piątek, 5 grudnia 2014

tak sobie myślę

Wiem, że wiecie, ale i tak napiszę. 
Jeśli pomagacie swoim dorosłym dzieciom - opiekujecie się wnukami, gotujecie obiad na kilka dni,  robicie zakupy wiedząc że nie mają czasu czy pieniędzy, jeśli dzielicie się z nimi dachem nad głową, czasem, oszczędnościami - nie jesteście głupi, jesteście po prostu dobrzy.

23 komentarze:

  1. A jednak dobrze,że ktoś mi to napisał:)
    i to nie byle kto...

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarko, skąd wiedziałaś, że dziś powinnam to właśnie usłyszeć?
    Jak to dobrze, że nie jestem głupia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest w tym co napisałaś prawda, ale trzeba pamiętac, że pomiędzy dobrocią a głupotą jest bardzo cieniutka linia i łatwo ją przekroczyc.
    I w wielu wypadkach ta dobroc psuje ludzi - nie uczą się walki z przeciwnościami losu, bo nadal mają świadomośc, że mama pomoże i wspomoże,odciąży od myślenia jak się z kłopotów wydobyc.
    Wiem doskonale jak ciężko jest gdy nie pomaga przy dziecku żadna babcia, zwłaszcza gdy dziecko nie nadaje się do żłobka czy przedszkola, gdy jest się na całym etacie matką, niańką, kuchtą, zaopatrzeniowcem, rehabilitantem i sprzątaczką, gdy nie masz z kim zostawic dziecka nawet na pół godziny. Ale wiem po sobie, że wtedy człowiek wydobywa z siebie jakieś tajemnicze pokłady energii i pomysłowości. I dlatego apeluję do babc - pomagajcie tylko w krytycznych sytuacjach, nie stale.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma rację Anabell a sama pomagam chętnie ale właśnie wówczas kiedy mnie o to poproszą i w sytuacjach krytycznych jak najbardziej..

      Usuń
    2. Bo kazda pomoc powinna byc madra. Nie mozna mpozwolic sie po prostu wykorzystywac.

      Usuń
  4. Pod warunkiem, ze dzieci nie sa z gatunkow roszczeniowych i ze im sie to nalezy:)

    Mam dorosle dzieci, ale pomagam im rozwijac skrzydla i wcale sie sie tego ani nie wstydze ani nie boje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślisz, że ktoś myśli, że jeśli tak postępuje to jest głupi? Kto jak nie rodzina ma pomóc? Mądrze, nie wyręczając, ale wspomagając...

    OdpowiedzUsuń
  6. tam, gdzie więzi są dobre i serdeczne - nie ma wątpliwości

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze czytanie Twoich wpisów sprawia mi dużą przyjemność :). Mnie Rodzice i Teściowa pomaga jako dorosłemu dziecku i niezmiennie jestem im wdzięczna za to.Staram się też nie wykorzystywać ich dobrej woli ;). Ale Oni mnie dobrze wychowali ;).
    Mam nadzieję, że ja też będę mogła tak pomagać moim dzieciom.
    Pozdrawiam już Mikołajkowo :).
    AnkaW

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie robimy, bo sami nie mamy pieniędzy:))).

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeżeli dzieci potrafią to docenić, to ze wszystkim się zgadzam, ale jeżeli wykorzystują tą dobroć, a rodzice ślepo brną w tym uszczęśliwianiu, to się nazywa się naiwność. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Można czasem pomóc byle to nie weszło w nawyk, bo może rodzicom zacząć ciążyć i poczują sie wykorzystywani....

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasem rzeczywiście ten medal miewa dwie strony, ale co tam, taka już dola rodzica..... A może nasze odczucia zależą po prostu od tego którą nogą dziś wstaliśmy?

    OdpowiedzUsuń
  12. Sama doświadczyłam pomocy ze strony rodziców...Pomagam innym też jeśli mogę.Mojej córce również jeśli uważam ,jest taka potrzeba. Czasem jednak mam poczucie ,że jestem wykorzystywana do bólu..widać nie zawsze wstaje tą właściwą nogą..:))

    OdpowiedzUsuń
  13. Nigdy nie myślałem o sobie i mojej żonie "głupi" w tym szczególnym kontekście. Ale mimo wszystko dobrze jest usłyszeć, że na innych planetach też jest życie.
    Cogya - na pewno naiwność? A może dla nich to sens życia?
    Owszem czasem zdarza się, że dzieci traktują rodziców jak dojną krowę. Nie znają litości i nie przyjmują żadnych wyjaśnień. Tylko wtedy już nie mamy do czynienia ze zjawiskiem opisanym przez Klarkę. To już patologia i na pewno znalazłby się na to paragraf.
    Wiem co piszę, bo sam nieraz muszę podnieść na żonę głos, by sobie kupiła nowe buty, bo stare już dziurawe. Ona wtedy zaczyna kalkulować - co jest bardziej potrzebne: jej buty, czy pomoc dzieciom. Tak samo często (a może częściej) postępuje żona. Tylko, że ta dobra kobieta nie podnosi na mnie głosu, tylko przynosi buty do domu.
    A czasami nawet mniejszy wydatek jest pewnym problemem. Bowiem "obsługuję" trójkę dzieci z małżonkami oraz sześcioro wnucząt.
    Klarko - jeszcze raz dziękuję za potwierdzenie właściwej drogi w naszym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziecko w pewnym momencie przestaje być dzieckiem, a staje się dorosłym człowiekiem, który ma własne życie, dlatego nie warto upatrywać w nim sensu własnego życia.
      Owszem, warto podpowiadać, wspierać, pomagać, ale tylko jeżeli samo tego chce, potrafi to docenić i odwdzięczyć się w chwili, gdy jest to potrzebne.

      Usuń
    2. nie chodzi o datę urodzenia, dzieckiem jesteśmy dotąd, dokąd mamy rodziców, dziecko to więź i najczęściej miłość do końca życia, bezwarunkowa, i żadne kalkulacje nie mają sensu, kiedy trzeba pomóc, nie patrzy się na zysk, nie oczekuje wdzięczności, nie liczy na rewanż.

      Usuń
  14. Klaruś, bo w tym jest istota rodziny !!!!!!.
    Ja sam do niedawna byłem syneczkiem mamusi a moja córeczka zawsze będzie tą której sie pomaga a wnuczka.....nie ma dyskusji. Jako Dziadek oddałbym wszystko.....dosłownie wszystko.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Piszesz o mojej rodzinie?Chyba tak!
    Przypuszczam,że takich przypadków jest mnóstwo.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. dziwne to, kiedyś budziło zdziwienie...
    dziś zaciekawienie........
    jutro, jestem już we wewnątrz tego koła......

    dziwny jest ten świat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jesteście głupi, jesteście po prostu dobrzy


      to Twoje zdanie?
      czy je powtarzasz???

      Usuń
  17. bo w tym wszystkim realizujemy własne potrzeby.Potrzebę bycia w rodzinie, potrzebę bycia POTRZEBNYM komuś , potrzebę bycia dla kogoś wzorem itp.
    Pomagajac dzieciom jesteśmy w ich zyciu ,wychowując wnuki mamy dla kogo dalej żyć.
    No i wnuki kochają do pewnego momentu bezkonkurencyjnie;).

    OdpowiedzUsuń
  18. Dawniej były rodziny wielopokoleniowe. Sam gdy się ożeniłem wszedłem do domu gdzie byli i rodzice i dziadek. To nic dziwnego. Jeśli rodzice mają tylko takie możliwości... Tyle, że dziś dzieci robią wczesną karierę i nieczęsto zarabiają znacznie więcej niż rodzice. Zostają zawsze wnuki. Szczerze czekam z utęsknieniem, choć jestem zwolennikiem wychowywania dzieci przez rodziców. Rozumiem czasy i sytuację i współczuję czasem niemożności bycia z dziećmi na okrągło. Dużo poświęciłem dawniej aby dotrzymać towarzystwa synowi. Z perspektywy jednak patrząc czas ten był najwspanialszym jaki poświeciłem.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz