środa, 9 lipca 2014

imieniny

W naszym domu obchodziło się imieniny a nie urodziny. Wyjątkiem były imprezy  urodzinowe dzieci przygotowywane dla dzieci z tortem, ze świeczkami, z atrakcjami tylko dla nich.
Dorośli mieli przyjęcia imieninowe odbywające się w sobotnie popołudnia lub w niedzielę.

Dwa tygodnie wcześniej należało zaprosić gości. Rodzice, rodzeństwo z dziećmi, najbliżsi znajomi.  Na siedemnastą? Może być na siedemnastą. To do miłego spotkania. A gdyby nam coś wypadło w sobotę to wpadniemy w niedzielę. Tego akurat serdecznie nie lubiłam, ale zdarzało się.

Wszystko musiałam zaplanować wiedząc, że nikt mi w przygotowaniach nie pomoże. Oprócz zakupów, zakupy zwoził mąż sukcesywnie, mając listę, która się wcale nie kurczyła, ponieważ co kilka dni coś do niej dopisywałam. Jeszcze serwetki przecież, o, i nie wiem, czy nie będzie mało jajek bo do sernika idzie dużo, i wódki nie kupuj tyle co zawsze, raczej weź wina więcej. To, co masz zakreślone, kup w czwartek a w piątek musi być już wszystko z listy!

Poniedziałek i wtorek przed przyjęciem poświęcałam na sprzątanie. Mycie okien, pranie firanek, pucowanie kafelków w łazience, czyszczenie sztućców, polerowanie szkła. Dokładnie tak, jak na święta, a może nawet dokładniej. Dziecko się buntowało bo jak to w wakacje sprzątać pokój, układać książki, robić pary skarpetkowe i burzyć budowle i konstrukcje tak, żeby było widać podłogę. Ale jak babcia zobaczy taki bałagan..
W środę już można było ukręcić majonez do sałatek i zagnieść kruche ciasto. Kruchego ciasta potrzebowałam dużo, ponieważ robiłam z niego i spody do placków i korpusy do babeczek. W czwartek piekłam biszkopty do tortu, pasztet albo mięsną roladę, która miała być podawana na zimno  a po południu nastawiałam mięso na galaretę.
Piątek był najtrudniejszy. Trzeba było zrobić w tym dniu prawie wszystko – upiec i przełożyć kremem ciasta, ugotować warzywa na sałatkę jarzynową, pokroić, ugotować barszcz, usmażyć naleśniki do krokietów i tak od jednego do drugiego późno w noc. W nocy zresztą było nieco chłodniej i dlatego też gotowanie i pieczenie przeciągałam do późna.

W sobotę ustawialiśmy stoły. Ktoś musi siedzieć na wersalce, tam połóż poduszki bo będą mieli nisko. Ustaw stolik dla dzieci w pokoju Łukasza. Nie, tu nie licz miejsc dla dzieci, tu  tylko dla dorosłych.
Na stole lądowały białe, wykrochmalone obrusy. Tu jest jakaś plamka czy mi się wydaje? Solniczkę na tym postaw, nie będzie widać. Takie rzeczy zawsze widać, trzeba tu inny obrus.
Sztućce, serwetki, talerze, kwiaty. Mucha, mówiłam, nie podnoś firanek. Psy na ogród! Żeby mi żaden pies nie leżał w sieni! Dziecko, jak ty wyglądasz, zanim się przebierzesz, urwij  mi jeszcze pietruszki i koperku do dekoracji półmisków.
W całym domu pachniało pieczonym mięsem, które miało być podane na gorąco. Wywietrzyć trzeba, może kawy zaparzyć, wszędzie tą pieczenią czuć!
Czwarta. Już wszystko gotowe? Potrzebuję pół godziny dla siebie. Prysznic, suszarka, tusz na rzęsy, gotowe, nikt na mnie nie zwróci uwagi, nie ma się co wysilać.
Na stole lądują sałatki, galareta, do tej galarety jest sos tatarski i chrzanowy, wędliny, zimne napoje. Nic więcej na razie nie stawiam bo się nie zmieści. Jeszcze pieczywo! Przykryj dobrze serwetką, żeby nie wyschło.
Jadą! Rodzice jak zawsze punktualni. Wysypały się z samochodu dzieci, psy za ogrodzeniem wariują. Nie bójcie się, są zamknięte.
Będą Andrzeje? Będą, zaraz powinni przyjechać. I Jacki. Tak, z dziećmi.  To ile będzie tych dzieci razem? Niedużo, ośmioro.
To zapraszamy do domu. Siadajcie gdzie chcecie. Komu kawy, komu herbaty, komu drinka.
Ale ta sałatka pięknie udekorowana, aż żal zaczynać. Majonez sama robiłaś? A te buraczki zawsze ci takie pyszne wychodzą.
Mamoo możemy iść do ogrodu!! A chcecie coś zjeść albo pić? Nie! to idźcie, tylko pilnuj tam, żeby psy nie wyszły bo się Krzysiu boi.
Zdrowie solenizanta, i sto lat sto lat! I co tam u was. Gdzie w tym roku na wczasy. A wiecie, że ciocia …
Nie słyszę, co u cioci. Kroję, nakładam, noszę, zmywam, pilnuję dzieci. Można już podawać na gorąco. Znów w całym domu zapach tego sosu. Pyszne, przepyszne. Pamiętałaś, że nie lubię pietruszki. Że dla mnie bez jajka. Tu się wylało. To nic, położy się świeży obrus i już. Może ci coś pomóc? Nie, dziękuję, poradzę sobie, siedź.
To przejdźmy się trochę, ile można jeść. Nie, ja nie idę, muszę tu ogarnąć. 
Tylko czy ten tort będzie dobry. Każdego ciasta można spróbować przed podaniem na stół a tortu nie. 
Kto chce kawy, kto chce herbaty.

Ciemno się zrobiło. My już pojedziemy.
Zostańcie jeszcze.
Nie, nie ma już zdrowia tak długo siedzieć.
Proszę, tu w pojemniku macie trochę sałatki na śniadanie, i kawałek ciasta.
A nie trzeba, może jutro jeszcze będziecie mieli gości.
To i dla nich wystarczy.

Przy stole zrobiło się luźniej.
Weź to jedzenie w tamto miejsce, ten obrus zdejmiemy, dawaj karty! Nie, dajcie spokój, jak zaczniemy teraz grać to zejdzie do drugiej.
 Jak chcecie, tylko zajrzę do chłopaków.

Mamooo niech oni jeszcze nie jadą, zaczęliśmy budować bazę.

 Dawać karty, ale szybko. Jedna kanasta i do domu. A masz jeszcze ten barszcz? Krokieta nie grzej, zjem na zimno.  Piwa bym się napił.

To nie zabieramy dzieci, jutro po nie przyjedziemy, niech śpią. To jutro zagramy rewanż.

Menu imieninowe mniej więcej


Sałatka jarzynowa, sałatka z porów, sos tatarski, sos chrzanowy, kurczak w galarecie albo galantyna z kurczaka, pieczeń rzymska, szynka pieczona, barszcz czerwony, krokiety z kapustą, pierś z indyka z żurawiną, pieczarki faszerowane, jakieś surówki, tort, sernik, królewiec, babeczki z owocami, kawa, herbata, wódka, wino, torebka i płaszcz.

40 komentarzy:

  1. Jakbym siebie wiedziała :-)))
    Świetnie to opisałaś :-)
    Tak to kiedyś bywało,
    ale teraz już nie niestety...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dwa lata temu byłam u mojej siostry na takich imieninach, i jeszcze dostałam na drogę tacę ciasta. Ale takich hucznych przyjęć rzeczywiście już nie robimy.

      Usuń
  2. Aż się zmęczyłam od czytania o tym sprzątaniu i gotowaniu ;) Ale wiem, że to tak bywało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o masz, a o prezentach nic nie napisałam! najpewniejszym prezentem była butelka dobrego alkoholu

      Usuń
  3. Też się zmęczyłam;) ale przepisem na majonez to mogłabyś się podzielić:) Pamiętam takie imieniny i u siebie w domu rodzinnym...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zrobię i wstawię wraz ze zdjęciami bo to dość trudne

      Usuń
    2. Ja też ten przepis poproszę, bardzo poproszę :)
      Wprawdzie podobnie jak Ty Klarko już tak hucznie nie świętuję, ale majonez dobry wychodzi mi rzadko.
      Będę wdzięczna :)

      Usuń
  4. U nas też tak bywało:)Wprawdzie menu z lekka inne (królował bigos),ale było więcej czasu dla rodziny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u moich rodziców zawsze był bigos a u teściów gołąbki

      Usuń
  5. czytam, jak o teściowej :-)
    i trochę, jak u mnie. a trochę nie :-)

    serdeczne imieninowe dla solenizanta :-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja wolę urodziny. Milion razy! Wolę świętować jedną unikalną datę moich i tylko moich urodzin, a nie "imieninować" się z wszystkimi Krystynami, Barbarami, Kazimierzami etc.

    Taki samolub ze mnie.

    ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja nie lubię jak mi się wiek wypomina i urodzin nie mam

      Usuń
  7. A teraz wszystko załatwia sie grillem
    I po kłopocie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, z grilla najbardziej cieszyły się psy, zawsze się trafił ktoś, kto je wybawił, wygłaskał i nakarmił smakołykami

      Usuń
  8. UFF, nie wiem, czy do podziwiania, czy może do ... współczucia, czy raczej do jednego i drugiego. Ja też, ale z mniejszym rozmachem w menu i w gościach. I uwielbiam to, no usiądź wreszcie z nami, przecież to twoje święto. Ha, ha, ha
    Psiara zw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a już nie robię takich przyjęć, ludzie na dietach liczą kalorie a poza tym już inne potrawy są modne

      Usuń
  9. Ło matko! Tylko nie to:)))!

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie robię ani imienin ani urodzin i to od wielu lat. Moi znajomi również. Najczęściej spotykamy się bez okazji, poczęstunek to ciepłe lub zimne napoje i jakiś "niecodzienny" wypiek, często kupny, ale sprawdzony pod względem smaku i jakości. A z okazji urodzinowych ograniczamy się do kontaktu telefonicznego.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas się robi ale już nie takie huczne, a takich ciast jak u mojej siostry na imieninach to po prostu nigdzie nie ma:) u jednej siostry ciasta, u drugiej coś innego i tak się to kręci

      Usuń
  11. Klarka! Podziwiam Cię! Gdybym miała sama wszystko przygotować, to bym umarła w tej kuchni. Moja babcia robiła takie imprezy. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy ile to roboty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odpuściłam 10 lat temu i wcale nie tęsknię za takimi imprezami, teraz i gości jest mniej, i jedzenie trochę inne

      Usuń
  12. Poza napojami z butelek i kartonów ( typu cola, sok pomarańczowy) i poza majonezem, keczupem i musztardą wszystko gotuję. Tortu nie chce jeść już nikt. Ciasta zamawiam, ew.jedno upiekę do tego.
    Firanek nie piorę, okien nie myję, czasem nawet podłóg też nie, bo goscie i tak mi nabrudzą... Obrusów nie krochmalę, teraz są takie fajne odporne na plamy, nawet ich nie prasuję, bo kto tam patrzy...u mnie wszystko nie prasowane, firanki i zasłony pogniecione wisza, z tego się nie strzela:P Większość imprezy siedzę z gośćmi a na koniec pakuję naczynia do zmywarki. ŻYĆ NIE UMIERAĆ!!! I tylko debet na koncie mi potem przypomina że były moje urodziny ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmywarkę mam z dziesięć lat albo dłużej ale na takim dużym przyjęciu trzeba zmywać ręcznie na bieżąco bo chyba w żadnym domu nie ma tylu nakryć. Poza tym najbardziej właśnie męczy mnie bezustanne zmywanie podczas pieczenia i gotowania, miski, tarki, garnki, łopatki, formy, trzepaczki, aaaaa!

      Usuń
    2. Jest na to sposób !!! U nas zawsze przy takich przygotowaniach na bieżąco zmywał Wysoki :-)

      Usuń
  13. Mam takie same wspomnienia jako dziecko, obserwujące rodziców, głównie mamę, szykującą dom, potrawy i obsługującą gości.

    OdpowiedzUsuń
  14. I ja przestałam się w to bawić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pamiętam również te przed imieninowe klimaty pełne krzątaniny, zapachów, czasem nerwów. I utrudzoną tym wszystkim najpierw matkę a później żonę mimo wsparcia mego ojca a później mojego. Teraz już się nie chce czy nie ma warunków, możliwości? Ostatnio szwagrostwo zaskoczyli nas bez zapowiedzi i zrobili imieninowy "wjazd na chatę". Godzina szesnasta, piątek! Żona prosto z pracy, marząca tylko o prysznicu, ja dopiero co przebudzony po nocnej zmianie otwieram drzwi na pewniaka w samych tylko gaciach. I oto są: szwagrostwo, pachnący, ufryzowani z bukietem i prezentami. Szybkie życzenia, odgrywamy zadowolonych a w pamięci pusta prawie lodówka. Żona się nie może odnaleźć, coś próbuje improwizować. Szepczę jej do ucha: daj spokój, sami są sobie winni idziemy na kebaba. Przeniesiona z bocznej na róg ruchliwej ulicy "kebabownia" wzbogacona o "chińczyka" okazuje się świetnym rozwiązaniem. Po godzince wracamy do domu na kawę i ciasto. Szwagier niepijący bo kierujący autem dostał ode mnie na wynos flaszkę pigwówki i buziaka od żony... I tak oto odwaliliśmy polskie imieniny w amerykańskim stylu. Uff...

    OdpowiedzUsuń
  16. No pamiętam pamiętam, ale nie tęsknie wcale wcale nie tęsknię, ból głowy pamietam, zmęczone stopy i szczęśliwie jeszcze tylko pozmywać... :)
    A mnie zawsze zadziwia jedno - Andrzeje Jacki Pawełki przyjadą? Czyli żony to dodatki do Krzysiów Andrzejów Jacków i Piotrusi. :)
    Tak jak w Rosji tak jak u Arabów :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trafione-zatopione, ja również tego nie lubię, mówię, Ania z Jackiem albo Nowakowie, natomiast w opowiadaniu zastosowałam formę używaną przez moją teściową, pochodzącą z siedleckiego.

      Usuń
  17. Swietnie napisane Klarko! Byłam tam z Tobą w czasie tych przygotowań i wytęzonego dziania. Sama mam podobne wspomnienia z dzieciństwa a także mojej obecnej działalności, do zeszełgo roku też takie imprezy tobiłam, teraz już straciłam na to ochotę i zapał - nie wiem tylko, czy sie znajomi i sąsiedzi nie poobrażają, bo u nich dalej trwa ten amok przyjęciowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a niech się poobrażają, ja się czasem zastanawiałam, dla kogo te imieniny bardziej - bo tradycja, bo chcę ugościć rodzinę czy chcę się popisać, że jestem taka pracowita i zdolna, haha wyszło, że wszystko razem.

      Usuń
  18. Kochana Klarko - u mnie tak samo było , wypisz, wymaluj - nawet menu prawie identyczne... i9 to piekielne gorąco ... :) - teraz sfolgowałam - pozdrawiam - Anna

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja mama zawsze mówiła że na imieniny się nie zaprasza, bo wszyscy wiedzą kiedy kto ma. Więc nieproszeni goście zawsze przychodzili w dzień imienin. Było tak jak opisujesz.
    Ja imienin nie obchodzę, tylko urodziny. To jest mój dzień. A roboty nie mam dużo bo to w święta więc zawsze coś do jedzenia jest to się nie nagotuję. Ale zawsze sama piekłam torta bo robię pyszne, lekkie i kremowe, nie za słodkie i zawsze cały schodzi. Ale szczerze mówiąc, parę lat temu się zbuntowałam. Bo to MOJE urodziny i skoro ja wszystkim dokoła piekę torty na ich urodziny to niech ktoś upiecze i dla mnie. A jak nie to nie będzie torta. I nie ma :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  20. Lo matko, jak tyle pichcisz na imieniny Klarko, to ja sie boje spytac o menu na Boze Narodzenie!!! ;)

    A u mnie wyznawalo sie zasade, ze na imieniny sie nie zaprasza. Kazdy wiedzial kiedy rodzice je obchodza, bo nie maja bardzo popularnych imion, wiec zwalali sie krewni ale tez sasiedzi i robila sie impreza na calego! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. to masakra jakaś, jak wczorajszy mecz :-D
    u nas też w domu u rodziców tak to wyglądało, uwielbiam rodzinne spotkania, kocham moich wujków i ciotki, ale nie wiedziałam kiedyś, ile pracy mama musi w to włożyć. Sama miałam to w ograniczonym trochę zakresie, troje malutkich dzieci i dwa pokoje, ale też czasami było kupa luda. Majonezu nie robiłam nigdy, ajerkoniak tak :-)
    Teraz mam większy dom, u mnie są wszystkie święta ale takich uroczystości to nie ma, są składkowe. Też chcę posiedzieć z gośćmi, to ważniejsze przecież.
    Ale podziw mój dla ciebie Klarko chyba już nie może jeszcze wzrosnąć :-D chociaż kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  22. to masakra jakaś, jak wczorajszy mecz :-D
    u nas też w domu u rodziców tak to wyglądało, uwielbiam rodzinne spotkania, kocham moich wujków i ciotki, ale nie wiedziałam kiedyś, ile pracy mama musi w to włożyć. Sama miałam to w ograniczonym trochę zakresie, troje malutkich dzieci i dwa pokoje, ale też czasami było kupa luda. Majonezu nie robiłam nigdy, ajerkoniak tak :-)
    Teraz mam większy dom, u mnie są wszystkie święta ale takich uroczystości to nie ma, są składkowe. Też chcę posiedzieć z gośćmi, to ważniejsze przecież.
    Ale podziw mój dla ciebie Klarko chyba już nie może jeszcze wzrosnąć :-D chociaż kto wie?

    OdpowiedzUsuń
  23. przepraszam, nie było go widać, nauczona doświadczeniem zawsze kopiuję komentarze, wkleiłam więc jeszcze raz i pojawiły się oba.
    nie musicie czytać obu...
    :-D

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz