Był
rok 1988, niezwykle lekka zima. Na Trzech Króli wprowadziliśmy się do naszego
domu, w którym mieszkamy do dziś. Ale nie o nim dziś będzie.
Nie
znałam tej miejscowości, nie znałam ani jednego człowieka, który tu mieszka.
Nie wiedziałam, gdzie jest ośrodek zdrowia, szkoła, urząd gminy i kościół. Tak
się domu nie kupuje, wiem, ale ja o tym nie decydowałam.
Smród,
odrażający smród poczułam już w autobusie na pętli. Nie jeździł wówczas autobus MPK, tylko PKS. Teraz już nawet nie ma śladu po dworcu na
wiadukcie, skąd odjeżdżał.
Jeszcze nie wiedziałam, co tak cuchnie. Była bezśnieżna zima. Kraków kończył się wówczas tuż za motelem „Krak”, jechałam tym autobusem i widziałam potwornie brzydki teren. Byle jakie domy z pustaków, przed domami łaziły kury.
Jeszcze nie wiedziałam, co tak cuchnie. Była bezśnieżna zima. Kraków kończył się wówczas tuż za motelem „Krak”, jechałam tym autobusem i widziałam potwornie brzydki teren. Byle jakie domy z pustaków, przed domami łaziły kury.
Minęliśmy
maleńki, drewniany kościółek, zjechaliśmy w dół i po chwili smród stał się nie
do wytrzymania. Zrobiło mi się niedobrze, dojechaliśmy na
miejsce.
Ten
odór towarzyszył nam przez kilka następnych lat. Pochodził z dworu, a raczej z
gospodarstwa rolnego, które na terenie dworu prowadziło tucz trzody chlewnej. W
dworze mieściło się kilka mieszkań i biura, w pozostałych budynkach chlewnie.
Zawsze
zastanawiałam się, kto tam mieszkał wcześniej, jak wyglądał ten dworek przed
wojną. Jeśli Was również to ciekawi, można poczytać tutaj
klik
Konopkowie
mieszkali tam prawie sto lat. Komuniści zdewastowali i zrujnowali nie tylko
budynki, zniszczyli również rozległy, piękny park.
Stałam
się świadkiem odbudowy dworu. Z roku na rok piękniał. Czasem przez
wieś przejeżdża kolumna eskortowana przez policję, czasem na chodniku stoją
policjanci, strzegący obiektu. To znak, że na konferencji jest ktoś bardzo
ważny.
Ale
bywa i tak, że nie mam internetu, wówczas biorę laptop i idę do dworskiej
kawiarni, zamawiam kawę i korzystam z ich sieci bez ograniczeń. Tam również Kiciulek namiętnie poluje na wiewiórki.
Dziś
pozwoliłam sobie na spacer po dworskim parku. Nie umiem robić zdjęć, ale czyż
nie jest piękny?
Piękny, lubię takie stare domy i ten klimat spokoju i relaksu :-)
OdpowiedzUsuńZielono mi!
OdpowiedzUsuńTam jest bardzo ładnie :)
Nawet nie odwazylismy sie tam wejsc...myslalam ze to teren prywatny i jak wejdziemy to nas ci z dworu psami poszczuja...::))
OdpowiedzUsuńbardzo Cię przepraszam, że nie poszłam z Wami, myślałam, że sobie pospacerujecie po tych alejkach i odpoczniecie od nas, no patrz, jak się nie dogadaliśmy
UsuńMysmy sobie odpoczeli spacerujac po polach:)i
UsuńA nastepnym razem zaczniemy od wizyty w parku:)
Piękny. Zawsze się zachwycałam dworami. Są takie klimatyczne...
OdpowiedzUsuńpiękny, taki zielony, idealny do spacerów i odpoczynku. Nawet masz "rezerwową" huśtawkę :)
OdpowiedzUsuńPiękny:-)
OdpowiedzUsuńJakoś mam wrażenie że to rzeczywiście jest Twoje miejsce. Nawet w tym pięknym dworze nie byłoby Ci chyba lepiej.
Piękne miejsce.W okolicy mam dwa zdewastowane dworki.W jednym są mieszkania,o drugim zapomniała właścicielka,śliczny nieduży,serce boli gdy się patrzy jak niszczeją.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, poprzedni post zadna miara i na zadnym sprzecie(telefon, tablet inne komputery)nie chce sie wyswietlic u mnie :(
OdpowiedzUsuńDworki...Nie wie, czemu wlascicieli i ich majatki spotkala taka kara.
A Twoj piekny jest:)
to nie kara, to grabież.
Usuńpoprzedni post skasowałam
Wniosek jest prosty - aby coś było piękne to na początku musi być smród !!!!!.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
aleś wymyślił:D
UsuńStaram się !!!
UsuńAle te zdjęcia są piękne! My się kiedyś z Milą do ciebie wprosimy i nam pokażesz, dobrze? :)
OdpowiedzUsuńz radością:)
UsuńAsiu, to nie zdjęcia, to tam jest tak pięknie
Domyślam się :)
UsuńZdjęcia oddają urok tego miejsca, sama bym tam poszła na spacer :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie, jak dobrze, że dworek został odbudowany. Mam nadzieję, że nie ma już tego smrodu ...
pachną kwiaty, świeżo skoszony trawnik, jest po prostu sielankowo-dworkowo
Usuńpiękny dworek i park zadbany co ogromnie cieszy bo dosyć się za komuny zmarnowało!!
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemnych masz sąsiadów Klarko))
Miło wspominam tą huśtawkę :-)
OdpowiedzUsuńMiło miec takie sąsiedztwo- myślę o tym obecnym a nie o tym hodowlanym. Zastanawiam się dlaczego tuczarnia świń tak piekielnie musi śmierdziec - gdy kiedyś przejeżdżałam obok takowej w okolicy Świecia też myślałam, że padnę. Ale kiedyś byłam w bardzo dużym gospodarstwie, gdzie było tych świnek od metra, ale wszystkie były czyściutkie i na podwórku nie było fetoru. Mało tego - po oborze spacerowałam w szpilkach i gdyby nie widok krów pewnie nie nazwałabym tego oborą. Ale to było w poznańskim. Poza tym w domu wszystko się błyszczało i lśniło. Ale we wsiach
OdpowiedzUsuńpodwarszawskich to strach wejśc na podwórko w czymś innym niż kalosze a krowy i świnki brudne jak nieboskie stworzenia.
Miłego, ;)
P.S.
Kto Ci wmawia, że nie potrafisz fotografowac?
teraz są nowoczesne chlewnie z odpowiednio zaprojektowaną kanalizacją, wtedy gnojowica wylewana była na pola a na terenie wsi nie było kanalizacji, ścieki płynęły rowami, zgroza.
Usuńwiele osób mówiło mi, że nie umiem robić zdjęć, dlatego np nigdy nie biorę udziału w konkursach blogowych, gdy trzeba wysłać zdjęcie
Tam, gdzie mieszkam (okolice Złotoryi) jest duża hodowla świń i gnojówka wylewana jest jako nawóz na pola. Smród niemiłosierny, a właściciel nazywa się... KONOPKA :-)
UsuńPozdrawiam
Bardzo piękny.......znam wiele zdewastowanych przez PRL dworków, niektóre nie podniosły się z ruiny, inne, jak ten też odrestaurowano. Oby takich więcej.....
OdpowiedzUsuńNa szczęście coraz więcej takich obiektów znajduje zamożnych i mądrych właścicieli! Niestety, moja (z naprzeciwka) warownia krzyżacka z XIV wieku nadal niszczeje...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Klarko widząc że komuś udaje się uratować kolejne stare domostwo i są inni , którzy mogą z tego skorzystać. Cieszę się a jednocześnie smutek mnie dławi, bo moja rodzina takiego szczęścia nie miała i mieć nie może. Był sobie przed 1945 rokiem mały przytulny dworek w majątku Wólka Pracka pod Warszawą.Był park i ogród i sad i ule i łąki i staw i pola, stajnie, kuźnia i las. Były sobie właściwie trzy rodziny skupione wokół tego miejsca pod wodzą brata mojej prababki dr Władysława Palmirskiego, prekursora bakteriologii w Polsce. Dobry doktor zmarł, a majątek zgodnie z testamentem przejęła czwórka siostrzanych dzieci. I przyszedł dzień październikowy 1945 roku, kiedy do folwarku zjechała komisja - przedstawiciele nowej władzy i jedną kartką wydarta z zeszytu w kratkę zapisaną niewyraźnie na maszynie odebrali nam wszystko, 165 ha ziemi, i zabudowania. Można było zabrać tyle ile zmieściło się na wóz. I hajda w świat, bo gdzie mają się podziać ludzie wygnani ze swojej siedziby?
OdpowiedzUsuńPotem rozparcelowali ziemię - w połowie dali nowym właścicielom, a na połowie powstał PGR Wólka Pracka, las upaństwowili. Obrócili w ruinę dwór, a ziemię w perzynę. Właśnie szykują PGR na sprzedaż.
Ja jestem trzecim pokoleniem pozbawionym rodzinnego majątku. A wiesz Klarko co jest najsmutniejsze? To, że Dekret o reformie rolnej z 1944 roku obowiązuje do dziś, i że jeśli zabrany majątek miał powyżej 100 ha, to i dziś wszytko jak najbardziej jest zgodne z prawem. Wczoraj zgłosiłam w Sądzie swoje uczestnictwo do postępowania o zasiedzenie lasu przez Nadleśnictwo Chojnów. Wiem, że nic nie wskóram, to właściwie pewne - zasiedzą zgodnie z obowiązującym prawem. Właśnie się wybieram do Wólki Prackiej, żeby nabrać trochę ziemi do lnianego woreczka, niech chociażby tak przechodzi ta ziemia na następne pokolenia w naszej rodzinie. A nam tylko przedwojenne zdjęcia i smutek pozostaje...
bardzo Ci współczuję, tutaj już raz była dość duża dyskusja na ten temat z okazji notki o majątku w Krzeszowicach, ja wówczas napisałam, że nie rozumiem, jak można wyrzucić kogoś z domu, pozbawiając go dorobku życia, często był to dorobek wielu pokoleń. I z drugiej strony - jak można było wyciągać rękę po cudze - zamieszkać w czyimś domu, przywłaszczyć pole, las, sad. Dla mnie to kradzież.
Usuńdzięki Klarko.
UsuńA wiesz, ja rozumiem ludzi, wcześniej bez ziemi, albo małorolnych, którzy przyjęli ziemię z nadania państwa. To był walec historii - jednych wyrzucił, (to znaczy nas), a drugim dał -role się odwróciły. W majątku Wólka Pracka od pokoleń rodziły się dzieci chłopów, którzy tam żyli i pracowali. Majątek ten został kupiony przez brata mojej babki dopiero w pierwszych latach XX wieku, był to dorobek życia i prawie pół wieku włożonej w tę ziemię pracy i pieniędzy. Nie znam poprzednich właścicieli. Doktor i jego żona Julia to byli światli, dobrzy ludzie - uczyli dzieci z czworaków, leczyli ich mieszkańców. W końcu taki kiedyś był świat, że majętni ludzie zatrudniali do pracy biedniejszych zapewniając możliwość utrzymania rodziny - a czy dziś tak też nie jest w sektorze prywatnym i nie tylko. Jedyną dla mnie pociechą jest to, że w większej mierze nadania (akt własności ziemi) otrzymali ci właśnie mieszkańcy czworaków. teraz mieszka tam też już trzecie pokolenie, albo obcy ludzie, którzy kupili od nich kawałki ziemi. Czytałam właśnie ogłoszenie "działkę 2300m w Wólce Prackiej sprzedam - 350tys.". Na kupno mnie nie stać, niestety.
Bardzo mi jest żal wyrzuconych moich krewnych, bo to dla nich była tragedia, ale też taka która dotknęła wiele polskich rodzin.
Nie mogę jednak pogodzić się z tym, że nasze państwo nie chce, choć w jakimś stopniu zadość uczynić spadkobiercom właścicieli, oddając np. kawałek ziemi PGR-u, żebyśmy mogli tam fizycznie powrócić. Nie oddadzą jednak ani metra, bo pieniędzmi ze sprzedaży przez Agencję Minia Rolnego będą łatać swoje dziury budżetowe. Dla mnie przykre jest poczucie zupełnej bezsilności w tej naszej sytuacji. Ale cóż, takie mamy prawo...bo wciąż obowiązuje dekret o reformie rolnej z 1944 roku.
Serdecznie Cię pozdrawiam, B.B
Krzywda trudna do wyobrażenia, tym bardziej, że często te pałace i dworki potem popadały w ruinę, na co musieli patrzeć ich poprzedni właściciele.
OdpowiedzUsuńJaka znowu lekka? Zamarzałem na poligonie w Muszakach i jeno jakem po rezerwistów pod Wawel zjechał, tom myślił, żem na jakiej Majorce... Nim przyszło w trzydziestostopniowe mrozy wrócić...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Ja również przeprowadziłem się w całkowicie obcy mi teren. Ludzi poznaje się szybko. A minusy zamieszkania jeszcze szybciej. Kto by się tym jednak przejmował.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń