W
samym środku upalnego dnia wsiadłam do pociągu. Panował przyjemny chłód. Trochę
zdziwiłam się widokiem ludzi okrytych kurtkami ale po chwili sama włożyłam na
siebie wszystko, co miałam w torbie, czyli sweter i skarpetki.
Zimno,
coraz zimniej. Ciemno, coraz ciemniej. Coś gwałtownie zastukało w szyby.
Światło zapaliło się i zgasło. Z czytnika kolejny raz zniknęły mi 24 książki.
Wszystkie napisane przez Stephena Kinga.
Pociąg
pędził prawie bezdźwięcznie a za oknem waliło
piorunami, siekło gradem i deszczem. Trzy hałaśliwe dziewczyny opowiadały
sobie, rodzinie i przy okazji 50 obcym ludziom swoje starania związane z
rekrutacją na studia. I co zamierzają robić od października. To nie były dobre
plany ale młodość ma swoje prawa. Lepiej teraz niż po pięćdziesiątce.
Za
oknami pojaśniało. Z głośników czarujący głos oznajmił mi, że czas wysiadać.
Peron
prawie pusty, nie licząc zadumanego podróżnego w kapeluszu i staroświeckim
płaszczu.
-
Cześć Staszek, miło cię widzieć – przywitałam się grzecznie ale Wokulski był
chyba zbyt zamyślony i nie odpowiedział. Nie odpowiadał również telefon osoby,
która miała po mnie wyjechać. Ale tylko przez kilka niepewnych minut, potem już
złapała zasięg.
Droga
przez las prosta jak w pysk strzelił i pusta jak moje konto. Niebo bez jednej
chmurki. Przyzwyczajona do jazdy zderzak w zderzak, górek, zakrętów, ciasnej
zabudowy i błyszczących, wysokich budynków czułam, jakbym znalazła się na
planie filmowym. Są takie miejsca?
Szeroka,
metalowa brama chroniąca posesję rozsunęła się. Zieleń, dużo zieleni. W głębi
zabudowania, do których prowadziły wygodne, ceglane ścieżki. Najważniejsze Lokatorki dobrze schowane. Pod łóżkiem nie ma,
w szafie nie ma, pod stołem jeszcze bardziej nie ma, w kuchni i w łazience ani
ani, w ogrodzie też nie widać. Raz dwa trzy szukam!
Znów
zaczęło się ściemniać, znów nie od późnej godziny. Lunął deszcz.
A
miały być szaszłyki z rusztu na kolację. Nie szkodzi, zapalimy w stodole.
Nie
chciałam być niegrzeczna bo kto to widział pouczać gospodarzy, dlatego nie
mówiłam Panu Domu o skutkach rozpalania ognia w stodole.
Niewielki, drewniany
budynek koło stawu nie wyglądał imponująco. Nawet jak się zapali to dom nie
powinien się zająć – pomyślałam oceniając odległość wzrokiem. Poza tym woda
jest na miejscu to może jakoś ugasimy.
Pan
Domu odsunął wrota zapraszając do środka. Na wyłożonej specjalną cegłą posadzce
stał ogromny stół otoczony drewnianymi krzesłami. Część ściany zajmował
przemyślnie zbudowany piec z rusztami i paleniskiem. Po drugiej stronie stał kredens pełen podręcznych naczyń. Urządzenie
stojące obok zlewu okazało się być zmywarką, po cóż nosić naczynia do domu. Zbudowano
też dla wygody gości niewielką łazienkę.
Zza
drewnianej ściany słychać było szum deszczu a tymczasem Najważniejsze Lokatorki
skacząc z radości krzyczały – tęcza, tęcza! Jak to tęcza skoro słychać ulewę?
To
nie deszcz szumiał, to wodospad. Woda lała się do stawu a potem strumieniem
płynęła przez ogród, nad którym wisiała podwójna tęcza. Kicz, mówię, kicz.
Jeszcze brakuje jelenia na skraju lasu.
Wreszcie
zapadł wieczór. Pani Domu ułożyła Najważniejsze Lokatorki do snu a sama ubrana
w czarną sukienkę, niosąc w dłoniach znicz, ostrożnie szła w kierunku stawu.
Nad dachem stodoły wisiał księżyc.
Przy
ogrodzeniu siedziały dwie kocice, niecierpliwie wymachując ogonami.
-
Pilnujcie sobie dzieci – rzuciłam w ich kierunku wiedząc, że beztrosko dorobiły
się gromady kociąt a teraz domagają się pięciu puszek żarcia dziennie.
-
Pilnujemy kiełbasy – odparła jedna z nich. Jeszcze przyjdzie ten rudy i wam zeżre. O kocięta się nie martw, one same
się pilnują.
Po
stawie pływały łódeczki oświetlone świecami. Hulał ogień w piecu bo przez otwarte wrota
wdzierał się chłód nocy. Migotał blask w
kryształowych kieliszkach pełnych czerwonego wina. Życie jest krótkie, trzeba
łapać takie chwile.
No cudnie było, ale jak Ty to cudnie opisałaś!No porównania po prostu wymiatają:)(droga pusta jak moje konto!)Pisz, Klarko, pisz! Buziaki!
OdpowiedzUsuńpięknie tam;)
OdpowiedzUsuńsą takie miejsca.....
OdpowiedzUsuńnie cierpię zderzaka w zderzak... dobrze, ze mogę mieszkać tu gdzie mieszkam...
U mnie takie ciemności zapadają, bedzie chyba burza....
Klarko! Co Ty mialas w kieliszku???
OdpowiedzUsuńi ile tego bylo?
tezMonika
Klarko, czy Ty coś paliłaś? Jak tak to podeślij trochę, też tak kcem :-)))
OdpowiedzUsuńjak się było woźną to się ma ;)
Usuń;-D
UsuńCo ty brałaś? ja też to chce!
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane, proszę o jeszcze
OdpowiedzUsuńTo po prozacu??? Ja tak mam tylko gdy mam powyżej 39,2 , ale to mi się rzadko przydarza;)
OdpowiedzUsuńMiałaś oddech od zwyczajnego życia :-D Dobrze tak czasem. Ja mam domek i koty w środku miasta. Po ulicy tupta znajomy jeż i wtedy wszyscy w szlafrokach i na bosaka wylatujemy go podziwiać...
OdpowiedzUsuńJak w bajce :)
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz!Próbuj szczęścia w konkursach literackich.
OdpowiedzUsuńEo
Masz talent, dziewczyno!Pisz, pisz,nie przestawaj!
OdpowiedzUsuńNo przepieknie , nawet komarow nie bylo?
OdpowiedzUsuńA co do rudego kota , to potwierdzam - taki zzera wszystko i po wszyskich . Do nas tez przychodzi i wcale nie jest to kot wloczega bo co chwile ma inna , nowa obrozke .Po prostu szuka towarzystwa Jako kot -jedynak i przychodzi pobawic sie z naszymi. A ze ciagle glodny biedaczek to nie jego wina:)
Wolamy na niego " Dyson" bo wciaga doslownie kazda resztke:)
Pani Domu zapaliła w ogrodzie znicze, które nie tylko dodawały czaru ale także odstraszały komary
UsuńCieszę się, że odpoczęłaś w niezwykłej scenerii.
OdpowiedzUsuńPiękny fragment wybrałaś, by zaprezentować kolejna książkę. Ciekawa jestem całości.
OdpowiedzUsuńPiękny kawałek prozy... :-)
OdpowiedzUsuńAle to nie koniec, prawda?
OdpowiedzUsuńPoprosz o scenariusz..
OdpowiedzUsuńReżyser
Nie"poprosz",a "poproszę"-dziku..
OdpowiedzUsuńLubię tego typu prozę.Klimat trochę z Sapkowskiego?? Poproszę o więcej,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCo za wena, lubię lubię lubię!
OdpowiedzUsuńPS: Całe szczęście, że księżyc już wrócił na swoje miejsce ;)
inspiracja ;)
UsuńPatrzysz na świat całą duszą i sercem, pięknie. Kiedy się Ciebie czyta to się to wszystko widzi i czuje tak jakby się tam było. Sprawiłaś mi tym tekstem ogromną frajdę. Szkoda, że taki krótki... Proszę o więcej.
OdpowiedzUsuńMarytka