poniedziałek, 19 maja 2014

rusza taśma..(7)

To był całkiem niezły czas. Lubiłyśmy się, spotykałyśmy się czasem po pracy, wytworzyła się między nami może nie przyjaźń ale koleżeństwo pełne życzliwości. Pożyczałyśmy sobie sukienki na specjalne okazje, jedna drugiej załatwiała coś na mieście, opowiadałyśmy sobie o swoich domach i rodzinach. Nikt sam dla siebie nie robił kawy czy herbaty, zawsze pamiętał o koleżankach od taśmy.

Wśród dziewczyn na produkcji panowała lojalność. Jeśli któraś czuła się gorzej,  miała ciężką miesiączkę a akurat była wyznaczona tego dnia do najcięższej pracy, na przykład do noszenia konwi, mogła poprosić koleżankę o zamianę. Oczywiście żadna z nas tego nie nadużywała. Osobną sprawą były ciężarne. Zdarzyło się, że jedna z nas, będąc w ciąży z bliźniętami, straciła najpierw jedno a potem drugie dziecko. Kto donosił ciążę do dwunastu tygodni, zostawał przeniesiony na inny dział do lżejszej pracy.  Na butelkowni też były nieco lżejsze stanowiska, na przykład mycie dekli albo plombowanie konwi, toteż solidarnie zamieniałyśmy się miejscami.
*
 Mariola chodziła w za dużych o trzy rozmiary białych gumowcach bo kiedy fasowała roboczą odzież, na magazynie nie było mniejszych numerów. Ja już w tym czasie chodziłam w cudownych butach trekkingowych, które zdobyłam u teściowej w sklepie z używaną odzieżą. Te buty były błogosławieństwem i zapowiedziałam, że jeśli ktoś mi je ukradnie to się zwolnię.
Mariola chodziła tak, jakby się miała co krok wywrócić, jej ruchy były nieskoordynowane, podskakiwała, wymachiwała rękami. Była strasznie chuda, skrzynkę z mlekiem podnosiła na trzy razy. Wszystko robiła z rozmachem, strach było koło niej stać bo można było niespodziewanie dostać w zęby.
Miała wadę wymowy, mówiła bełkotliwie i zawsze podniesionym głosem, co było dla wszystkich irytujące. Traktowała nas jak wrogów, była miła tylko wtedy, gdy miała nadzieję na korzyść.
Kiedy przebierała się w szatni, zauważyłam, że ma za sprawą tych dużych gumowców otarte do krwi łydki. Ja patrzyłam na jej kościste nogi a ona na moje buty. Nie, przykro mi bardzo, ale się nie zamienimy – powiedziałam na jej żądanie. Dziewczyny wiedząc, jaki mam stosunek do moich butów, ryknęły śmiechem.
Nie śmiejcie się, ona jeszcze nam wszystkim wybierze jajka – stwierdziła proroczo Teresa.


Lista obecności leżała w kantorku do szóstej piętnaście. Kto zamarudził w szatni albo robił kawę, mógł mieć wpisane spóźnienie, dlatego często podpisywała jedna drugą. Majster o tym podpisywaniu wiedział, nie było to takie ważne,  taśma tak wcześnie nie ruszała, trzeba było najpierw skręcić maszyny i wysprzątać chłodnię.

Pewnego dnia Mariola podetknęła majstrowi pod nos listę mówiąc triumfalnie – Renatki nie ma a jest podpisana! W chłodni jest, po kefir poszła, suszy ją – powiedziałam natychmiast i to było na szczęście prawdą. Ale od tej pory bałyśmy się podpisywać  za kogoś.
Innym razem Mariola powiedziała, że jest w ciąży. Trzy dni spędziła „pod ochroną” a na czwarty dzień oznajmiła, że dostała okres i też nie będzie nosić konwi. Doszło do tego, że nikt z nią nie chciał pracować, cichły rozmowy w jej obecności i nawet przy stoliku w pokoju śniadań siedziała sama.
Dopiero, gdy do pracy przyjął się jej mąż, zrozumiałyśmy, dlaczego nas cały czas atakowała i wykorzystywała.

Był  wysokim, dobrze zbudowanym blondynem, poruszał się wolno, jakby leniwie, na twarzy miał wiecznie ironiczny uśmieszek. Przyjeżdżał do pracy samochodem, co było w tamtych czasach wyjątkiem, był przecież robotnikiem fizycznym i z tego, co mówiła Mariola, wcześniej pracował w różnych miejscach ale zawsze krótko.
Kiedy byli razem na zmianie, Mariola latała koło niego, sprzątała za niego stanowisko, na przerwie robiła mu kanapki i herbatę i wiele innych rzeczy, o których nie napiszę. On po pracy szedł do samochodu i jeśli ona nie zdążyła się przebrać, odjeżdżał sam.  Mariola jechała autobusem, dźwigając wszystko, co ukradła. On miał jakieś specjalne zamówienia od sąsiadów i znajomych i na tym zarabiali.

Dzień po dniu widzieliśmy, jak ten facet się nad nią znęca. Raz przechodził koło niej i kopnął w pojemnik, na którym siedziała. Upadła na posadzkę, boleśnie się tłukąc. Innym razem popchnął ją na maszynę i uderzyła głową w metalową obudowę. Przychodziła do pracy posiniaczona, mówiła, że bije ją również teściowa.
Chciałyśmy jej pomóc, chciałyśmy świadczyć w sądzie, prosiłyśmy, żeby od niego odeszła i zgłosiła sprawę o znęcanie. Była na nas jeszcze bardziej zła. 
Wreszcie majster załatwił to po swojemu, proponując wypowiedzenie za porozumieniem stron.  Zwolnili się obydwoje.

Odejście z pracy tej pary przyjęliśmy z wielką ulgą.


24 komentarze:

  1. W tamtych czasach była większa solidarność pracowników. Jakoś trzymaliśmy się kupy. teraz młodzi znają jedynie wyścig szczurów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. na szczęście jeszcze zdarzają się perełki w tych czasach, że pracownicy trzymają się razem. Pomagają sobie nie tylko w pracy, ale poza nią.
    Klarko niestety są ludzie, którym nie można pomóc. Może to lubią, albo boją się opinii środowiska?
    Artek (zapracowany)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie to ja też lubię, jak się coś w komentarzach dzieje, dlatego nie pisnę słowem, jeśli czytelnicy zrobią tu miazgę, Tylko ignorant może napisać, że ofiara przemocy lubi to!

      Usuń
    2. ignorant mariolki19 maja 2014 15:33

      Ofiara przemocy lubi to .. i jeszcze owo :)

      Usuń
  3. Takich Mariolek sponiewieranych fizycznie i psychicznie jest dużo,ale też przybywa "Mariolek" zdrowych na ciele i duszy,które donoszą na swoich kolegów.
    Wanda z W.

    OdpowiedzUsuń
  4. donosicielstwo było dla mnie zawsze najgorszym występkiem w pracy.
    miałam jednak w młodosci szefową, która nagradzała za donoszenie. widzisz, jaka wredna świna?

    OdpowiedzUsuń
  5. Łatwo powiedzieć, że "ja to bym gnoja zabiła, a potem się z nim rozwiodła". Tylko, że takie relacje obciążone są można to nazwać uzależnieniem. Trudno powiedzieć co sama bym zrobiła. Może tak jak ona bym skakała za mężusiem, żeby tylko mnie nie zostawił. Chociaż nie. Nie potrafiłabym tak. Za mniejsze przewinienia wbijałam na pal i paliłam na stosie. Ale nie każdy jest taki wredny jak ja. Są jeszcze wrażliwcy.

    OdpowiedzUsuń
  6. no niemiło.
    I jeszcze teściowa?
    parszywie wpadła dziewczyna;/.
    Dobrze napisałam ,że nie będę chciała o tym czytać.
    okropna w opisie a jednak taka .... bezbronna .

    OdpowiedzUsuń
  7. Klarko nie tak szybko, nie nadążam czytać;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Mariolka. Jakim sposobem mogłaby od męża odejść, skoro i tak "cienko przędła". Żal mi jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mogła tak jak inne zamieszkać na stancji, przecież pracowała i zarabiała

      Usuń
    2. ile kobieta nawet lepiej zarabiajacych,samodzielnych itp - było lub jest w podobnej sytuacji?
      to coś tkwi w psychice...

      Usuń
  9. Matyldo - pełna zgoda, ja do dziś nie bardzo pojmuję to, co się między nimi działo, obawiam się, że jeszcze trochę, a my również dałybyśmy się sterroryzować temu łajdakowi

    OdpowiedzUsuń
  10. To był sadysta, a ona jego ofiarą. Może była typem masochistki..okropna para tych dwojga..brrr

    OdpowiedzUsuń
  11. Obrazek jak z podręcznika psychologii. Niestety prawdziwy :( Ofiara przemocy czasem sama staje się sprawcą, np. wobec dzieci, albo innych słabszych od siebie. A czemu nie odchodzi? Najpierw trzeba dojść do ściany. Widać Mariola jeszcze jej nie zobaczyła. Jeszcze myślała, że ją kocha. Jeszcze marzyła, że kiedyś się zmieni.Dla niej oczywiście. Czy była głupia? Nie. Była ofiarą przemocy. Jak tysiące innych: robotnic, lekarek, urzędniczek, albo bezdomnych alkoholiczek. I jak wielu facetów, którzy w domu dostają w pysk. Mam nadzieję, że w jej życiu nadszedł dzień, kiedy powiedziała dość. Psiara zw.

    OdpowiedzUsuń
  12. A no własnie.
    M. była ofiarą swojego męża i jego matki, ale nie odchodząc od nich niejako z nimi współpracowała. Koledzy z pracy, zupełnie tego nie chcąc, stawali się ofiarami jej - złośliwości? zemsty? rozpaczy?
    Na pewno ciekawe było by wyjaśnienie tego zjawiska, Dla siebie zauważyłam już dawno, że nadtoż ciekawe i trudne zawikłania psychologiczne najlepiej pozostawić specjalistom (albo jakimś innym mądrym ochotnikom). Nie przerabiać ich na własnej skórze.
    Na takie stać mnie niestety proste wnioski.

    OdpowiedzUsuń
  13. weselnapiekarka20 maja 2014 09:22

    Tak,było więcej koleżeństwa,wzajemnej pomocy,byliśmy bardziej solidarni.I chyba bardziej radośni,cieszyło nas dużo małych rzeczy.Takich Mariolek było i niestety jest jeszcze dużo.Stąd tyle przemocy wobec dzieci ,osób mniej sprawnych fizycznie.Zło napędza zło.

    OdpowiedzUsuń
  14. Taką Mariolkę mieliśmy tam, gdzie mieszkałam wcześniej. Nie raz z sąsiadami szliśmy Jej na pomoc, a już następnego dnia szli jako szczęśliwe małżeństwo pod rączkę do kościoła. Dzisiaj już od kilku lat jest po rozwodzie. Mam nadzieję, że i ta dziewczyna z którą pracowałaś zrobiła porządek z draniem...

    (po 50)

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  15. i ja znam taką"Mariolkę" - nie wiem, czy mąż ją bije, ale np nie wpuszcza do domu jak na czas nie wróci z pracy (wiem, że wtedy nocowała u kogoś znajomego) nie rozumiem;/

    OdpowiedzUsuń
  16. Każdy zna taką Mariolkę.I jest bezadny.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mariolka pewnie go po prostu ślepo kochała... Może pochodziła z jakiejś biednej miejscowości, a ten - pożal się boże - Adonis umożliwił jej przeprowadzkę i życie w większym mieście? Może była zakompleksiona, a ten ją omotał i przejął całkowicie kontrolę nad jej życiem? Z opisu wynika, że to lepszy cwaniak był. Może... Może... Może... Jest cała masa takich ślepych Mariolek... Szkoda. Należy im tylko współczuć.

    OdpowiedzUsuń
  18. O rany , takie życie to koszmar. Jestem szczęśliwa, że żyję w normalnym świecie i bez takiego kata . Mogę mieć marzenia, choć skromne i spać spokojnie . Klarko , wspaniała opowieść dla tych którzy uważają się za nieszczęśliwych - dziękuję i pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz