środa, 20 stycznia 2016

zanim przygarniesz psa

Napisałam kiedyś notkę o wszystkim, co może spotkać człowieka, który kupi sobie kota. Celowo przejaskrawiłam jej treść starając się zniechęcić każdego, kto do tej pory nigdy kociaka nie miał. Posiadacze kotów (a raczej personel) nabrać się nie dali i do tej pory punkt po punkcie obalają moje "mądrości" radząc mi hodować muszki owocówki bo na kotach się nie znam. Jest to najpopularniejsza notka na tym blogu. 
Ale nie chodzi o popularność tylko o dobro zwierzęcia. Długo zastanawiałam się nad napisaniem dzisiejszego postu bo nie ukrywam - zainspirowało mnie wydarzenie na tym blogu.  Klik.

Młody pies został zaadoptowany przez spokojne, kochające się małżeństwo mieszkające w niewielkim, wynajmowanym mieszkaniu w bloku. Przed adopcją pies został odrobaczony, zaszczepiony i zaczipowany  a nawet wykastrowany. Przeszedł również dwutygodniową kwarantannę. Pies cierpi, boi się odrzucenia i opuszczenia, domaga się bezustannej uwagi. Nowi właściciele starali się zapewnić zwierzęciu wszystko co potrzebne do życia ale mieli inne oczekiwania, sytuacja ich przerosła i obecnie podjęli decyzję o oddaniu go. Nie wiedzieli, że okres adaptacji jest trudny dla obu stron, że to nie miesiąc miodowy. 

Uważam, że to bardzo dobre rozwiązanie. Tak właśnie. Jeśli człowiek męczy się ze zwierzęciem to i zwierzę i nie będzie szczęśliwe. Decyzja o adopcji była zła od początku. 

Zanim przygarniesz psa/kota/rybki/chomika/człowieka - pomyśl. choćbyś miał najlepsze intencje, dobre serce i uważał się za mądrego, odpowiedzialnego człowieka to i tak pomyśl. 
Pies jest mądry. Pies jest niesłychanie oddany i wierny. I wrażliwy. Boi się. Wszystko dla niego jest nowe.  Przeszedł trudny czas, ma świeże rany po kastracji, bierze leki. Nie zna ani nowego pana, ani tym bardziej otoczenia. Nie wie, gdzie są granice, co może robić a czego nie wolno, wreszcie - kto jest przewodnikiem, jaka jest hierarchia w stadzie. 
Tego wszystkiego musi się nauczyć. Nie będzie leżał grzecznie i cichutko. Jak inaczej pozna Ciebie i otaczający go świat? A kiedy poczuje, że jest bezpiecznie, że nikt na niego nie krzyczy, nikt go nie uderzy, chce się bawić, chce coś robić. Zwyczajnie się nudzi. Nie będzie całymi godzinami leżał grzecznie na kocyku. 

Pamiętam jak nasze psy kopały w ogrodzie transzeje, jak nosiły piłki, buty, jak ściągały ze sznura pranie, kładły się na fotelach i na schodach. Przynosiły do domu świeżo posadzone krzewy, wskakiwały do samochodu gości chcąc z nimi jechać w świat. Szesnaście lat radości, przywiązania, troski, niepokoju. Od szczeniaka do staruszka.  Po ich śmierci długo, bardzo długo nasłuchiwałam, wychodziłam na ganek zaniepokojona ciszą. Bo co ten pies tak długo się nie odzywa? Ten nieznośny ucisk koło serca. Potem już nigdy nie miałam psa.

Komu  pies nie narobił szkód? Nie zwymiotował, nie nasikał, nie pogryzł czegoś? No  co z tego, to tylko pies, sam nie sprzątnie, od tego ma nas.

One czasami chorują. Leczenie ZAWSZE jest kosztowne. Trzeba się z tym liczyć. Może się zdarzyć, że trzeba będzie kupować leki lub specjalną karmę cały czas. To tak jak z człowiekiem. Rodzi się zdrowy (przeważnie) ale choruje od czasu do czasu i wtedy wymaga szczególnej opieki. 
Z każdym zwierzęciem można nawiązać szczególną więź, nie trzeba wtedy wielu słów, nakazów i zakazów. Ale trzeba czasu i cierpliwości. I konsekwencji. CZASU.
Zanim podejmiesz decyzję o adopcji, zadaj sobie milion pytań. 
Czy masz miejsce. Czas. Cierpliwość. Zdrowie. Przyjaciół gotowych zająć się zwierzęciem, gdy będziesz na urlopie lub gdy będziesz chory.
Niedobrze się dzieje, gdy decyzja o adopcji nie jest przemyślana. Oddanie to zawsze trauma dla psa. Kolejny właściciel będzie miał jeszcze trudniej. Dlatego proszę - człowieku - myśl! Czytaj, dowiaduj się, rozmawiaj z innymi psiarzami PRZED adopcją. 


110 komentarzy:

  1. Klarko, masz rację. Decyzja o posiadaniu psa powinna być gruntownie przemyślana, tak jak i kota, oczywiście. Wszystko co napisałaś jest słuszne, ale w tym konkretnym przypadku można jeszcze działać. Są metody. Można pożyczyć klatkę kennelową i tam psa dla jego dobra zamykać na czas wychodzenia. W sieci jest mnóstwo materiału na ten temat, nie trzeba nawet zatrudniać specjalistów. Poddawać się po paru dniach to za szybko. Też uważam, że czasem trzeba podjąć taką decyzję, ale najpierw powinno się powalczyć, zrobić wszystko co można, a można wiele. Radość i satysfakcja potem jest nie do opisania.

    http://www.mikropsy.org/lek-separacyjny-jak-sobie-z-nim-radzic/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :* napisałam tę notkę licząc na czytelników i nie zawiodłam się,
      mocno Cię przytulam w sprawie A

      Usuń
  2. Witaj Klarko! Zaglądam tu regularnie, podoba mi się jak piszesz i o czym piszesz. Podzielam Twoją opinię w 1000% procentach!KAŻDY, kto bierze do domu jakieś stworzenie, bierze nowego członka rodziny na dobre i na złe. Na lata. I z konsekwencjami tego wyboru musi się liczyć. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię widzieć, odzywaj się częściej, dobrze wiedzieć, że mam dla kogo pisać

      Usuń
  3. Ja jestem posiadaczką psów adoptowanych...daję dom staruszkom właśnie dlatego, że przerasta mnie czasowo i fizycznie wychowywanie młodziaka. Z leczeniem problemów nie mam, bo tato weterynarz. Generalnie starsze psy - a moje zamieszkały ze mną w wieku 8, 12 i 15 lat- są spokojniejsze w domu, głównie spią i mają swoje towarzystwo. Są behawioryści i przy lęku separacyjnym naprawdę warto skorzystać z pomocy. Czy odejście staruszka - a mam takie poza sobą-boli ? Boli, ale nie tak, jak bolałoby mnie sumienie, gdybym oddała z powrotem albo nie przygarnęłą w ogóle. Ale to oczywiście tylko moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesteś Człowiekiem o wielkim sercu - opieka nad starszymi psami jest bardzo trudna, nie ma wcale lekko a do tego niestety nie ma nadziei na poprawę bo wiadomo, będzie coraz gorzej.

      Usuń
    2. ale jak tych starych pierdzieli nie kochać, chociaż jedno ma nieustające gazy, a drugie nietrzymanie moczu ???

      Usuń
  4. własnie .Widać na tamtym blogu że to bylo kompletnie nieprzemyślane i chyba...tylko Ona chciala psa i to tak sobie?
    Od czegoś są klatki.Mam znajomą która mieszkała sama,wychodziła do pracy a że zaadoptowala psa i to Samoyeda ktory zawsze i wszędzie niszczy wszystko i nie jest potulny nawet jak siedzisz z nim w domu od razu przyszła do domu z KLATKĄ.Pies się przyzwyczaił ,ba nawet traktuje ją jako swoją norę.Można iść z psem na szkolenie !!!

    My/ja tego nei przechodziłam z Rudeńką.Musiala być niewyobrażalnie katowana i zastraszana ponieważ od pierwszej chwili w domu JEJ NIE BYŁO.Leżała cichutko na swoim posłaniu lub na łóżku Młodej i wiele czasu upłynęło zanim zrozumiała że MOŻE poruszać się samodzielnei po domu,podchodzic do człowieków itp.Do tej pory ( a jest z nami 5 lat) bywa że idę sie upewnić co z nią bo jest tak cicho...
    Nigdy niczego nie zniszczyła
    tylko w ogrodzie kopie doly ale oj tam i tak mamy chwasty;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś mnie ściska w gardle jak czytam o bitych psach, jaki to musi być podły człowiek, ech

      Usuń
  5. Dzięki Klarko za ten wpis.

    Masz rację, zanim weźmie się psa trzeba odpowiedzieć sobie na wiele pytań. A przede wszystkim zdać sobie sprawę, że pies może stwarzać wiele "niestandardowych" problemów, o jakich można godzinami oglądać w programach zaklinacza psów Cezar`a. A jednak, jak pokazuje ten program, wszystko da się rozwiązać, jeśli właściciele są zdecydowania na poświęcenia czasu, pieniędzy, energii i ... zaangażowania uczuć. Nie każdy tak może, nie każdy tak potrafi. Są sytuacje ekstremalne, z których akurat ten ktoś nie znajdzie wyjścia, a inny może znajdzie. Skoro pies mieszkała w mieszkaniu, w domu (kanapowiec), to na pewno poprzedni właściciel z domu wychodził i nie musiał przeprowadzać remontu generalnego po każdym opuszczeniu swego lokum. Pies nabawił się prawdopodobnie lęku separacyjnego już w schronisku. Lęki się nabywa, ale można się ich pozbyć, to nie jest tak jak utrata łapy, która nie odrośnie.

    Ja też mam psa (kolejnego) ze schroniska. I nie mogłam przewidzieć, że trzeba będzie psu usunąć wszystkie zęby, a jak funkcjonuje pies bez zębów, to nie będę tu pisać, ale nie jest to takie łatwe. Też miała różne zachowania rytualne, uciążliwe, ale udało mi się wyprowadzić psa ze wszystkich "zaciachów" na odpowiednie tory. Do tego trzeba też mieć "smykałkę", jakiś enty zmysł, nie każdy go ma.

    To okropne, ale ludzie biorą psy, a potem oddają, z bardziej błahych powodów. Wielu ludzi po prostu nie powinno mieć stworzeń, a może tylko takie bezproblemowe, tyle, że tak jak napisałaś, takich zwierząt nie ma.

    Żal stworzenia, ale i żal dziewczyny, bo widać, że to dla niej też trudna decyzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ludzie kochają swoje niepełnosprawne psy jeszcze bardziej, tak myślę czytając opowieści na blogach i nawet komentarze tutaj,
      Nie wiem jak funkcjonuje pies bez zębów, mogę się tylko domyślać jakie to trudne dla wszystkich.
      To właśnie chciałam przekazać - wielu ludzi po prostu nie powinno mieć żadnych stworzeń.

      Usuń
  6. Wszystko to prawda. Moja suka z dnia na dzień staje się coraz bardziej posłuszna. A wystarczy tylko pstryk by rozszalała się na całego. Ale w końcu tego oczekuje się od boxerów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ze zwierzętami wchodzi sie w związki. Uczuciowe. Tak jak z ludźmi. A takie związki zacząc sie mogą w rózny sposób.Niektóre zaczynaja sie nagle - od zauroczenia, zakochania od pierwszego wejrzenia, spontanicznie. Inne buduje się miesiacami, latami i wszystko jest w nich przemyslane, przygotowane, zaplanowane.I w jednym i w drugim przypadku jest wiele zaskoczeń - i negatywnych i pozytywnych,bo ludzie i psy maja wady, słabości, fobie, ale jesli nadal jest silne to uczucie, które spaja związek człowiek i pies przejdą razem przez wszystko. Poznajac sie, cierpiac i smucąc sie razem, ucząc sie na swoich błędach będą tylko pogłębiać to uczucie. Gdyż ciezkie chwile zazwyczaj zbliżają a nie oddalają. Dzięki temu związek dojrzewa, krzepnie. Ludzie i psy dowiadują sie o sobie coraz więcej - w praktyce a nie w teorii.I tylko szkoda, że jak już wzajemnie znaja sie jak łyse konie, rozumieją bez słów i w ogień by za sobą wskoczyli to...zwiazek sie konczy. To jest najstraszniejsze, że ta miłosc miedzy psem a człowiekiem to przy sprzyjającym losie najwyżej kilkanaście lat...Ale, dobre i tyle, jesli nie moze być inaczej. Bo z miłoscia miedzy psem i człowiekiem inne równać sie nie mogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałaś. Z ogromnym niepokojem śledziłam historię adopcyjną u Was choć wiedziałam, że dobrze się skończy ale ile przeszliście! Podziwiam. To było szalenie trudne.

      Usuń
    2. Piękny wpis Olga Jawor. Ubrałaś w słowa wszystko co można powiedzieć na ten temat, wszystko co ja bym powiedziała. Dodam, że dotyczy to każdej relacji człowieka ze zwierzęciem.

      Usuń
    3. Piękny wpis Olga Jawor. Ubrałaś w słowa wszystko co można powiedzieć na ten temat, wszystko co ja bym powiedziała. Dodam, że dotyczy to każdej relacji człowieka ze zwierzęciem.

      Usuń
  8. Mój Bazyl ma 8 lat. Jest z nami odkąd skończył 8 tygodni. Jest wkurzający. Zawsze był. Jak skończył 3 miesiące, przez ponad tydzień przynosił nam świeżo posadzone wrzośce. Znaczy my je wsadzaliśmy, a on je przynosił i układał na tarasie. Fakt - nie uszkadzał, stąd te same 5 sztuk posadziliśmy kilkadziesiąt razy. Odpuścił w końcu, ale wrzośce zdechły. Nie umie chodzić na smyczy, stąd jak chce wyjść zbliża sie do drzwi wyjściowych albo tarasowych. Jak nie reagujemy wkurzająco drepcze wokół albo biega. Trzeba go wpuszczać i wypuszczać mnóstwo razy dziennie. Kradnie zabawki wnuczce i nie chce oddać. Ciekawe, że inne rzeczy, które zwędzi oddaje (znaczy wymienia na nagrodę). Zabawki pachnące ukochana wnusią - nie! Wieczorami przychodzi wymuszać pieszczotę, chamsko zwalając mi laptopa z kolan. Robi to do skutku i zawsze w końcu odstawię komputer, w obawie o komputer, rzecz jasna. Wszędzie, no wszędzie są jego kłaki. Oraz porozrzucane jego zabawki. Można nogę złamać jak ktoś nieuważny. Nie rozumie, tępak jeden, że normalne psy na kuriera i listonosza reagują agresją, a nie cieszą się jak opętane. No w ogóle masakra z tym Bazylem.

    Nawet nie próbuję myśleć, że mogłoby go zabraknąć. Nie przetrzymam tego ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale on jeszcze dodatkowo żebrze! TU widać głodującego psa w akcji

      Usuń
    2. Faktycznie, na strasznie zabiedzonego wygląda, no niedożywiony jak nic... Ale moja sunia też choćby dopiero co od miski odeszła, to jak zobaczy kogoś z kanapką to nie ma zmiłuj, chociaż skórki kawałek, a pożera jakby z tydzień nie jadła.

      Usuń
    3. "Bazyl rządzi" w dosłownym tego słowa znaczeniu: nami ;-))) Chociaż oboje żyjemy w przekonaniu, że wychowaliśmy psa, ale prawda taka, że to było raczej na odwrót. Po prostu trafiliśmy na przyzwoity egzemplarz, który jakoś z siebie zna granice, bo inaczej robiłby z nami co chce.
      Dlatego ja bym się nigdy nie zdecydowała na adopcję psa po przejściach, bo nie umiałabym go wychować, a tylko nieba bym mu przychylała. A to, jak wszyscy wiedzą ani dzieciom, ani psom na dobre, w dłuższej perspektywie, nie robi.

      Usuń
  9. Ludzie często są bardziej bezmyślni od tych czworonogów. Psa kupilismy bo chciałam owczarka niemieckiego, a nie odważyła bym się wziąć takiego dużego psa z charakterem "po przejściach" ale mamy kota ze schroniska i to już "z drugiej ręki". Facet go wziął ale po chwili oddał bo kot zachorował na koci katar katar i do dziś robi "chchch, chchch" jak by miał kłaczek w przełyku. Ale jego strach był tak wielki że nie złaził nam z kolan spał z nami wskakiwał na ręce z podłogi - absorbujący był. I co miałam go oddać?? Jest już ponad 8 lat z nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a lubią się pies z kotem?

      Usuń
    2. Miłości nie ma ale koty nauczyły psa szacunku do futer mniejszych :)

      Usuń
  10. Trzeba sobie uzmysłowić, że każde zwierzę w domu to...kolejne małe dziecko, wymagające naszej uwagi, miłości, oddania, troski i sporych nakładów finansowych. Te szesnaście i pół roku z naszym pieskiem to był dla nas najszczęśliwszy czas w naszym całym życiu. Od pięciu lat go nie ma a my wciąż o nim rozmawiamy, wspominamy i tęsknimy. Nie wzięliśmy następnego, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będziemy mogli poświęcić tyle czasu i troski co tamtemu( mąż niezbyt zdrowy, często wyjeżdżamy) a i ja zaczynam coraz bardziej szwankować. Brak mi naszego psa okrutnie, bo był cudownym, mądrym stworzeniem, rozumiejącym każdy nasz gest i słowo. Jedyna "szkoda", którą zrobił - pogryzł dowód osobisty mojej córki, bo zostawiła na podłodze otwarty plecak.
    Ludzie powinni sobie uświadomić, że każda decyzja jaka podejmujemy musi być świadoma i przemyślana- czy to posiadanie dziecka czy posiadanie psa lub innego zwierzęcia.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. prawie siedemnaście lat - piękny czas, to zrozumiałe, że był członkiem Waszej rodziny

      Usuń
  11. no i włąśnie dlatego nie mam zwierzaka
    nie mam nikogo, kto by się nimi zajął w razie czego
    a nie z każdym da się długo i daleko podróżować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i one strasznie nie lubią rozstań, cierpią, tęsknią, nie chcą jeść

      Usuń
    2. i dlatego dziękuję Ci za tego posta
      tak właśnie to odbieram
      bardzo lubię zwierzęta, ale mnie wkurza, jak ktoś mnie namawia na zwierzaka
      to nie kaprys powinien byc

      Usuń
  12. Przygarnięcie psa lub kota to nic innego, jak przyjęcie go do rodziny. A choćby z ilości rozwodów wiemy, jak często taka decyzja przynosi rozczarowanie... Z tym, że w wypadku psów i kotów rozczarowanie występuje zdecydowanie rzadziej.
    Wronka jest piątym psem przyjętym do naszej rodziny z tak zwanej "biedy". Każdy miał jakieś fobie i kłopotliwe nawyki, ale z każdym jakoś dochodziliśmy do możliwego do przyjęcia kompromisu. Florek, Drop i Papsiuka dożyły u nas sędziwego wieku - 19, 18 i 14 lat i nie było tak, żeby przez te lata nie było z nimi żadnych kłopotów, zmartwień ani chorób. Ale z całą pewnością ich obecność w naszym domu była wielką wartością. Pozrzędliwy Szopek jest z nami już lat 15, a Wronka, o której w schronisku powiedzieli, że to najbardziej histeryczny pies i radzili, żebyśmy wybrali jakiegoś innego, jest u nas już 7. rok. I choć rzeczywiście z tą histerycznością okazała się prawda, a Szopek nas terroryzuje swymi prawdziwymi i urojonymi chorobami - bilans mamy na plusie i to jak jeszcze!
    Rozpisałam się o tym, żeby przekazać bardzo ważne przesłanie: nie ma takiej ustawy, która nakazywałaby wzięcie do domu psa (kota), ale jeśli bierzemy, bierzmy też ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Dlatego nie bierzmy łatwo i łatwo nie oddawajmy, gdy przyjdą kłopoty. Generalnie byłabym za tym, żeby zwierzęta mieli tylko ci, którym są konieczne do pełni szczęścia.
    W konkretnej sprawie ja wzięłabym urlop, a jakby było mało, to potem urlop wziąłby mąż i próbowalibyśmy powolutku uczyć psa spokojnego pozostawania w domu.
    Ale jeśli to dla tych państwach trud ponad siły, to apelowałabym, żeby poszukali kogoś (emerytów), kto nie musi wychodzić do pracy i nie oddawali psa z powrotem do schroniska. Chociaż tyle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszesz o swoich zwierzętach z taką miłością, że od razu widać - to szczęściarze. Ze zwierzakami jest tak jak z ludźmi - jednym się trafi dobre miejsce i czas na życie a innym niestety nie. Tyle, że człowiek ma rozum i może podjąć decyzję, kotu zdarza się zwiać z gorszego domu do lepszego (nigdy nie kupowałam ani nie brałam kota od kogoś, same przychodzą i udają, ze są nasze) a pies niestety taki nie jest, nie ucieknie.

      Usuń
  13. Bardzo dobrze ,Klarko, ze o tym napisalas,bo moze chocby jedno skrzywdzone stworzenie nie przezyje dzieki temu kolejnego odrzucenia, moze choc jedna osoba ,ktora chce wziac psa ot tak,bez przemyslenia decyzji, zastanowi sie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na pewno pamiętasz Klarko, jak nam było ciężko z Sanczezem. Pogryzione drzwi, zerwane firanki, posikne, po.., ale nigdy przenigdy nie przyszłoby mi do głowy żeby go oddać. Bo właśnie jak napisała autorka tamtego bloga: jak spojrzeć w te piwne oczy i powiedzieć, że już nie jest nasz?
    Nauczył się. Został sam raz pierwszy, siódmy, jedenasty. Najpierw było podrapane (i chu... z drzwiami) i nasikane. Niemal mu już pakowałam walizki, zanim G wróci z pracy. Potem było nasikane. Teraz nie ma ani kropelki, ani kawałka śmiecia na podłodze. Płacze gdy wychodzimy, ale pani z hotelu poradziła że mamy być stanowczy. Nie użalać się. I zostaje bo musi.

    Każde przyjęcie psa, czy to ze schroniska, czy od kogoś, czy szczeniaka powinno być dobrze przemyślane. To jak dziecko, zobowiązanie, obowiązki ale też wielka radość i miłość. Dziecka podobno się do szpitala nie odnosi z powrotem, choć bardziej w du... daje :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko pamiętam, i wiem również, że u Was nie ma luksusów a jednak pies ma wszystko co trzeba i jest członkiem rodziny

      Usuń
    2. Sama Mila mówi, że to synek, więc coś w tym jest :P

      Usuń
  15. i znów zwierzę ucierpi... ręce mi opadają..na głupotę ludzką, która traktuje zwierzęta jak maskotki, a nie żywe istoty czujące, myślące...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, przykro mi, znów Cię zasmuciłam. Pocacaj Ernusię. A wiesz, że mój sąsiad ma psa identycznego na twarzy jak Erna? No przecież nie mogłam napisać "podobnego z pyska". Taki uśmiechnięty jest pies.

      Usuń
  16. Decyzję o tym czy jesteśmy gotowi na przyjęcia psa podejmowaliśmy kilka lat;)
    I to była jedna z najtrudniejszych decyzji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo macie kota rządzącego stadem

      Usuń
    2. Dokładnie! Ale ostatnio zastanawiam się kto tym stadem rządzi. Kota okazała się dosyć kluchowata wbrew oczekiwaniom nas wszystkich i lęki o psie oczy. Nasza Kota tylko w gębie mocna, wrzeszczy i ucieka;) Na szczęście.

      Usuń
  17. Rzuciłem okiem na ten blog i podstawowym problemem była kompletnie nieadekwatna interpretacja psich zachowań. Jeżeli ktoś w tak "ludzki" sposób to odbiera to nigdy nie powinien mieć pas - jakiegokolwiek! To nie jest wyjątek - większość ludzi nigdy nie powinna mieć psa! Osobiście jestem psiarzem i wielkim wielbicielem psów. Pies to jest dla rodziny wielkie wsparcie, szczęście i dobro, ale to nie jest przytulanka, ani zabawka. To nie jest stworzenie na kanapę, nawet gdy wygląda cudacznie i milutko! Z psem prawie zawsze są problemy, tym większe im bardziej jego właściciele rozumieją go "po ludzku". I żeby nie było nieporozumień - ja nie nawołuję do podłego traktowania psa! Ja nawołuję do poznania psa i jego zachowań!
    I jeszcze mały drobiazg - pies musi mieć zapewnione zajęcie! Jeżeli nauczy się psa, że że to co robi jest ważne dla "stada", to będzie najwspanialsze stworzenie w rodzinie. Tylko na litość boską, nie uczcie go, że to jest przytulanie, leżenie na kanapie i ujadania na wszystko co mu w padnie do głowy!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raz byłam u Baby i tam było trzy psy, jeden gościnny, strasznie hałaśliwy i namolny, i ja nie zważając na właścicielkę stanęłam nad nim i stanowczo powiedziałam, a raczej go po prostu opieprzyłam - jak się zachowujesz, zamknij się w tej chwili, co to jest żeby się tak pies wściekał, już spokój" i wszyscy nagle zamilkli, pies również, popatrzył na mnie, siadł na tyłku i od tej chwili nie było go słychać, bawił się, zaczepiał nas ale nie jazgotał. A co do obowiązków - nasz starszy pies wychowywał młodszego, to było czasem rozczulające.

      Usuń
    2. Nasz poprzedni pies trafił do nas jak tylko oczy otworzył - za wcześnie, matka jego rodzeństwo zagryzła - karmiliśmy go z początku smoczkiem bo stałego pokarmu jeść nie umiał. Taki szczeniak niczego jeszcze nie umie, a tylko jego matka i inne psy mogą go nauczyć psich zachowań, poprawnych.Jest na to ledwie niecały miesiąc. Chodziłem z nim na spacery, wyszukując duże i przyzwoicie zachowujące się psy, w tym jeden olbrzymi wilczur, Oskar. Inni psiarze pukali się w czoło i twierdzili że nie wiem co robię. Jednak Burak (bo tak go dzieciaki nazwały) był znany jako najlepiej wychowany pies w okolicy i do tej pory jest wspominany na osiedlu, chociaż od ponad 10 lat już go nie ma.
      Burak mógł chodzić bez kagańca i smyczy. Kira, nasza aktualna "psica" tak dobrze ułożona nie jest, żeby nie powiedzieć, że prawie wcale nie jest ułożona, ale poza tym że "musi zaprzyjaźnić się" z każdym napotkanym kotkiem i koniecznie podporządkowuje sobie inne psy, dziabiąc je za kark albo w ucho, to większych problemów nie sprawia. :)

      Usuń
    3. A, Kira jest ze schroniska i wzięliśmy ją już z narowami, fobiami i złymi nawykami. :)

      Usuń
    4. i jeszcze Ci powiem że starszy kot też potrafi młodszego wychować, choć kłaki fruwają ale efekt jest, psy są delikatniejsze, trącają malucha nosem, łapą, łapią lekko zębami a kot niestety wali łapą przez łeb (Kiciul do dziś za skarby nie wskoczy na kuchenny blat bo go Zbójca za to prał niemiłosiernie)

      Usuń
    5. Ja wolę już żeby Kira nie była przez kotka "wychowywana" i bardzo pilnuję, żeby się za bardzo nie "zaprzyjaźniła" - to mogłoby się źle skończyć i dla jednego i drugiego zwierzaka - z prostej niewiedzy obu stron.
      Kira nie jest agresywna i kiedyś gdy wygrzebała niechcący kreta (i po co tak płytko wylazł?), to w zdumieniu powiedziała, (i>hau? i zamarła nad nim. Krecik tez prawie zawału dostał! Wziąłem toto delikatnie za kark i wsadziłem do dziury - zniknął bez śladu po chwili. :)
      O tym, że "opiekowała" się małymi drozdami to już gdzieś pisałem - wszystkie tę opiekę przeżyły w dobrej formie i chociaż rodzice byli zaniepokojeni to do nich wszystkie pisklaki wróciły. :)

      Usuń
  18. To ja może napiszę coś optymistycznego, ponieważ całe lata temu, już nie pamiętam w jakich okolicznościach, znalazł się u nas piesek, na pewno to była znajda z ulicy - taka "sarenka, malutki z długimi chudymi nogami i długachnymi uszami, tak długimi, że można było mu je "związać" na głowie. No ale nie ważne, do sedna no i moi rodzice, powiedzieli, że ok, może zostać ale dwa waryunki mamy z nim wychodzić rano i śpi na leżanku, a nie w łóżku. Po tygodniu psa rano wyprowadzała mama, bo najwcześniej wstawała do pracy, a częsciej spał z nimi niż znami w łóżku ;) Czasem w ciągu dnia jak mój tata się położył na drzemkę, to Rocky wskakiwał mu na brzuch i spali razem. Fajny był z niego piesek, ganial za piłką, zjadał jagody w lesie z krzaka, z wysokiej trawy wyskakiwał jak taka sarna leśna, super wspomnienia z nim mamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że za urodziwy to on nie był :D te uszy i te szczudłowate nogi ;)

      Usuń
    2. Śmiesznie wygladał z tymi uszami, zastanawiam się mieszanką jakich ras psów mógł być, że taki cudak wyszedł :D

      Usuń
  19. Bardzo madrze napisane, Klarko!

    Nasza Majucha tez dala nam niezle popalic. Na poczatku cala kuchnia zasikana i zafajdana. Ale wiadomo - szczeniak. Do dzis zdarzaja jej sie jednak czeste "wypadki", bo ma slaby zoladek. Moja swiezo posadzona Hortensje rozerwala na strzepy. Zreszta, poobgryzanych i stratowanych kwiatow nie zlicze. Czy sie wsciekam? A pewnie! Czy pomyslalam, zeby z tego powodu ja oddac? W zyciu! Wiem, ze to pies i ma swoje prawa. Samej w domu tez nie mozna bylo jej zostawic, bo gryzla i niszczyla wszystko co udalo jej sie dosiegnac. Doszczetnie zniszczyla krzeselko do karmienia dzieci. Poobgryzala nogi od stolu i krzesel w jadalni. Poodrywala okleine z szafek kuchennych. M. wsciekly odgrazal sie, ze sie jej pozbedzie. Zamiast tego kupilismy klatke i teraz, kiedy wychodzimy, jest zamykana. A my wiemy, ze kiedy wrocimy, dom bedzie w nienaruszonym stanie. ;)
    Do tego dochodza regularne wizyty u weterynarza, szczepienia, badania, tabletki na robaki i plyn na pchly oraz kleszcze.

    Nie mnie oceniac ludzi, ale blog Karioki podczytywalam kiedys regularnie, lecz przestalam, bo nie do konca odpowiadal mi jej swiatopoglad. Ona i jej maz to dwoje ludzi, ktorzy juz w tak mlodym wieku sa lekko zdziwaczali. Ona z tego co pamietam nie pracuje zawodowo, jest tylko wolontariuszka. Naprawde, nie mogla poswiecic psu tych kilku tygodni na nauke zostawania w domu samotnie? Bo nie mogla pojsc do fryzjera, wtedy kiedy mialaby na to ochote? To doprawdy smieszne... :( Niestety, ale wyglada na to, ze chciala pieska jako slodka zabaweczke, a poniewaz zabawka nie dziala idealnie, to najlepiej ja zwrocic do "sklepu"... Najsmutniejsze jest wlasnie to, ze nie dala psu nawet szansy, tylko zdecydowala o oddaniu po niecalych 2 tygodniach. Z tego co pamietam kiedys czytalam o adopcji zwierzakow, okres adaptacyjny trwa przynajmniej miesiac, a czasem nawet dluzej. :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Masz racje Klarko,pies czy inne zwierze to istota czujaca i majaca uczucia.Poczatki zawsze sa trudne ,poznajemy sie ,obwachujemy i uczymy sie siebie na wzajem.Dla mnie pies to czlonek rodziny.I zawsze staram sie by tez bylo mu jak najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  21. Też nie chcę Karioki oceniać, wiem, że życia w dzieciństwie łatwego nie miała, ale skłaniam się ku komentarzowi Agaty. Jak tylko przeczytałam, że zechciała (Karioka) mieć psa, zaczęłam myśleć "na jak długo?" (kiedyś mieli papugi, też zostały oddane). No i niestety -- dziś czytam, co czytam :(
    Staram się wypierać z głowy obraz tego psa ze zdjęć (Karioka umieściła ich kilka wcześniej), nie mogę bowiem przestać myśleć o jego strasznym losie....
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  22. I jeszcze jedno do poprzedniego wpisu.Przeczytalam bloga tej Pani od adopcji do oddania psa .Autorka szybko sie poddala okolo 3 tygodni miala psa i stwierdzila ,ze nie dadza rady .Tacy ludzie nie powinni miec zadnej zywej istoty,w tym dziecka.Bo tez sie rozczaruja bo placze,robi kupe i wogole jest nie takie jak sobie wymarzyli.Tacy ludzie powinni miec dozywotni zakaz posiadania istot zywych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kate, ja tez specjalnie sie cofnelam, zeby zobaczyc co wczesniej pisala. Znalazlam tylko zachwyty, ochy, achy... A psa wzieli do domu 13 stycznia, czyli jest u nich TYDZIEN! Tak jak pisalam wczesniej, zabawka i tyle. :( Przeczytalam tez, ze wczesniej mysleli o kocie. Coz, mam nadzieje, ze "przygoda" z psem wyleczyla ich na zawsze z checi posiadania zwierzakow. Nie wiem czy dla nich chomik to nie byloby za duzo zachodu. :(

      Usuń
    2. dlatego mogłyście przeczytać "popieram decyzję o oddaniu", choć nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę coś takiego

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Sa ludzie tak zapatrzeni w siebie , tak egoistyczni, ze nie zrozumieja innych i nie potrafia ich pokochac, jesli nie podporzadkuja sie im samym calkowicie.Nie maja przyjaciol, maja problemy rodzinne. I nie powinni miec ani dzieci , ani zwierzat.Powinni sobie kupic pluszowego pieska, bo bedzie cichy, spokojny i bedzie siedzial tam, gdzie go posadza.

      Usuń
  23. hmmm...pies...milosc na czterech lapach... nie oddalabym... moje piesio potrafilo wyc na sam widok przekazania smyczy z mojej reki do cudzej zanim jeszcze odwrocilam sie aby odejsc... nie pracuje, wiec nie mam problemu z zostawianiem, ale od malego oddawalam pieska znajomym pod opieke, aby powoli odrywal sie ode mnie... teraz moja Pytlusia chodzi trzy razy w tygodniu do psiego przedszkola, jest zadowolona, i pierwsza idzie do windy z chlopakiem, ktory ja zabiera do tego przedszkola... gdybym poszla do pracy oddalabym ja do przedszkola na caly dzien... nie zostawilabym psa samego w domu... ale ja mam nie pokolei w glowie... ubzduralam sobie, ze moj piesek nie bedzie ze mna spal w lozku i nie spal... tylko ja zaczelam spac na podlodze, bo szkoda mi bylo takiego malucha zostawic samego na podlodze... teraz po prawie roku ja ciagle spie na podlodze, a Pytlusia obok mnie na swoim psim lozeczku :) ale nie dalam sie... nie spala jeszcze w lozku ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D to musi być niezły widok, ale za to materac macie jak nowy!

      Usuń
  24. Cztery lata temu trafiliśmy do schroniska z pięcioletnia córką, która bardzo chciała mieć psa i była świadoma tego, że to nie tylko wspaniały towarzysz zabawy, ale także wielka odpowiedzialność. Wybraliśmy szczeniaka, o którym nawet weterynarz nie mógł nam wiele powiedzieć po za tym, że został znaleziony w reklamówce przywiązanej do słupa i że istnieje wysokie prawdopodobieństwo że nie przeżyje. Tylko tyle i aż tyle. Zdecydowaliśmy się zaryzykować. Było ciężko. szczenię to drugie dziecko, którego trzeba wszystkiego nauczyć. Nasz Benek na dodatek nie potrafił sam jeść, więc karmiłam go butelką, owijałam kocykiem, żeby było mu ciepło, a nie raz bywało, że kołysałam go w koszyku żeby uciszyć jego popiskiwania i pozwolić wyspać się innym domownikom. Nie raz i nie dwa zniszczył jakiś przedmiot codziennego użytku, czy dziecięce zabawki, ale konsekwencją - podobnie jak w przypadku dziecka - udało nam się zwalczyć złe nawyki. Biorąc Benka ze schroniska spodziewaliśmy się że będzie małym pieskiem - taki był chudziutki i zabiedzony. Po paru miesiącach okazało się, że jest mieszańcem owczarka niemieckiego. Nawet nie przyszło nam do głowy, żeby się go pozbyć. Owszem mieszkamy w domu, ale trochę wysiłku i pieniędzy kosztowało nas przystosowanie 2 arów działki pod wybieg i kojec, tak żeby w ciągu dnia miał swobodę poruszania się bo na noc i tak jest wypuszczany i może bez żadnych ograniczeń korzystać z całego ogrodu. Mimo tego, że w naszym domu są jeszcze inne zwierzęta (kot, papugi, chomiki), nie zamienilibyśmy Benka na żadnego innego psa. Jest członkiem naszej rodziny - naszego "stada" - ważnym ogniwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozczuliłaś mnie tym kołysaniem, ja nosiłam MałegoPsa pod polarem bo też piszczał i miałam wrażenie, że mu zimno, aż pewnego dnia pod polar zmieściła się tylko jego głowa

      Usuń
  25. Wzięcie psa to obowiązek na lata, a wzięcie psa po przejściach to podwójny obowiązek, bo trzeba jeszcze sprawić, żeby pies poczuł się bezpiecznie, znalazł swoje miejsce, ale jednocześnie nie wylazł nam na głowę; dwa tygodnie to stanowczo za krótki czas, żeby stworzenie zaadaptowało się do nowych warunków; nasz Amik potrzebował prawie dwóch lat, teraz jest przytulaśny, uspokoił się, tylko w samochodzie nie można go zostawić ani na chwilę, bo przegryza pasy bezpieczeństwa, pewnie z rozpaczy, że go zostawiamy:-)
    zwierzę to nie zabawka, a czujące stworzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u Was zwierzaki mają cudnie:) nieustannie podziwiam Twoją cierpliwość, pracowitość i niegasnący mimo przeszkód zapał.

      Usuń
    2. Shadow jest ze mną 3,5 roku.Wzięłam ją ze schroniska jako 3 miesięcznego kociaka. To kota po strasznych przejściach, bała się prawie wszystkiego: głośniejszego dzwięku, machnięcia ręką, dosłownie wszystkiego. Czy pomyślałam kiedykolwiek,żeby ją oddać? Nigdy. Czy miałam jakieś oczekiwania? Żadnych. Czy jest taka, jaką sobie wymarzyłam? Tak, bo miałam tylko jedno marzenie. Żeby była szczęśliwa i czuła się bezpiecznie w swoim domu. Ponad 3 lata zajęło wyciągnięcie jej z różnych traum. Od półtora roku ma towarzyszkę, Lunę. Ta z kolei niczego się nie boi i nauczyła Shadow,że nie trzeba się bać.
      Shadow to sama miłość i delikatność. Dopiero teraz zachowuje się jak radosny, rozbrykany kot. Musiałam jej oddać jedną półkę w szafie, bo zrobiła sobie kryjówkę wśród moich swetrów. Ma więc swój koszyk-legowisko wyścielony swetrami, w których nie chodzę :) Ja mam w nagrodę kłaki w całej szafie i zapas rolek do czyszczenia.
      Te futrzaste diabły zniszczyły swoimi pazurami kanapy, które po roku wyglądają jakby były ze śmietnika. Trzeba będzie kupić "nowe" w kringlopie( holenderski second hand z meblami).
      Nie wyobrażam sobie,że mogłabym oddać moje koty.To moja rodzina i kocham te sierściuchy do szaleństwa.

      Usuń
  26. Z Filem na początku też bywało raczej straszno, niż śmieszno. W sumie to przez pierwsze półtora roku było różnie, ale nigdy nie przyszło nam do głowy, żeby go oddać. Półtora roku, a tu... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uświadomiłam sobie czytając kolejno komentarze, że ja znam nie tylko imiona czytelników i ich dzieci, znam również całą okołoblogową zwierzynę po imieniu i wiem, kiedy który pies był u weta, który kot ma jakie schizy i co ludzie robią, aby zwierzakowi pomóc. Jesteśmy zdecydowanie zakręceni! (noszenie kota z leżakiem rządzi)

      Usuń
  27. Każdego psa da się wychować, a jeśli nie, to właściciela, aż koegzystencja stanie się możliwa. Moja sunia ze schroniska jest pierwszą, którą usiłuję wychować sama, poprzednie psy wychowywał mój śp. Mąż. Okazałam się w tej dziedzinie absolutnym beztalenciem.
    Wybrałam przerażonego psiaka, który trząsł się ze strachu pod ławką. Chciałam psa łagodnego, bo ostrego bym się bała. Pies - w opinii pracowników schroniska - miał być absolutnie niekłopotliwy. Był taki przez tydzień. Myślałam nawet, że nie potrafi szczekać. A potem się zaczęło. Pogryzła kurtki, tapicerkę foteli, poduszki, buty, pomimo że przed każdym wyjściem zostawiało się jej coś smakowitego do gryzienia- kości, świńskie ucho, czy coś równie atrakcyjnego. Kiedy pogryzła mi śliczne czółenka ( ostatni prezent od Męża) omal nie zapadł wyrok. Chodziłam po domu i krzyczałam, że oddam ją z powrotem do schroniska, a córka biegała za mną i mówiła, że jestem bez serca.:-)
    Wpuszczałam ludzi do domu bez sprawdzenia, bo pies tak szczekał, że zagłuszał dźwięki w domofonie. W efekcie dzwonili do nas wszyscy, którzy chcieli wejść do bloku, bo otwierałyśmy w ciemno.
    Każdy spacer kończyłam z naderwanym ramieniem, bo nie potrafiłam jej nauczyć chodzenia przy nodze, a okazała się nadzwyczaj silna. Czytałam poradniki, oglądałam programy, ale jedna z nas okazała się niezwykle uparta, a druga tępa, wybierzcie sami :-)
    Po ośmiu latach, pół roku temu odkryłam, że pies już(?) nie ciągnie mnie za sobą na spacerze, no chyba, że zobaczy kota, Kiedy zadzwoni domofon, to najpierw zamykam psa w łazience, a potem odbieram podnoszę słuchawkę. Pies już nie zjada naszych rzeczy, ale kiedy wychodzimy na parę godzin wyrywa sobie z rozpaczy sierść, więc czasem trzeba mu podawać psie psychotropy. Jest pełnoprawnym członkiem rodziny,co oznacza, że czasem nas wkurza, ale troszczymy się o nią i z pewnością ją kochamy. Z pewnością, bo tylko miłość może tłumaczyć, że tak kłopotliwy czworonóg został z nami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popłakałam się ze wzruszenia! Tamy pękły przy tym, jak pies zjadł Twoje czółenka od Męża, a córka wyrzucała Ci, że jesteś bez serca...

      Też mamy trzy psy "z odzysku" i choć czasem strasznie mnie wkurzają - to jednak wciąż z nami są:-)

      Usuń
  28. Ostatnio kot Tygrys spał na środku wersalki, a ja na reszcie (malutkiej) wolnego miejsca.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  29. "słowa [...] że jesteśmy ważniejsi niż pies i nie możemy być jego więźniami we własnym domu, choć niby logiczne, nie koją ani poczucia winy, ani wyrzutów sumienia..."
    i bardzo dobrze, że nie koją, bo nie powinny. To nie jest miesiąc miodowy, jak napisałaś. Chodzi o kilka tygodni (miesięcy?) cierpliwości, uczenia się siebie nawzajem, to jest wpisane w proces adopcji (dziecka, psa, chomika). Tymczasem "Odwołałam dyżur w hospicjum, już drugi raz nie poszłam na warsztaty pisania ikon, przełożyłam wizytę u fryzjera, nie wyznaczyłam terminu zabiegów na kręgosłup i nie zrobiłam wielu innych rzeczy, które normalnie robię."
    no łał łał, spust w majty, takie rzeczy. Może rzeczywiście lepiej dla psa, żeby trafił na lepszych swoich ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Megi, lęk separacyjny bywa trudny do przepracowania, czasami to zdecydowanie dlużej niż kilka tygodni. Ale ktoś już napisał - klatka, behawiorysta, wygrzew na spacerach i praca, praca, praca (psa, ale przede wszystkim człowieka).

      Tyle że wiesz, mnie dość często zaczepiają ludzie, jak ćwiczę z Mordorem w parku. Bo taki śliczny, mądry, skacze, tańczy, stepuje. I często pada sakramentalne "O, to ja sobie też takiego wezmę/kupię. Mam ogródek, to się pies wybiega.". I już nie mowię o specyfice rasy, o potrzebach psychicznych psa, o socjalizacji, o pracy, o niezależności, szybkości pobudzania się.

      Mówię: "Pani go nie bierze do ogrodu, będzie pani miała klepisko. Ta rasa to w ogrodzie tragedia, krzaki połamie, tuje zaszcza, kwiaty wykopie, mój ryje trawniku jak dzik." I sorry, to działa lepiej niż powoływanie się na dobro psa. Jak ktoś się liczy ze stratami, to i tak weźmie. Jak się nie liczy, lepiej żeby nie brał.

      NB, Mordor w życiu nie złamał ani gałązki róży: ostatnio wlazł na rabatę, jak miał trzy miesiące. Za to wokół każdej rabaty mam pasek wydeptanej ziemi - są to najlepiej wypasione róże w tej części galaktyki :-)
      Ania

      Usuń
    2. Przypuszczam, że tak. Czytałam u Naszej Polanki :-)
      Wiem też, że człowiek nie wie, na co się pisze.
      Ja też nie wiedziałam, że przez cztery ostatnie miesiące będę codziennie lub dwa razy dziennie u weta (z Kropsonem), zostawiając tam więcej, niż zarobiłam. I nie wiem, co bym zrobiła, jak by mnie nie było na to stać.
      Nie wiedziałam, że będę codziennie się zastanawiać, czy Inka powinna dalej żyć, czy nie, i że będzie mną to tak szarpać.
      W ogóle o tym nie myślałam, biorąc te koty do domu. Nie że jestę jakaś lepsiejsza, tylko staram się być odpowiedzialna za to, co oswoiłam.
      Wiem też, jaka to fanaberia (czytałaś ostatni post Hany?) i że to tylko kot, pies.
      Dlatego tak na ostro :-)

      Usuń
  30. Zgadzam się z każdym słowem. Zwierzak to nie zabawka, którą pobawię się kiedy chcę, a jak mi się znudzi to odłożę na półkę. Dlatego np nie rozumiem idei kupowania zwierzaka na prezent...bez uprzedniej konsultacji z samym zainteresowanym. Cierpią zazwyczaj na tym dwie strony.

    OdpowiedzUsuń
  31. Twoj wpis spokojnie moglby sie odniesc rowniez do posiadania dzieci;-)

    OdpowiedzUsuń
  32. W tym roku odeszły nasze dwa psy. Po krótkiej przerwie wzięliśmy ze schroniska dwie młode suczki, obie już były wysterylizowane, zaszczepione, odrobaczone. Pokochały się wzajemnie i nas z wzajemnością :) Mniejsza z nich uwielbia kraść buty i ubrania, powyszarpywała agrowłókninę z truskawek, większa kopie ogromne doły w ogrodzie - i co z tego? Może wyrosną a może nie :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Lu śpi ze mną.
    Jak ma biegunkę, robi kupę u mnie w łóżku. Jest absolutnie pełnoprawnym członkiem rodziny.
    Wydaje mi się, że w momencie, kiedy biorę zwierzę, klamka zapada. Wiem, że popełniałam błędy wychowawcze w stosunku do niej. Ale jest moja, a ja jestem jej.

    OdpowiedzUsuń
  34. Serdecznie pozdrawiam tych, którzy pisząc o swoich ulubieńcach, piszą "wzięłam / przygarnęłam" psa, co jak widać po dalszej części wpisów nie umniejsza ich przywiązania i opiekuńczości oraz wszelkich innych pozytywnych uczuć wobec ukochanych zwierząt. Bo "adoptuje się" dzieci. Ludzkie.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przepraszam - przez pomyłkę powiedziałam biorę zamiast adoptuję.
      Nie rozumiem zupełnie tego przeświadczenia, ze człowiek jest czymś lepszym niż zwierzę...

      Usuń
    2. A kto powiedział,że rodzina składa się tylko z ludzi? Moje 2 koty to też MOJA RODZINA, to moje kocie dzieci, wybrane ADOPTOWANE i kochane miłością bezgraniczną.
      My, ludzie, jesteśmy tylko gośćmi na tej planecie, nie jej właścicielami. Ze wszystkich gatunków zwierząt, istniejemy najkrócej, ledwie kilka tysięcy lat.Winniśmy więc szacunek tym, którzy byli tu wcześniej.

      Usuń
    3. Taaak... Czy ludzkie dzieci są lepsze od psich, kocich, krowich, kurzych?
      My nad jednym z naszych psów "przejęliśmy opiekę", bo poprzedni właściciele (brrr, co za okropne słowo w stosunku do istoty żyjącej!) nie dawali rady i chcieli, żeby trafił w dobre ręce.
      Drugiego psa ADOPTOWALIŚMY ze schroniska, mamy na to stosowne dokumenty.
      Dla trzeciego pieska stanowimy RODZINĘ ZASTĘPCZĄ, na co też mamy papiery.

      Dodam może, że określenie "piesek" w stosunku do zwierzęcych członków naszej rodziny to eufemizm - to są duże, dorosłe psy. Labrador, Moskiewski Stróżujący i Cane Corso. Bo duże rasy mają szczególne problemy z adopcją!

      A do kompletu mieszkają z nami jeszcze cztery koty:-)))

      Usuń
    4. "Bo "adoptuje się" dzieci. Ludzkie." - nie tylko. WG "Słownika wyrazów obcych PWN" adopcja to też przyjęcie prawa innego kraju za obowiązujące prawo krajowe. Jak z tego wynika, istota adopcji to uznanie kogoś lub czegoś "obcego" za swoje własne. Ze wszystkimi skutkami z tego płynącymi. Jak najbardziej można mówić o adopcji psa bądź kota, bo przyjmując go zobowiązujemy się do ponoszenia wszystkich skutków prawnych, jakie z tego faktu wynikają.
      Pozycja człowieka względem zwierzęcia jest tak silna, że naprawdę nie ma obawy aby runęła, jeśli adoptujemy zwierzę i z bólem powiemy, że umarło, gdy po długim, szczęśliwym życiu w naszej rodzinie, kiedyś umrze...

      Usuń
  35. Trzymaj kciuki w piątek za naszą Erkę operowaną...

    OdpowiedzUsuń
  36. Mucha jest z nami 6 lat - jest członkiem naszej rodziny.
    Nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było.
    Pulmonolog, która badała Gzubka pytała, czy w domu jest pies.Nawet przez myśl mi nie przeszło,żeby ją oddać, bo mały ma astmę.

    Drugi dzień Grześ ma 40 stopni gorączki - Sołtys mi mówił, że jak byłam w pracy, Mucha siedziała obok śpiącego gzubka i nie ruszała się na krok.
    Nie wolno mieć zwierzęcia, jeśli się do tego nie dorosło.

    OdpowiedzUsuń
  37. Niestety, sa ludzie, ktorzy kochaja tylko samych siebie i zadnego zwierzecia nie zrozumieja.

    OdpowiedzUsuń
  38. Bardzo mądre, tak mądre, ze az na fejsbuniu dodałam.
    Nasza Psica, jest stacjonarna, bardzo, ale potrzebuje przytulania, pomiziania, pogadania.
    Ma dystans do Dziedzica, ale jak ten zaczyna płakać, to widać jej niepokój.
    Długo się zastanawialiśmy nad psem, rozważaliśmy rasy, wielkość, itd

    OdpowiedzUsuń
  39. Napisałaś transzeje?:) No wreszcie będę wiedziała jak nazwać to, co z zamiłowaniem robi na trawniku mój pies.:) Od dziecka jestem przyzwyczajona do obecności psa w domu. Jeden z psów zjadł gwarancję od nowiutkiego telewizora. Inny lubił zabierać nasze kapcie do swojego legowiska. Najlepiej jak był od szczeniaka, żeby się oswoił z nami, z domem, podwórkiem. Odejście każdego bolało...
    Ale nie wyobrażam sobie życia bez psa. Pies to domownik, kumpel, przyjaciel.

    OdpowiedzUsuń
  40. Może mnie skrytykujecie ale nie będę delikatna i nazwę rzecz po imieniu. To co robią ci ludzie(?)z wziętym ze schroniska psem jest nieludzkie, podłe. Jest zwykłym łajdactwem. Wychowaliśmy z Rodziczmi 3 psy. Pierwszy się przybłąkał i leżał na wycieraczce pod drzwiami. Był z nami niestety tylko 10 lat. Drugi (tak bardzo przypomiający tego ze zdjęc Karioki, że aż mnie serce zabolało) wychowywany od szczeniaka żył z nami 14 lat. Ostatnia sunia lat 16. Przyżywaliśmy z nimi chwile i dobre i złe ale nigdy, przenigdy, nawet w tych najgorszych, nie pomyśleliśmy o ich oddaniu. Teraz mamy koty też przygarnięte. Nie mamy psów, bo tak jakoś wyszło, że właśnie koty opanowały nasz dom i są członkami rodziny.
    Dzięki, Klarko z Twój post, bo ludzie często są bezmyślni i biorą zwierzę dla kaprysu a pozbywają sie go ot tak po prostu jak gadżetu, który nie spełnił ich oczekiwania. Miałam kiedyś koleżankę, która "uwielbiała" koty. Wzięła kociaka i go oddała, bo ta słodka puchata kulka ośmieliła się ją podrapac.
    A do blogu Karioki już nie wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też już nie wrócę a czytałam Karioke regularnie

      Usuń
  41. Serdecznie pozdrawiam Grazyne Grabinianke. Jutro masz moje kciuki i kocie pazury tez!.
    W zeszlym roku przezylismy odejscie naszej slodkiej kotki - Kingi. Byla mloda ale choroba nie dala jej (ani nam) zadnych szans. na zmiane z Malzem bralismy wolne z prac, zeby jezdzic do lekarza albo po prostu byc przy niej. Pochowalismy ja w ogrodku, tam gdzie zawsze lubila lezec w sloneczku, pod tujami... Kilka dni pozniej zadzwonila "kolezanka" z pytaniem: "to kiedy kupicie nowego kota?" Niekorzy ludzie nigdy nie zrozumieja, ze kot to nie mikser, ktory sie zepsul i nie dal naprawic... Czy milosc, mruczenie na dobranoc i dotyk mieciutkiego futerka mozna KUPIC?
    tezMonika

    OdpowiedzUsuń
  42. Moi drodzy, ja bym tak w czambuł nie potępiał! Były dobre chęci i próba wykonania - zabrakło wiedzy, determinacji i warunków - nie stało się nic tak złego, żeby tak na ludzi naskakiwać. Zgodnie z warunkami umowy zwrócili zwierzaka, w stanie nie gorszym niż wzięli i nie spowodowali żadnych dodatkowych, a niepotrzebnych stresów. Dalsze przeciąganie tej sytuacji mogło jedynie spowodować jakieś nieszczęście. Dobrze, że decyzja o rezygnacji została podjęta w miarę wcześnie. Miejmy nadzieję, że psinka znajdzie inną rodzinę, która sobie poradzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie stało sę nic złego? Nie spowodowali żadnych dodatkowych stresów? Niestety, nawet nie masz zielonego pojęcia jakim stresem dla zwierzaka jest sama zmiana otoczenia. Zwłaszcza jeśli trafia znowu do schroniska z ciepłego przyjaznego wg niego domu.
      Schronisko, oprócz znęcania się, jest jedną najbardziej okrutnych rzeczy jaka się może trafic zwierzęciu.

      Usuń
    2. Nie jest najbardziej okrutna rzeczą, zapewniam Cie Enko. Staram się nie formułować tak kategorycznych sformułowań, jak "nie masz zielonego pojęcia", bo mógłbym nie mieć racji i później powinienem przeprosić. Ja akurat tłumaczyć się nie muszę, co niejednokrotnie miałem okazję wykazać, nie uciekając się do takich wypowiedzi.
      A jeżeli chciałabyś wiedzieć co mogłoby się stać, to informuję - agresja, pogryzienie, konieczność leczenia i wreszcie uśpienie psa. Lepiej więc, że wrócił do schroniska, zanim komuś stała się krzywda i nie nastąpiły radykalne decyzje.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Tu nie chodzi wcale o to, ze pies zostal oddany! Chodzi o to, ze zostal w ogole wziety ,ze bez zastanowienia, bez przemyslenia decyzji,dla zwyklej zachcianki , jak zabawke potraktowano czujace stworzenie.

      Usuń
    4. Oczywista oczywistość, jak mawiał klasyk. Lepiej jednak że w porę zrezygnowano niż miałoby to ciągnąć się aż do prawdziwego nieszczęścia.
      Sam byłem świadkiem niewłaściwego wychowywania psa i z tego co wiem, musiał być uśpiony. I była tam miłość, i opieka, i staranie, i cierpliwość, i wszystko inne co trzeba, oprócz tego że zabrakło wiedzy i rozsądku.
      Nikt nie słuchał Dreptaka, bo Dreptak jak wiadomo ma tylko łatwe psy do wychowania i niezwykle łagodne! I nie porównujcie swoich kotków do psa, bo to zupełnie inny typ stworzenia. I chociaż kotki są bardziej pierwotne i nawet bardziej drapieżne, to jednak nie jest to tego samego kalibru problem co nawet średniej wielkości pies.

      Usuń
  43. Niektorzy ludzie nie sa w stanie zrozumiec nawet siebie... O ile pamietam, Karioka i malzonek oddali juz kota, bo wskakiwal na umywalke w lazience, kiedy myla zeby, bo bawil sie ich stopami pod kocem.... Potem papuzki, teraz pies... Przeciez to oczywiste, ze nie rozumieja zwierzat, nie wyczuwaja ich intuicyjnie. Sterty nowo zakupionych ksiazek nic tu nie pomoga, jesli nie ma sie do tego pasji, intuicji, ton cierpliwosci iwyrozumialosci. Najbardziej boli mnie jednak egoistyczne podejscie do zywego, czujacego stworzenia. To byl kompletny brak wyobrazni zdecydowac sie na adopcje w tak krotkim czasie, a teraz jest to kompletny, karygodny, niewybaczalny brak odpowiedzialnosci. Karioka i jej malzonek moglilby sobie wreszcie zdac sprawe z tego, ze zupelnie nie nadaja sie na rodzicow: psow, kotow, papuzek i nie daj Boze, dzieci. I nie byloby w tym nic zlego, gdyby nie kolejne nieudane proby, w ktorych niezasluzenie cierpi jakies kolejne inne zywe stworzenie.

    OdpowiedzUsuń
  44. Podpisuje się obiema rękami pod tym komentarzem!!!

    OdpowiedzUsuń
  45. Napisze krótko: ludzie nieodpowiedzialni nie powinni mieć żadnych istot żywych. Przeczytałam, parę wpisów p.Karioki i nie zdziwiłabym się,gdybym się dowiedziała,że tak postapili nie pierwszy raz.Slomiany zapał,wyobrażenia z jak z bajek dla dzieci,i żyli długo i szczęśliwie... My od 6 grudnia mamy małego kocurka,który wcześniej myśleliśmy ze jest kotka.Na początku przez tydzień siedział pod łóżkiem,ba połówka w dniu wyjazdu a podróż 16 godzinna nie mógł odnaleźć kota przez trzy godziny i wyjazd przełożył na inny dzień.przez pierwszy tydzień juz w domu,było znaczenie terenu,obsikana sofa,łóżka,ubrania,i do tego najmłodszy członek rodziny,chcący ciągłego kontaktu z kotem,a on pod łóżkiem, bez znaku życia.po miesiącu, kot szaleje,unika młodego bo ten trochę za bardzo swoją miłość okazuje,ale gdy młody z gorączka zaległ,kot strażnikiem jego był.Jeszcze się boi,jak ktoś przyjdzie kot znika,ma 5 lub 6 miesięcy. Cudo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama jeszcze chomika,żółwie,które urosły tak bardzo,ze zostały wywiezione do Santiago gdzie mają swój basenik w babcinym ogrodzie.Kocurek nie jest moim pierwszym kotem,wcześniej miałam dwie kotki.Coz zabrakło chęci,empatii i dojrzałości.rzeczywistosc zawsze odbiega od naszych wyobrażeń. Nigdy nie jest idealnie:-)

      Usuń
    2. Mama jeszcze chomika,żółwie,które urosły tak bardzo,ze zostały wywiezione do Santiago gdzie mają swój basenik w babcinym ogrodzie.Kocurek nie jest moim pierwszym kotem,wcześniej miałam dwie kotki.Coz zabrakło chęci,empatii i dojrzałości.rzeczywistosc zawsze odbiega od naszych wyobrażeń. Nigdy nie jest idealnie:-)

      Usuń
  46. Klarko smutny ,ale prawdziw ten tekst.Zaglądałam na bloga Karioki :to egoistka skoncentrowana głównie na sobie i panu-mężu.13 grudnia 2009 adoptowałam z krakowskiego schroniska psiaka.2 tygodnie po śmierci mojego Fagocyta.Bąbel jest zupełnie inny.Przez jego lęk separacyjny i uciążliwego sąsiada miałam cały korowód różnych instytucji /dzielnicowy,TOZ ,straż miejska -w zasadzie brakowało tylko proboszcza i trubunału z Hagi/Dzięki pozostałym sąsiadom i behawiorystce daliśmy z Bąblem radę:dziś wyje trochę jak słyszy pianie koguta czy grę na flecie mojej córki:)Niestety wiele osób nie zdaje sobie sprawy ,że zwierzę też czuje i potrzeba czasu żeby się,,dograć,,.Wyrazy szacunku dla p.Bator z Pensjonatu Pupila,która kocha psy ze schroniska,którymi się zajmuje i potrafi opisać charakter każdego z nich potencjalnym właścicelom.Z innej beczki:POMÓŻMY DZIKIEJ KLINICE-stracili kontrakt z miastem,będą utrzymywać się tylko z datków.Ratują ptaki,jeże-nie odmawiają nikomu.

    OdpowiedzUsuń
  47. Od dwóch miesięcy jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami kota. Przygarnelismy 7 miesięcznego kociaka, oczywiście były obawy i długie miesiące analizowania za i przeciw. Początek był trudny, ale to jak z dzieckiem trzeba czasu, cierpliwości,spokoju, a.potem nie wyobrażasz sobie życia bez takiego domownika. Mąż na początku trochę oponował, ale teraz to jego oczko w głowie, śmiejemy się z synem,że do kota ma więcej cierpliwości niż do nas :-). Adoptujmy, przygarniajmy zwierzęta ze świadomością,ze to jest istota czujacą nie zabawka.

    OdpowiedzUsuń
  48. Klarka, dzięki za wpis. Tak się nie robi psu. I ten Chrystus Pantokratos z deseczki musiał na to patrzeć. Ludzie są ogólnie dziwni. Mamy w domu jamnika, odkąd jest, nie jeździmy razem na wakacje, ale na raty. Ktoś przecież zawsze musi być w budzie:)

    OdpowiedzUsuń
  49. Faktem jest, że bez psa nie wyobrażam sobie życia, choć przy wszystkich psach (ostatni jest moim trzecim) trzeba było przechodzić przez to samo - kupy, sikanie po mieszkaniu (gdy szczeniak i gdy staruszek). Z TYM trzeba się liczyć! Psy są tylko dla ludzi o wielkiej empatii, którzy potrafią zrozumieć, że zwierzę nie czyni "na złość:, ale...tak wyszło....
    Nasz ostatni pies zabrany ze schroniska w Radomiu, był pełen traum (wciąż jest) - jego pierwszy właściciel znęcał się nad nim, ktoś zgłosił, psa zabrano do schroniska. Był tam rok, skąd zabraliśmy go do naszej rodziny.
    TAKI pies dużo mocniej wszystkiego się boi, jest dużo bardziej agresywny - KOMPLETNIE nie ufa ludziom, więc na każdego reaguje wściekłym szczekaniem. Nie powiem...taka sytuacja dezorganizuje życie i jeśli kogoś zaprasza się do domu, pies musi być w kagańcu i na smyczy. Psisko zna kilka innych osób i tylko te akceptuje.
    Ktoś inny pewnie by się zniechęcił, bo jak to? Nie można ludzi w domu gościć? Jednak my straciliśmy dla niego serce.
    I...masz rację - pies jest wiernym (najczęściej moim) cieniem. Być może boi się odrzucenia.


    Pozdrawiam serdecznie :)
    Dużo osób Cię czyta, więc Twój post trafi do szerokiej grupy ludzi, co mnie bardzo cieszy - zwierzę to nie zabawka. Trzeba mieć także świadomość, że pojawią się trudności, oprócz poczucia szczęścia, gdy głaszczemy psie futro ;) Przecież istnieje także mnóstwo pozytywnych aspektów z posiadania psa, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  50. Przeczytałam kilka wpisów na blogu Karioki i jest mi smutno. Piękny pies. Do tego na pewno piekielnie mądry i los doświadczył go już tak ciężko. Mam nadzieję, że znalazł w końcu nowy dom.
    Biorąc psa ze schroniska bądź z innego miejsca należy pamiętać, że on nie rozumie co się dzieje, nie wie dlaczego coś się zmienia itp. Każdy wpada w szał i radość, że będzie super, fajnie i podbijecie razem świat. Rzeczywistość jest inna. Pierwsze kilkanaście dni (czasem więcej) trzeba przepracować nad pokazaniem psu kto jest przewodnikiem. Musicie odłożyć naukę komend i sztuczek na późniejszy czas. Jak chcecie nauczyć psa "siad" skoro on nie rozumie, że jesteście jego panami? Zaczynamy od zaopatrzenia się w smaczki: drobno pokrojone parówki, kiełbaski,kawałki kurczaka, dentastixy, bądź produkty kupione w sklepie zoologicznym. Gdy mamy już zapełnione kieszenie zaczynamy całą zabawę. Co jakiś czas w domu i na spacerze wołamy psa po imieniu po czym gdy zareaguje dajemy mu smaczka z ręki. Uczymy go w ten sposób, że warto zwracać uwagę na przewodnika. W domu w porze karmienia zamiast dawać psu jedzenie w misce możemy karmić go z ręki. Dobra do tego jest karma z puszki bądź gotowane jedzenie. Nabieramy ręką i dajemy psu wydając polecenie pozwalające jeść (u mnie jest to "jedz"). Psi mózg wycisza się w trakcie lizania więc łapiemy dodatkowe punkty dla naszej więzi.
    Do tego ukrywamy wszystkie zabawki. Zostawiamy tylko jedną, którą pies może do woli niszczyć. Zabawki wydajemy gdy chcemy bawić się z psiakiem. Uczymy go w ten sposób, że wszystko co super pochodzi od nas. Gdy już pies zwraca swoją uwagę na nas możemy zacząć uczyć go komend i sztuczek. Przy czym wszystkie komendy traktujemy jako sztuczki. To ma być zabawa. Na tym etapie nadal chodzimy z kieszeniami wypchanymi smaczkami. Komenda - wykonanie - smaczek. Jeśli musimy wprowadzić kaganiec robimy to też używając smaczków. Pokazujemy kaganiec i dajemy smaczka. Zakładamy kaganiec na końcu którego jest przysmak itp. Właściwie cały czas pracujemy z psem za jedzenie. On coś robi, a my go nagradzamy żarciem. W ten sposób umacniamy naszą więź z psem i poprawiamy jego samopoczucie i wiarę w siebie.
    Trzeba pamiętać, że wszystko trwa. Jedne problemy mogą zostać zastąpione innymi. Pies może przestać bać się burzy a zacząć szczekać na przechodniów. Jeśli tylko czujemy, że nasze metody zawodzą i nie dajemy sobie rady należy udać się do specjalisty. Potrzeba czasu i pracy żeby wychować sobie psa, który będzie zachwycał wszystkich swoimi umiejętnościami.Pamiętajmy również, że różne rasy to różne wymagania.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz