Deszczowy poranek, zimno, w pośpiechu szukam
tego domu. Mylę przystanki, wracam, jadę tramwajem, znów idę w deszczu,
parasolem miota wiatr. Wreszcie dotarłam. Parterowy barak, metalowe ogrodzenie,
portiernia. Upewniam się – to tu, i wchodzę.
Mieszanina
zapachów, żaden nie jest przyjemny. Wszyscy już są, szybko przebieram się w
ciasnej szatni. Zaczynamy.
W
korytarzu rozstawione suszarki z praniem. Prawie jak w domu. Kuchnia, dalej
jadalnia służąca za świetlicę i sala do rehabilitacji.
Pacjenci
mieszkają w pokojach z łazienkami. Nie wszystkim te łazienki są potrzebne.
Wielu z nich nie opuszcza łóżka i nie wie, gdzie jest. Szok. Nigdy dotąd nie
widziałam na raz tylu tak starych ludzi. Mam ściśnięte gardło a przed oczami
moją babcię, gdy była taka krucha i taka pomarszczona a ja nie miałam dla niej
czasu. I dziadka Fabiana, który pod koniec życia wyglądał w swym łóżku jak
dziecko. Był taki sam mały jak ta pani, która leżąc na boku zajmuje zaledwie
kawałek łóżka a za nią aż do ściany jest pusta przestrzeń. Nie ma czasu na
rozczulanie się, nie po to tu jestem.
Wybaczcie
mi, nie będę posługiwać się eufemizmami. Człowiek w pewnym wieku jest stary i
żadna delikatność w słowach tego nie zmieni.
Opiekunka
i rehabilitant zwożą i sprowadzają podopiecznych na gimnastykę. Niewielu może
ćwiczyć, nikt nie może ćwiczyć na stojąco.
Chłopak
prowadzący zajęcia jest niezwykle ciepły i serdeczny, ćwiczy wraz z
podopiecznymi, pomagająca mu opiekunka stoi za panią siedzącą na wózku i pomaga
jej poruszać rękami i nogami. Starsi ludzie ćwiczą. Mam wrażenie, że niektórzy między
raz a dwa trzy cztery zasypiają ale tak nie jest, wyciągają przed siebie ręce,
przekręcają dłonie, unoszą je to do góry, to w dół. Rehabilitant chwali –
pięknie, cudownie, znakomicie, widać, jak się panie starają! Po skończonych
zajęciach podchodzi do każdego i dziękuje ściskając dłoń.
Wracają
do pokojów. Kto da radę, jedzie na obiad do jadalni. Kto został w łóżku, będzie
karmiony.
Co
innego na teorii a co innego tu. Zostaję sama, mam leżącą pacjentkę, miseczkę z
papką i łyżkę. Pani nic nie mówi. Nie wiem, jak sprawdzić, czy papka nie jest
za gorąca. Uśmiecham się na myśl – tak jak dziecku, czyli na przedramieniu.
Kapię na rękę, jest dobra. Proszę panią, by mi wybaczyła, bo pierwszy raz w
życiu karmię dorosłą osobę. Pani je pomalutku, po pół łyżki, wycieram jej buzię
papierowym ręcznikiem. Nie wiem, czy już wystarczy, czy się może zmęczyła i
odpoczywa. Poję kompotem, malutki łyczek, przerwa, łyczek, dość. Znów papka.
Wszyscy już zjedli, chyba karmili swych podopiecznych szybciej.
W
dwuosobowym pokoju leży pani zupełnie nieświadoma, że do niej przyszliśmy. Na
szafce zdjęcie starszych i młodszych, uśmiechniętych ludzi.
Podopieczna
karmiona sondą przez nos prosto do żołądka. To trwa najszybciej, raz raz i
gotowe. Jak podlewanie rośliny.
Za
chwilę trzeba znów tu przyjść. Pampers, opatrywanie odleżyn. Wielkie, głębokie,
czarne dziury w ciele. Nie wierzę że to nie boli. Łzy płyną mi po policzkach,
nie panuję nad nimi. Mam na rękach rękawiczki. Pani siedząca obok na wózku
składa kawałek ręcznika i podaje mi go. To sprawia, że płaczę jeszcze bardziej.
Wychodzę, wycieram twarz, klnę na siebie w środku „uspokój się w tej chwili,
nie czas na histerie, do roboty”.
Wreszcie koniec. Idę na przystanek z mokrą twarzą, pada deszcz. Niech pada.
Popłakałam się...
OdpowiedzUsuńHmmm... Dziadek (nie mój), 96 lat, sam mieszka, jeździ samochodem i wciąż wszystko przy sobie robi, ma do pomocy panią do sprzątania tylko. Powiedział mi: Lepiej nie żyj tak długo jak ja... Chyba wiedział co mówi.
OdpowiedzUsuńłzy...
OdpowiedzUsuńprzypomniał mi się film "Ostatnia rodzina", tam jest też motyw starości
OdpowiedzUsuńtak sobie myślę, ci, którzy tego późnego wieku dozywają, czy oni są szczęśliwi?
Czy jak dziadek Iwony A., nie polecają takiej sytuacji?
Parasol nie chroni od łez...
OdpowiedzUsuńPracowałam w DPS. Myłam, karmiłam, goliłam, czytałam. I paradoksalnie było mi tam dobrze.
Nie każda starość musi być taka okropna. Ludzie teraz coraz dłużej żyją i co niektórzy są zdrowi na ciele i umyśle prawie do setki. Ja w przyszłym roku kończę 80 lat. Odpukać radzę sobie jeszcze zupełnie nieźle. Pozdrawiam Klarko. Pielęgnowałam na demencję moja Teściową. Wiem o czym tu piszesz choć odleżyn nie miała, bo do końca nie leżała w łóźku.Bo to przez to leżenie te odleżyny. Mąż miał takie po dłuższym pobycie w szpitalu.
OdpowiedzUsuńPiekny wiek Uleczko :) tylko zdrowia zyczyc!
UsuńOd niedawna czytam blog pewnej kobiety która pracuje w Domu Opieki ale zawsze na nocną zmianę. Już trochę przywyklam do jej opisów wiec pewne rzeczy mi nie straszne. Ale wiem jedno to nie praca dla mnie.
OdpowiedzUsuńRed soniu, moglabys podeslac linka fo tego bloga?
UsuńDziekuje.
i ja poproszę o linka do Bloga, o którym piszesz
UsuńBo starość Klarko jest STRASZNA. Ale na szczęście istnieje coś takiego jak demencja starcza i większość tych ludzi już nie zdaje sobie zupełnie z tego stanu sprawy.Najbardziej ten stan odczuwają najbliżsi pacjenta. Bo nagle, Twoja ukochana mama lub tata, którzy zawsze byli dla ciebie autorytetem, zaczynają wyplatać głupstwa i robić całą masę potwornie dziwnych i głupich rzeczy. A ty patrzysz na to i nie wiesz sama co masz zrobić.Nakarmić na siłę? Nakrzyczeć jak na dziecko, że nie chce jeść lub że wyrzuciła zawartość talerza na stół? A co zrobić gdy nagle matka zaczyna mówić do ciebie per "proszę pani" i dopytuje się co robisz w jej mieszkaniu, bo twoja twarz z nikim się jej nie kojarzy? I szczerze mówiąc mam tylko jedno życzenie- umrzeć gdy jeszcze będę całkowicie odpowiedzialna za to co robię i mówię. Bo to nie śmierci należy się bać, a tego wszystkiego co nas może przed nią dotknąć.
OdpowiedzUsuńOpieka nad starymi ludzmi, którzy już nie kontaktują jest naprawdę trudna, zwłaszcza w takim miejscu jak dom opieki- zawsze w nim brak rąk do pracy, zawsze zbyt mało czasu można poświęcić każdemu z podopiecznych.I jak mówią pielęgniarki, lekarze, opiekunowie- trzeba się w pewien sposób uodpornić na to co nas otacza, żeby po prostu dobrze funkcjonować.
Przytulam;)
z zainteresowaniem przeczytałam, spotykam już takie sytuacje...
Usuńcodziennoś pewnie z każdym dniem przybliża się
dziękuję, zyczliwie opisana codzienność
Anabell, znam "temat" z autopsii....Nasza Bunia (mamusia) zmarła 24 luego 2015. Ale jeszcze dzis nie bardzo umiem sie uporać z obrazami z ostatnich miesięcy jej zycia...
UsuńAnabell masz absolutnie racje, czlowiek powinien zyc tylko tak dlugo jak dlugo jest samodzielny. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak boja sie smierci.
Usuń........a niech Cię cholera !!!
OdpowiedzUsuń........to deszcz
Podejrzewam tragedię jak sobie golniemy po jednym.
Pozdrawiam
Wcale sie nie dziwie ze plakalas...
OdpowiedzUsuńTrzeba być silnym psychicznie żeby pracować w takim miejscu. Jeśli tam pracujesz - płacz Klarko. Ktoś musi.
OdpowiedzUsuńWiem o czym piszesz. Przerabiałam to na własnej skórze.Podziwiam Cię za determinacje.
OdpowiedzUsuńNie będę się tu rozpisywac...Wypijcie z Piotrem kielicha za ...no właśnie ..
Ciężka próba, ktoś to musi robić. :(
OdpowiedzUsuńRobiłam to przez kilka ładnych lat. Rozumiem. Recepta żeby wytrwać i nie zwariować? Robić, to co trzeba, karmić, żeby nie byli głodni do kolejnego posiłku, przewijać, zmieniać pozycję min co trzy godziny, żeby się odleżyny nie zrobiły, nie żałować oliwki, zabezpiecza skórę. Uważać na przykurcze, żeby nie złamać albo zwichnąć podczas przewijania. I najważniejsze: WYCHODZIĆ DO DOMU Z PRZEKONANIEM, ŻE TO CO MOGŁAM DZISIAJ ZROBIĆ, TO ZROBIŁAM NAJLEPIEJ. Absolutny zakaz na przenoszenie tego nieszczęścia do domu. Starość się Panu Bogu nie udała, niestety. Są pozytywne strony tej pracy. Robi się coś, co ma sens, widać efekty tej pracy. 20 lat w łóżku i bez odleżyn? Sukces. Od kilkunastu lat pracuję w korpo. Gdyby mi ktoś zapewnił tą wypłatę w tamtym miejscu pracy, wróciłabym od jutra. Życzę wytrwałości i błyskawicznego podziału w głowie na emocje związane z pracą i życiem poza pracą. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMało jest rąk do pracy, stąd te wszystkie kursy, by ktoś w ramach praktyk wyręczał pracowników. Potem pracy też nie będzie, bo w DPS-ach nie mają etatów. Nie stać ich na płace. I tak to się toczy. Mam jakie takie pojęcie o demencji, przerabiam to z moją mamą, choć ona na szczęście jeszcze sobie trochę po mieszkaniu chodzi. Oby jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńNawet do podopiecznych ze skrajną demencją dociera Twoje ciepło. Pamiętaj o tym!
OdpowiedzUsuńNie przyjęłam do wiadomości, że człowiek nie słyszy, nie widzi, nie czuje i nic go nie boli, nie godzę się z tym.
UsuńOd 25 lat jako wolontariusz odwiedzam starszych ,samotnych i chorych ludzi, takze w domach opieki.Odwiedzalam przez 8 lat, kilka razy w tygodniu chora na SM, do konca jej zycia.Nikt wiecej jej nie odwiedzal,nikogo na swiecie juz nie miala, a byla mlodsza ode mnie .Trzeba byc bardzo silnym psychicznie aby to robic , a jeszcze silniejszym aby tam uczciwie pracowac.Anonimowy ma racje--Klarko rob to, co mozesz jak najlepiej , ale zostawiaj to za soba wychodzac stamtad, wraz z zamknieciem drzwi .To na poczatku bedzie bardzo trudne ale bez tego nie dasz rady,sama sie rozchorujesz.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńna pewno zauważyłaś bo jesteś ze mną od bardzo dawna - moje emocje zostawiam na blogu, to dobry sposób na oczyszczenie
UsuńI tak trzymaj.
UsuńTo trudny zawód i nie łatwe zadanie.Ważne by nie zatracić tego co odczuwasz dziś. Ta miłość do człowieka, szacunek nie powinna zarosnąć rutyną. Dopuszczaj i wypuszczaj uczucia powiązane z bycia i z życia TAM. Chyle czoła przed osobami,które po latach nadal potrafią czuć i pracować z empatią.
OdpowiedzUsuńKlarka, tyle mysli przez ta notke, trudnych pytan bez odpowiedzi. Mam nadzieje ze nie dozyje starosci.
OdpowiedzUsuńA tymczasem czeka mnie starosc mojego 70+ taty.
Na odlegosc? Bo mieszkam daleko, w UK. Na razie dobrze sobie radzi, ale to tylko kwestis czasu.
Przerazona jestem, nie wiem co bedzie.
nie martw się na zapas, przeważnie starzejemy się i umieramy nie sprawiając nikomu kłopotu, do końca jako-tako sprawni fizycznie i intelektualnie, a jeśli już przychodzi czas pomocy to są opiekunki, ważne, by nie wyręczać we wszystkim bo wtedy nie zostaje już nic tylko umierać
UsuńCiekawa jestem czy na kursie tez poruszane sa kwestie wlasnej odpornosci pracownikow, podejscia psychologicznego, radzenia sobie z emocjami?
OdpowiedzUsuńPodziwiam i podziwiam!
tezMonika
był taki blok "psychologiczne i psychospołeczne uwarunkowania pracy z podopiecznymi" - fatalnie prowadzony, to było marnowanie czasu i pieniędzy
UsuńPrzekleństwo współczesnej medycyny. Ratuje życie nie dając prawa do godnego odejścia we właściwym czasie, w pełni sił i świadomości. A od opiekuna wymaga żelaznej wprost odporności. Odleżyny=maść tranowa.
OdpowiedzUsuńNiech to czytają wszyscy,którym brak jest pokory.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co napisać, wczoraj oczywiście nie dało się powstrzymać płaczu. Znam to trochę z domu, moi dziadkowie oboje leżeli jednak 'zaledwie" kilka tygodni.
OdpowiedzUsuńStarość bywa straszna ale chyba najgorsza w starości jest samotność.
W parlamencie holenderskim dziś jest debata na temat właśnie opieki nad starymi ludżmi i roli organizacji pomocy w odejściu...cholernie trudny temat.Nie to nie u Klarki ,napisze może coś u siebie.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałem jakiego rodzaju kurs zamierzasz robić, zastanawiałem się czy się w tym temacie odezwać. Jestem teraz z takim „przypadkiem” na co dzień.
OdpowiedzUsuńOd trzech i pół roku sprawuję taką opiekę nad leżącą po udarze moją mamą w naszym mieszkaniu. Właściwie całodobowo. Rzeczywiście chwilami bywałem dumny, że po tak długim czasie nie ma żadnych odleżyn i że daję radę. Od kilku miesięcy jej stan bardzo się pogorszył i pewnie jest to początek demencji. Nie będę tu opisywał jej dziwacznych zachowań i uporu w dążeniu do osiągnięcia swych irracjonalnych żądań.
Ja próbuję uciekać od tego. Do pracy, bo inaczej bym zwariował. I nie wstydzę się tego.
Jestem pogodzony z tym stanem rzeczy po wcześniejszych chwilach bezradności, gniewu rozżalenia. Pewnie mógłbym też spróbować oddać ją do takiego domu, ale obiecałem jej,że tego nie zrobię. Czy to było dobre przyrzeczenie? Nie mnie to oceniać. Wiem tylko, że to ogromny wysiłek dla ciała i psychiki.
Wielkiej siły i wytrwałości Ci życzę.
Ale jak nie dasz rady to nie będzie żaden wstyd.....
Moja mama - zapewne na razie jest młodsza od Pana - od lat powtarza, że jeśli na starość będzie z nią aż tak źle, to nie chce nas męczyć swoim zniedołężnieniem, ale życzy sobie, abyśmy ją "oddali" do takiego DPSu. Nie jest to złe rozwiązanie, ale z drugiej strony - czy będzie nas na to kiedykolwiek stać, jeśli mama będzie dostawać 1000zł emerytury, a ja obecnie zarabiam niewiele więcej na umowie zlecenie, więc emerytury być może w ogóle nie będę mieć? O tym się nie mówi. Ma Pan szczęście w nieszczęściu, że może Pan uciec w pracę... Tak mi się, przynajmniej, wydaje teraz.
UsuńPozdrawiam
Nic madrego nie napisze, bo klucha w gardle urosla i nie jestem w stanie myslec trzezwo... :(
OdpowiedzUsuńWiecie co? ja sie zastanawiam - zyjąc 70-80-90 lat ( i to nie są wymiary kobiece;)- żarcik) jak ktoś by mi napisał jaka jestem uciążliwa wolałabym umrzeć. Przez tyle lat człowiek nie zasłużył na godną starość? czy po prostu jesień życia.takie słowa uwazam za krzywdzace . Miałam 6 lat i traciłam przytomnosć z byle pierdoły- słabe serce- kiepskie krążenie/ jako 23 latka równie często- i to nie brak pomocy ale niedowład ciała mnie prezrażał. nie chcę zrozumieć- tych bezdusznych "opiekunek". jeśli podejmuje się takiego zawodu a nie innego....to tylko "bezdusznosć" i niewdzięcznosc ludzi którzy przeszli przez nasze życie jak huragan. Same "pomyłki"? a na końcu- nie ma nic? zmarnowane życie nie warte szklanki wody? Nie ma spacerów z dziadkami, niekończacych się wspomnień, rad, przestróg.... tylko uciążliwość?
OdpowiedzUsuńPS wiecie z jakim zdaniem spotkałam się po odejściu od ludzi nie wartych niczego? - umiera- właśnei takie jak powyższa opowieści powstały. Nie nie umiera-po prostu odeszła. I tak trudno zrozumieć? Iza
kocham cię Klarko
OdpowiedzUsuńtylko tyle jestem w stanie teraz powiedzieć...
Niestety, odleżyny cholernie bolą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W dążeniu do nie wiem czego, tak dalece zmieniliśmy reguły życia społecznego, że doprowadziliśmy do stanu, gdy starzy ludzie spędzają koniec życia w osamotnieniu i takich miejscach. gdyby przetrwał model rodziny wielopokoleniowych nie były potrzebne żłobki, ani domy starców, nazywane domami pomocy społecznej. A w naszych małych mieszkankach z wielkiej płyty, ani w naszym życiu z praca zawodowa do sześćdziesiątego któregoś tam roku życia nie ma miejsca, ani czasu na permanentną opiekę nad starymi rodzicami. Na pewno źle urządziliśmy sobie ten świat.
OdpowiedzUsuńP.S. też miałam praktyki w takim miejscu. to ważne doświadczenie, choć bardzo trudne.
Ściskam Cię Klarko i dziś też, wiesz :*
Czasami deszcz bardzo się przydaje, żeby ukryć łzy.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci przede wszystkim odporności psychicznej, bo to ciężka praca, a z Twoją wrażliwością - ogromny wysiłek.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się :*
Niech pada, Klarko. I dla mnie...
OdpowiedzUsuńSerce pęka. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńKlarko, Twój post poruszył we mnie do głebi i powróciły moje wspomnienia, które dla własnego dobra próbowałam wypierać z pamięci. Dla wrażliwej osoby praca w Domu Pomocy Społecznej jest bardzo obciążająca psychicznie pomimo tego, że sprawujesz opiekę nad obcymi sobie osobami. Masz styczność ze starością, bezsilnością i całkowitą zależnością od drugiego człowieka. Wiem, że rozpamiętując przeszłość nie potrafimy żyć tu i teraz. Nie będę się rozpisywała na ten temat ale kilka lat temu los sprawił, że opiekowałam się jednocześnie obydwoma leżącymi Rodzicami.Byłam zdana tylko i wyłącznie na siebie i jeżeli są jakieś granice ludzkiej wytrzymałości fizycznej i psychicznej, to przekroczyłam obydwie. Uwierz mi najgorsze było, oprócz wysiłku fizycznego, patrzenie na to jak dwie najdroższe osoby powoli odchodzą, to było dla mnie najtrudniejsze. Psychicznie nie pozbierałam się do tej pory.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci jak najlepiej, dużo siły i wytrwałości.
Klarko z czasem będzie lepiej bo przyzwyczaisz się ale i gorzej bo nie będziesz z tego zadowolona. Na początku mojej pracy ze starszymi ludźmi miałam do nich wiele serca, szacunku, cierpliwości. Podobnie jak ty widziałam w nich moją babunie i dziadunia. Z czasem staruszkowie odarli mnie niemal do końca z tych uczuć. Niestety Panu Bogu starość się nieudała! większość z nich jest podła wredna podstępna - tak tak wiem że to wina starości i chorób - ale tacy są... Oczywiście że są wyjątki mili bezradni ludzie dla których nadal chcę przychylić nieba. potrafię już przy tych "trudnych" zachowywąć się bez zbędnych emocji nie czuć się poniżana i obrażana - wcale się nie podziwiam za to i nadal chciałabym traktować wszystkich jak moich bliskich ale tak się nie da. Jest łatwiej ale nie lepiej...
OdpowiedzUsuńWitaj! Pięknie opisane... Od lutego pracuję w DPS i ucieszyłam się,że ktoś pisze o tej pracy.To trudna, obciążająca fizycznie i psychicznie praca,ale ja ją lubię, bo ma dla mnie sens. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
OdpowiedzUsuń