środa, 5 marca 2014

znów o tych kotach

To miejsce teoretycznie przeznaczone jest na kubek z kawą.

Nie do końca ufam moim zwierzętom. Kiedy mieliśmy psy, czasem kłóciłam się z mężem, który beztrosko zostawiał otwartą bramę nie przejmując się, że psy mogą wybiec na drogę.
Po pierwsze – mogły. Prawie każdy pies reaguje na biegnącego człowieka, wystarczyłoby, aby chodnikiem ktoś biegł albo przechodził ktoś z innym psem  i już nasze pieski polecą zobaczyć, co też się ciekawego dzieje.  Mąż twierdził, że one nie są agresywne i nic nikomu nie zrobią. Ale ludzie o tym nie wiedzą i mogą się bać. Kto nie bałby się dwóch wybiegających wilczurów? Poza tym psu coś się może stać, np. może wpaść pod samochód albo dostać od kogoś zdesperowanego kamieniem.
Wtedy jeszcze nie było obowiązku wyprowadzania psów w kagańcu a na wsi to już się psami nikt nie przejmował, przeważnie bywały uwiązane na łańcuchu do budy i puszczane na noc. Te kłótnie zdarzały się u nas bardzo dawno temu, ale myślę, że moje argumenty są i dziś racjonalne. Uważałam, że pies może zaatakować zupełnie nieoczekiwanie, na przykład, jeśli dziecko wsadzi mu palec do oka albo skoczy na ogon. Jest to dość krzywdzące dla naszych psów, bo obydwa na widok pewnego łobuziaka zgodnie uciekały zaszywając się pod agrestem.

Z kotami mam inaczej bo co taki kot może zrobić ale i tak rozumiem, że nie wszyscy mają obowiązek je kochać. Taki Kiciul na przykład potrafi nocą wejść przez okno do pokoju gościnnego i wymościć się na gościu. Staram się o tym pamiętać i mówię gościowi – nie wystrasz się, jeśli koło północy coś zacznie ci tłuc w szybę. Jak mu nie otworzysz to się zniechęci i pójdzie tłuc do kogoś innego. Gwarantuję natomiast, że na pewno żaden kot nie załatwia się w domu. W sumie łatwiej mi pobawić się kilka razy na dobę w „wpuść kotka wypuść kotka” niż kupować żwirek i sprzątać kuwety.

Ale nie ma lekko. Trzeba pamiętać, ze kotek to nie tylko puchate mruczenie na kolanach, śmiech, gdy wyrywa pieniądze i chce liczyć razem kasę albo pędzi po podłodze  za światełkiem lasera.  Jeszcze wierność – tak tak, Kiciul nie odstępuje mnie na krok, kiedy się kąpię, wali łapami w drzwi łazienki, potem czeka cierpliwie i prawie za każdym razem zapominam, że on tam jest, i biedny dostaje tymi drzwiami, kiedy wychodzę. A zresztą co ja będę pisać, wszystko to już było napisane sto razy. 
Najzabawniej jest z kartonami. Wiecie, jak najłatwiej złapać kota? Wystarczy na środku pomieszczenia postawić tekturowe pudełko, zwierzak wskoczy tam w sekundzie i będzie darł dno pazurami. Tak było i ostatnio.
Nie zwracałam za bardzo uwagi co wyczynia, ponieważ byłam zajęta, aż kątem oka dostrzegłam w pokoju coś brązowego pod stołem. Złapałam rozbawionego kota i ze słowami – a cóż to się stało – wyniosłam go na ganek. Założyłam rękawiczki i wzięłam papierowe ręczniki, chcąc sprzątnąć to, co narobił kot. Zmartwiłam się bo to oznaczało, że być może jest chory a jednocześnie zdziwiłam się,  ponieważ nic nie było czuć.
Kiciulek został wyrzucony z domu, ja poszłam sprzątać coś, co okazało się tylko  kawałeczkiem tektury, przyniesionym  w pyszczku pod stół  dla zabawy. I tak to jest z zaufaniem. 

28 komentarzy:

  1. Moja nie moja kota też zna tę zabawę ww wpuść kota, wypuść kota. Potrafi bawić się w to do upadłego(mojego)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, to widzę, że "kociara" z Ciebie:-)).

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie zawsze zabawa jest z kotem jak wrócę z zakupów i mam papierową torbę. Wystarczy ją opróżnić i zostawić na podłodze, a już kot w niej siedzi. Nawet jak śpi to wyczuje, że wróciłam z zakupów i że jest w co się zapakować :) Aniutka81

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, też bym wolała by moje załatwiały potrzeby na podwórku,
    ale tutaj tak nie da rady u mnie ...

    OdpowiedzUsuń
  5. a mój kot szerokim łukiem omija pudełka, za to uwielbia włazić do szeleszczących reklamówek :D, a najlepszą zabawką jest woreczek foliowy, który znalazł się na podłodze.

    OdpowiedzUsuń
  6. wpuść wypuść najlepiej o 3,30 nad rankiem i każde KONIECZNIE innym oknem;>>>>>

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas w domu to zawsze jak są ludzie, to jest zabawa w odźwiernego, jedno zwierze wychodzi drugie wchodzi i tak czasami kilka razy w ciągu godziny i bywa.

    OdpowiedzUsuń
  8. mnie się wydaje ze ten kiculek na zdjęciu rozłożył łapki w oczekiwaniu na kubek z kawą właśnie, no może z kakao;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tez się bawię w odzwierna jak jest chłodno, bo jak jest ciepło to okno i drzwi są cały czas otwarte. Kartony, torebki, koszyki, walizki tez są bardzo cenione przez nasze. Mam tez taka jedna (Mona), co lubi się chować pod kocyki, pledy itp, wiec musimy ciagle sprawdzać, żeby na niej nie usiąść, bo to grozi obraza majestatu :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz jakiś smakołyk na przeprosiny dla kiciulka.Ja latem zostawiam na noc otwarte okno ,żeby Maciuś nas nie budził i kiedyś wszedł nam obcy kot.Co do psów to masz rację.Ja należę do tych ,co panicznie boją się,gdy nie ma właściciela.
    Wanda z W.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy przy trojce dzieci nie musialam kupowac "klodki "na lodowke . A przez kota -jak najbardziej ::)), i na lodowke i na szafke . Na szczescie i IKEI byly niedrogie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mam kota domowego, a te podwórkowe to trzy dzikie że podejść nie dają do siebie, a jedna stara kocica - która ponoć ma już 14 lat, nie wiedziałam, że koty mogą tak długo żyć - jest przymilasem, ale tylko wtedy kiedy sama ma ochotę. W kwestii psa, podzielam, sama kiedy wypuszczam swojego zamykam bramę i furtki.

    OdpowiedzUsuń
  13. ". Jak mu nie otworzysz to się zniechęci i pójdzie tłuc do kogoś innego" - Klarko, uwielbiam Cię! I Kiciulka też!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie cierpię właścicieli psów bez wyobraźni. Nie rozumiem dlaczego nie można wyjść z psem na smyczy. Kiedyś "rozkoszny doberman" przewrócił moje małe wówczas dziecko. Mały uderzył się w rant krawężnika. Od właściciela czworonoga usłyszałam - nic się nie stało. Jakiś czas później ten sam piesek skoczył na moje plecy. Też nic się nie stało. Uroczy ratlerek porwał mi rajstopy - nic się nis stało. Takich opowieści mam bez liku.
    Też mam psa. Yorka. Zawsze jest na smyczy poza moim własnym ogrodem i wcale nie dziwię się nikomu, kto boi się do nas wejść jak psina biega wokół domu.
    Dziękuję Klarko za ten post i za kłótnie z mężem:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie, wystarczy trochę wyobraźni. Wkurzają mnie właściciele psów ( dużych), co to w parkach puszczają na wybieg luzem i jeszcze się dziwią, że jak do mnie podbiegają to biorę mojego małego pierdka na ręce. "Ale on jest przyjazny, on nie gryzie", tak a ja mam być duchem świętym i o tym wiedzieć.......już taki jeden mi kiedyś psa pogryzł. Ja mogę ( a nawet muszę z obawy) z małym psem na smyczy, a inni wilczura w parku puszczają luzem "bo się musi wybiegać".............

    OdpowiedzUsuń
  16. Dla mnie kot to był uniwersalny odstresowywacz. Pomruczał, podrapał a nawet posyczał........ale mnie juz było lepiej i ruszałem do kuchni odkazic zadrapania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Ach te koty! jak ja mam wolny dzien to juz kotki sie zatroszcza, zeby mi sie nie nudzilo... to chyba ogolnie znana zabawa: wpusc kotka, wypusc kotka - bo kot jest zawsze po niewlasciwej stronie drzwi. a jeszcze jest niestety za zimno zeby zostawiac otwarte...
    tez Monika

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedyś, gdy mieszkaliśmy jeszcze w akademiku, odwiedzał mas przez okno na piątym piętrze szczurek sąsiada. Zaprzyjaźniliśmy się z nim oczywiście (ze szczurkiem, nie z sąsiadem).
    Ale któregoś razu pod naszą nieobecność nocował u nas mój kolega i w nocy obudził się ze... szczurkiem słodko śpiącym mu na brzuchu. Wiedział o możliwych odwiedzinach, ale i tak wrażenie było niezapomniane...:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Klarko, co to za Waszyngtony latają???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a to na Dzień Kobiet zamiast kwiatków, złapałaś?

      Usuń
    2. Nie :( pooglądałam tylko :(
      A co do kotów - uwielbiam. To są .... nie da się chyba jednym słowem określić tego zwierzaka :) niesamowite?

      Usuń
    3. Wiem! Jedyne w swoim rodzaju!

      Usuń
  20. Nie zaufalas Kiciulkowi - och podla Ty.
    Psica nasza jest psia ciapa, mozna jej wsadzic palec w oko czy w ucho, ewentualnie odejdzie, a najczesniej nawet pozycji nie zmieni. Nigdy jednak nie powiem, ze ten pies nie gryzie, bo mimo wszystko to nadal pies, mowie, ze jeszcze nikogo nie ugryzl ;-)
    Moja sasiadka wymyslila, ze jest prawo, ktore stanowi, ze pies do 20 kg moze biegac po wsi luzem, za ciezszego jest mandat

    OdpowiedzUsuń
  21. Według mnie żaden pies, nawet mały, nie powinien biegać luzem. Kiedyś w zimie dziecko ciągnięte na sankach, więc nisko, przestraszyło się bardzo mojego jamnika. Ależ było mi głupio.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chętnie Cię odwiedzę. Będę zaszczycona wizytą Kiciulka.
    Jestem przyzwyczajona, że moje łóżko nie należy tylko do mnie - obudziłam się rano, to na nogach dwa mi leżały ;)
    Evik

    OdpowiedzUsuń
  23. Psa wyprowadzam na smyczy, ale bez kagańca. Jest niewielki, 11 kg. Poza tym nie lubi kagańca. Jak widzę dziecko - zawsze skracam smycz.
    Evik

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak miałam 2-3 lata i byłam w odwiedzinach u dziadków, którzy mieli ładnego owczarka, żółto-czarnego, imieniem Aron, przypiętego, jak to na wsi, łańcuchem do budy, to, chcąc go pogłaskać czy się z nim pobawić, dotknęłam go palcem w nos. Pies za to dziabnął mnie w palec zębiskami. Dziadek był obok i oczywiście szybko zareagował, ja nie wiedziałam, co się dzieje (pamiętam tylko ten moment, jak go dotykam po nosie, on chaps! za palec). Potem pies został uśpiony, choć nie pamiętam, czy przez ten incydent, czy może po prostu był już stary. Do tej pory mam bliznę w kształcie małego rogalika na palcu wskazującym lewej ręki (a może lepiej nie zostawiać takich informacji w Internecie? Ech, i tak jestem zalogowana ;) ).

    Do brzegu - jak mówisz - zwierzętom zdecydowanie nie można ufać, nawet oswojonym, przecież i tak zwyciężą w nich instynkty, a nie to, że czegoś zostały nauczone.

    Zawsze dziwią mnie ludzie, którzy lezą do gepardów żyjących w Afryce, a potem wielkie zaskoczenie, że taki kotek prawie komuś rękę odgryzł (nie wspominając już o przypadkach, gdzie niedźwiedzie grizzly zjadły biwakujące małżeństwo-naukowców, czy płaszczka ukłuła śmiertelnie przyrodnika...)

    Toż nawet ludziom nie można tak do końca zaufać...


    Pozdrawiam,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz