdanie z książki: mielismy kobietę, która się za nas modliła... czesto
    i były tego efekty
    czasem chciałabym pomóc, ale skod mam wiedzieć komu, jesli ktoś nie poprosi...................

    OdpowiedzUsuń
  16. uwielbiam ekscentrycznie ubranych obcokrajowców ))))
    lubię też życzliwych ludzi, w cywilizacji takiej życzliwości nie brakuje, to jakby norma... a u nas różnie, jak wiesz,

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja lubię Ciebie, bo niezmiennie zapewniasz o tym, że:
    Dziś też mnie kochasz

    OdpowiedzUsuń
  18. Są dobrzy rodzinni i dobrzy ludzie. Mój rodzinny opiekuje się moimi zwierzakami (psem i kotem) kiedy jadę do szpitala na chemioterapię. W przeddzień przyjeżdża i zabiera je do siebie i odwozi, jak już dojdę do siebie po urokach dawania w żyłę. I to wszystko za "dziękuję".

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja nieraz drobne ludziom dokładam w kolejce, by kasjerka/pani na poczcie nie zaokrągliła na ich stratę.bo "nie mam grosika to plaga", a u mnie złota zawsze pełno.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz