wtorek, 7 marca 2017

kanapka do pracy

Przyznaję się - rano jem byle co. Kawałek grahamka z twarożkiem popijam kawą, pakuję do torebki dwie kromki przełożone plastrem żółtego sera i już. To mój posiłek w pracy. Miałam napisać "lunch";) bo o tym lunchu będzie. 
W poprzedniej firmie nie jadłam nic bo mnie bez przerwy bolał żołądek a jak coś zjadłam to łapałam za klucz i biegiem do toalety. Boże, za co ja się tam tak męczyłam. 
Wychodzę z domu parę minut po szóstej, Krzysiek o tej porze potrafi zjeść talerz parówek z musztardą a mnie się robi niedobrze od samego zapachu ale nie o tym miało być. Zjadam moją "pracową" kanapkę koło dwunastej bo zaraz potem zaczyna się dzieciom przerwa na lunch. 
Część dzieci przynosi sobie posiłek z domu. Otwierają pudełka, zaglądają do środka, wymieniają się. Rozczula mnie widok chłopczyka, który otwiera bułkę i z uwagą sprawdza każdą warstwę a potem mówi - mam szynkę, ser, sałatę i ogórek. (Brawo dla mnie, wszystko zrozumiałam. Dla czytających pierwszy raz - w tej szkole wszyscy mówią po angielsku to i ja muszę cokolwiek pojmować). 
Czemu mnie rozczula? Bo nie pamiętam, aby mi kiedykolwiek ktoś zrobił kanapkę, a jak robię sobie sama to wiem co jest w środku. Ser. 
Dzieci jedzą albo bardzo zdrowo albo bardzo niezdrowo. Dziś cztery łobuziary (mam takie na piętrze, kiedyś zdzielę mopem albo szmatą!) zamówiły sobie pizzę. Nie one jedne, kiedy wynosimy do śmietnika opakowania po obiedzie, pudełek po pizzy jest sporo. Tak samo jak opakowań z chińskiej knajpy. 
Jeden z chłopców częstuje mnie słodyczami, oczywiście odmawiam i oczywiście mówię mu za każdym razem, że to bardzo miłe. Po angielsku! 
Dziś zajrzałam przez drzwi (przeszklone, matowe ale nie do końca, dyrektorka chodzi i podgląda w czasie lekcji a ja w czasie przerwy czy nie trzeba czegoś ogarnąć) i zobaczyłam co ta młodzież robi na przerwie. Jej, ja myślałam, że jedzą, wygłupiają się i rozrabiają a oni tak jak dorośli - pudełko z jedzeniem przed dzieckiem, zeszyt albo kserówka z boku - jedzą i uczą się. 
W porze obiadu stawiam w korytarzu duży plastikowy pojemnik i tam lądują resztki.
Wyrzucają bardzo dużo jedzenia. W pudełkach z gotowymi obiadami zostaje prawie wszystko. Wyrzucają też jogurty, ciastka i napoje. 
Wracam do domu o siedemnastej i dopiero gotuję. Krzysiek wraca po szóstej i ma gotowy obiad. 
 Widziałam wczoraj w tramwaju dziewczynę która ma chyba podobne do moich upodobania - wyjęła z torby dwie złożone byle jak kromki ciemnego chleba, pomiędzy nimi wisiał smętnie plaster żółtego sera. Śmiać mi się chciało. Nie ma nam kto zrobić lanczyku na bogato, oj, nie ma.



32 komentarze:

  1. kurcze, też nie pamiętam, żeby ktoś mi kiedyś zrobił kanapkę:/
    ja swojemu dziecku robię, jakbym go zmusiła do jedzenia w szkole szkolnych obiadów to 50% byłoby w smieciach - to jest niezgodne z moimi przekonaniami

    w naszej szkole też jest duża brytyjska dyscyplina, są kary za złe zachowanie po prostu :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniałaś mi starą historyjkę o młodym górniku, który trafił na przodek i ze zdziwieniem patrzył, jak jego starszy kolega wyciąga podczas przerwy pakunek z kanapką i wyrzuca go, bez rozpakowywania, daleko w ciemność, z okrzykiem: - Pieruna, znów ta cholerno kejza!
    Młody zaprotestował - przecież nawet nie zajrzałeś! - na co starszy wyjaśnił, że żona mu od 30 lat kanapki robi i zawsze jest to ta pierońska kejza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie od niemieckiego Käse czyli ser ;) Ja mężowi kanapek nie robię, sobie zresztą też, bo mamy w pracy lodówkę, więc kupujemy rano co potrzebne i dopiero w pracy robimy śniadanie i drugie śniadanie :)

      Usuń
  3. Przykre jest to marnowanie jedzenia. Ja nie pozwalam moim dzieciom nawet bawić się np ryżem czy makaronem suchym uważam że to niestosowne zważywszy na fakt że na innym kontynencie dzieci miskę ryżu mają na dobę i to jest ich jedyny posiłek.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo powtarzałam moim synom. Aż mi mądrala odpowiedział, że mogę to wysłać do Afryki. Chyba wychowałam potwora

      Usuń
  4. Moi wnukowie dostają drugie śniadania w postaci owoców, żadnych kanapek, bo wiadomo, że i tak by tego nie zjedli. Ale jak na razie to obaj jedzą w szkole i przedszkolu obiady.A że bąble jeszcze młode a opieka i w szkole i przedszkolu troskliwa, to wychowawczynie pilnują, by dzieciaki jadły. O tak niechrześcijańskiej godzinie, czyli o świcie to ja nawet herbaty bym nie przełknęła. Latami jezdziłam do pracy na czczo i dopiero w pracy zaczynałam dzień od śniadania, kupując po drodze świeżutkie pieczywko i wędlinę. Nie byłam wyjątkiem, wszyscy tak mieli.
    Gdy jeszcze byłam w liceum to nie brałam nigdy z domu kanapek - u nas można było sobie kupić świeżutkie kanapki w szkole.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też rano mam kłopoty z jedzeniem, mój żołądek wyraźnie lubi sobie pospać.:)))
    Trafiłam dziś przypadkiem na przepis na japońską "kanapkę" dla dzieci do szkoły. Podobno istotny jest element niespodzianki, co mamusia w niej upchnęła.:) W skrócie: to kulka z gotowanego ryżu, owinięta płatem glonów (takich jak do sushi). W środku pani upchnęła podsmażonego łososia. Z reguły ma to kształt trójkąty, ale dla początkujących może być kulka.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wyjdę z domu bez śniadania. Kiedy muszę być na czczo, bo idę na przykład na badanie krwi, to w głowie mi się kręci, nogi mam jak z waty i w ogóle chora jestem... Jem zawsze coś lekkiego (niedawno polubiłam musli, o dziwo starcza na dług), ale śniadanie musi być. I kawa.
    A marnowania jedzenia nie lubię, nie tylko w Afryce są głodne dzieci, wiem coś o tym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście musli starcza na długo, długów nim nie próbowałam spłacać....

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak już komuś robię kanapkę, to raczej urozmaiconą. Sobie to już różnie, motywacji nie ma. Podobnie i z gotowaniem.
    A na razie to przezywam szok, bo żarcie na dwoje to jest jakiś kosmos - kto to wymyślił, żeby takie porcje lilipucie gotować?!
    Co do karmienia dzieci, to nie ma żadnej recepty - te cholery mają zmienny gust, nastawiony przede wszystkim na kolegów - jedzą tylko to co inni! Poza tym gdy rosną to pochłaniają wszystko!!! Za to nakarmienie pannicy graniczy z cudem! Nic takiej nie pasuje, a w "Maku" wpyla tłuste żarcie aż uszy się trzęsą! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarce trzeba będzie na najbliższym Watrowisku zrobić kanapkę... Istnieje nadzieja, że będzie ją pamiętać do śmierci...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  9. Zadziwia mnie to wyrzucanie jedzenia do śmieci ?
    Czy te dzieci nie mają za dobrze ?
    Czy nikt ich nie uczy szacunku do przyrody ?
    Do pracy swoich rodziców ?
    Czy rodzice wiedzą o tym ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wyrzucanie jedzenia staje się rzeczą normalną, przestaje gorszyć czy dziwić. Myślę o tych psach, które wespół zespół dokarmiamy - o kanapkach pozbieranych od kolegów ze szkoły i resztkach obiadu w pudełku przynoszonych przez nasze dzieci ze szkoły. Przydają się.
    Maria

    OdpowiedzUsuń
  11. A moje młodsze dziecko : albo kanapka z dżemem malinowym ( tylko takim) albo z pasztetem lub tunczykiem.Wcześniej jeszcze z nutellą,ale przestałam kupować .Każda inna kanapka, z szynką,sałata ,pomidorem,serem wróci w stanie nienaruszonym.A kiedyś jadł wszystko....A może te nienaruszone jogurty ,kanapki gdzieś oddawać.Owoce.Moze obok jest jakaś szkoła i dzieci,które nie mają śniadań bo rodziców nie stać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma takiej mozliwosci, jak to segregowac pod wzgledem przydatnosci do spozycia, to sa resztki z kosza

      Usuń
  12. Tak sobie myślę, że to sklepiki szkolne, bliskość do sklepów, cukierni z ulicy oraz możliwość zamówienia sobie jedzenia jak w przypadku Twojej szkoły, są przyczyną, że te kanapki z domu lądują w koszu- nie tylko w Twojej szkole.

    Ja długo nie jadłam śniadań, ale zawsze miałam kanapki do szkoły. Różnie z nimi bywało,jednak nigdy nie lądowały w koszu- albo je zjadłam, albo komuś dałam, albo w tornistrze przyniosłam do domu. I moje dzieciaki też. Do dziś pamiętam smród zepsutego banana :)))Teczka była do wyrzucenia ;)
    Jak jeszcze moja Mam pracowała to wykupiła mnie- już w szkole średniej- obiady w pobliskiej firmie- miałam po drodze do domu. I więcej mnie tam nie było niż byłam, wydzierałam tylko kupon z bloczku. Mam się w końcu zorientowała ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. W czasach szkolnych mielismy codziennie kanapki zrobione przez Mame! I codziennie je zjadalismy. Jesli zdarzylo sie, ze kanapka zostala to przynosilismy do domu, zawsze sie znalazl ktos chetny.
    W jednej pracy musialam wstawac o 4 (!) rano. W lodowce czakaly kanapki zrobione przez Mezusia wieczorem!!!
    Moze moznaby zrobic w Twojej szkole taka akcje: pozbierac odpadki z jedego dnia albo tygodnia? Nie mowie o smieciach i ogryzkach tylko o jedzeniu. Taki obrazek moze przemowi bardziej do mlodego umyslu?
    tezMonika

    OdpowiedzUsuń
  14. Pani Klarko, to może wieczorem sałatkę do pudełka i do lodówki? Ja takie śniadania zabierałam. Rano nie chciałoby mi się robić, i czasu zwykle miałam za mało, a wieczorem łatwiej. I choć bardzo lubię ciemne pieczywo z żółtym serem, to jednak termos z ciepłą herbatą i sałatka(u mnie - żarłoka i sałatki i kanapki)zupełnie zmienia postać rzeczy ( śniadania ;) )

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz jem śniadanie, ale małe, kanapeczka. Całe lata, nic tylko kawa, potem druga, a jedzenie po powrocie do domu, koło 16. No zwyczajnie wcześniej nie chciało mi się jeść.

    OdpowiedzUsuń
  16. Też bym sobie zutylizowała takie nieruszone. W ramach troski o planetę.:-)
    A w kwestii marnotrawstwa, już chciałam się rozpędzić i popomstować na dzieci dzisiejszych rozpasanie, gdy nagle mi się przypomniała podstawówka własna, dawno dawno temu w czasach przecież niezbyt bogatych, i jak konsekwentnie i długotrwale nie jadłam drugich śniadań. Nie wyrzucałam ich, bo miałam wdrukowane, że to be. Chowałam w domu do takiej szuflady w meblościance, niezbyt używanej. W końcu jednak ktoś ją otworzył. I była burza z piorunami.
    Jako dziecko, nie wytłumaczysz troskliwemu rodzicowi, że po prostu nie jesteś głodna.
    Więc nie pomstuję.
    Najlepsze życzenia z okazji dnia kobiet każdego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po awanturze, że kanapki w szufladzie [tak, tak samo], kanapki trafiały do szafki z licznikiem. Inkasent oniemiał, gdy sypnęło.

      Usuń
    2. O bogowie! Bratnia dusza!

      Usuń
  17. "Lunch na bogato", to norma tylko dla dzisiejszych nastolatków. Mój syn ma 33 lata i kanapkę z serem(nawet topionym), uważa za rzecz normalną. Moja matka nie wkładała mi sałaty do kanapki, ani ja swojemu synowi, bo nie było takiego zwyczaju, a poza tym w tamtych czasach sałata była droga w porównaniu z innym podstawowym produktem. Tak jak troskliwemu rodzicowi nie wytłumaczy się,że dziecko może nie być głodne, tak sytemu się nie wytłumaczy, że są dzieci, które chodzą głodne i zarówno "obłożona" smakołykami kanapka jak i pizza czy chińszczyzna na zamówienie, to rarytas nie do zdobycia.

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiele lat dojeżdżałem do pracy, a prawie zawsze sam
    robilem sobie kanapki. Zapamiętałem z tamtych czasów dowcip:
    W porze lunchu wszyscy w pokoju sięgają po kanapki i jedzą a jeden facet bez odwijania wyrzuca kanapkę do kosza ze słowami: Znowu ze smalcem...
    Któregoś dnia współpracownicy zapytali go: - Skąd wiesz że ze smalcem? Nawet nie zaglądnąłeś!
    - Sam robiłem - brzmiała odpowiedź.
    Jest z tego korzyść. Łatwiej schudnąć czego Ty Klarko chyba nie potrzebujesz

    OdpowiedzUsuń
  19. Od zerówki do matury Pierworodny życzył sobie wyłącznie kanapek z serem! Raz, chyba w trzeciej klasie podstawówki, przyszedł do domu z nabytą od Pani informacją, że posiłki muszą być urozmaicone. No, to powiedziałam, że jutro kanapki z szyneczką, sałatą, pomidorem i rzodkiewką. Popatrzył jak na głupią i skwitował krótkim ,,fuj''!...

    OdpowiedzUsuń
  20. Moje Potworki zycza sobie kanapki z szynka i to tylko najgorsza - konserwowa! :O Nic innego nie zjedza...
    Mi nikt nigdy kanapek do szkoly nie robil. Robilam i nadal robie je sobie sama, ale tylko dlatego, ze wole zjesc normalny posilek w domu, z dziecmi. Mam w pracy lodowke i mikrofale, moglabym jesc normalne obiady, ale po prostu wole to zrobic w domu. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Od czasu do czasu mój tata robił w domu białą kiełbasę, która była naczosnkowana niemiłosiernie. Była wyjątkowo smaczna na zimno, do kanapek. No i jak w domu była kiełbaska to z nią tata robił mi kanapki do szkoły (Zresztą robił mi codziennie kanapki, aż do końca liceum!). Wyobrażacie sobie ten zapach, gdy w klasie otwierałam torbę? :):):). Zaraz było słychać: "Ja pierdzielę, stary B. znów kiełbas narobił!" ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  22. W podstawówce dostawaliśmy słodkie bułki (teraz by to była zbrodnia). Potem mama robiła mi kanapki, albo kupowałam sobie coś w sklepiku. W gimnazjum kanapki robiłam sama i przeważnie dokarmiałam nimi psa, który mieszkał na posesji po drodze do szkoły. Umarł zaraz po tym jak skończyłam szkołę. W liceum kupowałam bułki w Tesco albo w sklepiku. Od drugiej klasy wymieniałam się kanapkami z przyjaciółką. Ona miała trochę więcej pieniędzy i lepiej zaopatrzoną lodówkę niż ja, ale uwielbiała proste kanapki typu chleb z serem niż te na bogato, które robiła jej mama.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz