Lakier do paznokci mi się skończył. Już widzę jak się śmiejesz i jednocześnie znacząco pukasz w czoło bo co to za problem i co to za temat na notkę.
To teraz zapytam - jak często wykorzystujesz zawartość buteleczki do końca? Malujesz raz, dwa albo trzy a potem to stoi i zasycha a na koniec ląduje w śmieciach. Może tak, może nie.
A mój się skończył. Niebieski, ulubiony.
Będzie o wydawaniu pieniędzy na siebie.
Niedawno bliska mi osoba powiedziała - pierwszy rok każde z nas (miała na myśli swoją rodzinę - męża i dzieci) ma swoje pieniądze a ja uczę się kupować coś dla przyjemności dla siebie. Oczywiście nie są to jakieś luksusy - szybko dodała, jakby wystraszona tym co mówi. Kupiłam sobie nową sukienkę, w normalnym sklepie, i buty.
Mówiła to kobieta całe życie pracująca zawodowo. Zawsze były ważniejsze wydatki. Zawsze. Odzież dla dzieci. Szkolne wyprawki. Opał. Rachunki. Remonty. Przeliczanie - ile godzin, dni i tygodni muszę przepracować, aby to czy tamto kupić. Nic szczególnego, proza życia, wiele z nas ma tak samo.
Miałam w życiu różnie. Nigdy nie byłam rozrzutna ale bez żalu wyrzucałam resztki kosmetyków, zniszczone ubrania, zużyte meble. Pozwoliłam sobie kilka razy w życiu na urlop w wygodnym pokoju z czystą, białą pościelą, z posiłkami w jadalni. Cały rok gotuję to przez ten jeden tydzień odpoczywałam od garów.
Niedawno w żartach napisałam do koleżanki - nie lubię chodzić do muzeów bo tam przeważnie wszystko jest stare a ja lubię wszystko co nowe. Lubić mogę ale mieć nie muszę.
Swoje zarobki przeliczam podobnie jak moja rozmówczyni - ile muszę pracować na bilet miesięczny, na plombę, na przyzwoite buty. To nie są luksusy, to są podstawowe potrzeby. Przyzwoite buty kupiłam sobie do chodzenia w pracy, dziewięć godzin na nogach, wiele pięter w górę i w dół.
Ale od czasu do czasu pozwalam sobie na luksus wydawania pieniędzy wyłącznie na siebie. Nie chodzi tu o podstawowe potrzeby tylko o przyjemności. Jakiś drobiazg - na przykład kolczyki. Albo hybrydowe paznokcie. Nie nagradzam się, nie. Ale lubię mieć coś nowego, coś ładnego. Życie jest takie krótkie! Może ten nowy lakier użyję tylko raz, a może do ostatniej kropli. Ale go kupię, bo jeszcze widzę, bo jeszcze sięgnę, bo jeszcze utrzymam pędzelek.
Dziewczyno, matko, babciu - kup sobie coś ładnego. Tylko dla siebie.
Dziś też Cię kocham.
Jesteś mistrzynią puenty. Szacun.
OdpowiedzUsuńP.S. Jak się zużywa lakier do ostatniej kropli?? Nie zasycha, zanim sięgnie dna? Trzymanie w lodówce co najwyżej przedłuża jego życie do połowy buteleczki.
Usuńwylewałam cierpliwie na jakiś spodeczek i dopiero nabieram na pędzelek
UsuńWiekszosc mojego zycia tak wlasnie bylo--rachunki, opal, dzieci, raty pozyczek,meble .A moje potrzeby na koncu,rzadko na nie wystarczalo.Teraz, od kilkunastu lat jestem sama i moge robic sobie prezenty,moge kupic sobie wszystko na co mam ochote, co mi sie podoba i kupuje. Ale kupuje tez innym: moim dzieciom, wnukom,wplacam na leczenie ciezko chorych dzieci--to tez sprawia mi radosc, ze moge pomoc.Zycie jest krotkie.
OdpowiedzUsuńpo drugiej stronie bywają rodzice, którzy oczekują od dorosłych dzieci bezustannego wsparcia finansowego, nie wiem czy i na to zjawisko się natknęłaś?
UsuńKlarko,
Usuńwprawdzie u mnie to raczej odwrotnie, moi rodzice są bardziej usytuowani ode mnie, ale spotykam się z tym, że dzieci pomagają swoim starszym już rodzicom i uważam, że jeżeli sytuacja tego wymaga, to jest to normalne. Wszystko też zależy od relacji w rodzinie, i nie powinien to być jakiś przymus, tylko z serca płynąca pomoc.
roksanno to oczywiste, jeśli sytuacja tego wymaga.
UsuńNo tak! A faceci to pies?
OdpowiedzUsuńTak,tak! Już wiem oni zarabiają więcej więc i tak kupują sobie bardziej "luksusowe" gadżety.
To nie pretensja - ja też myślę tak jak Ty.
A na lakierach się nie znam, za to znam dobrze zapach zmywacza...
pozdrawiam
a zdarzało mi się kilka razy ze smutkiem powiedzieć do zatyranego faceta "kup coś sobie więcej niż suchą bułkę, przecież pracujesz"
Usuńdodam, że to nie bł mój mąż
Wydaję na siebie mnóstwo kasy,bez skrupułów:)
OdpowiedzUsuńCałe życie pracuję zawodowo,jestem w niezłej sytuacji finansowej.Ale myślę,że w gruncie rzeczy człowiekowi bardzo niewiele potrzeba do szczęścia;)
Nie jestem rozrzutna, i wydaję na siebie i dla siebie.
OdpowiedzUsuńAle potrafię się zastanowić, szczególnie nad ceną, i czy mi to jest potrzebne, czy nie. I ten rozsądek czasem mnie wkurza ;p
Fakt, zawsze popłacone rachunki na pierwszym miejscu. Fakt, łatwiej i przyjemniej wydaję pieniądze na bliskich.
I mam szczęście, bo Tuśka kupiła cały sprzęt i robi mi od stycznia hybrydę :))) Ja czasem kupię tylko lakier.
a do tego umie, bo kupić to można ale co z tego:))
Usuńnaumiała się najpierw na sobie :)))
Usuńwykalkulowała, że to żadna filozofia, a jaka oszczędność :)
Liczę podwójnie, ale "nie swoje" pieniądze. I zawsze myślę, że może nie potrzebuję, że może... i nie kupuję. Jak się przyznam, to zazwyczaj dostaję w łeb, w przenośni, żeby nie było, od Osobistego, a potem nakaz kupienia sobie czegoś. Największe wyrzuty sumienia mam przy książkach. Bo kurczę, połykam je za szybko.
OdpowiedzUsuńCale moje zycie potrzeby innych byly najwazniejsze.
OdpowiedzUsuńRozsadek glosno wrzeszczal i zagluszal potrzeby. Dopiero calkiem niedawno zrozumialam, ze pieniedzy w zaswiaty nie zabiore i pozwalam sobie na male przjemnosci bez wyrzutow sumienia. Dlugo trwalo zrozumienie, zej a tez jestem wazna. Ale dalo rade-lepiej pozno niz wcale. Kup lakier :))
Tym razem napiszę anonimowo, bo chyba mi trochę wstyd... Nie potrafię na siebie wydawać pieniędzy, mimo, że bardzo dobrze zarabiam. W życiu nie byłam u kosmetyczki, na paznokciach itp. Nie ze sknerstwa, o nie... Po prostu nie potrafię wydać pieniędzy na "zbytki" dla siebie. Jeśli chodzi o rodzinę - dam każde pieniądze.
OdpowiedzUsuńPopatrz może tak: jesteś swoją rodziną, i to najbliższą. :-)
UsuńDaj więc jej /sobie trochę przyjemności.
Jeszcze dodam: jeśli chodzi o pomoc uboższym też nie mam z tym problemu, żadnego. Ze sobą mam problem i to już chyba dożywotni:).
OdpowiedzUsuńDanej Ameryki nie odkryje jak napisze, ze u mnie podobnie jak u kazdej z Was. Teraz, jak juz na dzieci nie musze wydawac, bardzo lubie sobie kupic cos nowego. Czasami rusza mnie sumienie, czy naprawde potrzebuje, ale wtedy patrze do szafy i mowie sobie, Iwona, ty naprawde nie masz co na siebie wlozyc. Jedynie z kosmetykami obiecalam sobie ze kupie nowy jak stary sie skonczy, bo tak to mam tego w cholere, nie uzywam, stoi i sie marnuje.
OdpowiedzUsuńKlarko, a czy coś dla siebie, to może być kwiat do ogrodu? Uwielbiam i oddam ostatnie pieniądze na ogród :-)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu odwiedziła nas Wojtka ciocia. Wcisnęła mi do ręki pieniądze i powiedziała "to są pieniądze dla Ciebie, i wydaj je na siebie". Muszę zaznaczyć, że ciocia ma 80 lat. Wyobraź sobie że posłuchałam.
Ales mi zadala z tym lakierem do paznokci:)) az poszlam i policzylam i wyglada na to, ze zaden nie doczeka dna bo mam 64 sztuki. No taka jestem wariatka:)) Natomiast przedluzam im zycie specjalnym rozcienczalnikiem, ktory dodaje sie po kropelce. Bron buk nie dolewajcie do lakieru zmywacza do paznokci to nie to samo co rozcienczalnik do lakieru. Klopot tylko z tym, ze trzeba to robic w odpowiednim momencie kiedy lakier "ledwie gestnieje" jak juz jest klucha to za pozno i nawet swienty bosze mu nie pomoze:)))
OdpowiedzUsuńZawsze ale to zawsze kupowalam sobie cos dla siebie, najczesciej bizuterie, dlatego mam dosc pokazna kolekcje tylko jakos noszenie bizuterii mi przeszlo:)) Nie chce mi sie i tyle.
Zawsze tez musialam miec na kosmetyczke, nie mylic z manikurzystka i na masaze.
Wyjazdy natomiasty byly mniej wazne, czesto wystarczyl mi wyskok gdzies w okolice NYC w czasie weekendu. Nie... to nieprawda... raz w roku musialam wyjechac gdzies dalej, chocby do innego stanu. Ale tez te 25-30 lat temu podroze nawet przez cala Ameryke nie byly az tak drogie jak teraz. Przede wszystkim loty byly bardzo tanie.
Wakacje np. 5-dniowe w Las Vegas kosztowaly mnie cos ok. $600 od osoby tzn. pokrywalo to hotel (naprawde super przy glownej ulicy) i przelot. Teraz za te pieniadze moge jechac na weekend do sasiedniego New Jersey:))))
Natomiast zupelnie nie rajcuja mnie ani buty ani szmaty, tu wazne zeby bylo czyste i nie dziurawe. Jak tylko zaslania to co powinno zaslaniac to juz jest dobrze, ani mnie moda nie rusza ani nie dostaje biegunki jak nie kupie nowej torebki. I tak tych torebek nie nosze bo nie cierpie lazic z czyms w rece, pod pacha czy na ramieniu - przeszkadza i tyle. Zakolegowalam sie z plecakiami, mam dwa porzadne skorzane i chyba wystarcza mi do konca zycia. Jak gdzies idziemy to najchetniej wykorzystuje mezowe kieszenie:)) No chyba, ze to jest naprawde wyjscie "na szczycie" to musze miec jakas torebunie. Mam takich wyjsciowek kilka i swobodnie obrobia mi reszte zycia:)))
Podział między tym, co piękne i tym, co brzydkie raczej nie przebiega na granicy stare - nowe. Gdy jestem w sklepie typu second hand nigdy nie patrzę w stronę rzeczy nowych - te z reguły są tandetne i bezwartościowe. Piękne rzeczy mają własną duszę i wcale nie muszą być nowe. Ale rzecz jasna rozumiem, o co Ci w tym wpisie chodzi. Po prostu każdy z nas ma nie tylko prawo, ale nawet obowiązek od czasu do czasu pomyśleć o sobie. Kupić sobie coś "niepraktycznego", co służyć będzie tylko do ozdoby. Popieram!
OdpowiedzUsuńA ja perfumy ,mam kilka takich zapachów prawie z każdym mam jakieś wspomnienia ,dla poprawy nastroju wystarczy mi kropelka ,działa jak afrodyzjak.Zbieram teraz na pewien zapach Kenzo , którego już dosyć dawno nie miałam a przypomniała mi go pani ,która przeszła koło mnie w poczekalni do lekarza jeszcze trochę i kupię.
OdpowiedzUsuńwpisuję coś na próbę, bo mi coś zżera komentarze, jak ten bankomat...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, M.
O, jest! No to jeszcze dopiszę to, co mi się skojarzyło - czasem człowiek musi trochę odświeżyć garderobę czy coś, bo inaczej nie pasuje wyjść do pracy. No i dlatego czasem "trzeba zaszaleć" i kupić choćby nowe portki czy buty. Ale ja się na przykład przyzwyczajam do rzeczy, jeśli w czymś czuję się dobrze /nie ściska, nie obciera itp., a w dodatku w miarę dobrze w tym wyglądam/, to mogłabym w tym chodzić cały czas, nawet w cerowanym. No, ale "dress code oblige", że tak ujmę w skrócie. I trzeba łazić po sklepach, a to męczy. Trochę ratuje mnie opcja akupów przez internet, ale tu znów jest problem ze zwrotem /poczta daleko/
UsuńI jak żyć, panie szanowne, jak żyć? :-)
Pozdrawiam, M.
Mam tak samo;D
Usuńi o kenzo marzę (ze słoniem)ale na razie ciesze się blue light ;D
Ech chyba większość z nas tak ma.... zawsze było coś ważniejsze a w końcu życie mija...
OdpowiedzUsuńKażdy człowiek powinien się nauczyć tzw. "zdrowego egoizmu". Zdrowy egoizm ratuje przed wpadaniem w depresję, wiecznym rozgoryczeniem a nawet...rozpadem małżeństwa. I wiesz, jest to jedna z rzeczy, o której powinni ze sobą porozmawiać narzeczeni.
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, ze mało która para rozmawia o tym, jak ma wyglądać ich wspólne życie i nie zdają sobie sprawy z tego, ze tak naprawdę całe życie składa się z całej masy drobiazgów, które potem, gdy się już jest pod jednym dachem i jest ta codzienna szarość, mogą nam rozwalić kompletnie życie.
Uważam, że z reguły lakiery do paznokci są w zbyt dużych buteleczkach- powinny być o połowę mniejsze.Z reguły kupowałam Yve Roche, własnie z uwagi na mniejsze buteleczki. A od kilku lat wcale nie lakieruje juz pazurów, bo przy Hashimoto one ledwo zipią i bez lakieru. Czasem,jeśli pamiętam, stosuję odżywkę w lakierze, taką bezbarwną.
Co do zdrowego egoizmu - dla mnie to teraz wydawanie forsy na moje hobby. Kiedyś -zawsze jakiś kwiatek w wazonie lub w doniczce, nawet gdy pustka w portfelu.
Miłego;)
Ananbel, łykaj selen - pomaga na paznokcie.
UsuńŁykam selen, bo jest wymagany przy Hashimoto, o czym nasi endokrynolodzy czasem nie wiedzą. Oprócz tego łykam i inne preparaty, ale mam zaburzoną całą gospodarkę bo mam usunięte niechcący dwie z czterech przytarczyczki a z mojej tarczycy są już tylko smętne resztki. Syntetyczny hormon, który biorę nie ma takiego samego działania jak prawdziwy.To tylko substytut.
UsuńTen najpiękniejszy niebieski Ci się skończył?!! Auć!
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o to kupowanie dla siebie, to czasem mi się zdarza.:))) Oczywiście na pierwszym miejscu książki, potem kolczyki, jakieś akcesoria do hand made i czasem coś "z epoki" na jakimś festiwalu.:) Ciuchy w miarę zużywania i potrzeby. Ale fakt, też mam zawsze opory czy nie za drogie, czy na pewno tego potrzebuję. Ważniejsze dzieci, dom. Mąż ma tak samo, też się waha czy sobie coś kupić.
Dzieci rosną, ciągle trzeba im kupować nowe ciuchy, muszą w czymś do szkoły chodzić.:) Do tego wycieczki szkolne, składki, opłaty za mleko, obiady i inne takie. Wiadomo. Dom też swoje egzekwuje. Rodzicom też trzeba czasem coś kupić, bo "no a po co, stare jeszcze działa" (chociaż tak naprawdę nie działa).
Ciężko jest czasem kupić coś dla siebie tak zupełnie bez wyrzutów sumienia...
już kupiłam kolejny ;)
UsuńMoja matka nie kupowała dla siebie, tylko zawsze dla domu i rodziny. Obie z siostrą jesteśmy do niej podobne. Kolejne pokolenie także. Dopiero Ci najmłodsi mają jak to nazywa Anabell "zdrowy egoizm", ale póki co za pieniądze rodziców, bo sami jeszcze nie zarabiają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńza pieniądze rodziców chyba łatwiej kupować ;) nie trzeba spłacać ani oddawać
UsuńLakier do końca? Podziwiam, zazdroszczę i wcale się nie śmieję...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zawsze miałam problemy z wydawaniem pieniędzy na siebie. Wychowano mnie w poczuciu, że są ważniejsze potrzeby niż nowa sukienka czy buty jeżeli są jeszcze dobre - "Będziesz miała swoje pieniądze to sobie kupisz co zechcesz". Pierwsze poważniejsze zakupy (ze wszystkiego wyrosłam) przypłaciłam wysoką gorączką i poczuciem, że stało się coś strasznego i teraz to już napewno moi rodzice pójdą z torbami:)) Mojemu dziecku kupowałam co mogłam i jak tylko mogłam często kosztem własnych wydatków żeby nigdy nie poczuło się tak jak ja. A ono o zgrozo twierdzi, że miało pod tym względem gorzej od innych:)) Samo życie, każdy widzi pewne sprawy zupełnie inaczej bo ma inne doświadczenia. Dlatego podpisuję się pod pointą kończącą Twoją notkę wszystkimi czterema odnóżami ja i moja dusza. My kobiety jakże często odmawiamy sobie kupowania nawet potrzebnych rzeczy, nie ceniąc siebie, uwazając, że to może poczekać, że są ważniejsze wydatki nawet jak mamy kaskę i taki wydatek nie zrujnuje domowego budżetu. Kto sam siebie nie ceni tego nie cenią inni.
OdpowiedzUsuńMarytka
moja mama używała tego tekstu wobec moich młodszych sióstr, urodzone w latach siedemdziesiątych miały już trochę lepiej, i zdarzało im się histeryzować na zakupach, matka ostatecznie mówiła w takich chwilach
Usuń"nie chcieli Żydzi manny dostali gówno z wanny" i panna wychodziła ze sklepu z niczym
A to dobre :-)))
UsuńMarytka
Aż strach się przyznać...
OdpowiedzUsuńJestem cholerną egoistką. Odkąd zaczęłam zarabiać wszystko przepuszczam na siebie. No teraz się trochę zmieniło, bo jest też M., ale i tak nadal większość, poza opłatami, to są moje małe i większe radości. Będę się smażyła w piekle??
nie, pod warunkiem, że srogo odpokutujesz pielgrzymując na południe
UsuńKupie sobie niebieski lakier :)
OdpowiedzUsuńOstatnio mi sie podoba:)
Lakierow mam zaledwie 3-4 szztuki. Korzystam z tych w salonach, o ile nie mam ochoty na kolor, ktory sama posiadam.
Nauczylam swoje dzieci, ze w domowym budzecie jest tez miejsce na wydatki dla mnie.
rachunki, dzieci, dom, ja.
Faktycznie, czasem musialam czekac z zakupem dla siebie, ale kupowalam, nawet sie nagradzajac.
Teraz owocuje to tym, ze dzieciaki pamietaja urodzinowo i gwiazdkowo o mnie. Nie tylko bizuteria czy kosmetykami. Wazne sa bilety na koncerty czy spektakle, wyjscia do restauracji czy chocby na dobra kawe, lunch.
Jasne, ze licze, ze np wakacje w niezlym hotelu kosztuja mnie 2 tyg pracy ect. Ale jaki reset...
Z drugiej strony- co kogo czyni szczesliwym :)
niebieskiego używam tylko latem i tylko na stopach, Ty masz cały czas lato:))
UsuńKlarka! Pędzę do sklepu! dzięki!
OdpowiedzUsuńŚwięta racja !!! Trzeba zrobić coś dla siebie !
OdpowiedzUsuńChyba podobnie było u każdej z nas. Ja też przez wiele lat ubierałam się w "second handzie", bo dzieciom trzeba było wszelkie potrzeby zaspokoić. Potem remont domu i znów wyrzeczenia. Teraz sprawię sobie od czasu do czasu jakiś drobiazg i jest fajnie :))
Klarko, Ty wiesz, że jesteś cudowna prawda?
OdpowiedzUsuńjak woda z Lichenia :D
UsuńNie mam dzieci wiec w sumie moglabym wydawac tylko na siebie, ale i tak wole zrobic komus prezent niz wydac na siebie. Uwielbiam dawac prezenty.
OdpowiedzUsuńDla siebie natomiast zaszaleje czasem z zapachem na ktory mnie nie stac. Pefrumy to moja slabosc.
Odnośnie kończących sie rzeczy... Pamietam jak skończyła mi sie kawa w domu... Na szczescie nalewka od teściowej i szampan nie 😁
OdpowiedzUsuńUrżnełam sie jak świnka zanim mąż z kawą z zakupów wrócił 😂😂😋
Trzy razy podchodziłam żeby napisać komentarz, ale chciałam przeczytać te które napisano przede mną. Niestety za każdym razem zabieram się za komp. zbyt późno i w połowie czytania padam. Ja uciekam w malowanie i wszelkie tworzenie. To dla mnie zdrowy odlot. i ratuje przed depresją, nawet przy tej dramatycznej, szarej pogodzie. Do miłego!!!
OdpowiedzUsuń