sobota, 2 września 2017

Mecz z Danią będzie powtórzony!


Pod poprzednią notką piszecie, że znacie treść blogów a nawet śledzicie fanpage, dlatego z pewnością pamiętacie Kiciula  typującego mecze. I bardzo, ale to bardzo dziękuję za te wszystkie komentarze, witam serdecznie komentujących pierwszy raz, każdy komentarz czytałam z uwagą i każdy mnie cieszy. Te krytyczne wywalam w kosmos bez czytania. A na biurku mam laleczkę w którą wbijam długopisy.
Ale nie będzie dziś odgrzewania wczorajszej notki tylko o tym meczu i dlaczego tak wyszło jak wyszło.
Kot przed meczem powinien dostać odpowiednie akcesoria i wówczas zwycięża drużyna zgodnie z przewidywaniem zwierzaka.

archiwum

Ale tym razem już w przeddzień meczu kocisko nawiało z domu. Nie przyszedł na noc, co bardzo mnie zaniepokoiło bo to się nie zdarza, choćby z powodu wieczornego karmienia. Tu mi proszę nie wytykać wypuszczania kota z domu, braku siatek w drzwiach i oknach, krat i łańcuchów, ja mieszkam na wsi i mój kot będzie wychodzący. Kropka.
Rano zwierzątka jeszcze bardziej nie było ale miska była zupełnie pusta, co świadczyło o tym, że znów odwiedził nas gość. Przychodzi taki wielki, czarny, z długim puszystym ogonem, w białych skarpetkach. Na pewno nie jest dziki ani bezdomny tylko lubi kiciulowe żarcie. Tak sobie pomyślałam, że być może nasz kot dostał łomot broniąc swego terytorium i wystraszony siedzi w piwnicy albo w krzakach. Ale nie siedział.
Cały dzień byłam zajęta ale i tak co chwilę patrzyłam w okno i na ogród. Jak to mówi nasza mama – rozstąp się ziemio, nie ma!
O czwartej poszłam na poszukiwania. Wcześniej nie ma sensu ale o czwartej minęła doba a za chwilę zrobi się ciemno i wtedy poszukiwania na wsi są bez sensu. Choć dziś w nocy pod Wieliczką znaleziono zagubione w polu kukurydzy 2,5 letnie dziecko ale to jednak co innego.
Obeszłam ulubione miejsca uciekiniera – dwór, przykopę, janusową drogę, janusowy sad. Sparzyłam się pokrzywami i wystraszyłam drzemiącego w trawie robotnika. Biedny zerwał się na równe nogi a ja wystraszyłam się prawie tak samo. Skoro szukam kota to wołam „kotku”, co w tym dziwnego.

Ale nie znalazłam więc poszłam do domu i ogłosiłam żałobę.  Typowanie meczu nie odbyło się i dlatego grali jak grali. Kot wrócił o północy. 

30 komentarzy:

  1. Kiciul urwisie :-) dziękuję za informację o dziecku

    OdpowiedzUsuń
  2. wyczuł porażkę i poszedł cierpieć w samotności;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam że to przez tego kota!!

    A z tym dzieckiem to prawda??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-winiary-akcja-poszukiwawcza-2-5-latka-zakonczona-dziecko-jes,nId,2435751

      Usuń
    2. dobrze, że się dobrze skończyło. Wyobrażam sobie strach rodziców...

      Usuń
  4. Trzeba zapodać Nawałce.
    Jak nie ma kota Klarki mecz trza przełożyć lub oddac walkowerem i będzie tylko 3:0.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie poczarowałaś z kotem i dlatego tak wyszło jak wyszło :-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Gonifacy też korzysta z wolności. Latem często zdarza się, że nie wraca na noc. Najbardziej jednak lubi drzeć się na moim parapecie w środku nocy, żebym go wpuściła, bo głodny.
    A jeżeli chodzi o mecze, to nawet nie wiedziałam, że jakiś będzie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to o Was ten film?!
      https://www.youtube.com/watch?v=Xf6ZjsDpxvM

      Usuń
    2. Gonifacy jak żywy! :) Kiedy już go wpuszczę to leci biegiem do lodówki i dalej się drze. :)

      Usuń
  7. Też mojego szukam po 24 plus, bo łajza czasem tak ma. Jak na drodze nie leży - wróci. Tylko ona na noc właśnie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha i mamy winnego albo przeczuwał wynik i wolał zniknąć......
    Ela z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiciul się pewnie "zasiedział" z jakąś ładną Kiciulą. Widać fajnie było, skoro się do chaty nie spieszył;))
    Niektórym się zapewne wydawało, że mecz wygra sam Lewandowski bez udziału innych zawodników, snujących się po boisku niczym muchy w smole.
    Gdy chęci i umiejętności brak to nic nie pomoze- nawet pomyślna wróżba Kiciula;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kot jak kot,jak jest potrzebny to znika :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No to teraz wszystko jasne!

    OdpowiedzUsuń
  12. Najważniejsze, że Kiciul wrócił i żałoby nie ma :)
    A mecz z Danią to już historia, teraz przytrzymaj Kiciula w poniedziałek, żeby z Kazachstanem nie było tak samo ;p

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli w końcu wiadomo co się stało :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Klarka pamiętaj, żeby w poniedziałek go jednak przetrzymać w domu, bo przed nami kolejny mecz! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Moze by go jednak przywiazac:) sznurek moze byc dlugi, ale zawsze pociagniesz i bedziesz wiedziala, ze na drugim koncu jest kot. A tak to sie nachodzilas, obudzilas robotnika, poparzylas sie pokrzywami...
    Jestem za rozpatrzeniem opcji sznurka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry Stardust, czytam Twój blog od dawna. Na potwierdzenie np. wiem, ze Tatek miał ostatnio równą rocznicę urodzin, a Ty oklejałaś całuski. Mogę prosić o wysłanie zaproszenia na blog? Proszę :)

      Usuń
    2. Już doczytałam, ze szlaban.. trudno, pozdrawiam gorąco

      Usuń
    3. Dziekuje i wzajemnie, najlepszego.

      Usuń
  16. Meczami sie nie podniecam, ale brak kota to przepis na nieprzespana noc.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja tak do ramki obok - jeśli chcesz mieć mniej cierpki sok, to przemroź aronię w zamrażarce. Ma to też tę zaletę, że kiedy pomidory czerwienieją z obrazy, że jeszcze nie przetarte, cukinia drewnieje ze złości, że nie pływa w leczo, winogrono trzeba zbierać na wyścigi z ptakami i osami itd itp., taką zamrożoną można wrzucić do sokownika trochę później...
    Pozdrawiam, M.B.I.

    OdpowiedzUsuń
  18. A mnie tego robotnika szkoda... Śpi sobie słodko, nagle słyszy, że ktoś anielskim głosem woła "kotku", zrywa się z nadzieją na równe nogi... A to nie do niego :)

    OdpowiedzUsuń
  19. I bardzo dobrze, że kota wypuszczasz! Kraty i siatki to nie dla kota, bo jak mawiał Kipling: "koty zawsze chodzą swoimi drogami i wszystko im jedno kędy". :)

    OdpowiedzUsuń
  20. ja się wcale nie dziwię, że uciekł na czas meczu, czuł widocznie że tym razem będzie musiał zjeść te wstrętne warzywa:(
    gimi

    OdpowiedzUsuń
  21. I gdzie chodził? No gdzie? Żeby jeszcze przez kota człowiek musiał się denerwować, jakby mało było zmartwień.Napisała :matka karmiąca

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz