piątek, 13 stycznia 2017

o wychowaniu i etyce zawodowej

Zamierzałam napisać tu (klik) komentarz ale wyszedł za długi, dlatego postanowiłam artykuł zalinkować i odnieść się do niego u siebie.

Parę lat temu mój pierwszy blog był bardzo popularny i mailowały do mnie różne osoby licząc na opisanie ich sprawy. Bywało różnie, nie mając żadnego dziennikarskiego doświadczenia kierowałam się intuicją i przeważnie czułam, kiedy ktoś usiłuje wyjąć z ognia kasztany moim rękami.
Pewnego dnia dostałam maila od kobiety opisującej krzywdę, jaka spotyka ją w schronisku. Krzywda ta polegała na tym, że tam były wyznaczone dyżury dotyczące czynności gospodarczych, trzeba było sprzątać i gotować. Nie można było również za pieniądze z kieszonkowego kupować papierosów. Należało też szukać pracy.

Nie wiem jak jest teraz ale wówczas ten list mną wstrząsnął bo pojęłam przepaść, jaka mnie dzieli od tej kobiety.

Od najmniejszego dziecka wiedziałam, że każdy bez wyjątku ma obowiązki wobec siebie ale również musi wykonywać  różne prace na rzecz rodziny na miarę swych możliwości.
Pochodzę z rodziny wielodzietnej i nieraz między nami dochodziło do kłótni, nieraz też usiłowałyśmy wynegocjować u mamy zmianę lub zwolnienie z zadania.

Nie będę dziś zmywać naczyń bo zmywałam wczoraj! Nie zamierzam myć podłogi skoro one chodzą po niej w brudnych butach!  Nie pójdę drugi raz do sklepu, niech idzie ktoś inny! 
Mama nie zawsze miała cierpliwość a jej metody wychowawcze były w naszych oczach niesprawiedliwe, okrutne i oczywiście czułyśmy się skrzywdzone. Musiałyśmy opiekować się młodszym rodzeństwem,  pracować w polu a także  dbać o swoje rzeczy. Nikt nam nie czyścił butów ani nie prasował mundurków chyba że na wymianę – na przykład za zrobienie na geometrię modelu graniastosłupa obierałam za siostrę ziemniaki. Za graniastosłup dostałam minus trzy.

Pewnego dnia jedna z nas miała zmyć naczynia po śniadaniu, druga przynieść wody a trzecia drewna. Zaczęłyśmy się kłócić i w sumie żadna niczego nie zrobiła, pod blachą wygasło a na nalepie stały brudne talerze i kubki. Koło pierwszej zaczęłyśmy się kręcić po kuchni i któraś zapytała – mamo a kiedy będzie obiad? Na co mama spokojnie odparła – a z czego będziecie jeść, z tych brudnych naczyń? Nie ma sensu gotować bo przecież nie będziemy jedli prosto z gara jak świnie z koryta!
Ta konsekwencja musiała naszą mamę sporo kosztować bo ja będąc matką nieraz ustępowałam choć i moje dziecko zawsze miało obowiązki. Do tej pory kiedy syn przyjeżdża do nas to rozgląda się co trzeba zrobić albo pyta co jest do zrobienia.

Moja siostra ma czworo dzieci, całe życie obydwoje z mężem pracowali zawodowo  i żadne z nich nie korzystało z pomocy choć uwierzcie mi, nie było im lekko. Czasem szła na zakupy z postanowieniem, że kupi sobie wreszcie coś porządnego i luksusowego, na przykład krem firmy Soraya. Tak, to był dla niej luksus na który przez wiele lat sobie nie pozwalała. Zawsze będąc już w sklepie kupowała coś, co było bardziej potrzebne – coś dla dzieci lub coś do domu. Takich kobiet jest tysiące! Nie ma w tym minimalizowaniu własnych potrzeb nic szczególnego.

Tak samo z wolnym czasem – która z Was, żyjących w zwyczajnych domach,  pracując i mając małe dzieci i dom na głowie oglądała  w telewizji seriale, grała w gry komputerowe i spała ile chciała?
Tak po prostu się nie da bo nie mamy służących.  Nie mam nic do ludzi, którzy wiodą luksusowe życie, sama bym chciała mieć dużo pieniędzy, dwa domy i służbę, ale nie mam, trudno.
Dlatego to wszystko, o czym piszę teraz Wam, napisałam do tamtej osoby chcąc jej jakoś uświadomić, że w normalnym domu też ma się masę obowiązków a  mało czasu dla siebie,   radość czerpie się z codzienności  – gdy dzieciak się wygłupia, gdy zakwitnie kwiatek na parapecie i gdy uda się ciasto.
Czasem o tym myślę – może tam się coś działo a ja nie zareagowałam, ale rozum mówi mi, że od tego są zawodowe instytucje a blogerki są od pisania pamiętnika, choć często na blogach jest więcej etyki niż na profesjonalnych portalach.  



44 komentarze:

  1. Dzisiaj jest coraz wiecej młodych kobiet, ktore uwazaja, ze im sie nalezy, bardzo roszczeniowych. Smutne to, niestety. Moze tak je wychowano, moze sie do latwego zycia przyzwyczaily? Po co wiec zmieniac?
    U mnie w domu bylo tak, jak u Ciebie. Bylysmy 4 siostry i kazda miala swoje obowiazki. Tak nas Mama wychowala i tak ja wychowalam moje dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodych PIĘKNYCH kobiet, które zostały wychowane w nurcie roszczeniowym, nie tyle nawet przez rodzinę, co przez tę cywilizację. A potem zderzenie z życiem i AŁA.

      Usuń
  2. -3 za graniastosłup... no ziemniaki Starsza Siostra powinna obierać przez tydzień :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heh... wspomnienia się we mnie obudziły... jako że rodzeństwo mam wyłącznie młodsze, z graniastosłupem musiałem poradzić sobie sam - a -3 o była dla mnie pełnia szczęścia - po wielu próbach i poprawkach ;)

      Usuń
  3. Tak było i u mnie, choć na wsi nie mieszkałam więc pewnie nieco łatwiej. Pamiętam jak dzieci mi kiedyś powiedziały że szkoda że niesteśmy biedni, bo jakbyśmy byli to na kolonię mogłyby sobie pojechać, a tak to nie mogły bo nas po prostu nie było stać. Przykre to było, ale prawdziwe. Córka pracuje ciężko, często zostaje po godzinach żeby ją było stać na mieszkanie, bo do urzędu prosić o zasiłki nie będzie, o pomoc nie poprosi. A mogłaby.
    Ja uważam że jedyne co się człowiekowi w życiu należy to szacunek i prawo do życia z godnością, ale jak widać godność i szacunek niejedno mają imię...

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki Tobie od dawna tam zaglądam, powędrowałam linkiem od Ciebie....

    OdpowiedzUsuń
  5. Soraya? W zyciu nie uzywalam. Nawet nie wiem co to takiego. Mam ucznulenie na kosmetyki. Bez tego mozna zyc jak i bez wielu, wielu 'modnych' rzeczy i byc mimo tego zadowolonym z zycia. Co innego, kiedy ktos tego zabrania a otoczenie tego wymaga. Wybor nalezy do nas samych co uznajemy za nieosiagalne a co dostepne i zadawalajace. No chyba, ze sie nie ma nic? Wtedy jednak maly drobiazg powinien cieszyc? Czesto tez zaczynamy sobie zdawac sprawe z posiadania czegos, gdy to sie wlasnie utracilo...
    Dziwne to jakos, te potrzeby zycia. :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. codzienne dbanie o siebie to nie zadowolenie z życia. Dlaczego bycie zadbanym, pomalowana, wypachniona, ma być kaprysem a nie powodem do dumy? Dzięki temu można czuć się lepiej

      Usuń
    2. :))) To nie kaprys ale obowiazek :))) wobec bliznich. :D Oby wody czystej nam nie braklo i troche mlodosci (nawet na starosc) a bedziemy wiecznie piekni. :DDD

      Usuń
  6. To jest chyba trochę brutalna odpowiedź na to, dlaczego kobieta jest bezdomna. Jeśli uważa, że podstawowe obowiązki wokół niej robić powinien ktoś inny, to pewnie w życiu do wszystkiego tak podchodziła.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasem się martwię, że za bardzo dzieci wyręczam - częsty błąd niepracującej mamy chyba.
    Ale z drugiej strony, te co już w swiat poleciały dobrze sobie radzą, są samodzielne, odpowiedzialne, więc może nie jest tak źle?

    Czy wiele historii dźwigasz sobie w sobie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, niektóre są zbyt przerażające by o nich zapomnieć

      Usuń
    2. Ja na ten przykład byłam wyręczana nieustannie i zostałam niemotą domową, ale podejrzewam, że w grę wchodzi też brak jakiegoś genu (co by potwierdzało wątek zarzucony przez przedmówczynię)

      Usuń
  8. Haha pamietam jak syn mial pozmywac po obiedzie. Oczywiscie gral na zwloke, a nuz sie matka wscieknie i sama pozmywa;) Ale nie ze mna takie numery. Wieczorem jak juz naczynia w zlewozmywaku przyschly solidnie zapytalam czemu jeszcze nie pozmywal. A on mi na to "bo tam sa tez nie moje naczynia"...
    Hmmmm, jakiz rezolutny syneczek mi sie trafil, pomyslalam i mowie "nie Twoje? nie nasze? Otworz okno i wyrzuc wszystko co nie nasze!!!"
    Pozmywal i juz nigdy wiecej nie bylo "twoje, moje" wszystko bylo nasze:)))
    Do dzis sie z tego smiejemy.

    OdpowiedzUsuń
  9. w wieku 8 lat po szkole mialam za zadanie obrac ziemniaki i/lub poodkurzac i/lub wyniesc smieci oraz odebrac siostre z przedszola. Moja kolezanka rowniez wiec najpierw robilysmy robote u mnie potem u niej (lub odwortnie) i potem spacerkiem do przedszkola. Kto teraz wydalby 3-latka innemu 8-letniemu dziecku!!! Przeszkole bylo ok. 10 min od domu, duze miasto, do przejscia kilka ruchliwych ulic. Ale jak byl mus to byl i juz. A ja swojego 8 latka zawoze, przywoze i niancze....bo wszyscy tak robia?

    OdpowiedzUsuń
  10. Mieszkałam od urodzenia w dużym mieście, byłam jedynaczką i też byłam wychowana w duchu - jest nas troje, każdy ma obowiązki; tak się po prostu wtedy wychowywało dzieci. Potem przyszła moda na wychowanie bezstresowe, które niektórzy pojmowali jako bezobowiązkowe, a teraz jest różnie. Jak to mówią - są ludzie i taborety:)
    A propos prac domowych; opowiadała mi moja mama, która wychowała się na wsi, że przed wojną w domu była tzw. 'dziewczyna'; dziewczyna pomagała pani domu, potem szła do siebie, gdzie miała swoją 'dziewczynę', na ogół młodą, która pomagając czyli służąc, uczyła się tego wszystkiego, co miała potem umieć jako gospodyni. I tak to szło - gospodyni miała pomoc, a pomoc miała pracę, którą też potem komuś dawała no i naukę. Nie twierdzę, że tak było wszędzie, ale było.
    A co do zalinkowanego artykułu; węszący i z tezą założoną z góry dziennikarz nie jest fajny, ale pisanie o "jego znanej z pseudosensacji gazecie", to zniżanie sie do tego samego poziomu, wolałabym otwarcie, bez pola na domysły.

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja znam takie przypadki w których panie żony i matki tak się boja o swoja na wysoki połysk wyglancowana kuchnię, ze nawet nie pozwalają domownikom samym sobie zrobić tam herbatę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy własny dom jak muzeum?
      Nie wszyscy mają jednak duszę kustosza... czasem trzeba trochę przestawić eksponaty.

      Usuń
    2. To juz calkiem powazna choroba psychiczna moim zdaniem:))
      Dobrze, ze laskawie pozwalaja tym domownikom mieszkac w tych muzeach:))

      Usuń
    3. Też znam... A przy gościach się ściera stół z pięć razy, bo są pyłki... Brr.

      Usuń
  12. Moje córki przez jakiś czas nie myły garnków,bo to nie naczynia.Miały swój grafik sprzątania w swoim pokoju .Młodsza córka skrupulatnie zapisywała,czy jej siostra wszystko zrobiła.Raz
    przeczytałam-tapczan zrobiony w połowie.
    Wanda

    OdpowiedzUsuń
  13. Nasze "książątka" traktowaliśmy tak, żeby coś umiały, ale różnie to wychodziło. Dopiero gdy sobie zakupiliśmy działeczkę na wsi można było postawić towarzystwo "pod ścianą". Wtedy szybko doszło do podziałów obowiązków na babskie i męskie, przy czym jak było trzeba to każdy robił co mógł. Wprowadzona żelazna zasada, że kucharz nie zmywa, pięknie motywowała do nauki gotowania. Wzrosła również życzliwość dla gości, bo "gość pierwszego dnia nie zmywa"! Odwiedzający nas też się cieszyli, dopóki nie dowiedzieli się, że drugiego dnia czeka ich zmywanie stosu garów po obiedzie. :)
    Poza tym wzrósł szacunek naszych "dzikich z miasta" do umiejętności wiejskich dzieciaków, którym przez jakiś czas nie mogli dorównać. Trochę trwało zanim się zakumplowali, ale później to już poleciało.
    Z drugiej strony my też mieliśmy wpływ na wiejskie zwyczaje. Faceci przestali się wstydzić babskich zajęć i zrobiło się normalniej.
    Nasza ekipa na ogół wyróżnia się wśród rówieśników, gdy chodzi o gotowanie. Potrafią zaplanować, wykonać i posprzątać, aczkolwiek z tym ostatnim często różnie bywa.
    Ponieważ ostatnio jestem dość "jednoręczny", to na święta całe sprzątanie i organizacja spadły na chłopaków. Poza tym że nic znaleźć nie mogę, poradzili sobie doskonale! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, moj syn sie nauczyl gotowac, bo jak wracal ze szkoly i twierdzil, ze akurat nie ma ochoty na to co ja serwowalam to mowilam "prosze bardzo ugotuj sobie co lubisz". I tak przez pierwsze kilka razy myslal, ze ja zartuje ale potem zawinal rekawy i zabral sie za gotowanie. Mial wtedy cos ok 12-14 lat, teraz jako dorosly (40 letni mezczyzna) gotuje lepiej niz niejedna kobieta.

      Usuń
  14. Poziom naszego dziennikarstwa (wszelkiego autoramentu) jest żenujący. Szukają sensacji, tworzą sytuacje potwierdzające z góry założone tezy, usiłują prowokować, żeby uzyskać sensacyjne materiały, epatują cierpieniem i krzywdą, poszukują na siłę afery, wiedząc, że przecież w naszej rzeczywistości coś musi być niezgodne z przepisami albo urzędniczym widzimisię.
    Ile razy sprawdzałem jakiś sensacyjny wątek dziennikarski, tyle razy okazywało się że mam do czynienia z totalną ignorancją i zwyczajnym nieuctwem, albo zwyczajnie tuz medialny łże jak pies! O tym że te tuzy są zwyczajnymi hienami albo stronniczymi prostytutami, na partyjnych albo korporacyjnych usługach, to szkoda nawet mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest jak się dobrego dziennikarstwa w domu nie nauczysz ;)

      Usuń
    2. A wiesz eko, że to bardzo kosztowny zawód dla normalnych ludzi? Nałogi i problemy z psychiką to w tym zawodzie norma. Wytrzymują tylko najgorsze kanalie, bez sumienia i kręgosłupa.
      Trochę tego widziałem i wystarczy.

      Usuń
    3. prawda obroni się sama, trzeba tylko czasu a z tym jest najtrudniej

      Usuń
    4. Jaka prawda? Na ogół wszystko zmyślone, albo przeinaczone! :D

      Usuń
  15. Ja nadal uważam krem Soraya za luksusowy. Tyle, że na ten luksus to akurat sobie pozwalam. W końcu człowiekowi odrobina luksusu się należy. Taka to już roszczeniowa jestem:))
    Zaś w kwestii obowiązków, uważam, że każdy człowiek (taki zresztą wniosek wypływa z komentarzy odnośnie przyuczania doń własnych dzieci) pragnie wykonywać swoje obowiązki. Jeśli tego nie robi, oznacza to poważne zaburzenie. Pracować na rzecz własnej rodziny i domu jest budujące i nie obciąża nas. Natomiast mogę sobie wyobrazić, jakim ciężarem mogą być narzucone przez społeczność (w której jest się zmuszonym żyć) obowiązki. Niekiedy w atmosferze wzajemnych pretensji i patrzenia sobie na ręce. Oby nikt z nas nie musiał przekonywać się o czymś takim na własnej skórze. Granica między nami a nimi może okazać się bardzo cienka. Łatwo wytykać komuś innemu, dlaczego ten jest bezdomny.
    Tak, Klarko, w tym na pewno masz rację: daleka jest przepaść (mentalna) pomiędzy Tobą, a innym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Klarka zapewne ma rację, ale tak naprawdę nie wiadomo. Może to Ty lepiej oceniłaś sytuację? Pozdrawiam. Ela

    OdpowiedzUsuń
  17. Szkoda mi dobrych ludzi, którym się chce pomagać bezinteresownie innym a za to spotykają się ze złośliwymi zarzutami.
    A dziennikarze? No cóż. Moja szwagierka miała dwa dni temu swój telewizyjny epizod w lokalnym programie informacyjnym. W podpisie podczas jej wypowiedzi nie zgadzało się jej imię a nazwisko też przekręcono. Niechlujstwo czy głupota. A może rutyna znudzonego pismaka?
    LITOŚCI!!!!
    Niedługo już chyba w nic medialnego nie będzie można uwierzyć...

    OdpowiedzUsuń
  18. nie jestem przekonana,ze umiejrtność gotowania i zmywania garów zapewni kazdemu zyciowy sukces i szczeście:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ilu osobom utrudni!!! :D :D :D

      Usuń
    2. Anja jeśli przyjmujesz treść mojego postu dosłownie to rzeczywiście te umiejętności nie są potrzebne do osiągnięcia sukcesu, przeciwnie, wolałabym posiąść umiejętność zarabiania aby płacić za to zajęcie komu innemu. Mnie chodzi o umiejętność życia w społeczeństwie, o naukę zasad moralnych, o podstawy, których jedni uczą się w dzieciństwie a inni nie są w stanie ogarnąć nigdy

      Usuń
  19. coraz częściej w zyciu spotykam się z rozczeniowymi postawami różnych ludzi "ktorym sie nalezy" i nie widzą w takich postawach nic niewłaściwego... Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Taka filozofia życia. Pewien znajomy narzekał że z kieszonkowego które dają w Domu Pomocy to mu na fajki nie wystarczy.
    A czy mnie ktoś odkąd stałem się dorosły dał jakieś kieszonkowe?
    Owszem to w pewnym sensie i ja dorzucam się do owego niskiego kieszonkowego.
    Jeśli zaś idzie o dzieci to sam nie zawsze jestem konsekwentny choć staram się
    POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja używam zwykłej oliwki dla dzieci, która bardzo dobrze nawilża i nie zawiera ogromu chemii (tak doradziła kiedyś farmaceutka) i to się sprawdza.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jako jedynaczka również miałam swoje obowiązki, to chyba normalne. Moje dzieciaki również, choć nie zliczę ile razy słyszała: potem, za chwilę, zaraz...
    Moja Mam nie "goniła" mnie tylko do garów, bo twierdziła, że przyjdzie taki czas, ze się nauczę a i w życiu się nagotuję. Ja również tego nie robiłam, ale dziś nawet Misiek sobie gotuje.
    I tak sobie myślę, że nawet jak dzieciaki nie wykazują pewnych inicjatyw tzw. domowych, to potem w dorosłym życiu często powielają nas...Mam tego dowody nie tylko na przykładzie własnych pociech. Z bałaganiarzy-leni etc, nagle potrafią zadbać o własne, samodzielne gniazdo. I to jest pocieszające :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Z bałaganiarstwem to jest tak, że każdy ma swój własny poziom nieporządku, powyżej którego zaczyna on denerwować i skłaniać do porządkowania. Jeżeli osoby mieszkające razem nawet nieznacznie różnią się owym poziomem, to dość szybko uciera się opinia, że ten nieco odporniejszy to straszliwy bałaganiarz, a ten drugi jest przewrażliwiony. Wystarczy, aby znaleźli się w układach z innymi osobami i ich ocena może zmienić się dramatycznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym że wszystko bywa względne przekonuję się gdy mi ktoś "posprząta" - wtedy niczego nie mogę znaleźć! :D :D :D
      Hmmm.... czy mnie tu przypadkiem nie za dużo??? Bo cós, gdy zaglądam, to co chwila mój komentarz!? :D :D :D

      Usuń
    2. Gdybyś wiedział jaka to dla mnie ważna pomoc. Najbardziej wypala mnie odpisywanie na komentarze. Wiele razy czuję to o czym mówił Dudi. Nie wiem co napisać a trzeba.

      Usuń
    3. No właśnie, za bardzo się szarogęsię na paru blogach! :D :D :D

      Usuń
  24. W domu, gdzie wychowywały się trzy dziewczyny, na pewno podział obowiązków był sprawiedliwy.
    W domu, gdzie jedna dziewczyna i dwóch chłopaków już tak nie było, bo pewne role społeczne nam się narzuca (ze względu na płeć). W takim domu właśnie się wychowałam - wymagano ode mnie dużo więcej, niż od płci męskiej.
    Serdeczności ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie było to samo. Baba do szmaty i garów, no bo "koń by się uśmiał! Trzy baby w domu i chłop ma sprzątać? Gotować? Zmywać? Pfff... a cóż to za filozofia!". Doskonale wiem co to nierówny podział ról i obowiązki. Myślę też, że dobrze odpowiedziałaś swojej czytelniczce.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Twój komentarz