piątek, 13 czerwca 2014

bo dziecko lubi

Współczesne babcie często pracują zawodowo i nie ma mowy o etatowym wychowywaniu wnuków. Etatowo, czyli tak, jak moi teściowie zajmowali się dziećmi szwagra - przez piętnaście lat zaprowadzali je do przedszkola i do szkoły, odbierali je stamtąd i zajmowali się nimi w swoim mieszkaniu aż do wieczora. To bardzo poważny obowiązek i wielka odpowiedzialność.
Myślę, że ja bym się do tego nie nadawała, dzieci mają mieć przede wszystkim rodziców.

Częściej jest tak, że wnuczek zostawiany jest pod opieką dziadków sporadycznie i okazyjnie.  Uważam, że pomoc przy małym dziecku jest bezcenna i wspaniale jest mieć wsparcie w matce jednej czy drugiej. Panowie zazwyczaj podporządkowują się i robią to, co im każe żona. Dobrze jest mieć zostawić malucha u mamy i jechać załatwić swoje sprawy albo choćby wyrwać się raz na jakiś czas z domu do znajomych czy gdziekolwiek, gdzie wszyscy są dorośli.

Nie będę tu pisać o patologicznych rodzinach, o roszczeniowych, bezczelnych mamuśkach, o matkach-pijaczkach i awanturnicach. Będzie o zwykłych kobietach.

Jeszcze muszę dodać, że nie jestem obiektywna i prawie na każdą babkę patrzę podejrzliwie a zwłaszcza na babki, które mają pod opieką dzieci synowych. To dziwne, ale z jakiegoś powodu dzieci synowej są traktowane inaczej niż dzieci córki. Oczywiście, że nie wszystkie, nie chcę tu nikogo obrażać.

Rozpętała się wśród znajomych poważna dyskusja i przeniosła się do domu. Ja się nie będę kłócić ale mam blog i zamierzam go wykorzystać do wyrażenia swoich poglądów.

Chodzi o żywienie niemowląt i małych dzieci. Po pierwsze – matko wszystkowiedząca – sama miałaś dzieci ponad dwadzieścia lat temu, więc dużo mogłaś zapomnieć, czasy się zmieniły, kup sobie książki albo poczytaj na ten temat w Internecie(omijając fora i blogi)

Jeśli synowa prosi, by nie dawać jakiegoś jedzenia dziecku, bo mu to szkodzi, uszanuj to, to nie jest jej wymysł, zrozum, że możesz spowodować bardzo poważną chorobę. Czy zdajesz sobie sprawę, że biegunka u małego dziecka szybko prowadzi do odwodnienia i maluch może nawet umrzeć?! I czekolada nie jest lekarstwem na rozwolnienie!

Tu się pożalę –  teściowa dawała mojemu małemu synkowi truskawki, po których był cały w bąblach i surowe żółtka (kogel-mogel) gdy tylko nie widziałam. Bo dziecko lubi. 
Jakoś moja mama mogła zrozumieć i zawsze pytała, czy można coś dziecku dać a matka męża nie była w stanie tego pojąć. Ale to było dawno, daliśmy radę, trafiłam na znakomitego lekarza,  który uczył nas, leczył, odczulał i wszystko dobrze się skończyło.

Koronnym argumentem w dyskusji jest – niech się przyzwyczaja od małego a poza tym przecież nie wiadomo, czy jest alergikiem.  Do brudnych owoców (my jedliśmy i żyjemy) do oblizywania smoczka i łyżeczki (wszyscy tak robili) do słodyczy i gazowanych napojów. Ok, jesteś dorosła, czy jesz łyżką, którą ktoś oblizał, czy chciałabyś, aby ktoś cię karmił brudnymi rękami? Przyzwyczaj się! Dorosły ma w buzi naprawdę różne bakterie, po co to dawać dziecku, pytam się?


Dziecko jest całkowicie bezbronne, nie róbcie mu krzywdy na złość synowej nawet, jeśli jej nie lubicie.

41 komentarzy:

  1. Masz racje i to jest czasami problem. Trzeba sobie umiec wychować Dziadków.
    Moja Kochana Teściowa /nie kpię? miała początkowo jedna wadę - jak tylko zbliżyła się do wózka z naszą córką to noga na oś wózka i dawaj wózkiem telepać. Nie pomagało - Mamo ona spi, nie przeszkadzaj jej i nie kołysz. Nie pomagało. po ok. miesiącu będąc w złym humorze wyciągnąłem wózek spod jej nogi i oświadczyłem - więcej telepania nie będzie. Przez tydzień była cisza przed......do burzy nie doszło i przez prawie 40 lat miałem cudowną, druga matkę.
    Pozdrawiam
    Czasy się zmieniły i rodziny wielopokoleniowe mieszkające razem to ewenement.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrusiu,jestem tym ewenementem od zawsze,tylko w pokoleniach przesuwam się;) I marzę o urlopie w eremie;)))

      Usuń
  2. Temat trudny i dwu obszarowy. Kiedy korzystamy z pomocy dziadków - niezależnie czy ojczystych, czy macierzystych, to my prosimy o pomoc. Więc nie możemy (moim zdaniem) zasuwać do nich z lista na 10 stron czego dziadkom nie wolno. Warto ustalić, a może nawet spisać- jeśli dziadkowie nie będą urażanie- kilka żelaznych zasad dotyczących odżywiania i bezpieczeństwa malucha. Można powiedzieć, że lekarz tak kazał. (może to będzie argument koronny). Jeśli jednak dziadkowie robią rzeczy, namyśl o których przechodzą nas ciary - nie powierzajmy im swoich dzieci na wyłączność. I jeszcze myślę, że babcie synowe są inne od naszych mam, nie ze złośliwości, tylko po prostu ten typ tak ma - są różne (kwadratowe i podłużne :) Psiara z wystarczająco PL

    OdpowiedzUsuń
  3. Klarko, chyba Cię wydrukuję i zaniosę teściowej mojej!!!! Żeby każda babcia miała takie poglądy, jak tu opisujesz, nikt by na teściowe nie narzekał :) Jest w tym dużo racji (niestety?). Moją mamę mogę poprosić o pomoc i powiedzieć jej, co dziecku wolno, a co nie (nie tylko w kwestii jedzenia). Mojej teściowej mogę mówić.... do usr.. śmierci, że się wyrażę. I jest mi strasznie przykro, kiedy widzę, że omija szerokim łukiem moje prośby, wskazówki, bo ... "dziecko lubi", no właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj ja na swoich rodziców zawsze mogę liczyć, aczkolwiek korzystam z tego w co drugi weekend kiedy mam zajęcia na uczelni, to ogromna pomoc, zajmują się małą świetnie to prawda, ale... no właśnie ale....
    od samego poczatku uczyłam Małą pić wodę, nie słodzoną, po prostu czystą wodę, herbatę- soki sporadycznie a juą zwłaszcza napoje słodzone- u dziadków: no ale jak to nie?! przecież ona jest taka malutka jak mozna jej nie kupić soczku (brr jeśli to soczek to pół biedy, ale przecież kto czyta etykietki, przecież narysowali miśka, znaczy, że dla dzieci... tja) to samo ze słodyczami, u nas są sporadycznie- u dziadków na okrągło, nawet tuż po obudzeniu bo ona jest taka malutka, bo ona chciała. Już się przyzwyczaiła i w domu nawet nie woła słodyczka, ale u dziadków ledwie próg przestąpi i się domaga... Ech.
    Ale podobno dziadkowie są od rozpieszczania....:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam spytać, czy nie przeszkadza, że to dziecko nie tylko synowej, ale SYNA, ale już widzę z komentarzy, że nie. Ja miałam teściową anioła, rozumiałyśmy się w pół słowa, dopiero teraz widzę, że to nie jest częste. No i była bardzo rozumną, rozsądną babcią.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak coś złego to teściowa :-)))
    Też schemat myślowy nie wiem dlaczego...
    Ja myślę ,
    że jest tyle samo Mam i Teściowych źle wychowujących wnuki.
    Znam osobiście takie przykłady,
    że nie powierzyłabym tym Babciom ze strony Mamusi małego nigdy w życiu żadnego małego dziecka.
    Tak szkaradnie rozpuściły do granic wytrzymałości swoje wnuki od córki .

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja córka urodziła się alergikiem. Na szczęście od urodzenia nic innego nie chciała tylko mleko z cycka. I nie pomogły napory obu babć że dziecko "trzeba" dopajać herbatką, że "należy" wprowadzać soczki od tego i tego miesiąca życia. Córcia mądra była już od maleńkości i nic poza cycem do pyska nie brała, a jak mamy nie było to nie jadła i koniec. A jak już była starsza to powystraszała babcie straszliwą wysypką "na wszystko" i na szczęście obie musiały trzymać się wytycznych, bo widać był że dziecku szkodzi. A potem przy drugim też musiały trzymać rygor, bo przecież jedno nie może mieć tego czego drugie mieć nie może, wnuki były traktowane po równo, więc jak jedno nie mogło czekoladki to drugie też nie. I dobrze im to na zęby wyszło.
    A tak na marginesie, to obie babcie, szczególnie teściowa, bo za moją mamę głowy nie dam, spisały się na medal. Rozpieszczanie owszem, ale bardzo rozsądne i bez łamania zakazów i przyzwyczajeń. I za to jestem im ogromnie wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama babcia jestem sześciorga wnuków. Bozia potraktowała moje dzieci po równo ,bo zawsze pierwszy chłopiec a druga dziewucha. Tylko sporadycznie opiekowałam się tymi starszymi juz teraz dorosłymi wnukami i teraz jest podobnie z czwórka maluchów. 2 od syna a dwa od córki. Wykonuję dokładnie polecenia rodziców, a że sama nie lubię jak dzieci jedzą za dużo słodyczy, u mnie w domu je nie dostaną. Jak kupuję, wręczam jednym z ich rodziców do dyspozycji. Ale u nich w domach widzę że bardzo przesadzają w łasowaniu. Widzę ale mam wodę w ustach. Ich małpki i ich cyrk hehe.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam wielkie szczęście, że zarówno moja mama jak i moja teściowa wolą zapytać niż zaryzykować podanie czegoś dziecku.
    Jedyne odstępstwo na jakie sobie pozwalały, to podawanie Okruchowi soków, których on nie lubi - woli zwykłą wodę. Oczywiście dziecko kręci głową, bo zupełnie nie smakują mu soki, soczki i napoje - woda na pierwszym miejscu. Babcie są więc niepocieszone (wiadomo - jak dziecko ma przyjąć witaminki skoro matka poi go samą wodą ;)?) ale nie kłócą się.

    Fakt - kiedy nie podoba im się nasza decyzja potrafią zrobić urażoną minę i mrocznym tonem burknąć "oczywiście, to przecież WASZE dziecko, rób jak uważasz" - choć w zagęszczonym powietrzu błąkają się neonowe słowa "... ale nie masz racji uparta dziewczyno".
    Patrzę na to z przymrużeniem oka i z dystansem. Samo niezadowolenie mi nie przeszkadza, trudno się go wyzbyć i jest naturalne, kiedy ktoś się nam buntuje... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To czasem jest prawdziwy problem. Nie wyobrażam sobie żadnego oblizywania, albo karmienia czymś nieodpowiednim. Na szczęście nikt w ten sposób moich dzieci nie uszczęśliwiał:)).
    Jeśli chodzi o dzieci, to te "od synowej" rzeczywiście są nieco inne. Na ogół (poza wyjątkami) tak się właśnie dzieje. Mnie to akurat nie dziwi, przecież rodzina matki zawsze w jakiś sposób jest nam bliższa. I to już od samego początku. Może wynika to z faktu, że córka mniej się przed matką krępuje i siłą rzeczy z nią konsultuje wszelkie intymne problemy. Dziecko syna jest przeważnie związane bliżej z tą drugą babcią. Kocha się jednakowo, ale do dziecka córki ma się troszkę mniejszy dystans.

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj bywały sytuacje, kiedy płakać mi się chciało z bezsilności, bo babcie i dziadkowie olewali nasze, rodziców zasady żywienia.
    Dziecko nie dostawało słodyczy do 2 roku życia. I super, bo dzięki temu między innymi ma wszystkie piękne zdrowe zęby, a ja nie bankrutuję na dentystę.
    Ale potem jak zaczęli, to przestać nie mogli, "bo dziecko lubi".
    Nie znoszę takiej głupoty, bo inaczej tego nazwać nie można.
    I dziecko dopiero w wieku kilkunastu lat, czyli koło 20-tki wzięło się i schudło kilkanaście kg, a była to ciężka walka, bo dziadkowie zadbali o wyhodowanie dodatkowych komórek tłuszczowych.
    A nawet lekarza cytowałam, nie trafiało!
    Oj jak dobrze, że teraz już moja córka jest już prawie dorosła :)

    OdpowiedzUsuń
  12. dobra znów zniknął komć?

    OdpowiedzUsuń
  13. Moja teściowa jest niereformowalna - tak jak piszesz - czekoladka na rozwolnienie, soczki słodkie dla dziecka, wodę pija tylko zwierzęta, a lekarz ?co taki młody facet może wiedzieć?
    Na szczęście mam ją daleko.
    Własnego wnuka traktuję jak synka, więc zgrzytów nie ma!
    aaa, jednak jest jedna sytuacja - moja Pysia Dawidkowi często zakłada czapeczkę - moim zdaniem bez potrzeby (jak nie ma mrozu, albo palącego słońca) i wkurza mnie, że to ONA mnie zwraca uwagę, że powinnam założyć też mojemu! :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej, jaką ja będę teściową i babcią...

    OdpowiedzUsuń
  15. oszzzz... jakbyś pisała o mojej teściowej!!!!!
    ile razy ją prosiłam "mamo, nie dawaj im gazowanych napojów, nie wpychaj im gum rozpuszczalnych do ust, nie pozwól aby słodkie zdominowało posiłki całego dnia!!!!
    jak murem o ścianę!!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. Przerażające jest to co piszesz, ale niestety bardzo prawdziwe. Moja Oleńka nie miała jeszcze roku kiedy teść chciał jej dać ptasie mleczko! Na mój tekst, że po pierwsze Ola nie je słodyczy, a po drugie takie ptasie mleczko to jest czysta chemia strasznie się oburzył. No i m.in. dlatego (trochę też z uwagi na jego stan zdrowia) Ola nie zostaje z nim sama...

    OdpowiedzUsuń
  17. O swojej teściowej tak dostałam w kość, że będę najlepszą teściową na świecie. Taki mam zamiar!!!
    Ja ze sparaliżowaną twarzą, zaraz po porodzie, musiałam dowozić i odwozić tramwajem mojego synka do teściowej, gdyż nie miałam go z kim zostawić podczas rehabilitacji (moja rodzina mieszkała w innym mieście). Pamiętam do dziś, jak ludzie się dziwnie na mnie patrzyli w tramwaju, miałam czerwoną od masażu połowę twarzy. Natomiast do wnuka córki biegała na każe skinienie i opiekowała się nim całe dnie. Z naszym synem godzina to był kosmiczny problem. Ale dziś wiem, że mu to na dobre wyszło i staram się nie pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  18. Niestety,też mam przykre doświadczenia i wszędzie zauważam lekceważenie rodziców,nie tylko przez teściów czy własnych rodziców, ale ciocie, wujków, znajomków. Znoszenie słodyczy kilogramami, wtykanie lizaczków,lodów na każdym kroku,ech.
    I jeszcze wrednie za plecami, cii,masz,masz ,mama nie widzi ! I głupi uśmieszek.
    Toczyłam boje,by nie faszerowano moich córek słodyczami. Koszmar.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nasz wnuk ma dwa latka, był i jest często pod moją i męża opieką. Jak córa była malutka, to w sklepach nie było za wiele łasuchowych i chemicznych pokus (1983r), dieta opierała się na naturalnych produktach, ale faktem jest, że wówczas w zaleceniach pediatrów były soki ze słodkich owoców, czekoladka..., no, krótko mówiąc sporo się zmieniło z korzyścią dla dzieci.
    W diecie naszego maluszka rzadko pojawiają się słodycze, jak jest u nas to nie dajemy nic przemyconego przed jego mamą. Uwielbia kiszone ogórki, marchewkę z jabłkiem, a wczoraj nie nadążałam wydłubywać mu pestek z czereśni, bo jeszcze nie potrafi sam wypluć :)
    Też zastanawiam się jak to jest z tymi dziećmi synowych. Teściowa mojej córy też dość często ma pod opieką wnuka, ale pod względem posiłków jest niereformowalna ! Tydzień temu mieliśmy rodzinne spotkanie, i miałam okazję widzieć jak babcia wciska dziecku w łapki rzeczy zakazane.Wywiązała się rozmowa na ten temat, że skoro mama dziecka prosi, aby nie karmić go tym, czy tamtym, to trzeba to uszanować, ale swatowa skwitowała to tym, że jego tatuś jadł takie rzeczy i wyrósł na dużego i zdrowego. Noszszsz

    PS. znów coś się zmieniło z dodawaniem komentarzy, a co tam będzie imiennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmieniło sie bo strasznie mnie atakuja spamerzy
      acha i kochani czytelnicy, jestem nienormalna bo nawet pisze z poczekalni od dentysty!

      Usuń
    2. Klarko, domyślałam się tych napadających, ale jak mnie temat "grzeje", to nie ma to tamto - piszę jak myślę i nie ukrywam się :) , a tematu i tak nie wyczerpałam, bo nie potrafię krótko ;)

      Klarko, jesteś jak najbardziej NORMALNA . Już wystarczającym stresem są kłopoty zębowe, a czekanie na ich naprawienie, to mus wypełnić odwróceniem uwagi od tego .
      Aaa, dopiszę, że dawno temu złamałam zęba na miąższu arbuza :), a w nim akurat pestki wówczas nie było, choć te bardzo lubię rozgryzać :D

      Usuń
  20. Klarko,
    to nie post, to MANIFA! :)
    Poki nie nauczymy sie szanowac drugiej osoby: Mamy, meza dziecka to beda takie cuda, jak piszesz...najgorsze z oblizywaniem, FUJ!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. tyle lat żyję na świecie i nie zetknęłam się ze złośliwymi i głupimi babciami. sama mam dorosłą wnuczkę i czternastoletniego wnuka, ale dla mnie zasady żywienia były święte. zwłaszcza, że mój wnuk jest alergikiem a wnuczka była niejadkiem. dodam, że mam synów, czyli to dzieci moich synowych. no i moich synów oczywiście. zupełnie nie rozumiem dlaczego dzieci córki miałyby byc inaczej traktowane. chyba żadna normalna babcia tak nie postepuje.

    OdpowiedzUsuń
  22. Moje wnuki kocham tak samo, wszystko jedno syna czy corki.Opiekowalam sie starszymi, teraz juz rzadziej ale jednak 3-latkiem.U mnie jadly I jedza to, co mama z dzieckiem podala, pozatym to , co im wolno.3- letni wnuczek nie zna cukierkow, czasem dostaje kawalek czekoladki albo ciasteczko, pije tylko mleko I wode.Ani moje dzieci ani wnuki nie byly hustane nikt nie oblizywal im lyzeczek ani smoczkow.A synowa mam super mame , tak samo jak corke.

    OdpowiedzUsuń
  23. "dzieci synowej są traktowane inaczej niż dzieci córki" - coś w tym jest. Moja teściowa do tej pory , jeśli chodzi ożywienie, nie może zrozumieć, że Kasia określonych produktów jeść nie może , bo.... Kiedyś musiałam to wręcz wykrzyczeć:
    - Mama pójdzie do domu, a ja z prpoblemem zostanę. Przy tym dziecko będzie cierpieć. Czy tak bardzo mama jej nienawidzi, że chce, aby cierpiała?
    Obraziła się. Przez jakiś czas był spokój, potem zaczęło się na nowo.
    A w przypadku dzieci córki bezwzględnie przestrzega diety. Dziwne, ale prawdziwe. Może dorosła i zrozumiała?

    OdpowiedzUsuń
  24. Cos mi sie wydaje, ze jestem babcia idealna:))) Trzymam sie z daleka od wnukow, a jak juz sa blisko to pytam "czy tak mam trzymac, czy moze inaczej?".
    Wszystko sie zmienilo, a poza tym to nie moje dzieci, to moje wnuki i jak juz sa w zasiegu moich rak to nie zanczy, ze wolno mi robic co chce, bo "przeciez sama kiedys wychowalam".

    OdpowiedzUsuń
  25. Teściowa moich dzieci nie lubiła od urodzenia,więc nie pchałam ich do niej.Dzieci innych synowych "przetrzymywała" gdy musiały wrócić do pracy.3miesięcznej dziewczynce z dumą dawała czerninę.Gdy mała juz umiała mówić i chciała zupki to dostawała od niej makaran ugotowany w wodzie z vegetą,to była zupa.Rok temu urodziła sie ósma wnuczka a pierwsze dzieko jedynej córki.Zupełnie inna babcia.Przyznała,że to pierwsze wnuczę które kocha.

    OdpowiedzUsuń
  26. Hmmm, to teraz rozumiem dlaczego mnie i siostrę babcia od strony ojca traktowała gorzej niż dzieci od strony siostry ojca...
    Chociaż jest krawcową nam nigdy nic nie uszyła, a kuzynkom cały czas jakieś spódniczki i sukienki, a warkocze ozdabiała wstążkami.
    Teraz, po śmierci dziadka została sama. I to my głównie do niej jeździmy lub dzwonimy, a tamte wychuchane wnuczki jakby zapomniały o jej istnieniu.
    Smutne ale prawdziwe.
    fidelia

    OdpowiedzUsuń
  27. moja teściowa ma tylko dzieci synowych
    ale dla odmiany uznaje tylko chłopców, ja na szczęście mam dwóch:))

    OdpowiedzUsuń
  28. Witaj :)
    Swoje dzieci wychowywałam bez pomocy Mamy i Teściowej. Taki był nasz z Mężem- wybór. Nie żałuję :) chciałabym i ja nie wtrącać się kiedyś w wychowanie wnuków, zobaczymy, co pokaże życie.
    Pozdrawiam mile :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Hihihi, Klarko, ale Ty przeciez masz syna, wiec tez bedziesz sie opiekowac (jak bedziesz miala ochote oczywiscie) dziecmi synowej!!! ;)

    A poza tym to nie regula. Moja babcia zajmowala sie mna - corka synowej bez zarzutu. Ona byla moja ukochana babcia, a ja jej ukochana wnusia. Moze to dlatego, ze tata byl jedynakiem, wiec wnukow od strony corki nie bylo? ;)

    Moi tesciowie tez wyznaja wlasnie takie metody. Na rozwolnienie czekolada albo odstana cola, ale jak kiedys zobaczyli, ze Bi je gruszke to podniesli krzyk, ze takie male dziecko (miala z 1.5 roku) nie powinno ich jesc. I nie chcieli uwierzyc kiedy powiedzielismy, ze je odkad skonczyla 8 miesiecy! :)

    A zreszta, tesciowie jak tesciowie, ale kiedys moj wlasny maz chcial zrobic Bi kogel-mogel, bo "on jadl jako dziecko i nic mu nie bylo"!

    OdpowiedzUsuń
  30. dobre sobie! o tych babkach wychowujących dzieci synowej :) ale wiesz, cos w tym jest. Uzmysłowiłas mi, że dużo w tym racji :) niedawno też o dziadkach pisałam tylko troche w innym kontekście, zartobliwym:) Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  31. Zgadzam sie
    Ja jako Mama 18 miesięcznej Juli podpisuje sie tylko czym sie da pod Twoim postem
    Dobrze, ze nie mam takich dobrowszystko wiedzących ludzi w około a i został mi tylko Teściu, który jest najukochańszy na świecie

    OdpowiedzUsuń
  32. Moja mama wpychała synkowi czekoladkę, choć nawet zębów jeszcze nie miał. Nie lubił słodyczy bardzo długo, a ona mu na siłę. Teściowa "racjonowała" słodkości, ale to już było później, kiedy młody je polubił.

    OdpowiedzUsuń
  33. I znów trafiłaś w sedno. Tak jest, też to obserwuję już od paru lat. Ale do szału doprowadzają mnie jeszcze mamusie, które pozwalają na wszystko dziecku, bo dziecko lubi. Jak słyszę "bo dziecko lubi" krew mnie zalewa. No ale ja jestem nianią doskonałą, więc mogę się frustrować :D

    OdpowiedzUsuń
  34. Mam złe doświadczenia z własną matką. Teściowa, mimo że przez kilka miesięcy mieszkaliśmy razem, nie wtrącała się. Natomiast moja mamunia...ona wiedziała wszystko lepiej. Podważała każda moją decyzję, nieważne czego dotyczyła (w ramach opieki nad dzieckiem oczywista). Nie umiałam ubrać, karmić, gotować, prać prasować, robić zakupów... w ogóle jako matka byłam absolutnie niewydolna, co moja supermama udowadniała mi jak mogła i kiedy tylko mogła. A, niestety, potrzebowałam jej pomocy więc zaciskałam zęby i...Tak było do 8 roku życia Młodego. Chodził już do szkoły, więc i bywał u dziadków na wakacje i ferie. Zawiozłam go do rodziców na ferie zimowe, a mój ojciec miał go po 2 tygodniach przywieźć. Przywiózł, a jakże! W jego jeansy wstawiony był ok. 6 centymetrowy klin, bo "dziecku się przytyło". Sama mam poważne problemy z wagą, więc jak oszalała dbałam, by syn nie musiał się tak męczyć. Udawało mi się nie najgorzej, dziecko do 4 roku życia nie jadało słodyczy innych niż owoce (babcia próbowała, ale młody postawił taki opór, że zrezygnowała), a tu takie coś?!?Ojciec na mękach zeznał, że dziecko było pasione radośnie i codziennie zjadało 5 (słownie pięć) pączków...dostałam wścieklizny, zadzwoniłam do matki natychmiast i wykrzyczałam jej, że widać utuczenie mnie to dla niej za mało, że musi i moje dziecko załatwić, ale że ja nie pozwolę i jeśli zrobi coś przeciw niemu, to już może pożegnać się z widywaniem wnuka (jedynego i ukochanego) i rzuciłam słuchawką. oddzwoniła po godzinie chlipiąc, że mam rację, że to jej problem i że przeprasza i więcej nie będzie. Mój syn nigdy więcej nie był przez babcię pasiony. Czasem trzeba tupnąć.

    OdpowiedzUsuń
  35. Mam synów, więc "córczanych" wnuków nie będzie. Wnuka dostaję w ajencję 2 razy w tygodniu. Ignac ma ponad dwa lata i do dziś uważam, że powinien pić wodę i nie jeść biszkopcików, ale nie będę pouczać Synowej, bo jest dobrą żoną i matką, więc czego chcieć więcej? Ja jestem od kupowania i czytania pouczających książek, gotowania z młodym zupy jarzynowej - bardzo lubi przygotowanie kalafiora czy próby obierania marchewki. Zamiast naleśniczków robię klopsiki w warzywach. I to ja dałam niespełna rocznemu maluchowi pierwszy listek bazylii - zeżarł i chciał jeszcze ;-) Nie pozwalam męczyć (jego) psów i (moich) kotów. Uczę mówić, rysować i pomagam poznawać własne imię na miękkich szmacianych literkach - na plac zabaw biega druga babcia i rodzice.
    Może go nie zepsuję...

    OdpowiedzUsuń
  36. wypisz wymaluj moja "mamusia"
    przypomniało m się jak w wielkiej tajemnicy przede mną karmiła niespełna roczne dziecko ze skazą białkową lodami...
    a ja zachodziłam w głowę skąd ta wysypka...

    OdpowiedzUsuń
  37. Wezmę to pod uwagę jak tylko babcią zostanę:):synowa już mam a więc i moze i zaraz babcią:):)???
    Pozdrawiam
    Wpadłam sobie tu dzis i czytam , podczytuję, rozmyślam:):)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz