środa, 19 marca 2014

nie wszystko jest zapisane

Coraz bardziej mnie ciągnie w rodzinne strony. Uczestniczę w szkoleniach Stowarzyszenia, rozmawiamy o tradycjach lokalnych, dziedzictwie kulturowym,  i podziwiam tutejszych pasjonatów. Mam problem, ponieważ nie pochodzę stąd, nie mam tu korzeni. Kiedy jadę do mamy, od razu przestawiam się i mówię gwarą, wiem, jak się pozdrawia człowieka pasącego krowę, jak smakują mordonie i czym się różni liska od lisówki.

Tutaj się wszystkiego nauczyłam będąc dorosłą i często nie jestem pewna tego przekazu, muszę wierzyć. Nie wszystko jest zapisane.

Trzeba dbać, by trwało to, co dobre. W Zielonkach robią to doskonale. Książeczka do kolorowania może być o byle czym, ale lepiej, by była o czyś ciekawym.  Mam w rękach kilkustronicową, ładnie wydaną broszurkę, w której w trzech językach przeczytać można o historii i tradycjach związanych z tą gminą. Obok tekstu są całostronicowe ilustracje,   jak w typowej książce dla dzieci. Do czytania i do rysowania, a dzieciaki mają jeszcze jedną korzyść – dowiadują się, że to wszystko dzieje się u nich, w ich miejscowości.

Wielu z Was mieszka za granicą, tam macie swój dom, pracę, rodzinę i serce. Bo każde miejsce można pokochać. Myślę jednak, że korzenie są ważne i gdziekolwiek jesteście, warto pokazać dzieciom to, co czasem niezrozumiałe, dziwne i nawet egzotyczne. A wiedzieć o tym, co wokół, to już po prostu trzeba!


Fragment książki "Zielonki dla młodych odkrywców".
(zdjęcie powiększa się)

19 komentarzy:

  1. Cudna ta książeczka. Niestety nigdy z niczym takim się nie spotkałam, u nas takich lokalnych książeczek brak, jedynie co można dostać (jak w większości miast i miasteczek, bo na wsiach małych to raczej jest tylko sklep spożywczy z gazetami) to książeczki o Warszawie, Krakowei, Wrocławiu. Świetna inicjatywa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapytam dzis wieczorem moich dzieci co jest dla nich najbardziej egzotyczne w Polsce:).
    I co im tak wlasciwie przekazalam...?

    OdpowiedzUsuń
  3. widzałam takie publikacje z Cieszyna- super, że coraz bliżej się to pojawia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja widzialam taką książeczkę o krajach EU, czyli odwrotnie niż patriotyzm lokalny, albo szerzej tylko, o Europie (o jej części).
    Inicjatywa fajna, można taką książeczkę wysyłać wnukom zagranicę lub wykorzystywać u siebie, aby korzenie głębiej wrastały.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz zauwazylam te obcojezyczne wersje:) Swietny pomysl!!
    Gratulacje dla ludzi ktorym "sie chce":)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeden błąd. A uważam, że w takiej książeczce służącej edukacji nie powinny zdarzać się takie błędy, dlatego się czepiam.
    Chłopiec to łacinie puer, chłopcy - pueri, ale częściej Quibus adultis,
    zdecydowanie nie pucheroki. Puer w zależności od tekstu może również oznaczać - syn, dziecko, sługa, niewolnik.
    Moim zdaniem należało wytłumaczyć etymologię, ale nie pisać, że to po łacinie znaczy chłopiec, bo to nieprawda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też uwazam, że taka książeczka dla dzieci jest wspaniałym pomysłem. W ogóle w szkołach powinno być więcej regionalizmów, elementów lokalnej etnografii i kultury na historii i języku polskim. Jesli my tego dzisiaj dzieciom nie przekażemy, to nasze wnuki nie będą wiedziały już nic!
    Pozdrowienia wieczorne zasyłam!:-))

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny pomysł z tą książeczką! A mój starszy wnuczek wreszcie zaczął mowić po polsku (rozumie wszystko) i od września będzie chodził na regularną naukę języka polskiego. I tak jestem pełna podziwu dla malca, bo przecież on jest trójjęzyczny- niemiecko-angielsko-polski.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi też się tak "porobiło", że zaczęłam baczniej przyglądać się swojemu miastu, interesuje mnie co się w nim dzieje, jak wygląda, jak wyglądało kiedyś. Dawniej byłam bardziej pasywna regionalnie. Dojrzałam?:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny pomysł ...
    Niewielu osobom chce się takie rzeczy robić...

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedziałam, że pucheroki koło Krakowa istnieją, ale nie miałam pojęcia, że to akurat Zielonki, Bibice itd. Umiejscowiły mi się. Książeczka świetny pomysł i wykonanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. ja jestem z Górnego Śląska i jestem "patriotką lokalną", staram się pokazać moim dzieciom i ludziom dokoła, że Śląsk jest piękny, na zawsze zagrzebując stereotypy! howgh! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę, myślę i nie mogę wymyślić, chociaż zawsze jak byłem u babci to chodziłem pasać krowy, za nic w świecie nie wiem jak pozdrawiało się człowieka pasącego krowy. Do krowy mówiło się "skubaj", znaczy żeby trawę jadła, ale jak mówiło się do człowieka z krową???

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajny pomysl! Ja tez jestem zwolenniczka nauczania dzieci lokalnych tradycji. Pamietam, ze w pierwszych klasach podstawowki mielismy zajecia z jezyka i kultury kaszubskiej. Ja bardzo milo wspominam te lekcje, chetnie uczylam sie lokalnej gwary, ale moja matka byla jedna z kilkorga rodzicow, ktorzy poszli ze skarga do dyrekcji szkoly, bo ich rodziny pochodzily z innych regionow i nie chcieli zeby dzieci uczyly sie o Kaszubach. Lekcje zostaly zniesione... :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Coś się dzieje w kwestii odrodzenia kulturowego dziedzictwa narodowego, bo jeszcze trochę, a tradycję byśmy oglądali tylko w skansenach. Świetna inicjatywa, gratuluję i życzę powodzenia w dalszym działaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajny, naprawdę fajny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz