sobota, 6 maja 2017

kiedy sił nie starcza

Jechał ktoś z Was 32 przystanki tramwajem? Powiem tak - dość to długo i daleko. Ale zobowiązałam się więc nawet nie przyszło mi do głowy aby zmienić zdanie. Warto było.
Poznałam dwie przemiłe panie, jedna z pań już nie wstaje z łóżka, wiek zrobił swoje. Starszą panią troszkę pomęczyłam każąc się gimnastykować, liczyć do przodu i do tyłu a nawet opowiadać o swoich dawnych sąsiadkach. Powiem tak - możecie się dziwić ale ja to lubię, staruszki są przemiłe i przezabawne (zwłaszcza dla obcych opiekunek bo dla rodzin nie zawsze). Ze zdrowymi ludźmi jest podobnie, ile to razy na domownika warczymy a wobec obcego jesteśmy uprzejmi. Z młodszą panią wypiłam przepyszną kawkę i zjadłam ciacho, byłam bardziej gościem niż w pracy. 

Jeśli macie w domu kogoś wymagającego opieki to podpowiadam - proste ćwiczenia pobudzające krążenie są bardzo potrzebne, to nie może być nic męczącego ale trzeba się trochę ruszać, choćby dłońmi i stopami, choćby odrobinę głową i ramionami.  Zamykanie i otwieranie dłoni, klaskanie, liczenie przy tym do dziesięciu i odliczanie od dziesięciu. Można też odliczać od stu, oczywiście nie do zera tylko do dziewięćdziesięciu, wszystko zależy od możliwości podopiecznego. A jeśli już ktoś potrafi siedzieć i na przykład toczyć piłeczkę po stole, albo grać w wojnę w karty to już mistrz. 

Poznałam też nowe powiedzonko - jak się umywa to ubywa! 
Czyli inaczej mówiąc częste mycie skraca życie, wreszcie rozumiem opór niektórych przed kąpielą. Na to są sposoby - na przykład przekupstwo. Idziemy się myć a potem nagroda. 
Na koniec - jeśli mieszkacie w mieście to wszelkie sprawy związane z dofinansowaniem do pampersów, środków ortopedycznych itp załatwia się w MOPS, natomiast mieszkańcy wsi załatwiają to w PCPR. 
Kilka razy już o tym pisałam ale napiszę jeszcze raz - to wielkie szczęście mieć kochające, oddane dzieci, opiekujące się rodzicami w tych najtrudniejszych latach życia. Należą się Wam kochani słowa szacunku i podziwu - to ogromny trud. Dlatego apeluję do młodszego pokolenia -  jeśli możecie zastąpić mamę, tatę  czy ciocię przy osobie wymagającej stałej opieki choćby na godzinkę czy dwie - zróbcie to. Wyobraźcie sobie pracę, z której się nie wychodzi - tak właśnie wygląda całodobowa opieka nad starszą osobą. Trudne, bardzo trudne zadanie. 

Dziś też Was kocham. 

A w poniedziałek na fp napiszę o pewnym łobuzie ze szkoły. Zapraszam.







56 komentarzy:

  1. Rany koguta. Ja się odważam. Klarko!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, o czym piszesz. Moja mama lezala rok przed smiercia. Opiekowalysmy sie nia z siostra na zmiane, a nasze zycie zamarlo w tym czasie. Tak, doskonale wiem, o czym piszesz. Jestes madra kobieta!

    OdpowiedzUsuń
  3. To i ja się dopiszę. Bo wiem że Panu Bogu starość się nie udała.

    OdpowiedzUsuń
  4. no i dobrze.Wiesz na temat po kursach więcej niż przecietny człowiek.Podobno osó takich jak opisujesz jest w Polsce ponad milion! A z czasem będzie ich coraz więcej...Starzejemy się w szybkim tempie jako społeczeństwo.Sporo młodych wyjechało za granicę i tam wiodą rodzinne życie,więcej umiera niż się rodzi i jest jak jest.Państwo w niewielkim stopniu gwarantuje starszym osobom opiekę.Wielokrotnie jesteśmy zdani na własne siły lub na "opiekunki" dochodzące.Niestety bardzo rozwinięta szara strefa "opiekunek" nie sprzyja osobom starszym - bo one nie są i nigdy nie będą przygotowane by umiejętnie zająć się taką osobą.W życiu codziennym pomogą ale przy osobie z problemami psychicznymi ? Czy są w stanie rozpoznać symptomy ataku serca,udaru?Wiele osób jest więźniami własnych mieszkań- miałam ten przykład w rodzinie,bo jak ma wyprowadzić teściową na wózku,po wylewie z trzeciego piętra kochająca córka z chorym kręgosłupem?!?....
    I bądźmy szczerzy,taka opieka rodzinna to przesrane życie,bo jesteś przy staruszce np z demencją,Parkinsonem czy Alzheimerem 24/dobę...
    Nie dziwię się że dzieci załatwiają domy opieki.Gorzej jak po prostu podrzucają do szpitala bo i z tym się zetknęłam.
    Temat rzeka.Cóż, coraz częściej o tym myślę jednak...
    A co do przystanków - tak ,jeździłam dawno temu;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, dobrze, że chociaż ktoś napisał, że to "przesrane życie". Wiem oczywiście, że rodzicom opieka się należy, kochamy ich i chcemy jak najlepiej. Ale przecież dzieci tych staruszków przeważnie pracują na cały etat, mają własne dzieci, a nierzadko i wnuki, którymi także trzeba się zaopiekować. No i jeszcze własne życie poza pracą - zakupy, pranie, sprzątanie, a wreszcie - także wypoczynek. Co robić w takiej sytuacji? A jeśli w dodatku mieszka się w innym mieście???

      Usuń
  5. Cwiczen jest mnostwo, sciskanie pilki, spinacze do bielizny, wrzucanie guzikow do pudelka ect...Tutaj sa od tego tzn OT - terapia zajeciowa w wolnym tlumaczeniu, ktora absorbuje na dlonie, nogi i glowe. Zaleznie od mozliwosci podopiecznego.
    Kapiele- nie uwierzysz, ale badania mowia, ze ludzmi kieruje strach...
    Jezeli sa w pelni wladzy umyslowej-strach przed konsekwencja upadku, ect
    Jezeli juz rozumku brakuje - strach przed nieznanym, zapomnianym.
    Oczywiscie mowie o kapieli w tutejszym rozumieniu czyli prysznic w lazience z udogodnieniami. Wanny czy prysznice z siedzickiem czy mozliwoscia wstawienia krzesla, wanny z drzwiami na spokojne wejscie/wyjscie.
    Moglabym tak dlugo...
    Najgorsza jest jednak samotnosc tych ludzi. Z koniecznosci albo wyboru.
    Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Klarka,
    Jak ja żałuję, że dzieli nas kilkaset kilometrów.
    Teściowa w tej chwili jest u Rodzinnej ( po szpitalu) ale tęskni za domem. Wiemy, że lepiej nie będzie, więc trzeba kogoś znaleźć dodatkowo do Cioci i OM, którzy na co dzień się opiekują. Miłego, uśmiechniętego, cierpliwego...U Rodzinnej byłoby najprościej, bo pod lekarską opieką plus dochodząca pielęgniarka- opiekunka, ale...
    Mama jest na chodzie, samodzielna, tylko leki i jedzenie przypilnować, i stymulować aktywność...
    Potrzebujemy takiej osoby jak TY!
    Ściskam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  7. co do kąpieli - tak,święta racja.WIem to po teściowej - pomogło dopiero specjalne kąpielowe krzesło i córka która jakoś dawała radę ale dopiero jak pielęgniarka zaczęła przychodzić RAZ w tygodniu....Moja mama sama sobie zorganizowała prysznic z brodzikiem- ma wannę ale to juz nie dla niej i specjalne uchwyty.

    OdpowiedzUsuń
  8. trochę wiem na ten temat, bo najmłodsza własnie odbywa staż w Domu Opieki Społecznej u sióstr elżbietanek.... opowiada , jacy tam są pacjenci, ale to jest to co chciałaby robić choc pracy u nas nie ma i nie wiem gdzie ja dostanie. Do Niemiec boję się ja wysłac...
    a sama boję sie starosci, choc na razie jestem "sprawna" to coraz częściej rozmyslam o postępującym czasie i chorobach....nie wiem jak sie potoczy dalsze życie, bo na męża nie mogę liczyć.... tylko on jest chory, tylko on ma złe wyniki ? a jest AA pijącym/ nie potrafi współczuc, jest bez uczuc, ale to lata al. zrobiły swoje....
    więc boję się ..:(

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż, czasami naprawdę trudno przekonać starszą osobę do określonej aktywności. Wszelkie argumenty logiczne bywają zupełnie nieskuteczne, za to te nielogiczne mogą zadziałać. Żartem, rozmową, naciskiem, a czasami i niejakim przymusem.
    Starsza miała gruby problem z "wstawieniem" babci do wanny, dopóki jej nie pokazałem jak to trzeba zrobić. Wcześniej babcia miała dużo zabawy, gdy tak sobie obie stały przy krawędzi i ni w tę, ni we w tę! A tymczasem wystarcza nacisnąć pod kolankiem jedną nogę i wstawić natychmiast ją do wanny, później to samo z drugą i już mamy babcię w wannie!!! Babcia wcześniej wyraźnie cieszyła się swoją przewagą, na zasadzie - i co mi zrobisz - ja tu będę sobie stała i tyle! Po kilku takich zabiegach sama wchodziła do wanny, tylko asekurowana.
    Poza tym gehenna wyprowadzania na spacer - no trudno było przekonać, a przecież to gwarantowało jakiś ruch, trochę tlenu więcej (niezwykle cennego!) i odrobinę aktywności, nie mówiąc o krążeniu i hartowaniu. I tak babcia nasza chodziła do końca dni swoich, nie miała żadnego kataru, oraz jadła z nami przy stole. Jednak ile nas to nerwów i niepewności kosztowało, to chyba tylko my wiemy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zenonie, a jaki sposób byś doradził na mojego tatę, lat 81 po udarze, który niezbyt radzi sobie z codziennymi czynnościami, na przykład jedzeniem (ma lekki niedowład prawej strony ciała) oraz wchodzeniem do wanny i samodzielną kąpielą?
      Tato uwielbia jeść palcami, co z kolei bardzo denerwuje mamę, lat 82, która musi prać tłuste plamy na odzieży i sprzątać z serwety i dywanu, a sama ma już problemy ze zdrowiem. Wytłumaczyć tacie nie da się, mama tymczasem psioczy, marudzi i wyzywa - i właściwie trudno jej sie dziwić, jest przepracowana i zmęczona, i w dodatku od lat boli ją kręgosłup i doskwiera depresja.
      A najgorsze jest to, że tato - po szpitalu na psychotropach - nie da sobie wytłumaczyc, że już nie może jeździć wózkiem widłowym i rozładowywać tira z dostawą okien!!!!!! Bo przecież nie jest w pełni sprawny, ma (lekki, ale jednak) niedowład i bierze psychotropy. A on nie do końca zdaje sobie sprawę z realnej wartości takiej palety z oknami...
      Dodam, że tym rozładunkiem stara się pomóc przedsiębiorcy, który wynajmuje od niego magazyn. Intencje są dobre, dotychczasowe doświadczenia też. Ale po udarze ciało nie działa już tak jak dawniej, a on nie rozumie tego.
      Kluczyki od samochodów na wszelki wypadek są dobrze schowane. Ale czy wypada tak postępować wobec własnego ojca, który przecież chce jak najlepiej, tylko nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń? I co właściwie miałby robić "zamiast"? Jak go sensownie aktywizować, skoro zabrania mu się tego, co zna, zawsze umiał i lubi robić?

      Usuń
    2. Nie wiem.Warto się zastanowić nad zajęciem.
      Do wanny są specjalne siedzenia, lub deski na wannę. To na ogół załatwia sprawę kąpieli i wychodzenia z wanny. Co do jedzenia, to chyba czasami najlepsze jest nie przejmowanie się takimi drobiazgami?
      Psychotropy - to jest hasło, które natychmiast budzi w mojej głowie alarm - ojciec dostawał! Wg mojej matki i siostry, był kłopotliwy i nadmiernie aktywny. Usiłowały go zamykać, a on nie uznawał takich barier. Rozwiązaniem wydały im się prochy i lekarze takie zapisali. Skutki uboczne było gorsze niż to czemu miały zapobiegać. Co gorsza uzależniały i odstawienie powodowało jeszcze gorsze efekty. Miesiącami zmniejszaliśmy dawki, powoli i sukcesywnie. Co z tego, kiedy i zdrowie się pogarszało? Żył, dopóki chodził. Gdy nie mógł chodzić, zmarł.
      Nie mam żadnej recepty na problemy Twojej rodziny, poza tym, że czasami kobiece ideały porządku lepiej pozostawić na boku. Może zrobić nieco więcej prania niż fundować człowiekowi dodatkowe piekło? Nie jestem broń boże złośliwy, ale na przykładzie własnego ojca to mówię.
      Co do jeżdżenia wózkiem widłowym, to niestety racja - nie może tego robić, ale może zapewne inne rzeczy? Nie wiem jakie? Nie znam go. Trzeba zaobserwować i podsunąć coś.Nieprzypadkowo starsi ludzie dokonują cudów na maleńkich działeczkach pracowniczych.

      Usuń
  10. Mama czasami wiedziała gdzie jest, ale najczęściej nie. Miałam wrażenie, że boi się kąpieli, ale jak już siedziała na krzesełku specjalnym w wannie to nie chciała z kolei wyjść. Numer z kolankiem, o którym pisze Dreptak, rzeczywiście był świetny. Początki mieliśmy takie, że mama w ogóle nie chciała wstawać z łóżka i nie przeszkadzało jej, że pościel - dajmy na to - ma mokrą :( No i wydawało się jej że jest u siostry w Łomży, są lata 70-te... Od czasu do czasu poznawała mnie i pytała, gdzie moje małe dzieci, bo do nich tęskni. A na "dzieci" mówiła, że sympatyczna młodzież, ale gdzie jest Mareczek (syn jej siostry, który w latach 70. był mniej-więcej w wieku moich dzieci). Jak zbliżał się czas kąpieli potrafiła cichutko, sprawnie i szybko posłać sobie łóżko, rozebrać się i udawać, że śpi. Dawałam wtedy tylko wieczorne lekarstwa, machałam ręką na kąpiel. Ale krótko to trwało, tylko pół roku, w sumie nie zdążyliśmy się tak naprawdę zmęczyć. [To ja, Starsza]

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie jest to takie hop, jak demencja zawładnie człowiekiem,to możemy sobie pomarzyć o jakiejkolwiek współpracy i stymulowaniu takiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja tak trochę pod prąd
    Rodzice
    Kochajcie i szanujcie dzieci żeby na starość dostać tę miłość i szacunek z powrotem. Żeby było z czego czerpać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czułam się kochana a na pewno nie szanowana przez tatę, a mimo to od lat na moją mamę i mnie spadła opieka. Trudno wyrokować, przewidzieć

      Usuń
    2. I tak jest najczęściej. Ale znam przypadki że dzieci niekochane i potem nie zajmowały się rodzicami. I wszyscy mieli pretensje do dzieci. Tylko dlaczego nie ockneli się wcześniej i nie stanęli po stronie dzieci? Czasem to nie jest czarno białe.

      Usuń
  13. Klaruś - i jak cie nie kochać. W nioebie masz miejsce zaklepane i szkoda tylko, że spotkasz tam tak niewielu znajomych.
    Buziory /od Ali Baby tez/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tam wolę na razie wynagrodzenie na koncie;)))

      Usuń
  14. Ja jeszcze nie miałam okazji, mieszkam daleko, ale moja Sis to mistrz w opiece, najpierw, ojciec, potem wuj, teraz ciotka. Przwijała, zmieniała cewniki, goliła, karmiła,dawała zastrzyki i leki, przebierała i rozmawiała. Nie jest pielęgniarką - tak trzeba mówi.

    OdpowiedzUsuń
  15. 13 maja minie 6 lat od śmierci mamy. Ostatnie półtora roku była prawostronnie sparaliżowana po operacji glejaka mózgu. Opieka spadła na mnie bo mieszkałam najbliżej. No i nie wyobrażam sobie by było inaczej. Ciężki kawałek chleba. A z drugiej strony jedyny czas kiedy byłem z mamą naprawdę blisko. Opieka w każdy możliwy sposób włącznie z krępującym mnie i ją kąpaniem. Ale ten czas byl nam bardzo potrzebny choć serce mi się rozdzierało, gdy patrzyłam jak z ogromnie energicznej osoby stała się tak bardzo zależna od innych. Echhh, nie bardzo udany ten nasz ludzki świat. A starość to już w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię. Też myłam mamę kiedy nie mogła sama. Miała do tego stomię... bardzo jej to przeszkadzało. To jej powiedziałam że przecież ona kilka lat zmieniała mi pieluchy. Bardzo jej to pomogło

      Usuń
    2. Też jej tak mówiłam, i to po części rozładowywało sytuację, ale to jednak dwie zupełnie inne sprawy i mamie było przykro, że do takiej sytuacji w ogóle doszło. Próbowałam zawsze zamieniać ten czas w jakąś głupawkę, sypałam żartami jak z rękawa, cudowałam. Byle byśmy nie czuły się aż tak spięte. Psychicznie dla nas obu to był bardzo trudny czas... Wiele mnie nauczył, głównie pokory. I odwagi.

      Usuń
    3. Ponieważ nie miałam jakoś takich bardzo dobrych relacji z mamą to dla nas był to właśnie bardzo dobry czas. Usłyszałam słowa kocham Cię. Bardzo się zblizylysmy. Choć pozostało we mnie poczucie że zrobiłam za mało...

      Usuń
  16. Gdy ktoś podejmuje ten trudny temat zawsze czytam (wraz z komentarzami), bo bardzo mnie ciekawią opinie ludzi. Sama mam spore doświadczenia w opiece nad schorowanymi ostatecznie najbliższymi. I zawsze nachodzi mnie ta sama refleksja, że nie można tak z marszu oceniać tych dzieci, które samodzielnie nie opiekują się np. rodzicami. Nigdy nie wiadomo co tak naprawdę leży u podstaw takich decyzji. Bywa, że z wyboru rodzica nie powstała nigdy silna więź. Bywa, że rodzic nie życzy sobie, by dzieci się nim opiekowały. Taka sytuacja...

    OdpowiedzUsuń
  17. Też czytam post i komentarze, zawsze, zwłaszcza w takim temacie. Klarko pisałaś już o ludziach-kanapkach, pamiętasz? Jest z twoim ujęciem tematu wiele jeszcze pobocznych. Ot, teraz, u sąsiadów mają tatę z przerzutami w mózgu, na chodzie i w pełni sprawnego. Tyle że z dnia na dzień zapominającego podstawowych rzeczy np. że trzeba nakarmić żonę która leży i nie wstaje. Dodatkowo też z dnia na dzień obaj synowie stali się najgorszymi wrogami. Nie wpuszcza ich do domu albo nasyła na nich policję, bo na przykład ukradli mu samochód. A oni po prostu przekonali go, żeby nie jeździł bo zapomina nawet gdzie ma biegi i zrobi komuś krzywdę. Szczęściem pojechali na komisariat i sporządzili dokument, tata był wtedy w fazie zgody. Obecnie faza zgody już nie występuje, ostatnio wyszedł z domu i zostawił włączony gaz w piekarniku i żonę w łóżku na piętrze. Nic jej się nie stało bo sąsiadka przyszła. Teraz co następuje - chodzą do szpitala, policji, poruszają niebo i ziemię aby leczyć go psychiatrycznie, trochę wyciszyć, żeby nie zrobił sobie i żónie krzywdy. Nic nie można zrobić, jeśli się go w sądzie nie ubezwłasnowolni. A tego synowie nie chcą zrobić ojcu. Chyba będą musieli, to jest tak zwana trudna miłość...

    OdpowiedzUsuń
  18. Mój tato jest już w takim miejscu,że cieszę się,gdy można go posadzić na wózku i zje przy stole. Cieszę się, gdy odpowie "dzień dobry" albo zirytowany powie "a psik!".W gruncie rzeczy jest twardy,z dobrego przedwojennego materiału. Tylko skąd ta cholera alzheimer się bierze?Jego młodszy brat jest już w połowie tej drogi, a najmłodszy zaczyna...Ja, my,ich dzieci drżymy...
    Dzięki,Klarko że podjęłaś ten temat, bardzo ważny,trudny dla mnie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej!!!
      Są badania genetyczne. Ale czy lepiej wiedzieć że się zachoruje?? Nie wiem

      Usuń
    2. i tu właśnie jestem zdania, że w przypadku tej choroby dobrym wyborem jest DPS z całym sprzętem, wyszkolonym personelem itd, chodzi o bezpieczeństwo i chorego, i domowników

      Usuń
    3. Oczywiście ! To jest najgorsza z chorób , jeżeli chodzi o opiekę . Trudna dla obu stron , ale dla opiekujących się często bardzo okrutna i po prostu ponad siły. Wiem co mówię.
      Bardzo nie podoba mi się takie płytkie ocenianie , a właściwie dyskwalifikowanie ludzi , jakie często dokonuje się w naszym społeczeństwie , że ci , którzy oddają bliskich do domów opieki lub angażują do tego obcych są bezduszni,źli. ( Tak często mówi się o Niemcach , dodatku z tą charakterystyczną dla nas wyższością ) A w przypadku chorych na Alzheimera opieka obcych, a do tego przeszkolonych jest o wiele łatwiejsza i często bezpieczniejsza . Wiem z doświadczeń mojej przyjaciółki jak trudno się przyzwyczaić do tego ,że rodzić cię nie rozpoznaje , jest agresywny teoretycznie bez przyczyny..
      Ważny temat Klarko, i popatrz ilu komentujących :) dopchać do głosu trudno :)

      Usuń
    4. A do tego wszystkiego jeszcze dodam, że czego by dzieci, opiekunowie nie zrobili i jakie decyzje podjęli i tak na "koniec dnia" będą mieli wyrzuty sumienia i poczucie winy.

      Usuń
  19. cieszę się, że pomimo wszystko miło wspominasz ten dzień. Częściowo też jestem uziemiony w domu z podobnego powodu, to strasznie dołujące.

    OdpowiedzUsuń
  20. Moja mama opiekowala sie babcia, do konca. Bbcia miala skleroze, nie wiedziala kim jestem ja, a prawnuki to byl dla niej kosmos. Mamie nie bylo ciezko, babci trzeba bylo przypominac o tym, ze nalezy do ubikacji ... bywalo, ze nie zdayzla ... bylo tez mnustwo innych trudnych sytuacji Na szczescie bacia chdzila do konca. Potem kiedy ja juz wyjechalam z rodzinnego miasta, a potem dalej, to moj brat opiekowal sie ojcem. Ojciec z racji astmy wymagal calodobowej opieki. Ojciec byl bardzo trudnym czlowiekiem, a z powodu wieku i choroby i tego, ze wielu rzeczy nie mogl juz zrobic sam to sie jeszcze poglebilo. Brat bal sie wzywac pogotowie, bo ojciec postawil go kiedys, nie raz w bardzo klopotliwej sytuacji i ekipa pogotowia powiedziala bratu, ze nastepnym razem pociagnie go do odpowiedzialnosci, a ojciec nie chcac isc do szpitala potrafil sie "sprezyc" i grac, ze wcale nie czuje sie tak zle. Brat dopiekowal ojca do konca, ale zaplacil za to zdrowiem. Mama jakos sobie radzila, chociaz miala problemy z sercem i inne zdrowotne. Zagladala do niej siostra, czasem brat (ja juz bylam w Londynie), bylo tak do czasu az zachorowala na raka. Kiedy zachorowala to siostra poswiecila jej duzo czasu, brat tez, chociaz mniej, ja przyjezdzalam co prawie co miesiac, na tydzien. bylo naprawde ciezko, ale jak ktos ma raka to cala rodzina jest chora. Na kkoniec sieostra zalatwila hospicjum, mam juz nie mogla byc w domu sama i tam umarla. nie jest lekko zajmowac sie stara i chora osoba. Dla moich rodzicow najgorsze bylo to, ze musieli byc zalezni od innych, ze tak wielu rzeczy nie mogli zrobic sobie sami i ze potem nie byli juz w stanie robic samodzielnie nawet tych dosc prostych rzeczy.
    Czesto rozmawialam na ten temat z mama, ona opowiadala mi o jakichs swoich znajomych, ze czuja sie samotni, bo dzieci nie maja czasu, mowilam jej, ze oni maja swoje rodziny i nie zawsze jest tak, ze nie chca, ale czesto poprostu dzila swoj czas i nie jest im latwo. Nie jest to latwe zajmowanie sie strasza osoba, rodzicem, szczegolie kiedy nie mieszka sie razem i trzeba jeszcze poswiecic czas na dijazd. Bardzo trudny temat, Sama sie czasem zastanawiam jak to bedzie kiedy ja i maz bedziemy wymagac opieki ....

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo, bardzo nie chciałabym by musiały zajmować się mną dzieci. Chciałabym by było mnie stać, jeśli zajdzie taka potrzeba, na opiekunkę. Jak jeden z członków rodziny choruje, choruje cała rodzina. Nawet wtedy, gdy jest daleko, bo wtedy z jednej strony jest ból, że nic nie można pomóc, z drugiej, niespełnione oczekiwania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wlasnie mieszka sie daleko tez nie jest latwo. W glowie ciagle klebia sie mysli co tam sie dzieje??? Strach i bezsilnosc dobijaja. I niestety nie zawsze mozna sobie pozwolic na przyjazd do chorego rodzica tak czesto jak by sie chcialo.

      Usuń
    2. Ja też. Wystarczy, że przez kilkanaście lat z przerwami uczestniczą w moim chorowaniu. Dlatego gdy nadejdzie taki moment, chciałabym żeby mieli pomoc. Szczególnie, że jeszcze są moi rodzice a ich dziadkowie. Na szczęście wciąż jeszcze sprawni.

      Usuń
    3. wydaje mi się, że dochodząca opiekunka jest bardzo dobrym rozwiązaniem w wielu przypadkach, wspiera i odciąża rodzinę a jednocześnie rodzina ma wszystko pod kontrolą

      Usuń
  22. Nie miałam okazji poznać własnych dziadków, teraz rodzice zbliżają się do wieku, kiedy będą wymagać opieki. Mieszka z nimi moja siostra, ja pojawiam się okazjonalnie - raz na 1-2 tygodnie, bo muszę dojechać ponad 60 km. Na szczęście rodzice radzą sobie dość dobrze i nie wymagają stałej opieki, najwyżej okazjonalnej pomocy. Ale może przyjdzie taki czas, gdy będzie trzeba być przy nich ciągle...

    Nie mogę i nie chcę obciążać siostry nieustanną opieką, choć przez całe życie mieszka z rodzicami i często korzystała z ich pomocy - wiesz, dzieci, wyjazdy, choroba, impreza, pomoc w sklepie, który siostra prowadzi.

    Jednak mimo tego, że to głównie siostra korzystała z dobrodziejstw wspólnego domu - nie wyobrażam sobie zostawić jej w razie problemów samej. Ale jak to pogodzić z moimi dojazdami, ich kosztem i ogólnie codziennym życiem - pracą, domem, praniem, gotowaniem dla męża i ogrodem? Dojazd wymaga nie tylko nakładów pieniężnych, ale i czasu, którego każdemu pracującemu wciąż brakuje. Nie mam jeszcze wnuków, ale jestem w wieku babciowym, więc i ten obowiązek dojdzie (mam nadzieję!!!). Jak zapewnić dobrą opiekę rodzicom? Ten problem na razie nie bardzo dotyczy mnie osobiście, ale niebawem pewnie będzie dotyczył. No i popatruję po trochu na znajomych i przyjaciół, jak to jest u nich. Cóż, niełatwo! Gdy zajmujemy się malutkim dzieckiem - obserwujemy nieustanny progres, mamy więc nadzieję, a nawet pewność, że dziecko w końcu "wyjdzie z pieluch", będzie mówić coraz lepiej i coraz więcej zapamiętywać i umieć. W przypadku starca jest odwrotnie - następuje nieustanny regres i pogorszenie umiejętności. Nie ma wielkiej nadziei na poprawę.
    Cóż nam pozostaje? Oczekiwanie na śmierć i uwolnienie? Trochę tak, ale równocześnie - to okropnie przykre i bolesne! Ale wiemy, że lepiej nie będzie i że w końcu śmierć jest nieuchronna, więc...
    Jakie to wszystko straszne!

    A moi rodzice nie chcą przeprowadzić się do mnie. Gdyby chcieli - mnie byłoby łatwiej, ale im - trudniej. Obcy w sumie i cudzy dom, obce środowisko. Starych dzrew się nie przesadza...

    I ja dziś też Cię kocham, Klarko :)

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja robię wszystko by na starość nie być pod czyjąś opieką, by samemu dożyc do końca bez tej opieki....
    Starość nie jest wcale taka tragiczna jeśli zadba się o nią wcześniej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami wpływ na to jest niewielki. :(

      Usuń
    2. Przeważnie żaden...
      Można zadbać wcześniej o swoją starość tylko w sensie zgromadzenia na koncie odpowiedniej kwoty,pozwalającej na zapewnienie sobie płatnej pomocy.

      Usuń
  24. Zastanowiła mnie kwestia pretensji o to, że rodzina zanim popadła w niedołężność czy chorobę była podła i teraz trzeba się nią zajmować.
    To nie jest kwestia naszego lubienia lub nielubienia. To jest kwestia obowiązku. W normalnych rodzinach jest następstwem pokoleń. Tego teraz nie widać, ale od tysiącleci nic się w tym względzie nie zmieniło. W naszych czasach obraz zaburzyły działania państwa, które to uzurpuje sobie prawo do wszystkiego, a nie nie zapewnia nic, chyba że ktoś jest uprzywilejowany w jakiś sposób w stosunku do innych, będąc bardzo bogatym, lub ustosunkowanym.
    W normalnym układzie państwo stara się zabezpieczyć tylko absolutne minimum i dopóki może brać to bierze, a reszta i tak spada na rodzinę. Wnioski, rozpatrzenie, decyzje, pieczątki, odwołania, temu się należy, innemu nie należy - karuzela biurokratyczna, gąszcz przepisów, warunki, terminy, komisje, łaska pańska - koszmar!
    I tak pozostaje rodzina, cokolwiek by państwo nie wymyśliło. Rodziny się nie wybiera, ale się ja ma. Ona bywa bardzo różna. Jednak tłumaczenie, że nie będę prać gaci ojca, bo on był ponury i wredny, nie przystoi dorosłym ludziom. Zostawienie starych rodziców na łasce losu i obojętnego państwa nie jest w porządku, nawet gdy ci rodzice bywali (lub byli na okrągło) paskudni.
    Trudne dzieciństwo to nie jest wytłumaczenie własnej, podłej postawy.
    Rozmawiałem niedawno z córką sąsiadów na ten temat. Ona się bardzo stara, chociaż sił jej brakuje i psychika nie wytrzymuje. Ona się stara, a rodzice są tacy jak dawniej, tyle, że starzy. Wredni, wymagający, roszczeniowi, nieprzyjemni i złośliwi. Cokolwiek nie robi, jest źle! Wypominają jej wszelkie wyimaginowane przewiny i nie rozumieją, że ona tez ma ograniczone możliwości, bo i lata słuszne. Oni mają prawie po 90, a ona też już emerytka!!!
    Brat odkąd się wyprowadził, przestał się do nich odzywać. Jedyne co go interesuje, to czy już umarli?!
    Pogadaliśmy, trochę się uspokoiła i nadal robi co do niej należy. Trudno, są jacy są. A ona sobie nie wybaczy, gdyby coś było nie tak z jej strony.
    To jest kwestia poczucia własnej wartości i godności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Wiele razy w PCPR zadawałam pytanie - a czego pani/pan najbardziej potrzebuje? Bo sytuacja wygląda tak (piszę to z pozycji pracownika, byłego oczywiście) - bardzo wielu opiekunów nawet nie wie, że mogłoby otrzymać pomoc, jakąś refundację choćby na materac, krzesełko toaletowe czy turnus rehabilitacyjny, nie wie a jak wie to nie ma możliwości/czasu/cierpliwości o to się starać, uważają, że wypełniają swój obowiązek najlepiej jak potrafią i trudno, taka jest kolej losu,
      natomiast jest grupa osób roszczeniowych która uważa, że należy im się wszystko i to zaraz/teraz/natychmiast bo przede wszystkim jak tata czy mama umrze to mieszkanie będzie przystosowane do niepełnosprawnego więc podniesie się jego wartość. Tych "pośrodku" jest najmniej.

      Usuń
    2. i jeszcze dopiszę - ta notka jest ukłonem dla osób, które nie oglądając się na nic opiekują się swoimi bliskimi bo tak trzeba,
      ja wiem doskonale że w życiu jest różnie, że są różne potrzeby, okoliczności i wymagania, nie jesteśmy robieni na taśmie, jedni żyją do śmierci samodzielnie, inni lądują dość wcześnie w DPS, to są trudne życiowe wybory, ale dziś właśnie chcę przytulić te rodziny z babcią czy dziadkiem przykutymi do łóżka za ścianą w tym samym mieszkaniu od miesięcy czy nawet lat

      Usuń
    3. Zenonie piszesz, ze od tysięcy lat domy były wielopokoleniowe... ale już tak nie jest. Młodzi ludzie często szybko wyprowadzają się z domu, bywa że do innych miast czy państw. Kiedyś też ludzie krócej żyli i szybciej przechodzili na emeryturę.

      Nie zgadzam, że opieka jest obowiązkiem. Być może prawnie tak, bo jakąś część wynagrodzenia można ściągnąć, ale nie moralnie. Jeżeli ktoś miał złego rodzica (i nie mówię to o drobiazgach) to dlaczego ma poświęcać jemu swoje życie i zdrowie? Wg mnie rodzice mają obowiązek wobec dzieci, bo z wyboru przywołali ich na świat, dziecko nie miało wpływu na to że się urodzi i jak jest przez rodzinę traktowane. Nie potępiam ludzi, którzy się odcinają od rodziny. Sam fakt tego samego nazwiska to za mało. Często więź jest zrywana dużo wcześniej, jak rodzice są sprawni - często to rodzice ją zrywają. Jak można oczekiwać, że po XX lat letnich lub żadnych stosunków ktoś przyjedzie z innego miasta, zostawi swoją rodzinę by zająć się matką czy ojcem?

      W moim przypadku sprawa jest prosta z moją mamą i teściem - chcą mieszkać w domu opieki wsród rówieśników. Mój tato nie rozmawia na takie tematy... a teściowa (choć nie mówi tego głośno) nie wyobraża sobie, że my się nią do śmierci nie będziemy zajmowali. Z tym, że:
      - wszyscy mieszkamy w innych miastach (ok 100 km odległości),
      - oboje nie mamy rodzeństwa ani dzieci,
      - pracujemy (po około 10h dziennie),
      - mój mąż z powodu poważnej choroby kręgosłupa nie może podnieść więcej niż 10 kg.
      W tej chwili mamy 40 lat więc WIELE lat pracy przed nami. Rodzice są jeszcze sprawni i niezależni, ale są już w takim wieku (przed 70), że zaczynamy myśleć o tych tematach. Jak takie coś pogodzić? Tu problemem nie są chęci, bo mamy bardzo dobre relacje z rodzicami, ale zwykła logistyka i.... życie.

      Usuń
    4. Jak się chce, to się problemy z logistyką rozwiąże. Sąsiadka, o której już pisałem, mieszka na stałe w RPA - i daje radę!!!

      Usuń
    5. daje radę się codziennie zajmować? ja nie mówię o sytuacji, że płacę za opiekunkę. Mówię o sytuacji, kiedy sama się opiekuję - codziennie, a nie raz w tygodniu czy nawet raz na 3 dni. Doraźna pomoc nie jest problemem - chociaż kiedy się jest jednakiem, rodzice mieszkają w innym mieście to często się okazuje, że koło marca urlop się kończy. Mówię o sytuacji, kiedy pomoc jest potrzebna cały czas - aby umyć, przebrać, nakarmić. W takiej sytuacji 100 km to nie lepiej niż 500.

      Usuń
    6. Ostatnio poleciała do Afryki i niedługo wraca.Rodzice na razie są pod czujnym okiem sąsiadów i ma cały czas kontakt, na bieżąco, przez Internet. Gdyby była taka potrzeba, to pomoc w każdej chwili może się pojawić. Co do bliższych danych, nie jestem upoważniony.

      Usuń
    7. Oj Dreptaku, Dreptaku...

      Usuń
    8. ??? Dobrze wiesz, że nie ściemniam. :D :D :D

      Usuń
  25. Droga Klarko !
    Opieka na starszymi, to poświęcenie, ale warto pomagać!
    Twoje serce jest ogromne:)
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Rzeczywiście częste mycie skraca życie. Zwłaszcza małym dzieciom i ludziom starym. Wg najnowszych wytycznych niemowlaki są kąpane raz na tydzień. Na co dzień są wycierane chusteczkami nasączonymi preparatami nie uszkadzającymi naturalnej bariery lipidowej skóry. To zapobiega wielu infekcjom. Skóra ludzi starych jet bardzo sucha, cienka i częste jej mycie dodatkowo ją wysusza i uszkadza, tworząc wrota do zakażenia. Poza tym
    ludzi starych męczą ablucje i dlatego też jest wskazane używanie takich niemowlęcych akcesorów do mycia ich skóry. A jeśli ich kąpiemy to muszą być do tego naprawdę dobre warunki- ciepło, bezpieczne siedzisko, a do mycia płyny jak do skóry atopowej.
    Tyle tylko, że to teoria u nas,a nie praktyka.
    32 przystanki? Tyle pokonywałam jeżdżąc kiedyś do pewnej przychodni endokrynologicznej, głównie po to, by się dowiedzieć, że już nie będę tego dnia przyjęta. Można znieść jajko w czasie takiej podróży.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Wiem o tym coś niecoś... tylko coś niecoś. Ja mieszkam za granicą, więc opiekowała się naszą mamą siostra. Ja tylko w czasie urlopu - wtedy siostra miała urlop od mamy i mogła pojechać odpocząć. Mama zresztą była fizycznie do końca dość sprawna, ale miała demencję:(

    OdpowiedzUsuń
  28. Podobno w Ameryce kondycja wzrasta proporcjonalnie do wieku - im ktoś starszy,tym bardziej sprawny:)Może nie w każdym przypadku tak się dzieje,ale taki jeden przykład był opisywany na jakimś blogu.90 letni staruszek wstał z wózka,na którym uprzednio jeździł i rzucił się w wir podróży:)Wspaniale sobie radzi ze wszystkim,nie zawraca głowy dzieciom,ani wnukom.Opanował tez do perfekcji wszelkie najnowsze urządzenia i gadżety elektroniczne,lepiej niż niejeden nastolatek:)
    I co najważniejsze - wygląda coraz młodziej:)
    Ale takie cuda,to tylko W USA:)))

    OdpowiedzUsuń
  29. A Dziarski Dziadek? Nie dosc, ze sprawny, zdrowy, zadowolony to ze wszystkimi nowinkami technicznymi sobie radzi a jeszcze ksiazki pisze! ale to chyba wyjatek.
    tezMonika

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz