sobota, 14 września 2013

mamo, masz czas?

Pierwsza wstaje babcia. Rozpala ogień pod blachą, otwiera drzwi do izby, gdzie śpią dzieci i cicho mówi do synowej – idę do stajni. Synowa zazwyczaj odpowiada – idźcie, ja już nie śpię. Siada na łóżku szepcząc słowa modlitwy – „dziękuję Ci za szczęśliwą noc i proszę o dobry dzień” i to jest jej  poranny pacierz, na więcej nie ma czasu.

Idzie  do kuchni, zimną wodą myje twarz, poprawia ogień pod blachą i wychodzi do sieni po mleko. Grysik dla najmłodszego dziecka jest ugotowany wieczorem, wystarczy go podgrzać. Stoi przy kuchni cierpliwie mieszając kleik. Napełnia butelkę, sprawdza na przedramieniu, czy  jedzenie nie jest za gorące, z butelką wraca do izby, gdzie śpią dzieci.
Staje przy łóżku najstarszej córki, i głaszcząc jej jasne włosy mówi szeptem – wstań do szkoły, na blasze masz przegotowane mleko, ubierz się ciepło, woda na ganku zamarzła.

Dziewczynka zaczęła naukę w liceum i codziennie dojeżdża do miasteczka. Wychodzi z domu, gdy jeszcze ciemno i wraca późnym popołudniem.
Najstarsza szykuje się i kiedy jest gotowa, uchyla drzwi do izby mówiąc cicho -   „zostańcie z Bogiem”. Mama trzyma na ramieniu najmłodsze dziecko, które się właśnie najadło, klepie je delikatnie po pleckach i żegna wychodzącą córkę „idź z Bogiem”.
Odkłada niemowlę do kołyski ale mała nie chce dłużej spać, pokrzykuje radośnie, kopiąc nóżkami. Kobieta patrzy na śpiące dzieci. Budzi dwunastolatkę prosząc, by chwilę pobawiła dziecko. Dziewczynka mruczy przez sen – to daj ją tu od ściany. Kobieta przenosi malucha i wychodzi do kuchni. Dokłada drewna pod blachę, zakłada kurtkę, buty, bierze nosidła i idzie po wodę. Wąska ścieżka prowadzi do lasu, tam jest źródło. Z pełnymi wiadrami idzie zbyt szybko, ślizga się po mokrych kamieniach, woda chlapie po nogach.
Stawia wiadra na ganku i idzie po drewno. Układa stos na przedramieniu, przytrzymuje od góry drugą ręką, wnosi do kuchni i z hałasem rzuca koło pieca. Dzieci, wstawać do szkoły!
Ze starszej czwórki najmłodsza ma na jedenastą, niech jeszcze leży. Dwie pozostałe kłócą się o coś, szukają w ostatniej chwili czegoś, co miały zabrać, jedna chce jakieś pieniądze na składkę, druga koniecznie coś chce wyprasować, wreszcie wychodzą i w domu zapada cisza.

Dziadek już dawno zaprzągł konia i gdzieś pojechał, babcia robi coś w stodole.

Mama z dzieckiem na ręku usiłuje ogarnąć kuchnię. Do tragarza (belka pod sufitem) przyczepione są haki. Służą  do oprawiania królików. Częściej wiesza się na nich huśtawkę. Dziecko siedzi w niej i patrzy na matkę zmywającą naczynia. Na kuchni tymczasem ląduje wielki kocioł a w nim pieluchy. Wcześniej moczyły się w wanience, teraz trzeba je wygotować. Znów biegiem po wodę, po drewno, po ziemniaki. Dziecka pilnuje ośmiolatka, czytając jakąś książkę.
Wyprać pranie, klęcząc przy blaszanej wannie. Powiesić. Poskładać suche pieluchy. I szybko gotować, bo dzieci wrócą ze szkoły głodne. Jeszcze ktoś musi iść do sklepu.

Drewniana, niczym nie pomalowana podłoga wymaga codziennego szorowania ryżową szczotką. Tak samo ubikacja za stodołą. Ciągle trzeba przeglądać dzieciom włosy, czy nie przyniosły ze szkoły wszy. Jak zapuszczę raz to sobie nie poradzę w tej ciasnocie – tłumaczy kobieta, bo nie wszyscy tak dbają. Ręce ma czerwone od żrącego proszku. Ale w stajni nic nie robisz – kąśliwie dogryza jakaś plotkara. Rzeczywiście, w stajni na razie prawie wszystko robią babcia z dziadkiem. 

Żadne dziecko nie miało wózka. Do lekarza, do kościoła, do znajomych – na rękach. Ale się odźwigałam – mówi z dumą, że następne już odchowane i znów takie piękne, takie udane.  Jeszcze nikt nie wie, że kolejny raz zostanie mamą. Ta najmłodsza przyjdzie na świat zimą.
 A gdzie tata? Przyjeżdżał raz w tygodniu, w sobotę po południu. W niedzielę w nocy o trzeciej wychodził do pociągu i znów go nie było.
Prosimy Cię, aby tatuś szczęśliwie przepracował i przyjechał do nas.

Po południu dziewczynki wracały do domu. Zawsze czegoś potrzebowały od mamy. Urwał się pasek od teczki, rozkleił się but, wbiła się drzazga w kolano, na jutro trzeba bibułę! Na jutro!
Po obiedzie jedna z dziewczynek zmywa, druga staje przy garnku z grysikiem, musi cały czas mieszać bo się przypali albo wykipi.  Dwadzieścia minut, patrz na budzik! Trzeba teraz nanosić  wody na mycie a zaraz będzie ciemno.
Jeszcze przygotować na jutro ubrania, przypilnować, by dzieci wyczyściły buty, schnące koło pieca. Jedna z dziewczynek myje szkło, nalewa naftę do lampy. Wiesza ją na futrynie nad stołem dosuniętym do okna.

Mamo, kiedy u nas będzie prąd?
Już niedługo.
Mama wie, jaka jest wygoda z elektrycznością bo kiedy była panną, w jej domu był prąd. Opowiada dzieciom o pile, która sama tnie drewno, o maszynce, która włączona do gniazdka sama grzeje a ognia nie widać i nie trzeba komina do niej, i na koniec o wodzie z kranu. 
 Ale ciepłej się chyba nie da zrobić? – pytają z niedowierzaniem. 
Da się - odpowiada,  jak dorośniecie, to każda w swoim domu będzie miała i wodę, i prąd.

 A potem, jak co wieczór okrywa swoje córeczki i szepcze „dziękuję Ci za szczęśliwy dzień i proszę o dobrą noc”.

79 komentarzy:

  1. XIX wiek?:)))
    Echo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że echo ma swoje echo :).
      Echo się zastanawiało czy to lata 60 czy 70 ale XX wieku :).

      Usuń
  2. Jak się domyślam byłaś jedną z tych dziewczynek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. eh Klarko! Umiesz grac na duszy.......
    Dobrego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Klarko czyżby wspomnienia :) jakże piękne.
    Miłego dzionka ŻYCZĘ
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity spokój bije z tego wpisu, chociaż piękna, chociaż życie na pewno do łatwych nie należało.
    A dzisiaj ilu z nas narzeka, że tego czy tamtego mu brakuje? Okazuje się, że nawet woda w kranie czasami jest... luksusem.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie dziwię się, że matka Jadwiga uciekła ze wsi...z drugiej strony taka kobieta wzbudza najwyższy szacunek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a pytałam się niedawno mamy, czemu stamtąd nie uciekła.
      Przecież mnie tu nikt nie trzymał na siłę żebym musiała uciekać - odpowiedziała.

      Usuń
    2. Dobre!!! Pewnie, że gdyby czuła się uwiązana, to tygodnia by nie tam wytrzymała:-).

      Usuń
  7. Piękno i spokój a swoją drogą mój mąż pamięta jeszcze z dzieciństwa naftówki...

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak myślę która z dziewczynek jest Klarką Wydaje mi się,że tak która czyta.Moja mama chodziła do źródła w lesie.I przez ciemny las,przez strumień,do szkoły. Babcia odkąd pamiętam,miała już prąd w domu.Jedyną rzeczą elektryczną którą mieli z dziadkiem to żarówka.Duże pranie zabierały dzieci a wiadomości w telewizji dziadek słuchał u syna.Nie umiał czytać,książki czytała mu babcia.Chyba jako jedyna wnuczka odziedziczyłam po niej miłość do książek.Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wsi zawsze było ciężkie życie dla kobiet.Masa obowiązków i ciężkiej pracy fizycznej. W wielu miejscach i dziś zapewne lekkie nie jest.Lampy naftowe i karbidówki pamiętam z dzieciństwa, bo w stolicy też nie wszędzie był prąd. Gotowanie na kuchni też, gazownia szybko nie ruszyła, pamiętam również piecyk zwany "kozą", który stał w pokoju. I tę radość, gdy pierwszy raz ruszyła kotłownia istniejąca w naszym domu i "koza" powędrowała do piwnicy. I 3 dni w tygodniu była ciepła, bieżąca woda. Po wielu latach ruszyła dzielnicowa elektrociepłownia i ciepła woda była codziennie. Ale nie we wszystkich domach- niektóre z nich do dziś nie są podłączone do miejskiej sieci grzewczej i to wcale nie na peryferiach miasta. Pierwszą moją pralką była polska pralka automatyczna, którą nabyłam będąc w ciąży.Był to początek 1976 roku, Frani nie posiadałam przedtem.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko ! Lata 70 to przecież juz czasy Gierka. Wierzyć się nie chce że w samym środku Europy jeszcze takie życie było. Pewnie i teraz się może gdzieś podobnie żyje.
    Ale chyba wszystko jest kwestia przyzwyczajenia. Moja prababka pewnie tak podobnie żyła a rodziła 17 razy. Ale studnie na podwórzu miała z tego co mi babcia naopowiadała.

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, co za cudowna perełka! Przepiękna opowieść o pełnym prostoty, ale i prawdziwej radości, życiu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pranie przy studni jeszcze pamietam... To byly czasy!
    Masz piekne wspomnienia!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  13. Klarka jest chyba tą najmłodszą - która dopiero się urodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upieram się przy dziewczynce z książką:)Bo był początek lat 70-tych.Klarka była już na świecie:)Basia

      Usuń
    2. Upieram się przy dziewczynce z książką:)Bo był początek lat 70-tych.Klarka była już na świecie:)Basia

      Usuń
  14. Ja też się wychowałam na wsi,ale w zupełnie innych warunkach.Widocznie było różnie.:)
    pozdrawiam,Zuzal.

    OdpowiedzUsuń
  15. Poruszająca opowieść... Tak w stylu, jak i w treści, zatem za możność jej poznania wielcem WMPani obligowany:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Takich ludzi już nie ma a szkoda:( Młodzi są teraz inni...

    OdpowiedzUsuń
  17. Naprawdę te haki w kuchni, na których dziadek rozwieszał dla mnie huśtawkę, tak jak te wspomniane w tym wpisie służyły do oprawiania królików? Brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to dość trudne, ale ubój zwierząt na wsi był rzeczą naturalną, dlatego dzieciom nie wolno było bawić się z kurkami, króliczkami, głaskać cielątka i świnki. To było jedzenie, zwierzętami towarzyskimi były kot i pies. Trudno byłoby nosić króliczka na rękach a potem go jeść.

      Usuń
  18. Tak to czule opisałaś, że mam oczy wilgotne...
    Popraw jeśli źle kojarzę, jesteś tą ośmiolatką, Mama Twoja przyjechała z Wielkopolski. Bardzo dzielna kobieta. Wydaje mi się, że jest bardzo ciepłym i cierpliwym człowiekiem. Uściskaj Mamę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, jestem czwarta. Mama wcale nie jest cierpliwa, na pewno jest dzielna, pracowita i silna, nawet teraz nigdy nie narzeka, choć coraz bardziej mnie to martwi.

      Usuń
  19. Często ludzie wychowani w tak trudnych warunkach mają upór,siłę,"odbijają się od dna",zdobywają wykształcenie,sporo w zyciu osiągają.Zwłaszcza kiedyś,gdy szkoły były darmowe.Znam takie przykłady.Ale to nie reguła.
    pozdrówka,Beta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoły nigdy nie były darmowe

      Usuń
    2. Kazda z moich szkół była bezpłatna,a trochę ich było:))Chyba,że mowimy o innym kraju?:))

      Usuń
    3. Dopiero za studia podyplomowe trzeba było płacić.
      pozdr.Beta.

      Usuń
    4. Nie chodzi o czesne, ale o wydatki typu zeszyty, długopisy, bibuła, fartuszki, dojazdy do szkoły itp. Wyobrażam sobie, że przy tylu dzieciach suma była znacząca. Anna

      Usuń
    5. Beta - szkoła bezpłatna?to spróbuj posłać dziecko(domyślam się, że jeszcze nie masz)do szkoły nie płacąc ani grosza.Bo, jak napisała Anna -nie piszemy o czesnym.
      Wydatki we wrześniu - pierwsza klasa technikum gastronomiczne -wyniosły mnie koło 1000!
      http://grzdyl.blogspot.com/2013/09/zebraniewybory.html
      Klarko! podlinkowalam się, bo wyszedłby za długi komentarz!

      Usuń
    6. Miśko,mówimy o innych czasach:)nie pamiętam,zeby kogoś nie było stać na tzw.wydatki szkolne.Nie wiem jak jest dziś,moje dzieci już skonczyły studia.Miały stypendia,nie było żadnych problemów,(syn przymierza się do doktoratu).Nie pamiętam naprawdę żadnych problemów związanych z finansami,dlatego twierdzę,ze kiedyś to nie były wydatki odczuwalne.:)
      pozdrawiam,Beta

      Usuń
    7. Oczywiscie zdaję sobie sprawę z różnego statusu materialnego rodziców,choć my też zarabiamy bardzo przeciętnie.Generalnie myślę,ze mimo wszystko okres PRL-u(czasy mojej młodości) był "tańszy":),co nie znaczy,że lepszy:))
      B.

      Usuń
    8. "podręczniki" dla pięciolatka - 100 zł. A przecież jest już obowiązek posyłania pięciolatków do przedszkola. Do tego śniadanie, obiad, ubezpieczenie, rada rodziców ...

      Usuń
    9. Czyli jesteśmy w podobnym wieku i tym bardziej przykro mi się zrobiło czytając Twoje komentarze.
      Ja pamiętam problemy - nawet jak nie było stać na kolorowe pisaki, bo było nas troje i mama musiała sobie radzić sama.
      Technikum i studia zrobiłam mając już rodzinę, bo wcześniej nas NIE BYŁO stać!

      Przepraszam Cię , ale czasem trzeba patrzeć trochę dalej niż do czubka swojego nosa.
      Nie zazdroszczę Ci oczywiście Twoich wspomnień, ale prawda jest taka, że choć kiedyś było łatwiej, bo książki nie kosztowały aż tyle, nie było ćwiczeń, a książki były w użyciu aż do zniszczenia, ale też były inne problemy - np.mój mąż miał do szkoły 5 kilometrów i kawałek przed szkołą zakładał "porządne" buty,bo nikogo nie było stać, żeby dziecko zawozić do szkoły.

      Usuń
    10. Miśko,nie chciałam ci zrobić przykrosci,ale nie zamierzam tez wypisywać bzdur jak to u nas było biednie:)Nie znam NIKOGO z mojego pokolenia,kogo by nie było stać na szkołę.To była raczej kwestia zdolności,chęci może (nawet bardziej), no i wyborów życiowych:)Nie w każdej rodzinie wykształcenie jest/było priorytetem,bo różni ludzie mają różne wartości i nic w tym złego:)pozdrawiam,Beta.

      Usuń
    11. Czy kiedyś było łatwiej?? nie wiem:)Wg wszelkich raportów i analiz dziś tzw.siła nabywcza pieniądza jest dużo wyższa.B.

      Usuń
    12. Beta, chodziłam do darmowej szkoły już po stanie wojennym. A więc później niż Klarka. A jednak i ja miałam podręczniki ze szkoły, te do zdarcia przez kolejne roczniki, piórniki po kimś, kredki od kogoś. Dziury w trampkach i rajstopach, bo nie było ich tyle, by wywalić takie co się całkiem nie rozpadły, a z łataniem nie zawsze dorosły zdążył. Mieszkałam na wsi, gdzie nie wszyscy mieli wodę w kranie (sama targałam wiadra, choć tyle lat po tym co opisuje Klarka), nie wszystkie dzieci miały dojazd i te szkoły w pobliżu. Znam osoby, które szły do zawodówki, bo musiały iść od razu do pracy, by dołożyć do utrzymania rodziny. Albo dziewczyny wychodziły za mąż i szły "na swoje". Przypominam, że to lata późniejsze, a więc już nie tylko ocet w sklepie. O stypendiach usłyszałam pierwszy raz w liceum. Były raptem kilka (trzy?) na szkołę. Miałaś dobrą sytuację w rodzinie, mieszkałas w lepszym regionie - to duże szczęście, ale nie można generalizować i mówić, ze to co wyżej napisane to bzdury, bo nie jedna osoba o tym pisze, a wiele miało podobnie. Czy pisanie o złych warunkach to wstyd? To po prostu historia.

      A w historii nie warunki najważniejsze, a... rodzina.

      Usuń
    13. Zasieglam jezyka dwa pokolenia wstecz (ponad czterdziesci lat :D) i otrzymalam takie zdanie: podreczniki sie nie zmienialy tak szybko jak dzisiaj, mozna bylo tanio je nabyc czy otrzymac od kogos z rodziny; juz w szkole sredniej mozna bylo otrzymac pieniezne stypendium (male ale zawsze cos) czy znizki lub zwolnienia od placenia na komitet rodzicielski, znizki w oplatach internatowych; w szkolach zawodowych, gdzie byly praktyki, otrzymywala sie wynagrodzenie za prace; biblioteki posiadaly komplet ksiazek, ktory mozna bylo wypozyczyc na rok; dzieci z trudniejszych materialnie rodzin (choroba, alkoholizm ojca, przynaleznosc np do mniejszosci narodowej itp) byly objete szczegolna opieka i pomoca dofinansowywujaca...; wiekszosc kolek zainteresowan jak i zespolow wyrownawczych bylo dodatkiem bez potrzeby skladek pienieznych; spoldzielnie uczniowskie staraly sie aby uczen mogl kupic podstawowe przybory czy stroj do gimnastyki w umiarkowanej cenie; dzieci tez oszczedzaly na male ksiazeczki SOP a oszczednosci pomagaly w przetrwaniu na wycieczkach szkolnych czy wlasnie w zakupie zeszytow, gumek, kredek itp. Rodzicom pozostawalo ubranie (w tym wydatkiem byl granatowy mundurek codzienny szkolny ze zmiennymi bialymi kolniezykami i granatowa spodnica/spodnie i biala bluzka/koszula na uroczystosci szkolne plus tarcza szkoly, ktora nosilo sie na rekawie jako identyfikator szkoly), jedzenie, ewentualnie dofinansowanie dojazdow i 50 groszy na swieza bulke z marmolada na pauzie (bulki byly przygotowywane przez uczniow/kolegow w ramach pracy spolecznej i sprzedawane w szkolnym sklepiku):)
      calej szkole najwazniejsza byla nauka, jej kontynuacja do studiow wlacznie i chec zdobycia zawodu. Tamte czasy wg. mnie trudno jest porownywac do dzisiejszych - drogich na wlasne zyczenie, po trochu :D

      Klarko! Napisanie tekstu zwykle powoduje refleksje, rozne refleksje (i dobrze) u roznych ludzi. Wszystkie glosy sa dobre w dyskusji. Im skrajniejsze tym radosc wieksza z tego, ze tekst sie udal :) tak jak ten Twoj powyzej.

      Usuń
    14. Babo,bardzo rozsądny wpis!ja nigdzie nie napisałam,że pisanie o biedzie to wstyd.Bo podobnie jak ty,wiem ,że było różnie i właśnie o tym piszę.B.

      Usuń
  20. Mama Wielka (duchem),Dobra i Wspaniała. Jak bardzo musiała pokochać Twego Tatę, że zdecydowała się na ciężkie życie na wsi. Ciekawe jak to jest mieć taką wyjątkową Mamę?

    OdpowiedzUsuń
  21. Jedynym świadkiem tych wydarzeń mogąca to zapamiętać była 8 latka. Dużo czytasz już od najmłodszych lat Klarko :)
    Niestety istnieją podobne miejsca w czasach obecnych. Sam widziałem jedno, tylko podprowadzona woda do kuchni, brak kanalizacji, a "sławojka" na podwórku. Do tego ten dom jest prawie w centrum miasta.
    To szczęście mieć taką rodzinę Klarko :)

    OdpowiedzUsuń
  22. ...........................i zmierzch zapadał. Myjemy się w miednicy emaliowanej na której wydać że być może, tylko być może, że była nabyta przed II Wojną Światową. Wślizgujemy się pod pierzyny lekko wilgotne i chłodne. Tulimy się do siebie aby się rozgrzać, robi się przytulnie, pocałunki, jest jeszcze jest przytulniej............ a potem gorąco, za bardzo gorąco, trzeba uchylić małe okienko przez które sączy się wątły strumień księżycowego światła. po kilkunastu sekundach........ Babcia Frania, tup - tup i okienko zamknięte /żeby się chałupa nie rozeschła/. Rano trzeba nas budzić, dziś takiego spania już nie ma......
    Bełżec, czerwiec 1970 roku.
    ps.
    W następnym roku w lutym przychodzi na świat nasza jedyna córka Małgorzata.
    Klarko - u mnie, miastowego przywołujesz wspomnienia o których nie wiedziałem że pamiętam.
    Tymbardziej Cię lubimy
    PO + AB

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękie napisane. Modlitwę mam taką samą. Nie chciałabym żyć w takich warunkach, ale z Twojego opisu bije jakiś spokój, wyciszenie, czasami chciałoby się w to uciec, ot tak na chwilę, zeby wyciszyć głowę zmęczeniem mięśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam już nic do dodania, bo właściwie Ty Martek wyraziłaś dokładnie to, co pomyślałam po przeczytaniu posta...

      A jeszcze to co napisałaś Klaro "a pytałam się niedawno mamy, czemu stamtąd nie uciekła.
      Przecież mnie tu nikt nie trzymał na siłę żebym musiała uciekać - odpowiedziała." - pięknie powiedziane!

      Usuń
  24. To jest po prostu MAMA. Ciekawa jestem, czy kiedys moje dzieci tak o mnie powiedza:)
    Podrowka.

    OdpowiedzUsuń
  25. Pięknie opisane, oczy wciąż mam wilgotne. Ja wychowałam się w mieście, w relatywnie komfortowych warunkach (4-osobowa rodzina miała tylko pokój z kuchnią, więc lektury nocami czytałam w łazience - ale jednak ta łazienka z wanną i ciepłą wodą była!) Znam takie warunki z wizyt na wielkopolskiej wsi. Tam wprawdzie nie chodziło się po wodę do żródła, ale studnia na podwórku niewiele zmieniała, zwłaszcza w sporym gospodarstwie, gdzie trzeba było napoić dużo zwierząt! Oraz umyć i oprać pięciu synów - jakoś tak chłopcy brudzą się bardziej niż dziewczynki... Jednak taki sielski obrazek trudnego, ale pięknego i spokojnego życia pozostał w mej pamięci.

    A teraz ludzie mają śmiałość narzekać na to, że trudno im się żyje, choć każdy z członków rodziny ma telefon komórkowy, prawie każda rodzina - co najmniej jeden samochód, prawie nikt nie głoduje. Ech, życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Prawie każda rodzina"! To chyba jakiś zwrot retoryczny. Chyba, że moja jest ... No, właśnie, jaka?

      Usuń
    2. Nie chciałam nikomu ubliżyć! Napisałam przecież "prawie", bo wiem, że jednak nie każda, z różnych powodów zresztą... Jeśli poczułaś się urażona - przepraszam!

      Jednak przyznasz, że w dzisiejszych czasach rodzin posiadających samochód jest o wiele więcej, niż w opisywanych przez Klarkę latach 70-tych. I to właśnie miałam na myśli.

      Usuń
  26. Klarko,wyroslas we wspanialej rodzinie.Ta milosc jest w Tobie i z ta miloscia piszesz.A piszesz pieknie,sercem.Masz naprawde ogromny talent.

    OdpowiedzUsuń
  27. Mój tata wychował się bardzo podobnie... "Uciekł" ze swojej wsi gdzie pieprz rośnie, a ja z uporem maniaka walczyłam tyle lat, żeby tam wrócić. To jest przewrotność losu, chociaż tata bardzo się wzrusza na myśl o tym - i babcia, czyli jego mama, też. Może nawet bardziej niż tata:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Kochająca i wspierająca się rodzina jak widać, może podołać wszelkim trudom życia. Wielkie ukłony dla Mamy.:)

    OdpowiedzUsuń
  29. I znowu spowodowałaś u mnie wzruszenie....lata siedemdziesiąte pamietam,urodziłam się 1970 roku i prawie od urodzenia mieszkałam w bloku,moja mama jednak często wracała ze mną do babci,miała właśnie taki dom,co prawda była tam elektryczność ale sprzętów mało.Bieda.Siedmioro dzieci,mój wujek był ode mnie 4 lata starszy,ciężka praca ale i szczęście,miłość i babcia mimo trudów zawsze uśmiechnięta,zawsze z książką w ręku.Bo moja babcia zawsze dawała nam w prezencie książki a zanim nam je dała,czytała je.Uwielbiałam kuchnię babci i jej piec.Moja babcia żyje ma 85 lat i wszystkie wygody a najbardziej cieszy sie z internetu.Codziennie czyta gazety,przegląda ulubione stronki w internecie i nadal czyta książki i bardzo docenia to co ma.Dom,wygody,sprzęt ułatwiający życie,bo wie jak sie żyje gdy tego nie ma.Obawiam się,że moje pokolenie i moich dzieci nie umie tego docenić.Pozdrawiam Cie bardzo,bardzo!!!

    OdpowiedzUsuń
  30. To, Klarko, niemal gotowy scenariusz filmowy. Ta normalna polskość, w szlachetnym etosie, opływa najsłodszym miodem!
    ściskam najserdeczniej

    OdpowiedzUsuń
  31. U nas prąd był i woda w studni na podwórku. Centralne i wodę mama "zarządziła" dopiero gdy miałam 6 lat. Gaz - jak byłam nastolatką i to już taką starszą. Krowa, świnki, króliki, drób... Wspólne sąsiedzkie sadzenie i wykopki. Żniwa z kosą w rekach. Zbieranie owoców i przetwory w kilku szafach w piwnicy, pełne półki słoików, nieraz jeszcze ustawionych jeden na drugim.Pamiętam...
    Dziękuję za ten wpis. I chciałabym żeby przeczytały go wszystkie dziewczyny takie mające teraz pomiędzy 18 a 25 lat.
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  32. Przypomniałaś mi pewien obrazek z dzieciństwa, jak sąsiad nosił wodę w wiadrach na tych nosidłach. I też chciałabym, aby przeczytały Twój post młode dziewczyny i odpowiedziały na pytanie, czy poradziłyby sobie w takich warunkach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge mowic za siebie: Nie, ja podziekuje, bez pradu, czy biezacej wody trafilaby mnie jasna cholera :)

      Usuń
    2. Ja bym sobie poradziła, gdybym musiała. Ale jak się wie, co to jest automatyczna pralka, czy kuchnia na prąd lub gaz, to powrót w takie warunki jest chyba niemożliwy. Chyba, że to jest czyjś świadomy wybór. Ale ludzie kiedyś tak żyli i też byli szczęśliwi.

      Usuń
  33. Perełka nie opowiadanie, Klarko. Spokój, bezpieczeństwo
    , miłość, to wszystko na dla nas przywołałas sprzed lat. Widziałam to jakbym tam była z nimi w izbie. Piękne, znowu stwierdzam ze twój talent nie ma sobie równych. I przesłanie, abyśmy czerpali z dzieciństwa pełnymi garściami jak jest nam źle i starali się dzieciom stworzyć kochający i bezpieczny dom, nie koniecznie pełen luksusów.

    OdpowiedzUsuń
  34. piękna historia. wzruszająca.

    OdpowiedzUsuń
  35. To Twoja mama Klarko? Jak pięknie to opisałaś... Nas była trójka, tata też gdy byłyśmy małe całe tygodnie za domem, mama miała nas, w gospodarstwie nie pomagała teściowa, musiała więc sama wstać o w pół do piątej i obrobić, bo od godziny dziewiątej przychodziły uczennice, które uczyła szyć. Były do 16 - 17, a później znów my, gospodarstwo, pranie, prasowanie i szycie dla ludzi. Chciała zarobić jeszcze parę groszy szyjąc. Wielki szacunek dla naszych mam. Ty możesz jeszcze to wszystko w dowód uznania za jej trud powiedzieć, ja nie, jest już za późno.

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  36. Wilgotno pod powiekami się zrobiło ... historia piękna i trudna zarazem.

    OdpowiedzUsuń
  37. Pięknie opowiedziane :) Cięzko ale razem, rodzinnie.

    OdpowiedzUsuń
  38. tak,wspomnienie pięknie opowiedziane a ile trosk,trudów,kłopotów i niespełnionych marzeń się za nim kryje...
    Ja z przeciwnego bieguna,ptasiego mleka nie brakowało ale zdrowia już tak...
    Koleżanka moja najbliższa z podstawówki w czworakach kopalnianych sie wychowywałą , warunki chyba gorsze ,nie no, na pewno gorsze od tych ktore ty opisujesz (bo brak prądu,po wode do studni to norma tam była ale i rynsztok uliczką błotnistą i klepisko miast podłogi i inne kwiatki...)Pamniętam dobrze to wszystko bo raz czy dwa mnie do siebie zaprosiła...Ale kopalnia potem im wybudowała piękne mieszkania w blokach,z tym że nie każdy doczekał.

    OdpowiedzUsuń
  39. I popatrz Klarko, jednak wyrosły te dzieci na ludzi i do tego jeszcze daja świadectwo swoim bliskim, którym przyszło żyć w tak trudnych czasach i warunkach.
    Piękny obrazek. Czytałem z duszą na ramieniu, że jak to bywało zrobisz w ostatniej chwili woltę i sielanka zmieni się w nieszczęście.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. Czytam dziś i jest jeszcze ładniejszy ten post :D

    OdpowiedzUsuń
  41. Ejże, ejże, kto to się tak zagalopował, twierdząc, że "kiedyś nie było takich, których nie było stać na szkołę." W takim trybie można wyciągnąć wiele niewłaściwych wniosków. Nie będę tu poddawać, jakich. "Stać kogoś", to stwierdzenie o wiele bardziej złożone, niż sądzi autor wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  42. W sumie to fajna dyskusja wywiązała się na blogu. Może niezupełnie o to Ci, Klarko, chodziło, lecz może być i tak. Widocznie jest na to zapotrzebowanie. Każdy ma chęć podzielić się z bliźnimi swoim własnym oglądem rzeczywistości. Niby tej samej, a jednak widzianej innymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  43. Klarko, czuję to i znam. W Twoich słowach jest tak dużo spokoju i pogody ducha, to wszystko co wypełniało taką izbę, z piecem i lampą naftową. Niełatwo to uchwycić, Tobie udało się to wspaniale!
    Mówisz do mnie obrazem. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  44. wyciszenie, miłość i ciepło ... to teraz proszę o ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Ładne. Lubię Twoje "powroty do źródeł" bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  46. Przeczytałam i zimno na samą myśl mi się zrobiło, człowiek ma i ciepło i prąd i wodę, nawet tą ciepłą i jeszcze narzeka ...

    OdpowiedzUsuń
  47. Piękny opis, chociaż trudne życie. Aż trudno uwierzyć, że to było w latach 70-tych (czy 80-tych - nigdy nie wiem, jak to liczyć). Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  48. Jesteś niesamowita Klarko. Współczuję Tym, którzy nie wiedzą, nie rozumieją tamtych lat, a uzurpują sobie prawo do dysputy...pozdrawiam serdecznie.
    Podlaska Ewa

    OdpowiedzUsuń
  49. Owoce dojrzewają w słońcu, dzieci w Miłości.....

    Uściski Klarko:*:)

    OdpowiedzUsuń
  50. Tak pewnie wyglądało życie mojej teściowej. Miała dziewięcioro żyjących dzieci i chorego męża, który sporo czasu przebywał w szpitalach. Też mieszkała na wsi i prądu nie było tam do połowy lat 70-tych. Jakbym słyszała jej opowiadania... Już nie usłyszę...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz