czwartek, 29 grudnia 2016

Dowody miłości.


Dopiero niedawno zobaczyłam to z drugiej strony.  Do tej pory to zawsze ja wciskałam zapasy. Konkretnie chodzi mi o akcję „parę pierożków, dwa kotleciki, żebyście jutro nie musieli gotować, trochę ciasta na rano do kawy i ten bigos, jak nie zjecie od razu to sobie zamrozicie”.
Czasem się dziwiłam, gdy koleżanki  z oburzeniem opowiadały mi, jak matki wyposażają je na drogę. Po odwiedzinach w rodzinnym domu wiozą zapas jedzenia na tydzień – rosół w słoiku, gulasze, kotlety, pieczone kurczaki, wędliny i oczywiście ciasta. Po co to oburzenie – pytałam. Podziękować i zjeść, tyle mniej wydasz na żywność. – Ale mama nie rozumie, że my takich rzeczy nie jemy – odpowiadała dziewczyna.  Rzeczy, które dostawała od matki zostawiała na śmietniku zanim weszła do mieszkania. Zawsze jadła a teraz nagle nie je. Ale to nie o to chodziło.
Do matki nie docierał fakt, że córka jest dorosła i chce panować nad swoim życiem bez matczynej kontroli, choćby miała jeść styropian to ten styropian kupi sobie sama. Nie w każdej rodzinie działa zasada – po prostu to powiedz.
U nas działa. Był czas, kiedy Krzysiek robił zakupy na dwa domy aż pewnego dnia syn powiedział – nie dawaj mi tego, mamy lodówkę, obydwoje pracujemy, znamy drogę do sklepu,  nie umieramy z głodu. I skończył się czas wciskania „a może chcesz kabanosy, pasztet, kawałek krakowskiej kiełbasy i paczkę sera bo kupiłem za dużo”.
Inaczej jest z gotowaniem ale i tak zawsze pytam – chcecie gulasz/pierogi/makaron ze szpinakiem/ i przeważnie słyszę – pewnie, nie trzeba będzie jutro gotować!
Tak samo z przetworami i z owocami – nie namawiam, nie pakuję tylko mówię – weź sobie z piwnicy co chcesz, zerwij sobie porzeczek/malin/jeżyn/co tam rośnie.
 Jestem typem matki karmicielki. Na widok obcej szczupłej osoby myślę z podziwem – super wygląda, ale ma dobrze, pasuje na nią każdy ciuch! Natomiast na widok własnych szczupłych dzieci myślę – o Boże oni pewnie nie mają czasu ugotować i zjeść, za dużo pracują, jakie to biedne, chude!  
Od matek karmicielek są jeszcze gorsze typy – babcie karmicielki.  Kochasz – nie tucz!






59 komentarzy:

  1. Ja niedawno złapałam się na tym, że cały dzień (kiedy mam wolne) chodzę za dziewczynami i wiecznie pytam chcecie coś zjeść? moze zrobić Wam coś? A potem miałam w sumie do siebie pretensje,że kurka ja cały dzien stoję w kuchni i robię jakieś jedzenie! Stwierdzilam dość, jak będą głodne to przecież zawołają, nie są już takie malenkie, obie mówią bez problemu, skoro potrafią wyczuć inne potrzeby to głód na pewno. i tak jest :) Chyba pozwalam moim dzieciom dorastać ;)
    Sama takiej babci karmicielki nie mam ale pracuję z taką, opowiada, że jej wnuczek już jest gruby, a ona - wbrew woli swojej corki i syna - dokarmia go u siebie. Tłumaczy się (mi), że ona wie że źle robi, ale jak on przyjdziei prosi to co ma odmówić dziecku obiadu? Drugiego czy trzeciego w ciągu dnia, bo jeden w szkole, drugi w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale jak pracujesz to Twoje córeczki nie umierają z głodu? :D
      rozumiem to, jak przyjeżdżają Stokrotki to bezustannie mam w głowie - one są na pewno głodne! I tylko obecność ich rodziców wstrzymuje mnie od karmienia.

      Usuń
    2. Tak mi się skojarzyło, że Ty o wszystkie "roślinki" potrafisz zadbać :D

      Usuń
    3. Klarka nigdy nie patrzyłam na to z tej strony ;) Kasia cały dzień coś tam skubnie, bo Teściowa jej jabłko obierze albo mandarynkę czy tam inny owoc, jakieś ciastko da, a "biedna" Martyna jest "poszkodowana", bo w przedszkolu jedzenie o stałych porach ;)

      Usuń
  2. No siebie zobaczyłam:) moje dzieci też się bardzo cieszą, że nie będzie trzeba gotować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno dobrze gotujesz i dajesz im same smakołyki, są ludzie, którzy dają na wynos wyłącznie coś, żeby się nie zmarnowało, to jest wkurzajace

      Usuń
  3. ciężki temat dla mnie
    matka mojego męża nie liczy się z naszymi potrzebami w ogóle
    jak w te święta
    zrobiła znienacka sernik przychodząc do nas w drugi dzień świat
    w lodówce były juz dwa serniki i makowiec
    a ciasta w naszym domu je tylko mój mąż
    Bogu dzieki za somsiatkie z 4 duzymi facetami w domu, od razu wyniosłam 90% serniczka za płot
    a reszta stoi w lodówce i się marnuje
    wrrrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale zauważyłaś z jakim szacunkiem piszemy o teściowych mimo wszystko? kiedyś to się skończy :D

      Usuń
    2. To ja napiszę o swojej teściowej, ale bez szacunku, bo go do niej nie mam. Moja teściowa należy do tych cholernie oszczędnych, by nie powiedzieć skąpych. Niezapowiedzianym nie ma co do niej iść, bo problemem będzie herbata. A jak się jest zapowiedzianym to o szaleństwie jedzeniowym nie ma co myśleć, bo żeby ugotować - trzeba kupić, żeby kupić - trzeba wydać pieniądze... Raz jak byłam u niej na obiedzie przed gotowaniem zapytała każdego kto ile zje klusek... Ugotowała dla każdego ile kto powiedział (pamiętała). Zresztą przez ponad 2o lat małżeństwa na obiad byłam zaproszona może 5 razy, a tak to na herbatkę:), nawet w święta. Generalnie to już przywykłam:). A i żeby nie było: mój brak szacunku nie wynika z niezapraszania mnie na obiad:).

      Usuń
    3. anonimowa to nie jedz tam bo jak się gotuje z chytrością to strach jeść bo nie wiadomo ile to przeterminowane itd

      Usuń
    4. ale chciałam powiedzieć, że dzisiaj wzięłam bardzo chętnie wszystko ( mam dwóch 23 latków do nakarmienia:PP)

      Usuń
    5. Serniki sie doskonale mroza, wystarczy tylko pokroic w indywidualne porcje, kazda porcje osobno zapakowac, zamrozic i jak przyjdzie ochota to rozmrozic tyle ile potrzeba na zaspokojenie zachcianki. Wiele razy juz tak robilam i zawsze sie doskonale przetrzymuja.

      Usuń
  4. Mówi się,że można grób wykopać łyżką,nie tylko sobie,ale i własnemu dziecku,tudzież wnukom.
    Czasem widzę, jak syn sąsiadki(kawaler pod 40,wielki i gruby) wynosi od matki całe tony żarcia,a ona często opowiada z dumą ,jak syn lubi i umie gotować,w co akurat wierzę,bo to widać:)Ale wolalabym ,żeby mój zięć raczej wolny czas spędzał na basenie,nartach... niż przy garach:))Zdecydowanie nie mam "nabożnego" stosunku do żarcia.Umiar,umiar i jeszcze raz umiar...dzielony przez rozsadek!:))
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można gotować, piec i jeździć na rowerze a nawet chodzić po górach, znam ludzi, którzy tak właśnie robią

      Usuń
  5. Ja odpowiadam jak Twoje dzieci "pewnie, nie trzeba będzie gotować" :D a my rodzicom zawsze domowe chleby wozimy i też się cieszą, zwłaszcza mój tata. Grunt to znać wzajemne potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o widzisz, mój syn też nam przywozi chleb zawinięty w ścierkę jeszcze ciepły

      Usuń
  6. Tez dawniej wciskalam dzieciom. W pewnym momencie zdalam sobie sprawę, ze sama tego nie lubiłam, kiedy mama zyla. Teraz - jak Ty - pytam, czego potrzebują i na co maja ochote. Tak jest ok! Wniosek: warto rozmawiać:). Nie o "wiadomojaki" program mi chodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mój tata zawsze dawał nam suszone grzyby ale tylko ja brałam je chętnie i w każdej ilości, moje siostry nie chciały

      Usuń
  7. U nas problem raczej nie istnieje. Jedynie mam kłopoty przestawieniem się na gotowanie "dla wróbelka", bo nagle z obierania 5 kg kartofli zrobiło się pięć kartofelków! :)
    A moje wędlinki (pochwale się!) dotarły przed świętami do Londynu! I nic nie wciskałem, zostały zrobione dokładnie wg zamówienia!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a pamiętam naszą ostatnią rozmowę, Ty zapowiedziałeś, że nie robisz wędlin na wynos a ja przetworów na rozdawanie :D

      Usuń
    2. Tak, pamiętam, ale co innego na prośbę, a co innego na wciskanie! :)

      Usuń
  8. Nie jestem matką karmicielką, ale moja Mam tak :) I dobrze, bo lubię dostawać od niej smakołyki i zawsze się cieszę :) Z tego powodu pewnych potraw jak np. gołąbki czy zrazy nigdy w życiu nie robiłam, bo albo mam od Mam, albo od Przyjaciółki. Tak że tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na gołąbki i zrazy też jeżdżę do mamy, a na kluski parowe do teściowej :) No i zawsze na wynos też coś się skapnie ;)

      Usuń
    2. wiele pracochłonnych potraw nie opłaca się robić na dwoje, tak samo jak piec ciasta bo kto zje pół blachy

      Usuń
    3. Ja w swoim życiu popełniłam tylko dwa ciasta: murzynka- zakalca i 1,5 cm babkę. Po babce stwierdziłam, że to by było na tyle. I do dziś dotrzymuję słowa. Raz się wyłamałam i zrobiłam karpatkę na krakersach ;D

      Tak mnie się skojarzyło z tymi "dowodami miłości", że żarełko na wynos to same plusy, gorzej, kiedy wciąż mimo słusznego wieku słyszy się: ubierz czapkę, weź szalik, a rajstopy pod spodniami masz, nie wspominając o ciepłych gaciach ;p

      Usuń
  9. ciekawy temat...
    u nas różnie- jak mają coś dobrego to dają do posmakowania, ja częsiej pytam, bo jesli tylko jedno zjada to wolą wpaść na chwilkę i posmakować... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moi dwaj synowie chętnie biorą coś do domu ale mówią ile i co. Strasznie żałuję, że córki dokarmić w ten sposób nie mogę. Mieszka za daleko :-( Klarko, czytam Cię i czytam i zawsze mi mało :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale czy można w zimie pisać o grillu? bo to mi tylko przyszło do łba

      Usuń
    2. Znam Norwega mieszkajacego w Chicago ktory griluje caly rok ale wikingowie chyba tak maja

      Usuń
    3. Haha moj maz grilluje (chetnie) cala zime i nie jest Wikingiem :))) Jak grill stoi pod zadaszeniem to ani mu deszcz ani snieg nie straszne. Co prawda zima grillujemy sporadycznie, ale jak mamy ochote na cos z grilla to nie ma przeszkod.

      Usuń
  11. A u nas nie działa. Mam 36 lat i choć stanowczo mówię: "Dziękujemy, ale my nie jemy galarety, przejedliśmy się śledziami, jesteśmy dorośli...", to efekt jest taki, że albo się obrażają, albo wkładają do lodówki pod naszą nieobecność(mieszkamy w jednym domu, na dwa mieszkania). Kiedy jestem stanowcza - obrażają się. Kiedy staram się być milsza, myślą że sie droczę. Co robić???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może czytelnicy coś podpowiedzą
      ja bym oddała, najserdeczniej dziękując - bo przecież nie zjemy i się zmarnuje!

      Usuń
  12. Niedawno robiłem śledzie w oleju lnianym (Budwigowym). Niebo w buzi! Pozdrawiam i życzę dużo szczęścia w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  13. W mojej rodzinie panowała zasada, że jak się człowiek wyprowadzi z domu i bierze sam za siebie odpowiedzialność, to zapewne wie co robi i nic nikt nikomu nie wciskał. Obowiązywała zasada- potrzebujesz-powiedz, jeżeli mam to dam.
    A ja to w ogóle nie miałam i nie mam okazji "wciskania" dziecku czegokolwiek.
    Mogę co najwyżej(gdy tam jestem) z młodszym wnukiem robić kruche ciastka wg tamtejszego przepisu.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  14. A u mnie matka i teściowa wciskały jedzenie, bo wiedziały lepiej, bo przecież przygotowały... I brałam, żeby się mamusie nie obraziły. A ja dorosłego syna pytam, odkąd się wyprowadził. Jak mu brakuje to powie, jak nie potrzebuje, to nie weźmie, bo po co. To nie naciskam.

    OdpowiedzUsuń
  15. A u mnie matka i teściowa wciskały jedzenie, bo wiedziały lepiej, bo przecież przygotowały... I brałam, żeby się mamusie nie obraziły. A ja dorosłego syna pytam, odkąd się wyprowadził. Jak mu brakuje to powie, jak nie potrzebuje, to nie weźmie, bo po co. To nie naciskam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedyś robiła to moja mama, a teściowa to była wręcz wniebowzięta, kiedy mogła zapakować nam cały bagażnik różnych różności i wieź to człowieku 400 km. Dzisiaj ja tak robię (niestety!!! ) i wierzcie mi, że wcale o tym źle nie myślę... bo "nie trzeba jutro gotować", właśnie... a to 10 jajek od wybieganych kurek, a to połowa kaczuszki prosto z podworka (bo rosołek pyszniejszy)... i tak leci, ale może to dobrze, bo dzieciaki czują, że matka jednak dobre serce ma (choć ONO siedzi tak głęboko w środku;-))) i nie wiem, po kim moje dziewczyny takie gospodarne, że wykorzystają wszystkie wsiowe zdobycze kulinarne... hahaha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozsądne po prostu,
      jak często masz okazję jeść obiad u kogoś lub dostać gotowy do domu? Przychodzisz z pracy, odgrzewasz i już masz - ja prawie nigdy tak nie mam

      Usuń
  17. Kto by pomyślał, że post prawie o mnie... Ile razy moje dzieci przyjeżdżają, tyle razy wyjeżdżają z jedzeniem na cały tydzień. Pytam, co im zapakować, więc grzecznie mówią nic nie trzeba, ale zabierają wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady. Właśnie robię gołąbki, flaczki, szaszłyki, kaczkę. Piekę bułeczki z serem , pierniczki i karpatkę. Młodsi się bawią, a ja z wnukami, ale za to balonów i serpentyn będzie dużo. O północy wypiję nawet bąbelki. Bezalkoholowe!

      Usuń
    2. Ja zdołałem właśnie dzisiaj upchnąć przedostatni makowiec! Niestety gość zapomniał wziąć zapakowany bigosik, desperuje teraz, bo będzie dopiero za tydzień!!! :)

      Usuń
    3. oczywiście że w kontener, a jak wracaliśmy z Kartofliska to nie ?:D Skąd Ultro czerpiesz chęci i siły do wielogodzinnej pracy w kuchni tylko po to, by potem to rozdawać?

      Usuń
  18. Moja mama nigdy nic nam nie wsiskala, a my nie prosilismy ,tesciowej nie mialam.Ja sama dzieciom czasem daje to, czego za duzo ugotowalam ale zawsze same wybieraja co chca zabrac.Synowa nie jest Polka i bardzo lubi nasze potrawy ,zawsze chetnie zabiera wszystko, a potem ja dostaje zdjecia i podziekowania .Nic nigdy nie wciskam.I wnukow tez nigdy nie tuczylam-mlodsi slodyczy nie jedza, czasem dostaja jakies ciastko lub kawalek czekolady , za to duzo owocow.Starsi dostaja czasem mleko smakowe .Wiec chyba jestem nietypowa mama i babcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lubią owoce? niektóre dzieci nie tkną się żadnych owoców i warzyw, to dopiero katorga

      Usuń
  19. Dokarmiałam,gdy dzieci studiowały.I trochę jeszcze potem,zanim nie okrzepły zawodowo,mieszkaniowo,samochodowo;) Traktowaliśmy to jak pomoc materialną,teraz już nie ma takiej potrzeby,bo się całkowicie usamodzielniły.Poza tym młodzi teraz troche inaczej gotują i jedzą - bardziej dietetycznie,niekalorycznie.Eksperymentują,
    zwożą nowinki kulinarne z różnych stron świata.Bardzo dbają o linię,pierogi nie mają szans:)
    pozdrawiam,
    Eo

    OdpowiedzUsuń
  20. Klarko, w Nowym Roku życzę Ci również mnóstwa miłości i radości,
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję, i wzajemnie - wszystkiego dobrego

      Usuń
  21. Junior i jego partnerka bardzo chetnie zabieraja to czego nie potrafia zrobic sami, a wiec pierogi, golabki, bigos, ktory ja gotuje sporadycznie bo Wspanialy nie lubi, ale oni chetnie biora. Juniorowa jest Irlandka ale bardzo lubi nasze polskie potrawy. Czesto jest tak, ze przywoza cos od jej rodzicow i od nas, wtedy nie musza gotowac. A na gotowanie faktycznie nie maja czasu, ona ma duzo wyjazdow sluzbowych, on zwariowany rozklad pracy.
    A wczoraj wyslalam do domu Tatka z walowka:)))
    Nagotowalam mu zup, bo Tatek zup nie gotuje i zamrozilam pojedyncze porcje w torebkach plastikowych, do tego dostal tez golabki i male pulpety miesne (takie do spaghetti) pieczen wolowa w sosie warzywnym. Wszystkiego po dwie porcje, calosc wazyla prawie 10kg z tym, ze do wagi doszly kostki zamrazajace. Spakowalam to wszystko w torbe izolowana, ktora utrzymuje temperature, przelozylam tymi kostkami i Tatek pojechal.
    Dzis rano zadzwonilam, zeby sie dowiedziec jak sie eksperyment udal, bo nigdy wczesniej nie wysylalam go w 9 godzinna podroz pociagiem z walowka i uslyszalam, ze wszystko dojechalo idealnie zamrozone i natychmiast przelozyl do swojego zamrazalnika. Jak mu sie nie bedzie chcialo gotowac to bedzie mial zdrowe, domowej roboty jedzenie. Tatek wniebowziety :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upsss wlasnie mnie Wspanialy poprawil, ze calosc wazyla prawie 20kg :))) Pakowanie w takie torebki plastikowe typu "ziplock" jest idealne, bo nie dodaje wagi pojemnika i nie zajmuje duzo miejsca.

      Usuń
    2. pamiętam, że Wasz ma chyba 90 lat? I podróżował pociągiem tak daleko? To znaczy że ma całkiem niezłą kondycję. A zapas jedzenia niezły :)

      Usuń
  22. Dziękuje Klark za wizytę u mnie na blogu. nadopiekuńczość rodziców nie jest wskazana. Bo dzieci robią się NIESAMODZIELNE. Poza tym jest różnica pokoleń i nowe pokolenie ma prawo inaczej spojrzeć na życie, świat. Bywałem w "gościach" gdzie nachalnie namawiano do jedzenia. I zrezygnowałem z tych wizyt. To tak w wielkim skrócie. W razie czego zapraszam do mnie w Augustowskie. Od kwietnia 2017. Będą duże zniżki dla znajomych z blogosfery i FB. I moja ewentualna pomoc na miejscu. Kontakt znasz. Nie ma obowiązku jedzenia.
    Pozdrawiam Ciebie serdecznie życząc szczęśliwego Nowego Roku 2017!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę Ci zazdroszczę bo od trzech lat albo więcej mówiłam o podobnym projekcie ale porzuciłam pomysł uważając, że nie mam szans, a tu proszę - nic nie mówisz i masz. Gratuluję.

      Usuń
  23. "Rzeczy, które dostawała od matki zostawiała na śmietniku zanim weszła do mieszkania."

    Brak mi slow, poza bluzganiem! Jak to? Jak tak mozna? Stracilam mame majac 20 lat, mam mega wkooorw jak slysze czy czytam takie cuda.
    Przykre bardzo.


    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz