niedziela, 14 maja 2017

o psie, który jechał znad morza w góry



Zdjęcie wklejam na pamiątkę, nieraz już korzystałam z tego bloga jak z pamiętnika i kalendarza pogody, przeglądałam też archiwum gdy nie pamiętałam co gdzie rosło w którym roku. 


Nie będzie dziś o kwiatkach i kotkach ale blisko - będzie o psie. Historię postaram się opowiedzieć rzetelnie, jeśli ktoś znajomy wie o kogo chodzi i  ma coś do dorzucenia to zapraszam.


Działo się to w pobliżu lasu na wiejskiej posesji położonej niedaleko Krakowa. Również niedaleko od miejsca zdarzenia znajduje się autostrada A4, to dość ważne. Wieś, las, autostrada, długi weekend majowy.
Właściciel posesji wrócił do domu, otworzył bramę i wjechał do garażu. Wysiadł z samochodu i jeszcze coś tam chciał zrobić, gdy usłyszał piszczenie i poczuł charakterystyczne delikatne ocieranie o nogę, typowe przywitanie. Spojrzał w dół myśląc, że to jego własny pies. Okazało się, że to całkiem nieznany zwierzak łasi się i przymila, radośnie machając ogonkiem. W takich okolicznościach każdy psiarz zapyta - a czyj ty jesteś? Po czym wygłaszcze psiaka szukając obroży i identyfikatora.

Piesek był śliczny, zadbany, czyściutki. I bardzo, bardzo grzeczny, ufny i radosny. Taka przylepka - sama radość. Młody. Później weterynarz ocenił wiek na półtora roku.

W piesolubnej (nie poprawiać) rodzinie w takich wypadkach od razu wiadomo co robić. Wizyta u weterynarza, badanie, sprawdzanie czipa. Jest! Jest czip, są dane. Wszyscy się ucieszyli bo wyglądało to na szczęśliwe zakończenie. Znalazł się właściciel, pewnie tęskni i martwi się.
Telefon. Och.
Niejasne tłumaczenie właścicieli, że pies im uciekł a oni nie mogli go dłużej szukać, ponieważ musieli wracać do domu. Do Ustki. I teraz też nie mogą po niego przyjechać, więc się go zrzekają, mogą przysłać zrzeczenie i książeczkę psa.
I już.







23 komentarze:

  1. Jeśli pieska przygarnie ktoś porządny - to chyba lepiej dla wszystkich a najlepiej dla zwierza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wystawić rachunek za opiekę nad psem. Najlepiej wysoki! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mieszkam z rodziną w Wejherowie( okolice Gdyni), a mój mąż adoptował psa z Katowic. Nadmienię tylko , że do Katowic jeździliśmy dwa raz: raz z naszą suczką z wizytą zapoznawczą, a drugi raz , aby zabrać adopcyjną suczkę do nowego domu (spuśćmy zasłonę milczenia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie, dla kogoś kto zwierzęta traktuje na równi z sobą.
      A tak na dużym marginesie tym Kimś był Twój mąż?

      Usuń
    2. nie, tym razem to nie u nas, ale u znajomych

      Usuń
  4. Nigdy nie zrozumiem takich ludzi, co nimi powoduje, źe tak postępują?! A swoją drogą, piesek miał dużo szczęścia. Inne go nie miały...
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
  5. Klarko! Gratuluje rozowosci, u nas wrecz przeciwnie! Przepraszam, ze tu, ale nie mam facebooka. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, i rozumiem, że u was niebieskości? To gratulacje:)

      Usuń
  6. Gady podłe. Po prostu go wypuścili z samochodu i gdy się nieco oddalił dali w rurę.Dobrze, że nie wyrzucili z jadącego samochodu na samej szosie.
    Bo to podobno dość powszechny proceder.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja pamiętam czasy, jak się strzelało do psów
    bo tak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo pies biegający luzem po lesie, zgodnie z przepisami był (a moąe nadal jest) kłusownikiem i myśliwi mieli prawo a nawet obowiązek do niego strzelać.

      Usuń
    2. albo jak zjadał sąsiadom kury...

      Usuń
  8. Taaa...
    i nie ma kary dla takich...

    OdpowiedzUsuń
  9. Karma wraca pamietajcie.Wszystko co komus zrobia, jak go potraktuja,wroci do nich.Pies to zyjace i czujace stworzenie, jak czlowiek.Moze maja dzieci, ktore juz wiedza, ze niepotrzebne stworzenie sie wyrzuca , a kiedys ich rodzice tez beda im juz niepotrzebni.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ci "ludzie" nie zasluzyli na takiego PSA. Dobrze wywachal piesolubny dom.
    tezMonika

    OdpowiedzUsuń
  11. szkoda, ze nie znaleźli mu uczciwie domu, szkoda...
    przecież ktoś by przygarnął...

    OdpowiedzUsuń
  12. To jest wesoła historia o tym jak piesek uwolnił się od wrednych, nieczułych ludzi bez serca. Ta historia ma happy end. Najgorsze to świadomość że mógł zginąć pod kołami samochodów na autostradzie, a ci ludzie i tak wyrzucili go licząc się z tym że mały może umrzeć. Za to powinni dostać karę!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale gnoje. Dobrze ze chociaz sie zrzekli, bo na innym blogu czytalam o takich co sie nie chcieli zrzec, bo nie, a pies mial zaniedbany na dzialce siedziec sam.

    OdpowiedzUsuń
  14. No nie !!! Nie do wiary !!! I nie przyjechali po psiaka ? Widocznie go nie kochali. Cóż... ja sama opiekuję się dwoma psiakami, bo ich właściciele już ich nie chcieli, gdy wyprowadzali się do miasta. Dostałam je w gratisie, kupując dom.

    OdpowiedzUsuń
  15. Brak słów, chyba bym im powiedziała, że w takim razie chętnie go odwiozę, oczywiście właściciel będzie musiał zwrócić mi koszty.
    W sumie to pies miał szczęście, ze trafił do piesolubnych, bo zdaje się że że o poprzednich właścicielach można tylko mówić jako o samolubnych

    OdpowiedzUsuń
  16. Moja siostra kilka lat temu trafiła na ogłoszenie o adopcji psa (kilku psów). Mamusia goldenka medalistka popełniła mezalians z czarnym labradorem sąsiadów. Jesteśmy z Dolnego Śląska, pojechali po suczkę do Gorzowa Wielkopolskiego. Właściciele przeprowadzili rozmowę kwalifikacyjną (bardzo dokładną) zanim oddali psa. Teraz mamy w rodzinie czarną goldenkę :) Po pół roku siostra dostała maila czy właściciele matki mogą zobaczyć w jakich warunkach przebywa ich "dziecko". Akurat jechali w góry, wpadli na kawę. Okazało się, że sprawdzali wszystkich właścicieli, którym oddali psy. Byliśmy w szoku, ale oni twierdzili, że muszą wiedzieć czy wszystkie ich "dzieci" trafiły w dobre ręce. To się nazywa odpowiedzialność. A takich, którzy wyrzucają psy przed świętami albo wakacjami, to bym umieściła ze zdjęciami i wszystkimi danymi osobowymi na jakiejś specjalnej stronie poświęconej takim bydlakom.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz