środa, 23 lipca 2014

pierogi z borówkami

Zjadłabym pierogi z borówkami – jęczałam mamie albo babci. Nie ma czasu na bawienie się z pierogami, dziecko kochane, trzeba ziemniaki plewić, buraki przerywać, siano suszyć, groch tyczyć, kapustę okopać, nie ma czasu, nie ma kiedy! Wreszcie któregoś razu mama nie wytrzymała i odpowiedziała – to sobie zrób i daj mi święty spokój!

Las był zaraz koło domu a w lesie niewysokie, zielone krzaczki pełne granatowych kulek. Ale pod Koszarami borówki były dorodniejsze i słodsze, jak już zbierać to tam. Pobiegłam ścieżką nad wąwozem w dół, przeskoczyłam strumień,  wspięłam się po śliskich korzeniach kawałek w górę a potem weszłam w głąb lasu. Napełniłam borówkami metalowy, półlitrowy kubek „pod pełno”,  gdy z domu rozległo się wołanie mamy. Idziemy w pole na drugą stronę, wróć się bo musisz przypilnować dziecek!

Dziecka były małe, jedno miało cztery a drugie dwa lata. Ta starsza bezustannie robiła młodszej na złość albo uciekała i chowała się. Czasem jej nie szukałam, mama o tym nie wiedziała. Schowana za szafą albo u dziadka w izbie zasypiała, a ja bujałam młodszą na huśtawce między śliwami.

Borówki musiały poczekać.

Mama wróciła z pola i zaczęła się codzienna wieczorna krzątanina. Wodę nosić, zapalić pod blachą, coś zjeść, a Fabian jeszcze nie wrócił, a Jasi tak długo nie ma, powinna już przyjść od ostatniego autobusu. Przyjdzie, nic się jej nie stanie, widno jest.

Mamo, ja chcę robić pierogi!
Dziecko, wiesz, która godzina? Zjedz sobie te borówki ze śmietaną i z cukrem, zlituj się!

Babcia wyszła do sieni, za chwile wróciła, niosąc ogromną stolnicę. Rób.
Myłam zawzięcie ręce, usiłując doszorować fioletowe palce. Bo przecież ciasto się robi rękami, tyle razy widziałam!
Wsypałam mąkę na stolnicę, zrobiłam palcami dołek, wbiłam do dołka jajko, posoliłam, zaczęłam dolewać wodę. W drzwiach na  ganku stanęła Jasia, zaraz za nią jej przyjaciółka.
- Moja mama zarabia ciasto czubkiem noża!
Speszyłam się, zapamiętałam to sobie, ale i tak zawsze zarabiam ciasto palcami tak, jak  moja mama.

Babcia coś prała w wielkiej miednicy. Nic nie mówiła, dopiero, gdy kula ciasta, za twarda jak na ciasto pierogowe nie dała się rozwałkować dziecięcym rączkom, pomogła.
Potem już wszystko poszło szybko. Kroiłam kwadraty z ciasta, zlepiałam trójkącik, wsypywałam do środka borówki otoczone cukrem, zalepiałam drugi bok i gotowe. Przecież robiłam to już nieraz, asystowałam w kuchni odkąd pamiętam a przy kluskach, pierogach czy prołzokach zawsze byłam pierwsza do pomocy.

Na stolnicy leżały równe szeregi pierogów, na kuchni bulgotał garnek z wodą. Byłam za mała, żeby dokończyć swoje dzieło. Babcia dyskretnie sprawdzała, czy wszystkie są dobrze sklejone.
Babciu, a ile się sypie soli do wody? A soliłaś ciasto? Tak. To niedużo.

Ach, jakie były pyszne. Polane żółtą, gęstą śmietaną, posypane cukrem. Co z tego, że ciasto było za twarde i za grube. Jak ja się cieszyłam, gdy babcia  mówiła na drugi dzień do krzesnomatki – widzisz, dziesięć lat ma a sama, samiutka zrobiła, żaden się nie rozleciał, żaden!


I po co mi to było? Od tamtej pory już zawsze byłam  od robienia makaronu i pierogów. Na 10 ludzi!

30 komentarzy:

  1. Cuuuudne!!! Klarko - tak hartuje się stal hahahaha

    OdpowiedzUsuń
  2. lepiej się nie wychylać ;) ale takie zrobione przez siebie smakuje najlepiej :) a po raz pierwszy pamięta się całe życie

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokaż, że umiesz, a dorobisz sobie nowy obowiązek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż się rozmarzyłam... Taki ciepły, gwarny dom. Dużo ludzi, dużo ciepła, dużo miłości. Tęsknię za tym.
    W Wielkopolsce borówki mówi się na czerwone jagódki (lekko cierpkie, nie do dostania w sklepie, można pozbierać w lesie), a na borówki mówi się jagody, dlatego "jagodzianki", kolor jagodowy, itp.
    A co to są prołzoki? Jestem ciekawa, czy u nas jest tego odpowiednik, tylko o innej nazwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie są to pyzy? Inaczej kluski na parze? Tak mi się coś skojarzyło. Może już wspominałaś i po prostu zapomniałam.

      Usuń
    2. placki z mąki, sody(prołzy) i kwaśnego mleka pieczone na blasze

      Usuń
    3. Aaaaa... coś w rodzaju amerykańskich naleśników?

      Usuń
    4. nie jadłam nigdy amerykańskich naleśników
      prołzoki są raczej jak bułki tylko bardziej płaskie

      Usuń
    5. proziaki,taką znam nazwę,są przepyszne i niedawno nauczyłam się je robić;)

      Usuń
    6. u nas Babcia mówiła na to kozy, cięła je na kształt rombu, jak leniwe i smażyła na smalcu na patelni.... ale były pyszne :)

      Usuń
  5. A toś mi apetytu narobiła!:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Hihi, tak sie najlepiej "wrobic". Raz sie pokaze, ze umie sie cos zrobic i klops, juz zawsze bedzie sie od tej roboty. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ani jeden się nie rozpadł? Jesteś mistrzynią od dziecka :) Prołzoki to jakby racuchy z zsiadłego mleka, mąki, sody - a do środka np. jabłuszka kawałek ? Tylko, że racuchy smażone na oleju. Oj Klarko, dziś Cię lubię za pierogi :) Psiara z wystarczająco PL

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko!! Na 10 osób pierogi. Podziwiam Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierogi na 10 osob,Ile to czasu zajmuje?Ja dawno nie robilam,ale ostatnio u nas pogoda jak w lipcu w Polsce,a i w sklepie byly borowki z Polski,wiec zabralam sie za lepienie pierogow.Przepyszne byly,jutro robie knedle ze sliwkami.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aż tyle. Ja wysiadam robiłam najwyżej na 4.

    OdpowiedzUsuń
  11. No cóż, nigdy nie urzędowałam w kuchni przez calutki czas pobytu w domu- nie wolno mi było nawet wchodzić do kuchni. Moje umiejętności "kuchenne" oscylowały pomiędzy -5 a 0. Pierogi robiłam tylko jeden raz w życiu- ja po prostu nie lubię pierogów- wolę naleśniki z różnym nadzieniem.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, że sie nie da przesłac - bo co za róznica, robiłabyś na 12 osób.
    Smacznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja uczyłam gotowania dopiero jak już byłam pełnoletnia! Za dzieciństwa, gotowała babcia,gdzie mieszkalam i zawsze powtarzała,dziecko,jeszcze zdążysz się napracować. Tak więc nie umiałam nic!

    OdpowiedzUsuń
  14. A teraz 10- letnia pannica woła ze swojego pokoju, mamo, mamo, matka leci i pyta, o co chodz? A ta jej na to, podaj mi colę z lodowki. Z życia wzięte:((
    Nasze pokolenie Klarko te se jeszcze zrobi, racuchów, plyndzów, czy innych klusek, to dzisiejsze, to uświerknie jak im makdonaldy zamkną.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj chyba nie jest tak źle :) moja 7-latka aż się rwie do kuchni i chętnie robi różne - najczęściej kluskowe - rzeczy; zrobiła klusków kładzionych na 6 osób!!! fakt, że było po 4 na głowę hahahahaha

      Usuń
  15. O rany pierogi z jagodami, pycha !
    I z cukrem i śmietaną, allle pyszne...

    OdpowiedzUsuń
  16. klarko jestem, pisz, tak ciepło i miłło koło serducha ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja to jakaś koszerna jestem, jak pierogi to tylko ruskie. Zdarzyło sie że próbowałam innych, w tym z jagodami, ale robić? Nie nie nie, tylko ruskie.
    Twój opis jak zwykle, świetny!

    OdpowiedzUsuń
  18. Haha, Klarko, to tak jak u mnie :) Ja też jestem ekspertem rodzinnym od pierogów - lepię je odkąd skończyłam 8 lat i asystowałam babci :) teraz już od wielu lat robię sama a w Wigilie to własnie moja działka :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jakoś pierogów na słodko nie lubię... Ale podziwiam za tę superprodukcję!

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja też wolę naleśniki na słodko, tym bardziej, że zawsze robi je moja córka. Pierogi robię tylko na święta z kapustą i grzybami.
    Jestem ciekawa, ile to pierogów trzeba zrobić na dziesięć osób, jeżeli jest to główne danie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na obiad mogły być pod warunkiem, że była porządna zupa, pierogi na słodko to raczej tak na podwieczorek,
      do dziś robię przeważnie z kilograma mąki, nigdy nie liczę, natomiast są osoby, które zjedzą tylko cztery a są takie, że im trzeba dwadzieścia. W gotowaniu dla dużej rodziny najtrudniejsze są zakupy a zaraz potem obieranie ogromnej ilości warzyw, niedawno rozmawiałam o tym z sąsiadką - jest ich siedmioro w tym trzech dorosłych chłopów, a mają jeszcze pracownika, który je razem z nimi. Zasada jest taka - lepiej niech zostanie niż miałoby komuś braknąć.

      Usuń
  21. Oj ile ja bym dała, żeby móc jeszcze raz z babcią pierogi ulepić.... to se ne wrati, babci już 14 rok nie ma..... ale wspomnienia jak żywe....
    a wracając do notki, uwielbiam zbierać borówki (jagody u nas się zawsze mówiło, borówki to te co się do koszyczka wielkanocnego przynosi- też ma chyba jadalny owoc, ale to co innego jednak) , nawet ostatnio jak byliśmy w tym kieleckim zatrzymaliśmy się na chwilę w lesie a od jagódek aż się niebieszczyło, i taką miałam ochotę wyskoczyć z auta i pozbierać chociaż kubeczek.... i tak mi się przypomniały słowa pana, który pod Dębem Bartkiem mówił: tylko uważajcie Państwo i patrzcie pod nogi, ciepło jest to żmije powyłaziły i się wylegują, uważajcie bo to one są u siebie... i jakoś jednak nie odważyłam się wyjść na te jagódki w sandałkach....

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz