czwartek, 18 lutego 2016

żeby nie zdziadzieć

Tak sobie myślę, że człowiek powinien przynajmniej raz w miesiącu iść na porządną imprezę bez zobowiązań. Odstresować się i powygłupiać wśród ludzi którym wygłupianie nie przeszkadza. Pośmiać się tak, żeby bolał brzuch. Można też poużalać się,  popłakać i dać się pocieszać.  Chyba że ktoś nie lubi imprez a za to lubi biegać do upadłego albo iść iść iść a potem postać chwilę i wracać, to też działa ożywczo i odżywczo i jest konserwantem.  
Albo zjeżdżać z góry, wyjeżdżać pod górę i znów w dół. 
Albo w zimowe wieczory grać w kosza na boisku koło szkoły, z gołymi nogami, to mi strasznie imponuje. 
Można też spotykać się z koleżankami w kawiarni dla emerytek ale to jednak nie to samo.
Stara zrzęda napomina -  
jeśli nie będziemy wychodzić do ludzi to staniemy się na starość babciami z poczekalni, o czym napiszę już wkrótce. 

41 komentarzy:

  1. Klarko, babcie w poczekalni przychodnianej to moja pasja w ciągu ostatnich 17 lat...obserwacyjna oczywiście :p
    Czekam z utęsknieniem na Twoje spojrzenie na ten ważki temat .

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram sie nie zdziadziec. Jesu ,jak się staram. I coo???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz 'nie zdziadzieć' się nazywa 'wyjść ze strefy komfortu' ;)
      Staraniom nigdy końca!

      Usuń
  3. Nie zbabieć chyba, bo dziadów tu jakoś nie widać.

    OdpowiedzUsuń
  4. :) dla zdrowia psychicznego !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dosłownie przed chwilą o czymś takim pomyślałam.
    Masz rację, bawmy się i żyjmy, póki jeszcze mamy taką możliwość. Napisz. Wprawdzie tam, gdzie za chwilę jadę nie będzie dostępu do internetu, ale może uda mi się przeczytać w komórce. O ile ten wolny transfer danych na to mi pozwoli:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba po prostu duzo sie smiac,robic to, co sie lubi i pomagac innym.Nie ma wtedy czasu na szybkie starzenie sie , na zdziadzienie, nie mysli sie o tym.No i cieszyc sie kazda chwila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo rzadko zdarza mi sie przesiedziec w domu caly dzien.Musze wyjsc, gdzies pojechac, cos zrobic, kogos odwiedzic, bo mnie nosi.3 razy w tygodniu chodze na basen i cwicze w cieplej ,slonej wodzie, co tydzien odwiedzam starsza, chora osobe, w ramach wolontariatu,czesto w niedziele pracuje tez jako wolontariusz w polskiej bibliotece,odwiedzam znajomych, dzieci, robie zakupy-czyli krece sie ciagle .I lubie to.I mam nadzieje, ze jeszcze dlugo nie zdziadzieje!

      Usuń
  7. Zgadzam się w całej rozciągłości.

    OdpowiedzUsuń
  8. ale zapowiedź, ciekawość 'mnię zżera'

    i potwierdzam wyjścia są potrzebne... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Klarka a pogniewasz się na mnie że mi się nie chce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i nie dajesz się wyciągnąć z domu za nic?

      Usuń
    2. Brawo Uleczka:)Mnie też się nie chce:)))Klarko,jesteś wielka..

      Usuń
  10. Tak, tak. Wyjścia są baaaaardzo wskazane. Bo po każdym powrocie, brzydkie: "nic mi się nie chce", stawiane jest do kąta. Za karę... :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. niedługo robie imprezę
    będzie sie działo, a nie dziadziało:)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Na szczęście jest wiele możliwości ( tylko trzeba chcieć a chcieć to móc) by nie zdziadzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. "Albo w zimowe wieczory grać w kosza na boisku koło szkoły, z gołymi nogami, to mi strasznie imponuje." Brzmi ciekawie :) Próbowałaś?
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, ale ile razy przejeżdżam koło szkoły i widzę grających na boisku ludzi to zawsze podziwiam, że im się chce

      Usuń
  14. Potwierdzam, że to działa. Od trzech lat chodzę regularnie na zumbę. Jestem tam najstarsza, większość dziewczyn mogłaby być to dwudziestki-trzydziestki. Nie ma to jednak żadnego znaczenia. po godzinie szalonych tańców i śmiechu mam tak zresetowany umysł, że do tzw. "normalności" wracam z luzem i dystansem. Tak mi było mało, że od kilku miesięcy chodzę jeszcze na latino. Tu też jestem najstarsza, ale mam to gdzieś.
    Czy to znaczy, że weszłam już w wiek fioletowego kapelusza?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. To gdzie i kiedy sie widzimy? 😏

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam spacery,na których co kawałek spotykam znajomych i na tym kończy się samotne myślenie o problemach.Do ulubionych czynności jest czytanie Klarki,bo czasem, od nadmiaru trosk nie ma chęci na imprezy.
    Serdecznie pozdrawiam Wanda








    OdpowiedzUsuń
  17. Na razie zdziadzienie mi nie grozi. Codziennie 4-5 godzin z roczną wnuczką powoduje, że mam uruchomione wszystkie mięśnie i stawy i permanentne zakwasy. Za to grozi mi zdziecinnienie umysłowe ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzecia próba dodania komentarza:
    A mówiłam, że mi na razie zdziadzienie nie grozi. 4-5 godzin dziennie z roczną wnuczką powoduje uruchomienie wszystkich stawów i mięśni i permanentne zakwasy. Za to grozi mi zdziecinnienie umysłowe.

    OdpowiedzUsuń
  19. impreza super rzecz, byle nie spotkać niedźwiedzia przed drzwiami i szybko nie wejść z powrotem do domu... ;)
    granie w kosza w Jaworznie grozi śmiercią!!! dla zainteresowanych http://www.jaw.pl/2016/02/nowe-boisko-na-ktorym-nie-chca-grac/ tego nie ma nikt na świecie :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Myślę, że pomysłów jest co nie miara, gorzej z wynurzeniem się spod ciepłego bezpiecznego koca i rozpoczęciem zapobiegania zdziadzieniu albo nawet i samego oddziadziania! Najtrudniejszy pierwszy krok... lalala ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Trzeba, trzeba :-)
    Ale poczekalnie z babkami uwielbiam :-D

    OdpowiedzUsuń
  22. Właśnie niedawno poszłam tym tropem i walczę z moim lenistwem. Imprez jako imrez nie lubię. Z racji mojej pracy ciężko wyjść wieczorem, ale gdy się człowiek uprze... W zeszłym tygodniu wjechaliśmy z fajnymi znajomymi na kręgle, jutro idziemy słuchać piosenek Cohena w miłym klimatycznym miejscu, umówiliśmy się do aquaparku, nigdy nie byłam na basenie. Małe rzeczy, a cieszą mnie ogromnie. Mam nadzieję, że znów nie zdziadzieję za jakiś czas...

    OdpowiedzUsuń
  23. Najbardziej dyscyplinuje i nie pozwala "zdziadzieć" praca zawodowa,wymusza bywanie i dbanie o siebie:)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nieee. Uwierz, że są miejsca, że dopiero w pracy to można zdziadzieć. I to tak porządnie! :D

      Usuń
  24. To prawda, do życia niezbędni są inni ludzie nierzadko obcy
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  25. Okej...ale dopiero wiosną ok? Na razie jest za zimno na...na cokolwiek;))

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja chcę takiej właśnie imprezy raz w miesiącu, dla zdrowia psychicznego ... mogła bym też spotykać się na kawie, "biegać", grać w kosza, wspinać i do celi i bez celu ... tylko coś robić, działać ... i aby tylko do przodu :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Grać na boisku w piłkę? Z gołymi nogami??? - o nie, na to bym się nigdy nie zdobyła! Ale jednak coś z Twojej wyliczanki robię: idę i idę, a potem wracam. Tyle, że samej by mi się nie chciało - dlatego mam Wronkę.

    OdpowiedzUsuń
  28. Jakoś tak samo wychodzi, że średnio raz w miesiącu imprezka się trafia. Najbliższa 5 marca - babski bal!

    OdpowiedzUsuń
  29. ))))))))prawdę mówiąc jestem głosicielką teorii, że imprezy to marnowanie czasu)))))choć to zależy jakie i z kim)))
    raz w czas robimy sobie babskie papojki z filmami i żarciem ...
    połączone z wypałem gliny.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zdziadzialam juz do reszty, bo spotkania towarzyskie odbywam w porywach dwa razy do roku. :(

    OdpowiedzUsuń
  31. Takie wyjscia z kolezankami sa cudowne i dzialaja lepiej niz najlepsze lekarstwo:)Raz w miesiacu spotykamy sie same baby na takim dluzszym posiedzeniu w knajpie(powrot pozna noca)a do tego chociaz raz w tyg.kawka w mniejszym gronie.Nieraz nie chce mi sie wyjsc bo jestem padnieta po pracy ale jak juz pojde to zawsze jest super:)Warto!

    OdpowiedzUsuń
  32. Przypomniałas mi, Klarko, obrazek z mego wczesnego dzieciństwa, które przypadało na przełom lat 50 / 60 ubiegłego wieku. Mieszkałem i wychowywałem się wtedy w tzw. familoku, w tym wypadku czteropiętrowej, czynszowej kamienicy. Pred brama do domu (ajnfartem) zbierali się dziadkowie. Ci kurzyli swoje fajki i przeważnie milczeli na temat. Te natomiast hejklowały (szydełkowanie) lub sztrikowały (robótka na drutach).
    Tyle, że nie milczały. Stanowiły żywy serwis informacyjny z dzielnicy i ze świata. Dzisiejsze google wraz z fb czy twitterem, to wobec nich przysłowiowy pikuś.
    Stanowiły także niekwestionowany organ opiniotwórczy, a ich prognozy polityczne budziły prawdziwą grozę: "Ja, ja, Die Chinesen steht an den Grenzen schon (Chińczycy już stoją u granic) i inne tego typu rewelacje.
    To już, niestety mityczny świat, rodem ze skansenu, ale pamięć ciągle żywa.
    serdeczności

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz