poniedziałek, 24 listopada 2014

skąd się wzięło "do brzegu"



Co tak siedzisz jak „żołnierz pod brzozą u drogi”, skąd się tu wziąłeś? – spytałam na powitanie. Siedział w trawie powyżej ścieżki  na wysokiej skarpie i wyglądał na zmęczonego. Popatrzył na mnie, leciutko się uśmiechnął i zaproponował, bym usiadła obok niego to mi powie.

Z Krakowa jadę, byłem załatwiać to, co zawsze. Wsiadłem na dworcu do pociągu i wyobraź sobie, patrzę przez okno, a na peronie stoi Basia od Stańczyków z Ryglic. Jak to nie znasz, była u nas z ciotką Maryśką na weselu Janusza. A, mieliśmy wtedy osiem lat, możesz nie pamiętać, niech ci będzie. W każdym razie ucieszyłem się i wysiadłem z pociągu, żeby się przywitać i zaproponować jej wspólną podróż, zawsze to dwie godziny ze znajomą milsze niż jazda z gazetą przy gębie. Wysiadłem, szukam jej, rozstąp się ziemio, nie ma nigdzie. Gdzieś zniknęła. Za kioskiem nie ma, za schodami nie ma, patrzę, pociągu też nie ma, odjechał, następny za godzinę.
Cicho, nie śmiej się. Pytasz, skąd się tu wziąłem to mówię.

Pojechałem tym drugim pociągiem i nawet bardzo dobrze zrobiłem, bo on jechał do Krynicy, czyli nie musiałem się przesiadać w Tarnowie tylko można nim jechać aż do Lubaszowej a stamtąd to byle czym do Jodłówki, okazją na przykład.
Siedzę w tym pociągu, jadę i jadę, końca nie widać, wyjąłem gazetę kupioną na dworcu w kiosku, kupiłem, bo ma bardzo trudne krzyżówki a ja tylko takie lubię. Łatwych nie rozwiązuję, one są dla emerytek dla ćwiczenia pamięci. 
Wiem, nigdy nie mówiłem, że jestem skromny, co się czepiasz.
 Czytam ten „Przekrój”, dotarłem do krzyżówki a tu baba siedząca obok kręci się kręci i wreszcie mówi do mnie – mogę panu pomóc, w krzyżówkach  jest często takie hasło domek dla pszczółek  na dwie litery, mało jest haseł na dwie litery to trudno zapamiętać. Ul, proszę wpisać ul!

Zostawiłem gazetę i wyszedłem na korytarz. Nieważne, nie chodzi o krzyżówkę. Nogi chciałem rozprostować, pociąg już był w Łowczowie, trzy godziny jazdy od Krakowa. Ty, no i na korytarzu spotkałem Zośkę Maniek! Jak to nie znasz, to jest córka brata wujka Staszka, tego, co się ożenił z ciotką Tereską, kuzynką babki. Musisz znać! Taka blondynka, szczupła, ładna. Ładnie śpiewa. Jechała z Tarnowa, wiozła torbę z towarem, opowiadała, że zajmuje się sprzedażą bezpośrednią to znaczy, że chodzi po ludziach i coś im wciska. Teraz jakieś kremy i maseczki produkowane na ziołach zbieranych w okolicy Czarnobyla. Chcesz próbki? Dała mi. Tak się zagadaliśmy, że przejechałem Lubaszową i wysiadłem dopiero w Gromniku razem z Zośką. Późno było, Zośka zaprosiła mnie na kawę i tak mi zeszło do rana, co ci będę opowiadał.

Rano z Gromnika pojechałem autobusem do Tuchowa. Tak sobie pomyślałem, że jak już jadę to wstąpię, wtorek był, wiesz, jak lubię jarmarki. Pełno znajomych. Tego Mariusza od Ryndoka kojarzysz? Ty wiesz, co się z nim porobiło? Leczy się u specjalistów od chorób psychicznych. Jak nie wiesz, czym ty żyjesz? Tego Mariusza spotkałem zaraz na przystanku.  Przywitał się i na piwo mnie zapraszał. Ja się go pytam, gdzie się wybiera a ten mówi, że do lekarza bo mu leków brakło. Nie wiadomo, jak takiego traktować. Jak mu leków brakło to może pić bo leków nie bierze czy lepiej, żeby nie pił bo jeszcze bardziej zwariuje?

Powiedziałem mu, że napijemy się kiedy indziej a teraz się śpieszę bo mam zaraz autobus do Jodłówki. I to była prawda, autobus nadjechał, wsiadłem i przyjechałem na Potok. Doszedłem od przystanku tu do tego brzegu, zmęczyłem się więc usiadłem i tak siedzę  i nie wiem, czy iść Za Górę czy na Świercze.


27 komentarzy:

  1. Podróże kształcą... wykształconych! Rasowi podróżnicy, Klarko, podróżują właściwie bez okreslonego celu, jest on na dalszym planie. Ważniejsze są krajobrazy, które przemuykają za oknem, a przede wszystkim ludzie, do których można zagadać, choć niekoniecznie znajomi.
    Marzy mi się taka podróż.
    uściski

    OdpowiedzUsuń
  2. mam wrażenie ,że to charakterystyka połowy facetów jakich znam:DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo najważniejsze jest "bycie w drodze" niż dotarcie do celu. Podróżowanie ma urok a nie trafianie prosto do celu:)))
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie mieć dużą rodzinę i dobrą pamięć :) A do tego fantazje nieograniczoną niczym :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Buahaha! Ale namieszalas :-) No ale faktycznie, do brzegu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to nie znasz hehe, maja co niektórzy pamięć ,-ja niestety takiej nie mam. Ale pogadać w czasie jazdy to bardzo lubię. Już bardzo ciekawe opowieści w ten sposób usłyszałam. Ludzie czasem przed obcym się bardzo otwierają, bo uważają że skoro mnie nie zna to i juz pewnie także więcej nie spotkamy. Czasem to nawet spowiedź z całego życia jest..

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudne i faktycznie "do brzegu":))))
    Dzieki za wyjasnienie, bo powiedzenie bardzo mi sie podoba i uzywam:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. jak na spowiedzi. znaczy od adama i ewy a do brzegu daleko....

    OdpowiedzUsuń
  9. No, to wreszcie dotarłaś do brzegu!:))

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie cierpię pomocników krzyżówkowych
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Przy ulu zaczęłam się śmiać w głos;)))
    Powiedzenie bardzo mi się podoba i też czasem używam:))

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam to Twoje 'do brzegu' i nawet czasem je sobie pożyczałam więc miło znać genezę tego powiedzonka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o to to! też używam,lubię i zawsze przy tym myślę o Klarce:)))

      Usuń
  13. eee - tam, ani momentów nie było !!. Może w dalszej części ?!.
    Ja tez sobie pożyczam do "brzegu".
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawa etymologia, choć pewnie zmyślona, co? Ja znam to powiedzenie od lat i choć kontekst ten sam, to chodziło o tzw. lanie wody czyli bajdurzenie, rozwlekanie opowieści i kiedy już tej "wody" było duuużo, należało jak najszybciej dotrzeć "do brzegu" czyli twardego lądu czyli rzeczywistości. Tak czy owak - powiedzenie bardzo mobilizujące ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dooobre, ale do brzegu, co chciałaś powiedzieć ?? :-)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Strach takiego zapytać, bo 2 godz. masz z głowy :))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  17. Klaruś sie zmyła. Nie sądze aby była takim leniem. Może siedzi W NFZ i na kolanach błaga o nastepne sanatorium. Między innymi musi znaleźć swój ręcznik.
    Co nie ?.

    OdpowiedzUsuń
  18. Haha, co za historyjka! No, ale dotarlas w koncu do tego "brzegu"! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. :)
    też chętnie przysiądę, bo nie wiem dokąd pójść.

    OdpowiedzUsuń
  20. I to jest wytłumaczenie na te wszystkie historie z serii: "wyszedł w poniedziałek rano, wrócił w niedzielę popołudniu". ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Z Wordpressa Klarko mam problemy by wysłać komentarz na Twoim blogu praktykuję próbuję raz jeszcze...

    OdpowiedzUsuń
  22. Kilka godzin z życia wycięte bo opowiadający dokładnie musi opowiedzieć skąd przyszedł i dokąd zmierza. :)) Dlatego do brzegu, do brzegu :))
    Spróbuję wysłać komentarz ale to na okrętkę muszę. :))

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz