wtorek, 8 lipca 2014

tak, słucham

Jak człowiek mający rodzinę, pracujący zawodowo, może obejść się bez prywatnego telefonu komórkowego? Nie wiem, ale znam kogoś takiego i wygląda na to, że funkcjonuje normalnie.

Czasem miewam koszmarny sen, w którym jestem w obcym mieście i tracę torebkę. Chcę zadzwonić do najbliższych, proszę kogoś o pożyczenie telefonu na jedną rozmowę a gdy go dostaję, uświadamiam sobie, że nie pamiętam żadnego numeru. Tyle we śnie.
W rzeczywistości też tak jest – nie znam nawet swojego numeru, choć mam go już jedenaście lat bo przecież wszystkie kontakty mam w telefonie. Co prawda mam najważniejsze z nich w notesie, ale notesu nie przekładam, gdy zmieniam torebkę.

I się doigrałam. W niedzielę musiałam przed południem wyskoczyć do pobliskiej galerii, dosłownie na godzinę, ale musiałam, bo w sobotę wyrzuciłam cztery pary letnich butów. Potrzebowałam jeszcze czegoś z drogerii i z apteki a Krzysiek chciał coś kupić w sklepie budowlanym. Zazwyczaj wysiadam pod galerią ze słowami - to się zdzwonimy - i idę załatwiać swoje sprawy, bo nie mam w zwyczaju ciągnąć faceta po sklepach, jeśli to są moje osobiste zakupy. Tak samo zresztą jest , gdy  on na przykład kupuje samochód.
Tym razem jednak miałam mało czasu i wysiadając rzuciłam – to umawiamy się tu za godzinę, dobrze?
Pojechał, ja poszłam do sklepu z butami i po dziesięciu minutach coś mnie zaniepokoiło. Co tak nikt nie pisze ani nie dzwoni od rana, dziwne. 
A tu okazało się, że aparat został w torebce, z którą byłam wieczorem w Krakowie. No pięknie, więc jeśli Krzysiek nie przyjedzie za godzinę to będzie kłopot. A jeśli jak zawsze zadzwoni z parkingu? Albo wejdzie innym wejściem?

Miałam się o co martwić bo gdybym chciała jechać do domu autobusami, zajęłoby mi to dużo czasu i wiązało się z przesiadkami,  galeria położona jest za miastem.  Szybko kupiłam buty, zrobiłam resztę sprawunków, siadłam jak ofiara losu naprzeciwko głównego wejścia i czekałam. Przyjechał.
I jeszcze zdarzenie z wczorajszego dnia. Zrywałam porzeczki a kiedy wróciłam do domu, okazało się, że mam nieodebrane połączenie od siostry. Oddzwoniłam ale siostra nie odbierała. Wybrałam więc numer mamy ale mama też się nie odezwała. I co? Oczywiście nerwy, że coś musiało się stać u rodziców. Do taty nie dzwoniłam ze strachu, bo gdyby jeszcze tata nie odebrał, to nic tylko osiwieć.
Dopiero za jakiś czas siostra uspokoiła mnie, że nic ale to nic się nie stało – ona kosiła trawnik a mama była poza zasięgiem. I po co się denerwować na zapas.


24 komentarze:

  1. Człowiek tak się przyzwyczaił do telefonu komórkowego,że aż strach...
    A przecież całkiem niedawno można było bez tego żyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czasem zapominam:( i wtedy zazwyczaj się okazuje ze wszyscy właśnie czegoś nagle potrzebowali ode mnie;) Ale Ty się ciesz, ze Krzysiek słucha co do niego mówisz- inny to by powiedział: jak powiedziała za godzinę, znaczy że zejdzie jej co najmniej trzy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Z numerami też tak mam, a kiedyś znałam wszystkie - nawet zapamiętywałam numery z tablic ogłoszeniowych. Któregoś dnia w pracy u ojca, tata wpadł w panikę, bo miał zadzwonić do faceta od kablówki, ale coś tam, zapomniał, a jak nie zadzwoni to odłączą, a jak odłączą to kara, a on wszystko opłacił, nie ma numeru i co teraz? Popatrzyłam, pomyślałam i podyktowałam numer - po prostu jakiś czas temu przejeżdżałam obok siedziby tej firmy i zerknęłam na szybę z numerem. Ale to było lata temu:) Dziś, a raczej parę dni temu, gdy zmieniłam telefon, szukałam numeru do męża, dopiero mnie oświeciło, że na stronie banku jest zapisany do doładowywania karty:-D Nie mówiąc o tym, że pół roku temu prosiłam Parafkę na GG "Mogłabyś podać mi mój numer tel? Bo muszę wpisać, a nie pamiętam, komórki Lwa nie mam przy sobie" :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się tak denerwuję na zapas, nakręcam zupełnie niepotrzebnie. :/
    No właśnie, jeszcze jakiś czas temu radziliśmy sobie (świetnie) bez komórek... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteśmy ostatnim pokoleniem,które zna życie bez komórki.Syn parę lat temu powiedział,że nie wyobraża sobie jak można bez niej żyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałem tak samo w sobotę. Wyjazd w góry a ja po przejechaniu 15 km uświadomiłem sobie że zapomniałem telefonu. Nerwy i drżenie rąk.
    Dobrze że żona miała swój, a syn w domu przekierował moje rozmowy na jej aparat.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Najdziwniejsze, że jeszcze niedawno nawet stacjonarnych telefonów było jak na lekarstwo. Pamiętam, że w moim bloku, w którym mieszkałam z rodzicami było tych telefonów może z 4, a mieszkań całkiem sporo.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja nigdy nie byłam specjalnie przywiązana do komórki, ani teraz, ani kiedyś. często zapominam zabrać ją ze sobą i czuję się wtedy jak zerwana ze smyczy. pewnie, że bywa potrzebny. oboje z mężem zakupy robimy wspólnie, co by to nie było. czasem ja idę oglądać ciekawostko, on wychodzi na papierosa. ale znajdujemy się bez problemów. tyle, że u nas nawet galerie takie jak małe miasteczka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Długo się przed komórką broniłam - poległam osiem lat temu, więc jestem na smyczy. Teraz bronię się przed udoskonaloną wersją telefonu, czyli I-phonem, smart-phonem , czy innym cholero-phonem, gdzie nie doś, że pod telefonem będę to jeszcze dodatkowo pod inetenetem stale, i już wtedy ciągle będę sprawdzać, czy tam Klarka czegoś na bolgach nie naskrobała i czy ktoś przypadkiem na moim blogu nie napisał komentarza, uff. Na razie wychodząc z czterech ścian uwalniam się od tego e-świata i dobrze. Psiara-zw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się bronię jak mogę, sama przed sobą, aby nie wpuścić internetu do telefonu... Przepadłabym!

      Usuń
    2. Jeśli idzie o mnie, to jedynym powodem używania tego stupid-fona była właśnie możliwość posiadania internetu. Gdyby nie to, żadna siła nie zmusiłaby mnie do używania tego wiecznie rozładowującego się bubla technologicznego. To może nawet być niebezpieczne. Jeśliby od połączenia zależało czyjeś życie, na ten przykład. Napisanie czegokolwiek też jest bardzo trudne - ze względu na dużą czułość. Można ogłupieć z kretesem:)).
      Pierwszą komórę kupiłam w 2007 roku. Długo się przed tym broniłam...

      Usuń
    3. Jak to dobrze, że jeszcze ktoś TEGO nie lubi, Psiara zw

      Usuń
  10. Można żyć bez komórki. Mój Krzysiek nie ma i nie chce mieć, a ja kupiłam dopiero poprzedniej wiosny. No i używam jej przeważnie w domu i zostawiam gdy wyjeżdżam. Nie lubię kontroli, muzyki w autobusach nie słucham i w gierki nie gram...

    OdpowiedzUsuń
  11. Telefon komorkowy mam od 1997 roku, ale nigdy nie bylam i nie jestem niewolnikiem. Uzywam, bo musze, ale nigdy sie nie denerwuje jak ktos nie odbiera. Z wyjatkiem sytuacji kiedy mowie "zadzwonie jak.... bede gotowa czy cos tam innego".
    Nie korzystam z internetu w telefonie, bo nie mam takiej potrzeby. W koncu to ja decyduje z czego bede lub nie bede korzystac.
    Mysle, ze generalnie poddalismy sie temu niewolnictwu techniki, a przeciez mozna zyc bez, bo kiedys zylismy i to wcale nie tak dawno. Za to pamietam moj pierwszy telefon:)) Motorola otwierana tzw. clamshell z antenka:)) Ladna byla czarna taka elegancka:)))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Ile razy ja sobie w brodę plułam że nie wzięłam telefonu którego notorycznie zapominam. I jak my żyliśmy gdy nie było stacjonarnych i żadnych wyobrażeń na temat jakiś tam komórek? ale żyliśmy ... jakoś. :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem w szoku, że można zrobić zakupy i KUPIĆ BUTY przez godzinę??? Ja potrzebuję na to pół dnia. Jesteś niesamowita!!!
    Co do komórki, to ciekawostką jest to, że jak się zapomni to wszyscy wtedy właśnie dzwonią z jakimiś ważnymi sprawami. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. W mojej komórce najbardziej mnie cieszy aparat fotograficzny..Ta którą traz mam to moja czwarta komórka. Pierwszą sobie kupiłam kiedy powróciłam z szpitala po zawale 10 lat temu. Wtedy mało kto ze starszych miał swoja komórkę a teraz to pewnie już mało kto jej nie ma. Cenię komórkę bardzo ,bo pamiętam przecież czasy kiedy by zadzwonić , to aż na pocztę trzeba było chodzić..

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale z mojego stacjonarnego(mam go już ponad 20 lat) także bym nie zrezygnowała..

    OdpowiedzUsuń
  16. Ku naszemu zaskoczeniu wszyscy zrobilismy sie niewolnikami technologii. W domu udało sie nam podzielić funkcje. mamy 2 komórki ija znam nr swojej a Ala Baba swojej - to chyba winno być na opak. Żona nie manipuluje na kompie a ja na komórkach. Każde z nas ma także obcykane po 1 telewizorze. Mamy jeszcze MADNETOWID !!!! ale także nie umiemy nagrywac filmów z innych nosników. Z tel stacjonarnym pożegnalismy sie z 5 lat temu. Coraz więcej mamy łączności na SKYPIE /na razie jeszcze nie najlepszej jakości/................jak sobie wspomnę że za mojej młodości w dwóch kamienicach czynszowych był 1 telefon w piekarni......łza sie w oku kręci.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Po kilku takich wpadkach nauczyłam się, że torebkę mam jedną, uniwersalną. A jeśli już muszę ją zmienić, to zaczynam od wywalenia z niej wszystkiego i załadowania do drugiej. Swój numer znam, mężowskiego nie.No i też ma wszystkie zapisane w "kapowniku", który biorę ze sobą w podróże.Mój wlecze się ze mną, nie daje się spławić. Samochód- kupujemy razem, bo co dwie pary oczu to nie jedna:)))
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja na szczęście znam numer swój, męża, syna, ojca - komórkowe, a także rodziców i teściowej - stacjonarne. I jeszcze stacjonarne do paru zaprzyjaźnionych osób - myślę, że to w każdej trudnej sytuacji wystarczy.
    Komórkę mam od lat 90-tych, bo na naszej wsi nie było szans na stacjonarny, ale nie jestem od niej uzależniona. Gdy wychodzę/wyjeżdżam z domu - zawsze ją zabieram, ale np. do ogrodu albo do sąsiadów na kawkę - już nie. Czasem dzwonię, czasem korzystam z internetu, ale nie zawsze odbieram, choć zwykle oddzwaniam... Jednak sądzę, że dziś trudno byłoby się bez komórki obyć, zwłaszcza w podróży - w razie jakiejś awarii auta zawsze można łatwo wezwać pomoc. Oby jednak awarie się nie zdarzały!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Moi znajomi już wiedzą - mój telefon nie jest moim nieodłącznym towarzyszem. Używa go cała rodzina, a czasami i ja. Nie odbieram i nie wysyłam smsów, nie odsłuchuję poczty i mam w nosie pretensje że tak mam. :D
    To moja przenośna budka telefoniczna i służy tez jak budka - gdy ja potrzebuję, i gdy jest w zasięgu - wzroku nie sieci. :)
    A generalnie to źródło irytacji i bezustannego, a niepotrzebnego zamieszania. Gdy jest potrzebny to nikt tego nie użyje, bo albo nic na koncie, albo wyciszony, albo i bateria wyczerpana - to po co to komu??? :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  20. nie przepadam za komórką.Swoją pierwszą dostałam bo akurat X-men mial jakiś tam abonament i dostał aparat dodatkowy.
    NIE CIERPIĘ takiej smyczy.
    Nie używam prawie.
    Od dwóch lat noszę w torebce bo sklep internetowy zobowiazuje .
    Wyłaczyłam internet, służy tylko do dzwonienia,czasem zdjecia i trochę smsów.Ale rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  21. i muszę się nauczyć swojego numeru !
    ciągle ktoś go chce a ja nie pamiętam;/

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz