środa, 26 lutego 2014

wymagające ciasto

Jeśli ktoś potrafi zrobić dobre  drożdżowe to zrobi każde ciasto. Drożdżowe jest najtrudniejsze.

Mama zarabiała ciasto na pączki w emaliowanej wanience. Fascynowało mnie wyrabianie, przeobrażenie z ciągnącej się brei w elastyczną, gładką, błyszczącą kulę. Mama stawiała ją na nalepie, przykrywała cienką ściereczką i zabraniała się zbliżać. Bo opadnie. Byłam strasznie ciekawa tego wyrastania, czekałam, kiedy mama wyjdzie na chwilkę z kuchni, żeby choć odrobinkę uchylić ścierkę i zajrzeć, czy ciasto  już się rusza.   Dlatego pamiętam poirytowany maminy głos mówiącej do babci – weźcie ją stąd bo wreszcie nie wytrzymam i jej coś zrobię.

Babcia zabierała mnie do swojej izby, znajdując jakieś zajęcie. Jeśli dziadek Fabian akurat robił miotły, pozwalał mi z resztek brzozowych gałązek robić malutkie miotełki i nawet zawiązywał je drutem tak, jak prawdziwe.

Tymczasem ciasto wyrosło, mama lepiła w dłoniach niewielkie kulki z marmoladą w środku i układała je na stolnicy. Kolejny raz musiały rosnąć, a  na blasze rozgrzewał się smalec. I znów stanowczy zakaz zbliżania się do pieca – dzieci, od smażenia daleko, tłuszcz pryśnie i się zapali, albo wystarczy, że się dotknie i nieszczęście gotowe! Jak to straszliwie boli, jakie z tego są blizny!
W ciasnym, pełnym dzieci domu te środki ostrożności były konieczne i do dziś jestem bardzo wdzięczna mamie za tę troskę. Dzięki temu nauczyłyśmy się przewidywania i wiedziałyśmy,  jak chronić swoje dzieci przed wypadkiem, czego nie należy trzymać w zasięgu małych rączek a z czym należy po prostu dziecko oswoić.

Wielkie, brązowe kule z chrupiącą skórką były tak puszyste, że można ich było zjeść naprawdę dużo. Wiaderko pączków na taką rodzinę to jest nic, a jeszcze kuzyni, koleżanki dziewczynek, ciotka i sąsiadka? Dom mojej babci był zawsze otwarty i mimo ciasnoty przewijało się tam mnóstwo przesympatycznych ludzi. W odwiedziny wpadali, lubiliśmy się.
Czasem mama robiła parowce, czyli kluski z ciasta drożdżowego gotowane na parze. Jedliśmy je z przepysznym sosem z królika. Tych klusek nikt w górach nie znał, mama „przywiozła” je z Zachodu.
Moja teściowa z Podlasia robiła podobne ale na słodko, z dżemem. 

Piekłam często byle jakie ciasto drożdżowe, gdy koło domu ganiała chmara wakacyjnych dzieci. Byle jakie czyli mało cukru, mało jajek, jakieś owoce na wierzch, na to kruszonka i już, a lepiej jeszcze bułki albo rogaliki. Na blachę wchodziło 20 a znikały błyskawicznie. Dzieciarnia łapała po kilka i biegli dalej – do bazy, na rower albo do dziś nie wiem gdzie.
W tym tkwi tajemnica drożdżowego – tym lepiej rośnie im mniej obciążone. Musi też mieć ciepło i wymaga długiego, energicznego wyrabiania. U nas w wakacje bywały dzieci w różnym wieku i pamiętam dwie dziewczynki, które rwały się do pomocy. Dziś, dorosłe,  świetnie sobie radzą z każdym wypiekiem i słyną ze znakomitych drożdżówek.

Pączków i faworków nie lubię smażyć bo przeraża mnie oblepiający wszystko tłuszcz. Ale robiłam, wychodziła mi nawet ta jasna obrączka, świadcząca o tym, że ciasto jest dobrze wyrobione. Poza tym – teraz nie ma kto ich jeść, wszyscy skrupulatnie liczą kalorie.


A co u Was?

61 komentarzy:

  1. Czy te parowce to nie czasami poznanskie pyzy???
    A tak poza tym zjadlabym paczka ...nawet dwa...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, pyzy, ale w Małopolsce pyzy to są kluski z ciasta ziemniaczanego, dlatego nazywam parowcami tak, jak mówiła teściowa

      Usuń
    2. U mnie się mówi: pampuchy. Moje dzieci bardzo je lubiły na słodko.

      Usuń
    3. A u mojej babci mówiło się parzuchy :-) na słodko, ze śmietaną albo same, próbowałam przepis wziąć od babci, ale zawsze potem okazywało się, że jeszcze sypnęła tego czy tamtego :-D

      Usuń
  2. Te "parowce" w poznańskim nazywaliśmy pyzami. W niczym nie przypominają tych, które tak są przez całą resztę zwane. Jako dziecko nie mogłam się nadziwić, co ludzie widzą w tych szaroburych "gniotach". Nadal tak jest. Nasze poznańskie to dopiero rarytas:-))).

    OdpowiedzUsuń
  3. "Parowce" u mnie w domu nazywają się "pyzy". Dość często jadamy je na obiad z sosem, ale rzadko sama je robię, kupuję gotowe i tylko odgrzewam na parze. Pączki robię pyszne, ale jutro kupię. Nie mam czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Klarko, jak to nie ma kto jeść? Ogłoś tylko, że na sobotę na pączki zapraszasz a zobaczysz jaki będziesz miała tłum!
    Moja mama też robiła kluski parowane - pampuchy, z sosem śmietanowym na słodko, pyycha:)
    Nie robiłam nigdy sama, ani drożdżowego, ani pączków, pewnie kiedyś jak już będę "u siebie" to się zmieni:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Klarko a mogłabyś podzielić się swoim przepisem na pączki? Akurat siedzę w domu chętnie bym spróbowała zrobić coś dobrego dla mojej drugiej połówki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też poproszę o przepis, u mnie w domu nie ma tradycji pieczenia, staram się robić pączki od czasu do czasu ale wychodzą "glamzowate" w środku. robie bardzo małe aby być pewną, że nie będą surowe

      Usuń
    2. Jestem całkowitym antytalentem kuchennym, ale te pączki nawet mnie wychodzą z jasnym paseczkiem i full wypas. Polecam zdecydowanie!
      http://www.mojewypieki.com/przepis/paczki-przepis-i

      Usuń
    3. nie podam przepisu bo zawsze robiłam pączki "na oko" i musiałabym każdy produkt przed użyciem ważyć. Mogę tylko, jesli można, poradzić - w kuchni musi być ciepło, każdy produkt musi być ciepły, mąka również - ogrzana i przesiana, wyrabiać trzeba ręką, z gotowych surowych pączków omieść mąkę, aby się nie paliła w tłuszczu.

      Usuń
  6. Ja właśnie skończyłam smażyć faworki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja mama kiedyś zarabiała ciasto na pączki,pyzy na parze.Teraz piecze tylko placki drożdżowe.Pączki smażyła na oleju,a do pyz przeważnie była kaczka i goście.Ja jadłam tylko suche pyzy.Mama w tym roku skończy 79 lat,gotuje dwa obiady ,dla siebie i dla taty,,jak robi pierogi to hurtowo ,makaron też całe życie robi sama.Ma jeszcze dużo siły i energii.
    Bardzo lubię czytać Twoje wspomnienia,bo sama wracam do swoich wspomnień.
    Wanda z W.

    OdpowiedzUsuń
  8. Taa, kluchy pyzy na parze,(moj ex to poznanskapyra)ciemny sos w ilosciach zgola przemyslowych i modra kapusta.pychotka Malgosia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja z podlaskimi korzeniami
    U nas nazywalo sie te parowce parzakami:))

    a ja robię faworki, otoczenie uważa że wyśmienite i nie mam tego tłuszczu o którym mówisz po usmazeniu odsaczam je na papierowych recznikach
    Będę smażyć w sobotę :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie ciasto drozdzowe jest najlatwiejsze do zrobienia.Ja wszystko szykuje wyrabianiem od zawsze zajmuje sie moj maz..Tak jak u Ciebie w domu moja babcia piekla tak samo paczki.Ja od zawsze robie paczki ,faworki i te poznanskie pyzy .Raz na jakis czas warto zaszalec warto zaszalec.

    OdpowiedzUsuń
  11. pewnie bym się nie odezwał w tym temacie, ale ...... właśnie wyciągnąłem moje trzy blaszki z drożdżowym z pieca. Pachnie zniewalająco. I zawsze musi mieć dużo rodzynek a to dzisiejsze ma jeszcze skórkę pomarańczową. Co do obchodzenia się z drożdżowym jak z przysłowiowym jajkiem, to też byłem tego uczony przez matkę. I tak mi już zostało. Teraz piekę również a może przede wszystkim dla niej - bo bardzo lubi a nigdy już nie upiecze. Nie chwaląc się da się to moje drożdżowe zjeść nawet za tydzień, jeśli oczywiście dotrwa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyżby tłusty czwartek się szykował jutro? :)) Bo ja to nigdy nie wiem kiedy on a w kalendarzu wiszącym nie znaczony jest. :) To tak, lubię drożdżowe bardzo, piekłam pączki, ale tłuste brr córka się mi otrząsała mąż nie jadł, więc zaprzestałam. A teraz nad chlebem się nawymyślam sposobów uatrakcyjnościowych :))) Hi ale słowo czasem lubię tworzyć w słowie.:)
    Smacznego i dobrego smacznego ciasta drożdżowego.:))

    OdpowiedzUsuń
  13. a ja sobie zjem wafla ryżowego
    buuu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może chociaż pudrem posypcie? biedne my, ja po czwartku ograniczam słodycze, oj, ograniczam, nie jem :-)

      Usuń
  14. Nigdy nie smażyłam pączków i raczej nigdy nie będę tego robić, bo naprawdę marna ze mnie kucharka. Ale moja Mama ma ciekawą teorię w kwestii ciasta drożdżowego, więc się nią podzielę. Pewna jej starsza ciocia powiedziała jej kiedyś, że ciasto drożdżowe zaczyna wychodzić kiedy się zostaje babcią, więc żeby się wcześniej za nie nie zabierała. No i odkąd pojawiła się Oleńka moja Mama ma w planach zrobić wreszcie to drożdżowe - a dla mnie drożdżowe zawsze będzie kojarzyć się z Babcią :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Smaczna notka.
    Własnie ukończyłem Kneziową Golonke Watrowiskową - wyszła.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Onet ludzi chciał namówić by się myli ale oni wolą pisać głupoty miast iść się i umyć, czy wyprać ciuchy. :)
    Klarko mój blog założyłam WordPress po to by mnie Onet nie przedstawiał na pierwszej ani żadnej stronie. Z "ludźmi" miałam do czynienia i nie jedną noc przepłakałam, chyba nie miałabym siły czytać i usuwać komentarzy. Dlaczego ludzie są tacy jacy są? Na to pytanie nie umiem sama sobie odpowiedzieć, tym bardziej oczekiwać odpowiedzi. Więc tylko już pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dawno przestałam zwracać uwagę na hejt, albo wyrzucam albo doprowadzam ich do furii edytując komentarze
      czasem z głównej onetu trafi na blog ktoś, kto czyta calutki blog a potem drugi, wiele osób poznałam tak właśnie

      Usuń
  17. Ślinie sie na sama mysl ;-) Jednak drozdzowe mi wychodzi a babka piaskowa ni w zab ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. weselnapiekarka26 lutego 2014 18:00

    Umiem i lubię piec ciasto drożdżowe a jeszcze gdy mam drożdże takie piekarnicze ,z dużej kostki to aż chce się wyrabiać. Drożdżowe ciasta musi się wyrabiać dłońmi aby oddać mu swoje ciepło,pozytywne myśli i miłość np.do dzieci,którym zawsze piekłam różnego rodzaju drożdżówki.Pączki "swojskie"nie ociekają tłuszczem,dodatkowo kładę je na papierowy ręcznik i dopiero wkładam do foliowego woreczka z cukrem pudrem,potrząsam kilka razy i mam bielusieńkiego pączka .Duża oszczędność i wkoło porządek.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kalorie będziemy liczyć w piątek. Ano dzisiaj, ani jutro - NIE. To tak dla lepszego samopoczucia.

    OdpowiedzUsuń
  20. tak, kluski parowane, albo pampuchy u mnie jadło się na słodko, tzn. z przetopionym masełkiem i cukrem. Teściowa robiła kiedyś pyszne z serem i miętą w środku, ja nie robię, nie umiem, ani pączków ani pampuchów. Faworki robiłam 100 lat temu podobnie, jak ciasto drożdżowe z kruszonką. Siostra piecze pyszne pączki, Blikle niech się schowa:)))

    OdpowiedzUsuń
  21. Takie domowe ciasto jest pyszne...
    Ale muszą być warunki odpowiednie,
    tak jak piszesz ciepło...

    OdpowiedzUsuń
  22. Co u mnie? czekam na pączki. Z ajerkoniakiem.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja tez już "nie mam komu" piec.Jadę na te pączki do mamy:) Jeden Uśmiech

    OdpowiedzUsuń
  24. W moim zyciu drożdże odegrały wazna rolę chociaż nie przypominam sobie abym robił ciasto drodzowe, bo jak sobie przypominam to to sie drzewie inaczej nazywałem i raczej było konsystencji płynnej a także cuchnacej. Wtedy jednak wszyscy kochali drożdże i ich pochodne.
    Dzis juz nie ma takiej zabawy.
    Pozdrawiam bezdrożdżowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drożdż pracuje, drożdż sie męczy - co byś chciał, żeby po takiej harówie jeszcze leżał i pachniał? :D :D :D

      Usuń
    2. Nooo Panowie, świat bez drożdży??? Nie istnieje! Wiwat drożdże! Wiwat zupa drożdżowa!

      Usuń
    3. a bo ten świat tak pędzi..

      Usuń
    4. mój tata też tak pędził kiedyś...

      Usuń
    5. pędzący Tata;) mój jest Królem Nalewek

      Usuń
  25. A u nas funkcjonuje powiedzonko "pączki, że gołębie zabijać" Skąd? co? jakie gołębie? Już wyjaśniam. Powiedzenie dotyczy - jak się zapewne domyśliliście - nie takich cudeniek jak piekła Mama Klarki, a raczej zwykłych gniotów. A wzięło się stąd: kiedyś poszliśmy w odwiedziny do kolegi, który niedawno się ożenił i zamieszkał u teściów. Na 10 piętrze warszawskiego wieżowca. Przywitała nas od progu oczywiście wścibska teściowa. Oooo Mareczku masz gości! Może ja herbatki zrobię albo kawki? Nieee, nie ma potrzeby, dziękujemy, Tak naprawdę przyszliśmy na piwko czy wódeczkę, a nie kawkę... Ale niezrażona teściowa za jakieś 15 minut wparowała do pokoju (już nie pamiętam czy chociaż zapukała do drzwi) z tacą pełną pączków. Z radością oznajmiła - własnej roboty! To chyba było jej hobby, bo rzecz się działa w czerwcu więc o tłustym czwartku nie było nawet mowy. Jakiegoś specjalnego entuzjazmu z naszej strony nie było, ale grzecznościowe "dziękujemy" padło. Kiedy tylko teściowa zamknęła drzwi, Marek chwycił jednego pączka i pizgnął nim przez otwarte okno mrucząc " w dupe se wsadź". Pączek w dupę nie wlazł, ale niefartem jakimś walnął przelatującego gołębia, który poleciał jak kawałek szmaty 10 pięter w dół i rozbił się o chodnik. Wiem, wiem co powiecie - niewinne zwierzę... No macie rację, ale absurdalność i w sumie komizm całej sytuacji wyzwolił w nas pokłady niepohamowanego śmiechu. I od tamtej pory, po wsze czasy funkcjonuje przytoczone wcześniej powiedzonko.
    Ale niektóre teściowe robią naprawdę fantastyczne pączki. I jeżeli nie są natrętne, pączki znikają w oka mgnieniu pochłaniane ze smakiem.
    Bon apetit na jutro!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D:D to dobrze, że okno było otwarte bo mógł tym pączkiem okno wybić
      no przecież nie celował w gołębia, wypadek po prostu
      i tak się śmieję,
      takie nieprawdopodobne rzeczy trafiają się raz w życiu i potem nie bardzo je można opowiadać bo nikt nie wierzy,

      Usuń
    2. Mógł jeszcze kotem cisnąć, to wtedy miałby dublet - okno i ptaka - może nawet triplet, bo i rękę poranioną! :D :D :D

      Usuń
    3. Oooj Kneziu, wkroczyłeś na grząski grunt... Jak to KOTEM??? Kotem ciskać nie godzi się...

      Usuń
    4. Czytam ten wpis i się zastanawiam...kobieta przyjmuje pod swój dach-źle (powinna się wyprowadzić czy umrzeć?), otwiera drzwi -źle, bo wścibska! (do cholery jest u siebie), miło wita gościa i woła do zięcia -też ironia (powinna umknąć czym prędzej?), proponuje kawę czy herbatę-ironia bo jaśnie państwo inne trunki piją, wreszcie częstuje tym co ma -i niech "w dupę se wsadzi"...a wam się to podoba, jeszcze poklask wielki bo to w końcu zła teściowa jest? Ogarnijcie się ludzie. Trochę logiki, rozsądku i kultury.

      Usuń
    5. Aga bo wścibstwo jest wkurzające, jeśli młodzi mają się dobrze czuć to niechże mają swoje klucze i sami sobie otwierają, a gościom sami robią poczęstunek
      synowa czy zięć to dorosły człowiek, nie wymaga bezustannej kontroli a tak to wyglądało z opisu

      Usuń
    6. Jestem teściową, potrafię śmiać się z samej siebie, ale jestem też leniwa, co nadgorliwością mi nie grozi :D :)))

      Aaaa , doskonale wiem, jak kończy się rzucanie kotem przez okno ! ;)))

      Usuń
    7. Aga, generalnie miałabyś rację, ale... Nie chciałem tu już opisywać całej historii "od poznania do rozstania" więc wyszło jak wyszło. Daleki jestem od generalizowania i wrzucania teściowych do jednego worka (a potem worka do Wisły), bo są naprawdę różne jak różni są po prostu ludzie. Ale ta pani była wyjątkowa, bo była wścibska, despotyczna, próbowała młodym organizować czas i wybierać znajomych, nawet próbowała Markowi narzucać jakie ma założyć dzisiaj spodnie i koszulę. No sorry! To nie jest typ, który daje się lubić. My - znajomi młodych - mieliśmy wrażenie (ba! było to widać gołym okiem), że szanowna teściowa robi wszystko na pokaz, jaka ona dobra. Przy tym, jeżeli chodzi o pączki i w ogóle jedzenie, baba była antytalentem kulinarnym, ale przekonanym o swoich niezwykłych umiejętnościach. W tamtych czasach wielu naszych znajomych mieszkało z rodzicami (teściami) i tylko Marek miał taką cholerę! U niektórych znajomych teściowie czasem siadali z nami przy stole, rozmawiali, popijali herbatkę czy naleweczki i była świetna atmosfera. I cieszyli się naszym szacunkiem. Ta baba była po prostu nie do zniesienia. Czy teraz już darujesz mi taki ton pierwszej wypowiedzi?
      Pozdrawiam, Bogusław

      Usuń
    8. Kotem się jak najbardziej godzi ciskać, gorzej się godzić ze skutkami miotania takim pociskiem - kotu się krzywda nie stanie - gorzej z oknem i ręką, która miotała kota. :D :D :D

      Usuń
    9. B.go - daruję;). Twoje wyjaśnienia dają pełniejszy obraz całej sytuacji, która wcześniej wydawała się nie do przyjęcia. Obserwuję jakiś dziwne zachowania części młodzieży I myślałam, że to takie zwykłe czepianie się życzliwej starszej pani.
      Miłego dnia wszystkim.

      Usuń
  26. Wiedząc, że jutro nie będzie czasu, faworki smażyłam w sobotę, bardzo je lubię, chociaż trzeba przewietrzyć dom po smażeniu, bo jak przyjeżdżałam do Babci, to zawsze był na stole chrust /tak się to ciasto tam nazywało/. Pozdrawiam wszystkich pączkożerców!!!
    M... i znów chyba zniknę na dłużej, bo pracuję i się rehabilituję jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Powiedzmy, że traktuje ciasto drożdżowe bez specjalnych ceregieli - owszem, ma być wszystko w miarę ciepłe, ale tropików z tego powodu w domu nie robię - w razie czego można wstawić do wyrastania do piekarnika z gorącą wodą na dole. :D
    Natomiast zakwasowe rośnie tak czy inaczej w każdych prawie warunkach, co najwyżej dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ja traktuję ciasto drożdżowe bez żadnych ceregieli, po prostu zjadam i już :-) Jak się trafi. Jestem zdania, że nie należy na siłę pchać się do robienia czegoś, co inni zrobią lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ależ smaczny post! I jeszcze wywołal u mnie mnóstwo wspomnień z wakacji u babci, bo to babcia robiła pyszne drożdżowe, pączki i bułeczki drożdżowe - w sezonie z jagodami a potem z marmoladą sliwkową wlasnej roboty. I my to ciasto drożdżowe jedliśmy np. z ciepłym mlekiem na podwieczorek - pycha!
    Ja niestety nie robię ciasta drożdżowego, jedynie rogaliki drożdżowe, bo dzieciaki bardzo lubią:) i nie wymagaja długiego wyrabiania.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  30. A moje ciasto drożdżowe na pączki rośnie w lodówce,ot tak na przekór. I w sumie jedyne takie które mi wychodzi, bo generalnie drożdże z tradycyjnych przepisów mnie nie lubią i rosnąć nie chcą mimo wszelkich starań.

    OdpowiedzUsuń
  31. Klarko, co się stało z Twoimi linkami do innych blogów? Czy to celowo ich nie ma na Twoim blogu, czy to jakaś awaria, że ich nie widać?
    Lubiłam je. Jeśli tak chciałaś - ok, jasne, ale jeśli to awaria, to może można coś zrobić?
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, nie ma możliwości odtworzenia tej ramki

      Usuń
  32. och, to chyba nie jest tak zle z moim pieczeniem:), bo mi zawsze drozdzowe wychodzi i często robię, bo domownicy uwielbiają. Robię również parowańce, które znam pod taką śliczną nazwą pampuchy:) Nie robię nigdy pączków i prawie faworków.

    OdpowiedzUsuń
  33. kalorii nie liczę tylko potem wyję jak pies do księżyca gdy załaduję się na wagę :) odkąd zaczęłam gotować (i ostatnio piec czasem) dla siebie i męża to się mi rozmiar zmienił, a że zawsze byłam jak szkielecik to się niektórzy nadziwić nie mogą (ja zresztą też)
    jeanette

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz