- Czemu chodzisz bez
czapki?
-Bo nie mam.
Wyciągam 20 zł mówiąc – to kup sobie. Za jakiś
czas dowiaduję się, że za 20 zł to można wypić kawę i zjeść ciastko, a porządnej
czapki kupić się nie da.
Chciałam dobrze a wyszło jak zwykle. 20 zł to dla wielu ludzi 4 godziny pracy. Więcej ode mnie nic nie dostaniesz, to pewne.
A czyja wina, że jestem sfrustrowana zaistniałą sytuacją? Moja, wszak nikt mnie nie prosił o pieniądze na czapkę.
Chciałam dobrze a wyszło jak zwykle. 20 zł to dla wielu ludzi 4 godziny pracy. Więcej ode mnie nic nie dostaniesz, to pewne.
A czyja wina, że jestem sfrustrowana zaistniałą sytuacją? Moja, wszak nikt mnie nie prosił o pieniądze na czapkę.
W grudniu zewsząd
słychać wołanie – pomóż, daj, podziel się. Pewnie to taki czas, w grudniu
wszyscy potrzebują a w pozostałe miesiące nie.
da się.Tylko że chciałoby się wypić kawę zjeść ciastko I KUPIĆ CZAPKĘ.
OdpowiedzUsuńA kawę można kupić za 5,50 i za 11 zł....
W dzisiejszych czasach picie kawy za 11 zł w fikuśnych lokalach uważam za niemoralne.
UsuńChyba że płaci ktoś chętny ;)
;)))) ale kiedyś sama się nacięłam na takową;> .Nie powiem wyglądałam mocno zachęcająco...:)))
UsuńMogłaś dać 200:))) starczyłoby na kawę i ekskluzywną czapkę.Tym wszystkim"potrzebującym" też by się czasem trochę myślenia i poczucia wstydu przydało.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Zuza
nigdy nie czułam się gorsza przez metkę na odzieży, to muszą być straszne kompleksy, próżność, albo nie wiem co
UsuńNie warto się takimi rzeczami denerwować, wychodzę z założenia że zawsze lepiej dać niż nie dać, bo można ominąć naprawdę potrzebującego. Więc te nieliczne przypadki które nie wyglądają tak jak oczekujemy to margines i nie powinien wpływać na nasze postępowanie. Więcej nawet, nie powinniśmy myśleć o tym dłużej jak pół minuty. A potem pójść dać coś kotom, które zawsze będą zadowolone, nawet jeśli to nie są nasze koty :-D
OdpowiedzUsuńDawaj, Klarko, dawaj, kotom i ludziom. Mnie dajesz, chociaż nie proszę :-)
ja się z tego nigdy nie wyleczę, parę lat temu brałam udział w zajęciach, na które chodziła również bardzo ubogo wyglądająca dziewczyna. zawsze chodziła w tych samych rzeczach, to było lato, my w sandałkach, cieniutkich bluzeczkach a ona w spodniach, czarnym podkoszulku, polarze i półbutach. zabierała do domu jednorazowe kubki po napojach i mieszadła mówiąc, że się przydadzą. Było jej gorąco w tych ciuchach bo się wiecznie chlapała wodą. Po dwóch tygodniach któraś zapytała, czemu się ubiera w lecie na czarno, czy to jakaś subkultura, żałoba czy coś. Ona powiedziała, że nic innego nie ma bo jest bezrobotna. wszystkie byłyśmy bezrobotne ale to szczegół. Najlepsze będzie teraz. Ja megaidiotka wyjęłam z szafy parę swoich rzeczy, prawie całkiem nowych, wypłukałam w lenorze żeby pachniały świeżością, wyprasowałam i po zajęciach chciałam ukradkiem dziewczynie dać a ta się rozdarła na mnie - do kościoła to sobie zanieś!
UsuńTo przykre, ale to ona była idiotką, nie ty. Ja przeglądając gazetę zauważyłam, że wielodzietna rodzina potrzebuje pralki a my właśnie dostaliśmy od rodziców nową, nasza była na chodzie. Napisałam, pan przyjechał, wręczył mi plik rachunków do opłacenia, nie miał pieniędzy na powrotny bilet do domu i czekał u mnie na mojego męża że jak wróci z pracy to go na dworzec zawiezie. Nadmienię, że nową pralkę dostałam z okazji urodzenia trzeciego dziecka, nie pracowałam. Troszkę mnie szlag trafił, męża jeszcze bardziej. Pan pojechał na dworzec naszym samochodem ale bez opłaconych rachunków i bez pieniędzy na bilet. Do tej pory nie wiem, jak wrócił do domu :-) Dobra, jakbym miała te pieniądze to bym mu dała, chociaż wiem, że daję się wykorzystywać. Tak mam, ale mój mąż nie ma :-D Dlatego i tylko dlatego, jak twierdzi, jeszcze z głodu nie pomarliśmy :-D
UsuńCałuję Cię Klarko, pamiętaj, ludzie muszą być dobrzy, może coś z tego się na tę resztę przesączy?
Uj, troszkę się rozpędziłam. To z pralką było dwadzieścia lat temu... :-)
UsuńKlarko, myślę, że ta dziewczyna pomyliła twoje dobre chęci z zaawansowaną litością i tylko się broniła.
UsuńNic tak nie dekonstruuje w ludziach objawów savoir-vivru jak bieda, ha.
ale to się wszystko bardzo dobrze skończyło bo inna dziewczyna zainteresowała się - co masz w tym tobole? a mam za dużo ciuchów i chciałam komuś dać ale nikt nie chce. Jak nie chce, mnie się nawet nie zapytałaś, dawaj, ja chcę! Wzięła a na drugi dzień przyszła w jednej z bluzek i zrobiła wielkie wejście - tadam, patrzcie co mam od Klarki! A dla mnie przyniosła na wymianę spódniczkę. Milion razy dawałam i dostawałam ciuchy od koleżanek, od kogoś z rodziny i nikt się z tego powodu nie obrażał, Wcale się tym przykładem nie zniechęciłam i dalej chętnie wymieniam się odzieżą, mówimy sobie tak - jak ci nie będzie pasowało to wrzuć do kontenera i tak właśnie jest.
UsuńJa uwielbiam takie wymiany. Jak się czegoś nie chce, to się po prostu grzecznie odmawia, zamiast wydzierać ryja:-))
UsuńMój brat Krzyś mówi mało,waży słowa,Jak coś powie to powie."Nadgorliwym nie warto byc"-pilnuję się tego,żeby nie przeżywac potem tego co ty,Klarko.
OdpowiedzUsuńmoja wrażliwość wychodzi ze mnie czasami. nauczyłam się, że ci co żebrzą, mają niejednokrotnie więcej niz ja. kiedy mieszkałam w warszawie na naszej ulicy żebrała staruszka. każdy cos tam wrzucał. aż pewnego wieczora zobaczyłam jak podjeżdża busik, babcia żwawo pakuje się do środka a tam już kilka takich staruszek. kogo one utrzymywały?
OdpowiedzUsuńkilka dni temu zawiozłam do gminy trzy płaszcze zimowe, które są na mnie za ciasne. był problem co z tym zrobić a przecież to była komórka zajmująca się taka działalnością. język mi sie siłą zatrzymał za zębami.
Ja tez daje, oczywiscie nie kazdemu, ale daje i zupelnie nie mysle o tym co obdarowany z tym zrobi. To juz nie moja sprawa.
OdpowiedzUsuńZaczelo sie od tego, ze jakies 20 lat temu zaczelam sponsorowac potrzebujace dzieci swiata. Niewielki to koszt, bo cos ok. $25 miesiecznie wplacane do tej samej organizacji, ktora z tych datkow dbala o to zeby glodne dziec mialy co jesc, w sumie obojetne gdzie czy to w Afryce, Ameryce Pdn, czy gdzies w Azji.
Ja dawalam, bo czulam taka potrzebe... do czasu kiedy moja kolezanka mnie obtancowala, bo "a skad ty wiesz co oni robia z tymi pieniedzmi?" .
Siadlam wtedy i zaczelam myslec... faktycznie nie wiem co robia z tymi pieniedzmi, bo wiem tylko tyle co mowia/pisza na stronach organizacji. Co moge zrobic w takiej sytuacji?
Jesli nie chce dawac organizacji, bo "nie wiem" to moge adoptowac glodne dziecko i utrzymywac... ale tego sie nie da zrobic za $25 miesiecznie....
Od tamtej pory jest mi bosko obojetne co robi ktos komu ja DAJE.
Jesli jest jakas sprawiedliwosc na swiecie, jakas sila, ktora nas ludzi ma rozliczac to sprawiedliwie powinna ta sila rozliczyc mnie z tego, ze ja dawalam a osobno rozliczyc tych co biora.
I teraz mam swiety spokoj, daje bo chce, bo czuje taka potrzebe ale nigdy juz nie mysle o tym co sie dalej dzieje... to zupenie nie moj problem.
Bardzo dobry nurt myślenia wg mnie.
UsuńNie ma sensu obwarowywać swojego dawania analizą społeczno-ekonomiczną na co/ po co/ czy na pewno słusznie.
Robi się z tego jakiś mega warunkowy deal, a nie bezinteresowny akt świadczący o wielkoduszności.
Za 20 zł można kupić 3 czapki, bardzo ładne, porządne (nawet ze znaczkiem "firmowym") w ciucholandzie. Wystarczy wyprać i jest.
OdpowiedzUsuńMoże to kogoś obrzydzać ale jak sie nie ma na nowe rzeczy to się nie wybrzydza.
Dlatego ja daję z rozmysłem :) kiedy wiem na co konkretnie i dla kogo te pieniądze będą przeznaczone.
Nie wpłacam na konta żadnych fundacji, gdyż z tych pieniędzy bardzo dużo idzie na samą obsługę działalności.
Kiedyś złożyłam ofertę do pracy w fundacji (składając nie wiedziałam, że to fundacja, bo oferta była do działu administracji ale bez nazwy firmy). Zostałam zaproszona na rozmowę. Wtedy się dowiedziałam, że moja praca ma polegać na szukaniu sponsorów i poza normalnym wynagrodzeniem zasadniczym miałam mieć płacone 10% od każdej podarowanej kwoty. Fajnie, prawda ???
Taka to jest właśnie pomoc finansowa dla fundacji. Najpierw kasa dla prezesów i pracowników, a jak coś zostanie to dopiero dla potrzebujących.
Figa, ale jakos nie widze armii dobroczyncow, ktorzy bezinteresownie i li tylko z dobrego serca przygarniaja i opiekuja sie potrzebujacymi. Wiadomo, ze fundacja to jest fundacja i z czegos tez sie ma utrzymac, a jako fundacja ma dostep do duzo tanszych np. czapek niz Klarka.
UsuńGdyby tak patrzec to zostaniemy przy "kazdy sobie rzepke skrobie" a jak komu nie styknie na rzepke? To co wtedy?
Czy myslisz, ze np. taka Wielka Orkiestra (sorry ale ja nie pamietam pelnej nazwy) to tez utrzymuje sie powietrzem? A jednak robi wiele dobrego dla potrzebujacych, prawda?
U nas na działkach jak jest sezon na owoce,to mogą potrzebujący darmo dostać, i czasem widzę,ze niby biorą reklamówki pełne owoców by je potem trochę dalej za płotem wyrzucić.
OdpowiedzUsuńNo macie rację, ale co, jeśli ten czternasty dzwoniący do waszych drzwi naprawdę jest głodny? Zgadzam się ze Stardust - "Jesli jest jakas sprawiedliwosc na swiecie, jakas sila, ktora nas ludzi ma rozliczac to sprawiedliwie powinna ta sila rozliczyc mnie z tego, ze ja dawalam a osobno rozliczyc tych co biora". Ot i co. Ja dzwoniącym krótko mówię, że pieniędzy nie mam, ale kanapkę zawsze mogę zrobić. Niektórzy rezygnują ale większość bierze z wdzięcznością.
OdpowiedzUsuńEwo, dziekuje:) Ja wlasnie wychodze z zalozenia, ze jesli ja nie oceniam to i mnie nie beda oceniac. A ja nie mam prawa nikogo oceniac, po prostu nie mam takiego prawa i tyle. Nikt mnie nie zmusza, zeby komus cos dac, jesli to robie to tylko z wlasnej nieprzymuszonej woli, wiec co mnie obchodzi jak postepuje ktos inny.
UsuńKiedyś,dawno temu, jeszcze w czasach przedinternetowych powiesiłam ogłoszenie,że chcę sprzedać wózek,ładną,zadbaną spacerówkę, z której moje dziecko już nie korzystało.Przyszła kobieta z dwojgiem niedużych dzieci,obejrzała wózek,stwierdziła,że owszem, podoba się jej,ale nie ma pieniędzy.Nawet tej symbolicznej kwoty,którą chciałam.Opowiedziała mi,że ma jeszcze więcej dzieci,czworo czy pięcioro w sumie,już nie pamiętam.Żal mi się jej zrobiło,dobra,myslę sobie,niech bierze ten wózek za darmo.Dorzuciłam jeszcze jakieś ciuszki po moim dziecku plus słodycze.Kobieta następnie zapytała mnie, czy nie mogłabym opłacić jej rachunków..,tu mnie trochę zatkało,zwłaszcza jak zobaczyłam rachunek za telefon (wtedy jescze nie było komórek) na jakaś strasznie dużą kwotę.
OdpowiedzUsuńWytłumaczyła mi,że to starsze dzieciaki tak "nabijają" rachunki.Oczywiscie,niczego jej nie zapłaciłam,ale jej "styl życia"dał mi sporo do myślenia:)
Generalnie - wiem,że niektórych los strasznie doświadcza popprzez ciężkie choroby,jakieś nieszczęśliwe wypadki..itp.,takim osobom trzeba pomóc,bo nie są winni swojej biedzie.Twierdzę natomiast,że zdecydowana większość tych wyciągających rękę cierpi na brak wyobraźni,wiedzie beztroski żywot pt. "jakoś to będzie" ;)
Ja się lepiej wypowiadać nie powinnam wspomnę jednak tylko, że nie uznaję drogich rzeczy i markowego nic nie kupuje a czapki robię sobie sama za parę złotych a kupić można nawet za 2,50 jak się chce...
OdpowiedzUsuńDawałam ale chyba się"wyleczyłam".Od dłuższego czasu mężczyzna dużo młodszy ode mnie prosił o parę groszy,nieraz dawałam pieniądze,częściej kupowałam mu chleb,coś .do chleba,Dochodziło do tego ,że potrafił,gdy przez pewien czas nie chodziłam do sklepy przyjść do domu.Latem ,gdy tyle jest możliwości zarobku na wsi dalej o coś prosił.Zaczął mnie denerwować.Miarka przebrała się jesienią,gdy ja,starsza kobieta pomagałam synowi zbierać ziemniaki na polu i właśnie on szedł drogą.Tak się skulił,schował głowę w kołnierz płaszcza i udawał że nas nie widzi.Za jakiś czas przyszedł po parę groszy na chleb,syn mu dał wyliczoną sumę i powiedział co o nim myśli.No i mam spokój.Pieniędzy już nikomu nie dam,jedzenie tak.
OdpowiedzUsuńPracuję w pomocy społecznej i masz rację, głównym argumentem w podaniach jest "bo święta", nie działa, to może można skromniejsze zrobić. Nie, daj! Myślę, ze przez pracę wyleczyłam się z wielu rzeczy, czasami niestety.
OdpowiedzUsuńA czapkę za 20 zł bym spokojnie kupiła ;-)
siedzi facet pod galerią i żebrze; daj, pani złotówkę! Idzie kobieta bardzo elegancko ubrana, wypasiona torebka, buty,zmierza do wypas samochodu.daj, pani złotówkę!Paniusia wyciąga z portmonetki złotówkę i mówi:tylko, żebyś mi tej złotówki nie przepił!!Nie, domek sobie ku..a kupię- odpowiada facet.(Jeden uśmiech)
OdpowiedzUsuńDaję i zapominam, bo inaczej też pewnie ciągle frustrowałabym się, że może ten ktoś mnie nabrał. Ja nie potrafię nie dać. Jaskół na początku dziwił się i mnie hamował, ale teraz już wie, że kiedy mówię: wpłać, to jest to potrzebne.
OdpowiedzUsuńMozna kupic czapke za 20 zl...
OdpowiedzUsuńLiczy sie intencja Twojego serca i to wystarczy, dobrze o tym wiesz!
Serdecznosci
Judyta
Od czasu gdy na parkingu pod marketem dałam osobie proszącej o pieniądze na bułkę, dwie przed momentem kupione świeżutkie, jeszcze niemal ciepłe bułeczki, a ta mnie wyzwała od najgorszych - przestałam dawać tym, których nie znam, a proszą. Bez trudu można kupić czapkę za 20 zł, tylko trzeba chcieć ją kupić. Widocznie ta osoba wcale nie była zainteresowana osłonięciem własnej łepetyny. Jest takie przysłowie - "każdy dobry uczynek musi zostać ukarany". I coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Bardzo trafiłaś z tym wpisem - od października zbieram się, żeby napisać wpis o akcjach charytatywnych i ostatnio pomyślałam, że grudzień to na to najlepszy moment. Bo ja mam w tej sprawie trochę przemyśleń... Jak pewnie każdy zresztą
OdpowiedzUsuńW dużym mieście to jest powszechne, wszędzie wyciągają ręce, żeby dać. Najczęściej daję coś z zakupów, bo z kasą to nie wiem, co zrobią. Miałam kiedyś taką sytuację. Usłyszałam w TV o jakieś rodzinie 3 dzieci, mąż zmarł, syn zmarł - bieda. Zadzwoniłam tam do gminy i zdobyłam adres tej rodziny. Pomyślałam, idą święta, zrobię w pracy akcję zbierzemy pieniądze i zrobimy paczki. Było tego sporo, około 60 kilo w 3 paczkach, słodycze, żywność i środki czystości -za kilkaset złotych. Do paczki włożyliśmy życzenia i opłaconą kopertę zwrotną, żeby tylko napisać, czy wszystko dotarło. Chciałam ludziom, którzy zrobili zrzutkę pokazać, że wszystko jest ok, paczki doszły. Nie doczekałam się odpowiedzi. I wiecie, co wkurzyło mnie to. Nie chodziło mi o dziękowanie, ale o dwa słowa, paczki doszły. Trochę mi było głupio przed moimi pracownikami i teraz nie mam śmiałości ich więcej prosić o zrzutki na jakiś cel.
OdpowiedzUsuńDroga Mnemosyne na pewno słyszałaś o Szlachetnej Paczce 7-8 grudnia był Finał. Działania Szlachetnej Paczki polegają na tym, że Wolontariusze docierają do rodzin naprawdę potrzebujących i ubogich a nie roszczeniowych, następnie opisują taką rodzinę w internecie na stronie www.szlachetnapaczka.pl oczywiście anonimowo i każdy może zastać Darczyńcą takiej rodziny. Po wyborze rodziny kontaktuje się z Tobą wolontariusz od którego możesz wszystkiego dowiedzieć się o rodzinie i przygotować dla niej wspaniałą paczkę. Po doręczeniu paczki do rodziny dostajesz od wolontariusza raport zwrotny czyli jak rodzina przyjęła paczkę i podziękowania od rodziny. Jest to wspaniała sprawa i cudowne uczucie. Piszę to jako Wolontariusz i Darczyńca. Zapraszam do udziału za rok. Ja już nie mogę się doczekać. Ania - Super W
UsuńW szkicach zalega mi wpis o (nie)pomaganiu, ale nie mogę się zdobyć, żeby go opublikować. Od bardzo dawna nie pomagam tym, którzy sami wyciągają rękę, bo osoby najbardziej potrzebujące się nie upomną o pomoc. Chyba, że ufam temu, kto prosi i wiem że te pieniądze nie zostaną przepite czy roztrwonione.
OdpowiedzUsuńTo jednak nie chroni mnie przed nieprzemyślanymi decyzjami i działaniami pochopnymi. Później wyrzucam sobie, że jestem głupia i naiwna. Ale chyba dobrze mi z tą naiwnością, bo mimo wszystko działam zgodnie z własnym sumieniem. I tego się wszyscy trzymajmy.
przyślij do mnie wstawię na onet:D
UsuńNie wiem, czy dalej tak jest, ale jakiś czas temu w Szlachetnej Paczce był wymóg: rodzina nie mogła się sama zgłosić do projektu, mógł to zrobić tylko ktoś inny. Pomijając już to, że każda sytuacja jest dokładnie analizowana i dopiero zapada decyzja czy rodzina dostanie pomoc... to mi się wydaje rozsądne.
UsuńSama czasem mam dylemat czy pomóc czy nie, może dlatego wolę działać w konkretnej organizacji i robić konkretne rzeczy, przynajmniej wiem, komu pomagam...
Margerytka. Masz rację w Szlachetnej Paczce nikt nie może się sam zgłosić do projektu. To Wolontariusze szukają rodzin, dokładnie poznają i analizują sytuację tych rodziny. Dopiero wtedy podejmują decyzję czy ta rodzina naprawę potrzebuję pomocy. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.szlachetnapaczka.pl
UsuńAnia - Wolontariusz i Darczyńca
Niektórzy czapek nie noszą niezależnie od stanu finansów ;)
OdpowiedzUsuńI ja już obcym nie daję. A jest taki jeden zwłaszcza typ, co przyprawia o prawdziwe wkurzenie, gdy dzień w dzień chce pożyczyć dwa złote, a czasem nawet tych nie ma. I ten bezczelny konfidencjonalny ton, paniusia nie jest obszarpana i nie śmierdzi wódą, to na pewno ma...
Ale gdy trzeba, wierzę, że nawet parę groszy coś zdziała. Zwłaszcza w grupie. I wtedy się nie oglądam.
Latem mieszkańcy miasteczka oburzali się na rosnącą liczbę rumuńskich zbieraczy datków pieniężnych gardzących innymi dobrami. Pojawił się na ulicy młody człowiek z kartonikiem: zbieram na piwo. Odzew był zaskakujący, kilka dni i miał na piwo również dla kolegów... Dający chce wiedzieć na co daje? Ale juz następny ... na piwo już nie nazbierał. Zaskoczenie?
OdpowiedzUsuńA co do czapki... może ten ktoś 'na złość Klarce chce odmrozić sobie uszy'?
Ja jak mam nadmiar drobnych to daję bez warunków.
Zawsze daję na Wielką Orkiestrę,chętnie się dorzucam do zbiórki na zakup drogiego leku,ratującego komuś życie.Nie popieram natomiast życiwej niezaradności,bezmyslności,postawy roszczeniowej.
OdpowiedzUsuńmój mąż często powtarza, że łatwiej dać niż prosić...
OdpowiedzUsuńObyśmy nigdy od nikogo nie musiały nic brać...poza kolią z brylantów od ukochanego:))
OdpowiedzUsuńnie mam problemów z przyjmowaniem, bardzo często wymieniałyśmy się w rodzinie i wśród koleżanek rzeczami po dzieciach, meblami, sprzętem. Przez pierwsze dziesięć lat miałam w domu graty podarowane przez rodzinę i znajomych, zabawki, rowery, rolki i klocki wędrowały od domu do domu a ze dwie półki odzieży mam od siostry
UsuńMiałam i mam podobnie, lecz trudniej przekazać coś osobie, której się nie zna.
UsuńDziś bycie darczyńcą łatwe nie jest. Bo oprócz ciepła z powodu porywu własnego serca, często odczuwamy na skórze własną naiwność. Ale to się jakoś rekompensuje. W końcu dobroć i szczodrość w miarę własnych możliwości- w końcu nie zbawimy świata- nas samych buduje we własnych oczach.
OdpowiedzUsuńLepiej Klarko pomyśleć- zamiast się denerwować-, że zafundowałaś komuś dobre ciacho i konkretną kawę niż, że ktoś sprzeniewierzył dar od Ciebie...:)
Pół prawda bo prawda i nieprawda.lepsza "żadna" niz "jakas" zapewne.
OdpowiedzUsuńIza R
Pół prawda to niedomówienie :); nie "żadna" nieprawda ani "jakaś" prawda :D
UsuńPomaganie wbrew pozorom jest bardzo skomplikowane. Ja nie praktykuje bo nie mam na to chęci i czasu i staram się wszelkie takie historie i fundacje omijać szerokim łukiem. Pewnie po prostu gdzieś w środku jestem na to za "miętka".
OdpowiedzUsuńPonoc w grudniu ludzie sa bardziej skorzy do dzielenia sie, pewnie dlatego tez slychac wiecej prosb o pomoc. Nie jestes 'megaidiotka' a tym bardziej naiwna, zwyczajnie masz w sobie empatie, ktorej wielu brak. Przykro mi ze sie zawiodlas na kolejnym czlowieku.
OdpowiedzUsuńPomimo wielu zastrzeżeń i realizmu daję co i rusz i angażuję się czasami w większe akcje. Jasne, że sam niewiele mogę, ale jednak - bywa że czuje się jakoś sensowniej.
OdpowiedzUsuńOstatnio miałem okazję uczestniczyć w grupowej akcji, gdzie pozostały same pozytywne wrażenia. Mam nadzieję, że grupa przetrwa do kolejnej akcji - wspaniali ludzie się zebrali! :)
Mam zasadę, że na ulicy czy pod sklepem daję jedzenie, pieniądze natomiast, wpłacam na konta organizacji charytatywnych. Nie analizuję i nie zastanawiam się, "co oni z tym robią". A jeśli chodzi o czapki, to przed zimą zawsze kupowałam ich kilka i kiedy syn w mróz chodził z gołą głową, "bo zgubił", wręczałam mu nową i chociaż przez chwilę miałam tę radość, że widziałam go w czapce. Za parę dni znów nie miał, bo coś tam. I sytuacja się powtarzała. Teraz przez cały czas chodzi bez czapki, ale ja już nie reaguję, cierpię w ukryciu:)
OdpowiedzUsuńDo mojego domu rodzinnego zapukały kiedyś dzieciaki z prośbą o coś do jedzenia. Dałyśmy im dokładnie to, co w tej chwili jadłyśmy - chleb z masłem i miodem (nie było wtedy u nas najlepiej z pieniędzmi). Po godzinie wyszłam z mamą na klatkę schodową i oniemiałyśmy - na ścianie były poprzyklejane i rozsmarowane te kanapki z miodem. Od tego czasu moje serce zrobiło się nieczułe na takie prośby.
OdpowiedzUsuńpomijając klasyczną roszczeniową postawę wielu proszących o pomoc, chciałabym napisać trochę o pomocy dla tych biednych, głodnych dzieciaczków w Afryce itd.
OdpowiedzUsuńOtóż nie jest tak kolorowo jak się wielu wydaje. Po pierwsze: żywność w niewielkim stopniu trafia do potrzebujących. Zazwyczaj jest rozkradana przez uzbrojone bandy - a z kolei takie bandy powstają bo jest to pewny sposób na zdobycie żywności, mamy zamknięte koło. Po drugie: "państwa" nie oddają żywności z dobroci serca, tylko dlatego, że magazynowanie jest mniej opłacalne niż oddanie nadmiaru. Niby fajnie i pięknie, ale nie do końca, bo takie ilości darmowej żywności powodują jeszcze większą ruinę i tak zniszczonej gospodarki - po co mam płacić rolnikowi jak "tam" dostanę za darmo, a z kolei taki rolnik, który nie ma zbytu na swoje towary sam powiększa grono potrzebujących - tak w wielkim skrócie. Po trzecie: o jakie te dzieci biedne i głodne, ich rodzice nie są w stanie zapewnić im wyżywienia to chociaż "ja" im trochę jedzenia dam. Niestety mechanizm często jest taki, że dzieci są "robione" (trudno to inaczej nazwać) bo dorośli na te swoje dzieci dostaną więcej jedzenia, szkoda tylko, że to "więcej jedzenia" nie trafia do tych dzieci. Prawdą jest, że w krajach tzw. Trzeciego Świata dziecko jest rzeczą.
O tym nie mówi się oficjalnie, bo to wielki biznes taka pomoc humanitarna i ostatnie o co w tym chodzi to wyciągnięcie tych ludzi z piekła. Taka współczesna hipokryzja. Innym problemem państw afrykańskich są nieustające wojny.
Natomiast jak chcesz człowieku dobry pomóc to lepiej zrobisz jak oddasz krew (o ile nie ma przeciwwskazań medycznych), jak zaoferujesz swoją pomoc w hospicjum, np. zwykła podstawowa opieka nad drugim człowiekiem, czy wyjdziesz ze starszą niedołężną osobą na spacer, albo tak jak robią w mojej pracy wynajdują szpital dziecięcy i oferują zrobienie kolorowego kącika dla pacjentów z kredkami (drogie nie są :D) i kolorowankami. Wystarczy chcieć, a uśmiech osoby, której choć na chwilę ułatwiło się życie jest bezcenny :).
Klarko jakbyś się czuła gdybyś nie dała na tę czapkę, pewnie znacznie gorzej? On więcej stracił, odmrozi sobie uszy na własne życzenie i nie będzie mógł już liczyć na Twoje wsparcie, bo wątpię żeby miał jakieś wyrzuty sumienia.
OdpowiedzUsuń