sobota, 14 grudnia 2013

jak się żyło bez internetu

Młodzi rodzice mają teraz dużo gorzej od nas. Pod pewnymi względami oczywiście. Ze zdumieniem słyszę, że przy dziecku nie można przyjmować gości, odwiedzać znajomych, imprezować chodzić na nieszpory, pić wódki napojów orzeźwiających, śpiewać, tańczyć, siedzieć długo w nocy, rozmawiać przez telefon i więcej nie napiszę bo się śmieję na głos z tych zakazów. No to kochani, nie dziwię się, że nikt nie chce mieć dzieci bo któż dobrowolnie zrobi sobie taki karcer. Tron, synuś lub córeczka na tronie a reszta rodziny w służbie pana dziedzica na zawołanie gwizdnięcie. Wszystko musi być podporządkowane potomstwu bo jak nie to dziecię będzie miało traumatyczne dzieciństwo i nic tylko od psychologa do psychologa.

Trudno, przyznaję się. Byliśmy patologiczną rodziną a do tego po dziś dzień nasze dzieci nie skorzystały z psychoterapii, cudem żadne nie popadło w nałogi i zboczenia, niektórzy żyją w konkubinacie związku partnerskim ale to akurat nie z powodu przykładu rodzicielskiego.

Siostra miała czwórkę dzieci, najmłodsze  roczek i dwa miesiące i cóż to mądrego postanowiłyśmy zrobić w sylwestra, składając sobie koło południa życzenia przez telefon? Zabrać co się da  do jedzenia i picia i jechać do kolejnej siostry, która miała również czworo dzieci a najmłodsze rok. 
My mieliśmy najdalej, ponad dwie godziny jazdy z przystankiem u siostry.
Szwagier porwał  ze stołu przygotowywane produkty na sałatkę i kroił już na miejscu, zabrali też  kocioł bigosu,  ja pozbierałam z domowego barku pozaczynane butelczyny i jakieś niedobre ciasto. Kiedy się już wszyscy zjechali, tego jedzenia i picia w sumie zrobiło się jak na niewielkie wesele.
Dom jest piętrowy, młodsze dzieci spały na dole w jednym pokoju, starsze rozrabiały w drugim pokoju a dorośli na górze bawili się do samego rana.

Rano te małe dzieci obudziły się wyspane i zaczęło się – pilnujcie pieca bo Bartuś już wyspany (a Bartuś łobuziak po dziś dzień zawsze gotów rozrabiać).  Najgorsze po imprezie jest to, że ledwo człowiek się zdrzemnie a tu już trzeba wstać, robić śniadanko, zmieniać pieluszki, pilnować pieca i nie ma zmiłuj się dziecino kochana i śpij jeszcze pół godzinki.
W takich chwilach najlepiej sprawdzali się tatusiowie, tata Łukasza prawie nie pijący, pieluch zmieniać nie umiał  ale bawić się w „hopamy po wujku” potrafił znakomicie. Tata Bartusia natomiast potrafił całą czeredę starszych ubrać, nakarmić i wyprawić na sanki.

A patologia czyli trzy siostry ( czwarta, piąta i szósta  poszły do domu bo miały blisko) spały a jak wstały to nie mogły z siebie wydobyć głosu bo takie były zachrypnięte od śpiewu.

U nas w domu (tu, pod Krakowem) grywaliśmy ze znajomymi w karty, znajomi przywozili trójkę swoich dzieci, które bawiły się w dziecinnym pokoju a my siedzieliśmy przy kartach i wódce słabej herbatce czasem do pierwszej. Często jeździliśmy z synem do przyjaciół, którzy mieli stadninę i tam się przewijało mnóstwo ludzi, ciągle kopcił się grill, ktoś grał na gitarze, były śpiewy i tańce na trawie, spotykaliśmy się przeważnie spontaniczne, bez umawiania się, zawsze z dziećmi.
Przez te wszystkie lata nigdy nie zdarzył się żaden wypadek, nikomu nic się nie stało.  Bartuś, Łukasz, Ewelinka, Kuba i Igor uważają, że to były dla nich najfajniejsze imprezy.


Jest czas pracy i czas odpoczynku, czas zabawy i zadumy. Dziecko jest człowiekiem, ma swoje prawa i obowiązki nie ma żadnych ograniczeń a dorosły też jest człowiekiem i myślę, że nie można  wszystkiego podporządkować na trzydzieści lat dziedzicowi.

35 komentarzy:

  1. Yes! Yes! Yes! - popieram w 100%.
    A jeszcze jak do nas przychodzą goście, to dzieciom /nastolatkom/ sie mówi "to my tu porozmawiamy, a wy zróbcie nam herbatkę i potem idźcie do siebie"
    Pierwsza!
    ... z pozdrowieniami, M.

    OdpowiedzUsuń
  2. My nie mieliśmy drzwi między pokojami a dziecko miało 7 miesięcy jak urządziliśmy sylwestra. Spał jak suseł, palenia papierosów tylko nie było, tańce i hulanki owszem. Przy trojgu dzieciach też były imprezy tylko spać trzeba było je położyć o wyznaczonej porze, bo jak były zmęczone bardzo to wcale spać nie chcialy i był koniec imprezy dla mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Święte słowa! To były piękne czasy; teraz jakoś tak ludziska skapcanieli. Dzieci, to wygodny pretekst, by wymówić się od spotykania z przyjaciółmi.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie - rodzicielstwo rodzicielstwem, ale nie ma co sobie dawać wejść na głowę. U mnie też - goście są to mówię - idźcie bawić się do siebie, dorośli rozmawiają na dorosłe tematy. Co rusz jakieś wpadnie do nas do pokoju po ciastko czy przymilić się do gościa, ale zaraz znika a my możemy być swobodni. Choć ich uszy i tak nastawione i po wyjściu gości padają pytania typu : a co ciocia mówiła, że co wujek zrobił ? Ale nigdy nie podporządkowujemy się dzieciom. Mamy też swoje życie i co robimy razem z dziećmi to z dziećmi a kiedy potrzebujemy "dorosłych" rozrywek, to organizujemy to tak, by nikomu się przez to krzywda nie działa. Dzieci też kiedyś będą dorosłe i będą miały dzieci ... Aniutka81

    OdpowiedzUsuń
  5. Braliśmy jedno dziecko w wózek, drugie w nosidełko i pociągiem na wieś - dzieciaki miały najwspanialsze wakacje, a my przegadane noce;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja doskonale pamiętam imieniny mojej Babci i mamy (obie Barbary) kiedy w dwupokojowym domu odbywała się impreza na kilkanaście fajerek. "Starzy" w jednym pokoju, młodzi w drugim. I do dziś nie rozstrzygnięto sporu, gdzie lepsza balanga była. Tańce, śpiewy, zabawa. I nikomu nigdy nic nie przeszkadzało. A dziś kiedy zabieram syna do znajomych od progu słyszę: "O to sobie nie posiedzicie za długo z małym. A szkoda, liczyliśmy, że choć do dziewiątej posiedzicie..." I nigdy nie wiem czy to troska, nieporozumienie czy sugestia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. To tak to teraz jest? To nie wiedziałam. Widać u nas dalej po staremu, ale, co mi się nie bardzo podoba to to, że teraz dzieci bardzo absorbują rodziców i czasami ( w niektórych przypadkach) spotkanie zaczyna się kręcić wokół dzieci, które "wiszą" na rodzicach. My byliśmy szczęśliwi mogąc w tym "drugim " pokoju robić takie rzeczy, na które w zwykły dzień przyzwolenia nie było np. bawić się chowanego za zasłonami, w szafie, pod łóżkiem albo pierzyną.

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja jestem jeszcze gorsza patologia, bo w sumie sma wloczylam sie z dzieciakami po imprezach, a rano nie bylo komu, procz mnie wstac i zajac sie dzieciakami... To wstawalam, zajmowalam sie i odsypialam w odcinkach:)
    Kiedy dzieci podrosly to jak trzeba bylo szly do sklepu po rumianek albo dziurawiec dla mamy:)
    I same tez wspominaja milo naszych znajomych swietujacych i bawiacych sie u nas w domu. To nic, ze w pokojach dzieci bylo pobojowisko, jakas ostatnia para pomagala uprzatnac i zapakowac zmywarke:)
    Na drugi dzien wolno bylo spac dlugo i zajadac sie ciastem na sniadanie.
    Niech zyje bal!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja nastawiam uszy i słyszę trochę inne głosy. Słucham rozmów moich uczniów z trzeciej klasy podstawówki i słyszę, że szarlotka i serwetka z kordonku kojarzy się tylko z babcią, podobnie jak rodzinny, niedzielny obiad. Urodziny wyprawia się nie w domu, ale w jakiejś "wyszalalni", gdzie główną atrakcją jest bitwa na laserowe miecze. Po co wpuszczać gości do domu, jeszcze ubrudzą, zbiją, objedzą albo obgadają. Można kupić dzieciom kolejną zabawkę i wynająć nianię, żeby pójść na imprezę bez domowych terrorystów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety mam prawie samych takich znajomych, którzy służą dziedzicowi. Jako para bezdzietna w pewnym momencie zostaliśmy bez znajomych no bo przecież oni mają dzieci! Cóż, znaleźliśmy sobie nowych...
      Z jednej strony fajnie, ale z drugiej żal. A z trzeciej ludziska chęci na zabawe juz nie maja takiej jak kiedyś. Zrobiliśmy się zbyt konsumpcyjni niestety. Piekne mieszkania, domofony, kody, sąsiad nie zna sąsiada. Wczoraj bylam u znajomej mieszkającej w nowym bloku. Tak pomyslany, ze każdy na klatce ma wejście od pola z tzw balkonu. Pieknie. Tylko jak jeden ma wejście z jednej strony bloku, to sąsiad obok z drugiej... nie mają szans się nawet zobaczyć! KOSZMAR! Wizja artysty architekta niszczy sąsiedzką znajomość. Ale przynajmniej trendy mieszkania mają... ;P

      Pozdrawiam, Susan

      Usuń
    2. Klarko, przykre ale muszę potwierdzić co tu Anonimowy pisze.

      Usuń
  10. Ja też z patologii. I taką sama patologię dzieciom zafundowałam. Ale żyją i nieźle się mają.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tu się z Tobą zgadzam, tyle nakazów i zakazów ,
    że nie wiadomo który ważniejszy :-)))
    Moje dzieci też się zdrowo mają, a chodziły nawet na wesela :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. OOOOOO matko!!!! To i ja do patologii się zaliczam....Moje dzieci zaliczyły już nie jedną imprezę. Jedyną moją żelazną zasadą (gdy w imprezie uczestniczą dzieci) to jedna trzeźwa osoba posiadajaca pawo jazdy (jako urodzona pesymistka, mam wizje połamannych rąk, rozciętych głów, oparzeń itp.). Dzieciaki bawią się w swoim towarzystwie, przychodzą tylko po prowiant, czasem tylko trzeba interweniować w konflikt chłopaków. Bawi mnie jednak moja mama, która "grzmi" widząc nas wracajacych z imprezy..."no bo jak tak mozna , z dziećmi!!!! " , a ja doskonale pamiętam imprezy z rodzicami... pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja takze z tej zdrowej patologii /smiech/!!!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiedzialam, ze od wielu lat mieszkam w patologicznym kraju!
    Bo tutaj wszyscy wszedzie zabieraja dzieci.I moje dzieci tak mialy i teraz moje wnuki i wszystkie dzieci jakie znam.Sama patologia wokolo!

    OdpowiedzUsuń
  15. :)
    Pewne ograniczenia są, ale bez przesady.
    Za naszych czasów też tacy rodzice byli - cisza jak makiem zasiał, nie ma wizyt przy dziecku, żadnych imprez, celebrowanie dzidziusia i cacanie wszystkiego pod kontem królewicza. Unikaliśmy takiego obrzydlistwa, niech żyje patologia! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Byłem przed kilku laty na spotkaniu świątecznym w domu znajomych mojej córki. My bawiliśmy się w pokoju gościnnym, a na dole w tzw. "bejsmencie" spotykali się świątecznie młodzi z tych rodzin. Ciekawostka dla mnie było ich spotkanie. Siedzieli z laptopami i oglądali to co ich interesowało, a jednocześnie przesyłali sobie ciekawostki. Bawili się dobrze.
    Dzisiaj takie zachowania już u nas nie szokują. Potrafią się tak bawić już nasze kilkuletnie pociechy .
    Nasze czasy już nie wrócą Klarko. Trzeba z młodymi naprzód iść...

    OdpowiedzUsuń
  17. Fajnie jest mieć rodzeństwo, ich dzieci oraz dzieci ich dzieci:)),to jakby też moje dzieci:))
    pozdrawiam
    Ula

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie mam pojecia jak sie zachowuja teraz mlodzi rodzice po za tym co widze na przykladzie naszych dzieci z ich dziecmi:)) Jak Aviva miala 6 miesiecy to polecieli na tydzien do Paryza, z dzieckiem. Josh zaczal podrozowac jeszcze wczesniej bo mial zalewie 4 miesiace jak powtorzyli wyprawe do Paryza.
    Od malego chodza z dziecmi od restauracji, bywaja na imprezach rodzinnych, jak rowniez sami zapraszaja gosci.
    Faktem jest, ze urodziny dzieci odbywaja sie gdzies w terenie (park w przypadku Avivy urodzonej latem i wynajeta sala w przypadku Josha, ktory wlasnie skonczyl rok) ale tu sie akurat nie dziwie, bo jak zaprosic do domu 20 czy tez 30 dzieciakow kiedy wiadomo, ze kazde z nich musi przyjsc w towarzystwie przynajmniej jednego rodzica. Nie chodza na paluszkach "bo dziecko spi". Dziecko spi, ale jednoczesnie jest wlaczone radio w innym pokoju, ucza od malego spania w normalnych warunkach. Zreszta w Nowym Yorku nie ma takiego zjawiska jak cisza:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. U mnie są najlepsze imprezy, gdzie wszyscy świetnie się bawią, trzy pokolenia, a kiedyś to nawet cztery. Oczywiście alkohol tylko dla pełnoletnich i nie kierowców, toteż zawsze ktoś trzeźwy ma oko na maluchy żeby nie zrobiły sobie krzywdy. Naśmiejemy i powygłupiamy się zawsze co niemiara;-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Niema co "grać hojraka". Dziecko zmiena swobody tak dla swojego dobra jak i naszego. I nie ma kogo/co nazywac :dziedzicem. Takie są wymogi bezpieczenstwa.
    Iza R

    OdpowiedzUsuń
  21. witaj Klarko, to ja goska od chomika ! masz racje. dzieci sie rodzily byly, , oj takze pier(w)sia karmione. zycie towarzyskie kwitlo , jak talala.bez uszczerbku na czci, honorze, i maloletnim.spiewanie. gitara. pelna konsolidacja. ..wspomnienia. zdjecia. nagrania. cuda. cudoki tyz. papatki

    OdpowiedzUsuń
  22. Klarko, co jak co ale tymi skreśleniami rozbawiłaś mnie do łez;)

    OdpowiedzUsuń
  23. http://www.swiatobrazu.pl/pies-i-lis-fotograf-dokumentuje-niezwykla-przyjazn-30694.html

    http://icantbelieveit.org/2013/06/strange-animal-friendships.html

    :-))

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie wiem, czy padło to już w komentarzach czy nie, ale jest pewien problem związany z mitycznym "kiedyś" a teraz. Kiedyś rodzice mniej się przejmowali dziećmi, pozwalali im siedzieć samemu w domu, bawić się do późna na podwórku etc.

    Sam, nie mając jeszcze nawet 10 lat, przeszedłem na piechotę pół mojego rodzinnego miasta - Kalisza. Stutysięczne miasto, a ja na nogach, nie mówiąc nic opiekującej się mną babci, wyszedłem z domu i poszedłem do pracy mojego taty.

    Gdyby dziś coś takiego się wydarzyło, a ja zostałbym pochwycony przez Służby, pewnie odebrano by mnie moim rodzicom i zamknięto w domu dziecka.

    Świat był inny.

    OdpowiedzUsuń
  25. A co do zabierania dzieci - jestem przeciwny. Jestem i już. Wiele razy spotykaliśmy się ze znajomymi w gronie młodzi rodzice+pociechy. Dzieciaki w wieku około 4-7 lat.

    Myślicie, że można sobie porozmawiać? Wymienia się tylko najważniejsze informacje, by co jakiś czas zwracać uwagę na dziecko, które przylatuje i woła: "Mama! Tata! Zobaczcie to! Chodźcie tam! On mnie bije! Ona jest głupia! Oni nie chcą się ze mną bawić!"

    Nie. Nigdy więcej takich imprez.

    OdpowiedzUsuń
  26. Inne czasy. coraz częściej mam wrażenie,że do nich nie pasuję.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja też wychowywałam się w rodzinie patologicznej :)

    Kiedy miałam 4 lata, urodził się mój młodszy brat cioteczny. Imprezy z dziećmi odbywały się i były bardzo udane. Kiedy oboje podrośliśmy i mogliśmy bawić się wspólnie, mieliśmy do dyspozycji naprawdę sporą ilość rozrywek. Czasem imprezy były u rodziców Młodego - wtedy jego pokój i zabawki zajmowały nas tak, że nie chcieliśmy się rozstawać. Kiedy impreza odbywała się u mnie w mieszkaniu, zazwyczaj bawiliśmy się w dom, albo wymyślaliśmy układy taneczne, które potem prezentowaliśmy rodzinie, albo byliśmy gwiazdami estrady i śpiewaliśmy piosenki Ich Troje do dezodorantu, który udawał mikrofon. Imprezy u cioci z kolei składały się z grania w chińczyka i zabawy w Titanica - wypełzaliśmy z wanny, która była tonącym statkiem, i 'pływaliśmy' na kolanach po mieszkaniu, wdrapując się na kanapy - kto widział Titanica, ten wie o co chodzi :) Imprezy te odbywały się z różnych okazji - czyjeś urodziny, imieniny i tak dalej.

    Na imprezach był alkohol, ale nie w ilościach, które zagrażałyby dzieciom. Były sprośne kawały, których oczywiście nie słyszeliśmy, i rozmowy, podczas których wyganiano nas z pokoju, bo to nie dla dzieci. Nigdy nikomu nic się nie stało, do dzisiaj wspominamy z Młodym nasze wygłupy, choć minęło od tamtej pory kilka lat - ja mam 22, a On niedawno skończył 18.

    Co więcej, dziś też mamy takie imprezy, tylko że to my jesteśmy tymi DOROSŁYMI, a dzieciaki to nasi młodsi kuzynowie i kuzynki. Bawią się sami, my z nimi szalejemy, przychodzą do stołu, gadają pytają przeszkadzają, ale nikt nie ma o to pretensji, bo są członkami rodziny i biesiadujemy WSPÓLNIE, a że czasem trzeba naprawić zepsuty samochodzik, otrzeć łzy albo rozdzielić kłócące się maluchy, cóż... taka kolej rzeczy, czyż nie? :)

    Są oczywiście imprezy, na których dzieci nie przewiduje się ze względu na ich charakter - chociażby nocne ognisko na działce albo czyjeś okrągłe, huczne urodziny, gdzie wiadomo, że pęknie więcej butelek wina, niż powinno pęknąć w przykładnej rodzinie. Ale rodzinne uroczystości domowe to nie powód, żeby pozbywać się najmłodszych członków tej rodziny. Jest naprawdę fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że nie znoszę za to zabierania dzieci do knajp - mam na myśli te wszystkie wakacyjne miejscowości, gdzie klimatyczne ogródki wypełnione są nie tylko przyjemną muzyką na żywo, ale przede wszystkim rykiem płaczących maluchów i biegającymi w około kilkulatkami. Godzina 22:00 - 23:00, idę na piwo ze znajomymi, a tu smyrga mi pod nogami brzdąc, o którego prawie się wywalam. A z sąsiedniego stolika wyje kilkumiesięczna (!!!) syrena alarmowa, i nie słyszę tej gitary na żywo. I krew mnie zalewa. Albo w dyskotece nad morzem, w DYSKOTECE, po parkiecie biegają mamusie z dziećmi w różnymi wieku, a dzieci 'tańczą przecież', i co chwila jakaś rozbawiona para na nie wpada, popycha, potyka się. W lipcu tego roku na własne oczy widziałam, jak biedna kelnerka w tejże dyskotece została potrącona przez kilkulatka i wywaliła mu na głowę tacę z kuflami piwa. Dzieciak miał pociętą szkłem twarz, rodzice niespiesznie zebrali się od stolika i zabrali małego z klubu. SERIO?! DZIECIOM NA IMPREZACH TEGO TYPU MÓWIMY NIE. Ale to temat rzeka, bo zaraz znajdzie się grono wielce obrażonych mamusiek, które przecież nie mają z kim dzieci zostawić, a że są wakacje, to każdego wieczoru muszą chlać i kręcić zadem w dyskotece, albo do północy spożywać procenty w ogródkach, gdzie naprawdę nie ma wywieszki 'przedszkole czynne od 22:00 do białego rana'.

      Ech, aż się zirytowałam.

      Usuń
  28. Uśmiałam się do łez !!!Zwłaszcza z tych skreśleń. To były czasy!(Jeden Uśmiech)

    OdpowiedzUsuń
  29. No i się dowiedziałam, ze ja też się w takiej patologii wychowałam ba i sama teraz powielam taki model.... ;P

    OdpowiedzUsuń
  30. jeszcze smrodek pedagogiczny - a przy okazji małolaty uczyły sie jak się fajnie bawić i jak z klasą pić alkohol, który przecież był!
    uśmiałam się z rozrzewnieniem...
    a jeszcze wcześniej - kokardy, Ewuniu, dygnij, powiedz wierszyk gościom i idż do pokoju ( znaczy - nosa nie waż się wychylić, ciasto/tort dostaniesz) - a to były tylko jakieś imieniny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kneź Okrutnik16 grudnia 2013 09:55

      Teraz jak na impresę wpadną umundurowani wezwani prze sąsiadów, to można do pierdla trafić za deprawowanie nieletnich albo brak opieki nad dziećmi - jeszcze w gazetach napiszą! Pięć pijanych matek zajmowało się kilkuletnimi dziećmi! I lid - "Policja zatrzymała do otrzeźwienia kilka osób w tym pięć nietrzeźwych matek, siedmioro nieletnich trafiło do ośrodka opiekuńczego. O dalszych losach patologicznych rodzin zdecyduje sąd. Za zakłócanie porządku i demoralizację zarzuty postawi prokuratura."

      Usuń
  31. Oooo! Jakbym czytała o swoim dzieciństwie i rodzicach:))) Świetne to były czasy!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz