wtorek, 13 sierpnia 2013

w czym mogę pomóc czyli praca w sklepie

Wchodzę do sklepu i po kilkunastu sekundach podchodzi do mnie dziewczyna z pytaniem – w czym mogę pomóc? Dziękuję mówiąc, że sama sobie poradzę a gdy będę potrzebować pomocy, poproszę ją.
To samo pytanie zadaje mi jeszcze kilka osób z obsługi kiedy krążę między regałami a gdy wreszcie docieram do kasy, kasjerka oferuje mi promocyjne produkty i program lojalnościowy.
Prawie każdego to spotkało i nie ma tu nic dziwnego. To po co o tym piszę? Czasem ludzie nie wiedzą, że na tym dokładnie polega praca w sklepie i takie są obowiązki pracownika. Tu celowo nie użyłam tych angielskojęzycznych nazw bo to żaden awans pracowniczy, jest pomoc sklepowa czy asystent sprzedawcy i koniec pieśni. Narzucanie się, patrzenie na ręce i śledzenie – my tak to czujemy, oni pracują, takie mają obowiązki.

Z wytycznych -
sprzedawca ma nawiązać kontakt wzrokowy z klientem zaraz po jego wejściu

Nie ma się co złościć, że ktoś się na nas natarczywie gapi, trudno, taką ma pracę i za to mu (przeważnie marnie) płacą.
Muszą również w ściśle określonym czasie podejść i zaczepić klienta pytając, czego szuka. Klient przeważnie bawi się w Indian i mówi a pacze se tylko tak ale trafia się również taki, który potrzebuje rzetelnej informacji i porównania produktów. Na koniec dziękuje za wybrany i omówiony towar mówiąc, że kupi sobie to przez Internet, bo jest taniej.
Tyle w obronie obsługi sieciówek. Mają dokładne wytyczne i świadomość, że każdy klient może być nasłanym przez kierownictwo agentem testowym. Dlatego uważajcie w tych sklepach z robieniem zdjęć, agenci mają obowiązek sfotografować kontrolowane miejsce więc możecie być za nich wzięci.


A za to na Kleparzu klienci się zezłościli na Krzyśka bo jak on tak mógł przez TYDZIEŃ nie przyjść do pracy? Skandal po prostu, kawy brakło, i jedna pani z powodu wierności (dwadzieścia lat tu u pana kupuję) nie piła dwa dni kawy nie chcąc robić zakupów u konkurencji. Ale jakby go po niedzieli nie było to doszłoby do zdrady!

76 komentarzy:

  1. U nas to jeszcze nic- byłam zaskoczona i wręcz przerażona, gdy przed wielu laty byłam w Singapurze. Od wejścia "rzucano" się na mnie z ukłonami, pytaniami, wystarczyło na coś rzucić okiem a to już niemal samo schodziło z półki wprost do moich rąk i zaraz rozmnażało się w kilka kolorów i rozmiarów. Aż strach było wejść do sklepu. Gdy niczego nie kupiłam to mi było z tego powodu nieprzyjemnie. W moim mieście nie zauważyłam by ktoś się zbyt interesował klientami włóczącymi się "bez celu" po większym sklepie. Pomału wracają jednak nawyki rodem z PRL-u. Nasz klient to raczej nasz wróg. Niedługo zamiast "w czym mogę pomóc" usłyszysz : "no, czego tu chce?"
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nawet u nas czuję się jakoś zobowiązana i bardzo mnie krępuje, np gdy przymierzę kilka rzeczy a nic nie kupię, dlatego wolę sklepy, gdzie tak bardzo się nie czepiają

      Usuń
    2. albo "czego Pan chce ja tu mięso mam" :)
      rafal vel lipton_ER

      Usuń
  2. Nie wiem, kto ustala tym pracownikom zasady, jednak często są one zwyczajnie głupie. Ktoś (jakiś ważniak z góry) przeczyta hamerykański podręcznik obsługi klienta i przekłada ichniejsze na nasze. Tylko nie każde ichniejsze znajdzie u nas zastosowanie. I jak bym nie była wyrozumiała, to po fafnastym "w czym mogę pomóc?" mam ochotę odwarknąć "niech mi pani torby popilnuje, a ja się spokojnie rozejrzę". Ale niestety - pracy jest często jak na lekarstwo, więc jak się ją znajdzie, to się robi, co nam każą. Jednak wolę jak mnie ktoś zapyta "CZY w czymś pomóc", bo wtedy gładko z uśmiechem mówię zwykłe "nie, dziękuję". No i żeby to pytania nie padało, zanim mój wzrok wogle sięgnie jakiejkolwiek półki... Pozdrawiam słonecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest podobnie jak z tymi poradnikami amerykańskich psychologów, na naszym gruncie bywają przeważnie potrzebne jak rower rybie;)

      Usuń
    2. Dokładnie! Dla mnie pierwszym kontaktem, w zupełności wystarczającym jest powiedzenie "dzień dobry!" i już czuję się zauważona :) Jak spędzę kilka minut gapiąc się na pianki do włosów, to znak, że warto zaoferować tą pomoc - pewnie ślepawa nie mogę sobie znaleźć tego, co stoi na środku.
      A co do przywiązywania się - to fakt :) również chodzę do tych sklepów, gdzie byłam miło przyjęta i kupuję u tych samych pań, czy panów :) nie zdradzam ;)

      Usuń
    3. a czuję się dopieszczona, gdy pani sprzedawczyni pamięta, że wybieram sobie kawałek mięsa i proszę o zmielenie. Ma mnie na zawsze.

      Usuń
    4. Klarko, a pamietasz jak w PRL-u, w okresie najwiekszych brakow kawy (i nie tylko) do sklepu spozywczego zawital Amerykanin z Paryza i poprosil o paczke kawy. Sprzedawca oniemial bo od ostatniej dostawy kawy (dla klientow) minelo troche czasu i aby sie odreagowac, za plecami juz prawie, wykonal do kolezanki zza innej pustej lady znak na skroniu (lewa reka bo byl majkutem od urodzenia) co sie tlumaczylo- wariat. Znak ten przechwycil katem oka klient i przytaknal: Tak, tak, prosze zemlec...

      Usuń
  3. Brzmi znajomo, sama pracuję w sieciówce i zupełnie mi się spojrzenie zmieniło, bo sama wiem, jakie bywają wytyczne i co jeśli ktoś ich nie realizuje.
    Jakoś inaczej człowiek patrzy nawet na wydawanie reszty i stara się dać końcówkę kiedy inni marudzą: no ale jak to możliwe, że kasjer nie ma drobnych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam znajome pracujące na kasach i mniej więcej wiem, jak to wygląda z drugiej strony, choć takie makro zwyczajnie przegina i zdarza mi się zostawiać wózek załadowany po kokardę bo nie mam ochoty stać pół godziny w kolejce, bo jest czynne zaledwie kilka kas a tam naprawdę jest co robić - ciężkie zgrzewki prawie na każdym wózku

      Usuń
  4. Są takie duże sklepy, gdzie nawet jak się chce, to nikt z obsługi nie podejdzie, a jak już, to jest to kompletny dyletant. Jak mam już coś konkretnego kupić, to idę do małego sklepu lub składu, gdzie wszyscy i wszystko jest na swoim miejscu. Ale zauważyłem, że takie słodkie słowa: w czym mogę pomóc?, najczęściej kierowane są przez kobiety do kobiet. W sklepach z ciuchami na przykład, to prawie zawsze, jak idę z żoną, ma ona obok siebie sklepową towarzyszkę, która nawiasem mówiąc ma zupełnie spaprany gust i proponuje żonie rzeczy, jakie mnie się w ogóle nie podobają. A ostatnio znajoma kupowała w salonie nowe auto. I po wizytach w kilku salonach wybrała taki samochód, którego nikt jej nie doradzał, bo nikt do niej nie podszedł jak sie do niego przymierzała, była sama ze swoimi myślami. Więc ci spece od marketingu w kwestii doradców klienta srodze się mylą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. długo myślałam, że sprzedawca ma się znać na towarze i durna baba składałam cv np w sklepach zoo albo ogrodniczych bo wiesz sam, rybki, kotki, pieski i inna gadzina nie mają przede mną tajemnic, to samo z roślinami, a do tego mam przecież rolnicze wykształcenie! a tu guzik, trzeba po prostu znać techniki sprzedaży i tym się kierują rekrutujący, a sprzedawać się uczyłam na placu sama, więc to całkiem co innego. Kurcze, no, nie nadaję się do pracy w handlu bo nie wcisnęłabym kobiecie sukienki o rozmiar za małej a tu nie chodzi o to, że ma dobrze wyglądać, ma wydać pieniądze i koniec.

      Usuń
    2. Gdy ostatnio rzetelnie doradziłam klientce spodnie w większym rozmiarze z dwóch przymierzanych, czyli te, w których wyglądała lepiej - obraziła się :) Tak źle i tak niedobrze...
      Anaberry

      Usuń
  5. Zawsze z uśmiechem dziękuję paniom za chęć pomocy,a pani na kasie która pierdylion razy mówiła klientom dzień dobry,też nie żałuję miłego uśmiechu,bo szanuję ich zmęczenie.A że mieszkam na wsi,panie w sklepach u nas znają mnie,nie muszę wiele tłumaczyć mężowi co i jakie ma zrobić zakupy,same wiedzą lepiej:)Nie znoszę tylko sklepów z kieckami,które zresztą kupuję raz na ruski rok.Gdy widzę jak wciskają źle dobrane sukienki klientkom,wychodzę czym prędzej.Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się czasem wcinam w sklepach odzieżowych, kiedy widzę, że kobieta wygląda w ciuchu olśniewająco, to jej to mówię, a gdy wbita w kieckę wygląda jak baleron, kręcę nieznacznie głową.
      Sklepu naszego wioskowego nie lubię bo jest nastawiony na lokalne najpilniejsze potrzeby czyli wódka, papierosy i piwo i zazdroszczę Ci tego Twojego.

      Usuń
  6. Mnie to nie przeszkadza, a wręcz nawet pomaga, kiedy faktycznie chcę coś kupić. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  7. Można na to spojrzeć z drugiej strony, bo ja przeważnie jednak czegoś konkretnego szukam i wtedy dobra obsługa jest na miarę złota. Niestety często spotykam się z odsyłaniem: niech pani sobie zobaczy, trzeci regał, druga półka po prawej...
    Bardzo cenię fachowych sprzedawców. Pozdrowienia, Klarko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zawsze wracam w miejsca, gdzie jestem fachowo i grzecznie potraktowana, ostatnio trafiłam na taką fryzjerkę (wreszcie)

      Usuń
  8. moja Młoda właśnie dostała pracę w takiej sieciówce (umowa zlecenie oczywiście...), dziś pierwszy dzień w pracy, zobaczymy jakie wrażenia przyniesie.... miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha ha ha, jako "nowa" dostała w pierwszym dniu niezły wycisk typu "przynieś, wynieś, pozamiataj"... prasowanie,sprzątanie, rozwieszanie nowego towaru... z kontaktu z klientami zapamiętała tylko, że nie wiedziała gdzie co wisi (trudno żeby od razu pierwszego dnia ogarnęła cały sklep), więc zanim pomogła to, co mniej cierpliwą klientkę, mógł szlag trafić... :)

      Usuń
  9. ja też podchodzę do klienta i pytam - w czym mogę pomóc;D
    i nie jest to sieciówka tylko mój własny.
    I też spotykam się z różną reakcją.
    Ponieważ mnie samą wkurzają do nieprzytoności sprzedawczynie plątajace sie ciegiem obok i nachalnie z uśmiechem sztucznym wmawiajace mi towar obok ktorego np bezmyślnie stanęłam myśląc o czym innym;>
    - to nie jestem nachalna.Odchodzę na bok jeśli mnie nie potrzebują ale niestety.na ręce patrzę bo już kilka razy kradzieże dosć bezczelne u nas sie zdarzyły;/.

    No i ja np.wiem gdzie co leży, mogę też doradzić jakby co :) i zakupy idą szybciej ,sprawniej.Bo nie cały towar wywalony jest w WIDOCZNYM miejscu.SIęnie da po prostu.I bywa że ktos nie spyta ,wychodzi a potem się dziwi że było...

    Ale i z tym doradzaniem jest probolem bo nie umiem z zminą krwią wcisnać towaru byle by zszedł;/.
    Dziś starałam sięnp mocno ale co zrobićjak przyjechala para zamawiać łóżeczko - podobały się ale pani wciaż pytała pana - ZAMAWIAMY ? a pan odpowiadał - JAK CHCESZ...
    No dobra rzekął pani zamawiamy ALE KTÓRE ?
    - jakie chcesz odparł pan i się pożarli...I wyszli...szkoda;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a śliczne macie te rzeczy, jak sie trafi jaki niemowlak w rodzinie to masz we mnie klientkę

      Usuń
  10. Z rozrzewnieniem wspominam lata , gdy na towar w sklepach się polowało :D
    Teraz mnogość na półkach przyprawić może o zawrót głowy. Kilka razy zawiodłam się na fachowości asystenta sprzedawcy i wybierałam zupełnie coś innego.
    Jednakże miłym zaskoczeniem była pewna sytuacja w sklepie dla "inteligentnych". Stałam dobrych kilkanaście minut przy regale z blenderami, podeszła młodziutka dziewuszka. Na typowe pytanie mówię jej, że właściwie to wybrałam model, który spełnia moje oczekiwania, ale cena jest dużo większa niż przewidywałam, muszę zrezygnować. Myślałam, że będzie proponować inne tańsze, Ale nie, ona poprosiła abym chwilkę poczekała, gdzieś pobiegła, a jak wróciła to z szerokim uśmiechem oznajmiła, że otrzymałam rabat na 30 % ! . Przypuszczam, że nie byłam wyjątkiem, bo był to czas przed gwiazdką ,a w sklepie niewielu klientów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o widzisz, ratujesz honor tej marki bo zazwyczaj tam się strasznie trudno z kimkolwiek dogadać

      Usuń
    2. O jeny, wyszło z mojego komenta, że robię im dobrą reklamę, a napisałam tak, jak było wówczas. Zrobiłam ukłon dla tej młodej uczynnej osóbki .
      Wcześniej i później czułam się jak "idiotka" ,że wspomnę też przykrą sytuację - w innym sklepie coś tam małego kupiłam,zapłaciłam i miałam w torebce, potem za coś innego małego zapłaciłam w tym "nie dla id.." , a opuszczając strefę bramki kasy uruchomił się brzęczyk ! ; procedura sprawdzania, ok, tak trzeba, ale nie trzeba na całą salę obwieszczać wymachując, że piszczą zakupione wcześniej majtasy w innym sklepie / miałam paragon ! , buuuuu
      Od tego incydentu omijam szerokim łukiem tę sieciówkę. O!

      Usuń
    3. Hy, ja z podobnego powodu nie weszłam od 9 lat do Empiku :D
      Też mi u nich zapiszczał magnetyczny zatrzask w plecaczku kupionym za granicą... przy wejściu do sklepu, a nie wyjściu. I publiczne wywalanie rzeczy z plecaczka...

      Usuń
    4. majka no co Ty, nie robisz reklamy tylko jesteś pozytywnie nastawiona do świata dostrzegasz te dobre rzeczy i o nich wolisz mówić niż narzekać. Ale się wymądrzam, loboga.

      Usuń
  11. Nasz największy sklep samoobsługowy (dodam, że na wsi) przeszedł metamorfozę, najpierw zmienił tylko właściciela i szyld a teraz mamy tu biedronkę. Obsługa została ta sama a jakby inna ... Kiedyś, jak się baby między sobą pokłóciły to i do klienta burknęły, a teraz z uśmiechami przyklejonymi pytają w czym pomóc ...
    Tylko sama nie wiem co było lepsze jak burknęły i ja im burknęłam, bo przecież dobrze się znamy, czy jak mają te uśmiechy przyklejone i nijak nie idzie tego skomentować.

    Pani od kawy się nie dziwię ... też bym czekała i nie piła, odkąd moja Pani od rzodkiewek zmieniła lokalizację i nie zawsze mi po drodze rzodkiewek też u nas jak na lekarstwo :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz, u nas jest odwrotnie, najpierw baby były strasznie oficjalne(w Lewiatnie) a teraz się zrobiło całkiem familijnie i lubię tam chodzić, wszyscy się znają choć to sieciówka, może się wszystko ułoży i u Was

      Usuń
  12. Mój brat od tygodnia pracuje w sieciówce. Na szczęście u nich nie wymagają witania klienta w progu, za to kiedy klient poprosi o pomoc - muszą poświęcić całą uwagę jemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. namów brata, niech zacznie pisać blog "przypadki szalonego sprzedawcy";)

      Usuń
  13. Wiem, że to ich praca. Różne są prace, jak, nie przymierzając, wciskanie ulotek ludziom, którzy na oczach wciskających, wrzucają je do kosza. Czy jednak nie jest tak, że mamy pośredni wpływ na to jakie są "prace"? Te całe prawa podaży i popytu, czy jakoś tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. biorę, właśnie dlatego, że wiem, ile się muszą nastać i tych ulotek nawciskać

      Usuń
    2. I ja biorę ... odkąd znajoma wciskała i wytłumaczyła co i jak. Jeśli to moje branie ma pomóc to mogę i trzy razy w ciągu godziny tą samą ulotkę dostać, nawet sama rękę po nią wyciągnę :)

      Usuń
  14. Lubie....pogadac o fasonach,krojach,doradzic,dopasowac. Zadowolenie na buzi dobrze mnie nastraja. Naprawde to lubię. Moda.
    Trudno mi za to dostosowac sie do bazarow. Filozofia eleganckiej komfortowej sprzedazy zakorzenila sie u mnie.
    Zatem nieco inne poglądy. Co kto lubi.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  15. a ja przy płatnościach kartą jeszcze pytam -czy chce pani wypłacić gotówkę?
    Bo wypłacamy do 200 zł bez prowizji;)
    Na szczęście nie muszę mówić - dizękuję i zapraszam ponownie;)
    A uśmiech naprawdę wiele ułatwia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a siedzisz z tym głębokim dekoltem?;)

      Usuń
    2. Na hasło - dziękuję, zapraszam ponownie...
      przeważnie odpowiadam - nieomieszkam :)
      to działa :) każda kasjerka się uśmiecha
      i o to chodzi :)))

      Usuń
    3. niestety...nie;))
      Mammy firmowe koszulki;)

      Usuń
  16. Ja to raczej mam pecha i jak potrzebuje pomocy w znalezieniu czegos, to jak na zlosc cala obsluga sklepu pije kawe gdzies na zapleczu. :)
    A najbardziej nachalni sprzedawcy zaatakowali nas kiedys z mezem w sklepie meblowym. Weszlismy tylko sie rozejrzec, o czy poinformowalismy obsluge, bo pytanie "w czym pomoc" padlo natychmiast po przekroczeniu progu. Nie wystarczylo, jeden z pracownikow uparcie krazyl doslownie 3 metry za nami, co juz bylo dosc krepujace. Co gorsza, co chwila wtracal swoje trzy grosze, co do koloru, materialu i praktycznosci. Po 20 minutach takiego upartego nagabywania, wyszlismy zdegustowani ze sklepu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jakbyś powiedziała - panie, ja uznaję wyłącznie białe!
      może mieli prowizję od sprzedaży, ale wciskanie za wszelką cenę i narzucanie się strasznie mnie irytuje, też wychodzę

      Usuń
  17. ciężka praca ... i tak jak napisałaś, często marnie opłacona
    :***

    OdpowiedzUsuń
  18. W sieciówkach już od dawna funkcjonuje, tzw. Tajemniczy Klient, gdy ekspedientce zdarzy się zapomnieć powitać klienta z uśmiechem na twarzy jest wzywana do menadżera na dywanik.
    Ja poprostu wiem że takie są jej obowiązki, dziękuję za pomoc, udaję "indianina".
    Skandal, jak to przedsiębiorca może mieć tygodniowy urlop!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Podobnie jak Anabell, czułam się napadana wręcz przez sprzedawców w Turcji. A i w Grecji spokojnie nie można przejść ulicą, bo wciągają Cię niemal na siłę do każdej kawiarni. Taki zaganiacz stoi też niemal przed każdym sklepem, i to już dla mnie jest uciążliwe. W Polsce nie mam z tym problemu, odmawiam na luzie, jeśli nie potrzebuję pomocy, a przyjmuję ją chętnie, kiedy potrzebuję czegoś wyraźnie.
    Faktycznie bywa, że w niektórych miejscach powracają zwyczaje rodem z PRL, ale kto wie, jak my czasem wyglądamy, jak wchodzimy do tych sklepów. Niektórych klientów, obserwując ich z boku, sama z przyjemnością bym wychłostała :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, za mierzenie butów na gołą stopę, obrzydliwość!

      Usuń
    2. Też nie znoszę tego mierzenia na gołą stopę, ale zauważyłam że sprzedawcy w sklepach obuwniczych też mają to gdzieś...Teraz boję się kupować buty.
      fidelia

      Usuń
  20. Witam.Mieszkam w centrum małego miasta,pod nosem mam sklepy,choć to za dużo powiedziane,bo przewaga banków.Taki mikro Zurych:).Mam pod nosem wprost sklep,gdzie są fajne ciuchy.Ale niestety,podziwiam je tylko na wystawie.Wprost boję się wchodzić do tego sklepu.Byłam tam 3 razy,i te 3 razy wyszłam stamtąd z poczuciem winy,że nic nie kupiłam,odprowadzana wzrokiem ekspedientki o figurze Barbi. Noszę rozmiar przeciętnej Polki po 40 czyli 42,a pani wykładała rozmiary dla nastolatek z komentarzem ACH PRZECIEŻ TO NIE DLA PANI,RACJA...A zakres w wyborze rozmiaru mają od mikro do makro...Że nie wspomnę o tym,że na wejściu zostałam"wyceniona"od butów po kokardę:))przy pytaniu W CZYMŚ MOŻE POMÓC?:))Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak to jest z tą rozmiarówką to nie pojmuję, po ulicach chodzi coraz więcej XXL a na wieszakach przeważnie XS. Pocieszyłaś mnie z tym twierdzeniem o przeciętnym rozmiarze, dziękuję!

      Usuń
    2. Dzięń dobry,
      Rozmiarówka jeszcze zależy od sklepu. Nie do pojęcia dla mnie jest, że w jednej ze znanych sieciówek ja w 42 wcisnąć się za nic nie dam rady (a normalnie noszę 40/42), ale moj maż już pasuje do standardów. Nowa wersja antyfeminizmu?

      Usuń
    3. natknęłam się na rozmiar młodzieżowy i to nie jest to samo, co damski, może o to chodzi

      Usuń
    4. Sa typy sylwetek A (dla tych malolatow bez biustu), B (dla dlugich ale chudych chlopczyc), C (najnormalniejszy) i D (dla malych w stosunku do puszystosci). Zalezy tez, gdzie wyprodukowano np jakies 'bangladesz' czy 'chiny' to maja zanizone XL :D a 'turki' to znow takie worki, ktore sie dodatkowo rozciagaja w miare noszenia wiec zamiast XL mozna sie wcisnac w M bo i tak sie rozciagnie do XL po praniu :D. To moje obserwacje.

      Usuń
  21. Praca w sklepie było moim najgorszym doświadczeniem brrr....

    OdpowiedzUsuń
  22. poświęcenie ze strony klientki. to miłe, mieć taką klientelę :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. mnie nikt nie przeszkadza, ale szlag mnie trafia, kiedy np w castoramie albo obi nie mogę nikogo znaleźć z obsługi, a chcę coś kupić, na czym się nie znam :)) nawet może się nie uśmiechać i nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, byle był

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, w budowlanych sklepach pomocy jak na lekarstwo, chyba, że jesteś olśniewającą pięknością i poprosisz o pomoc klientów, tam 70% kupujących to faceci, można tam śmiało chodzić na podryw

      Usuń
  24. Ja to w sklepach czuję się jak persona non grata, szczególnie kiedy tylko chcę popatrzeć na rzeczy. Dlatego do sklepów z ubraniami nawet nie wchodzę. Wchodzi takie "dziecię" na oko lat 15 do sklepu (w rzeczywistości, to dziecię lat 21) i ogląda, a babeczki patrzą z taką nieufnością w ozach, czy czegoś im nie zawinę. Tak jakbym przypadkiem miała na cole napisane kleptomanka. :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gimnazjum wyrobiło sobie taką opinię, kradną dla rozrywki:(

      Usuń
  25. A no, wytyczne i pilnowanie czy ktoś nie ukradnie, bo przecież złodziej nie musi wyglądać jak luj... A druga strona czuje się gorsza, bo ją tak obserwują i nawet zastanowić się nie dadzą i zniechęcona wychodzi i tak obustronnie rośnie frustracja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja koleżanka pracując w osiedlowym sklepiku goniła luja wokół budynku, dogoniła i odebrała mu skradziony towar ryzykując zdrowie i życie. Straszne czasy.

      Usuń
  26. Procedura obsługi klienta bywa jeszcze bardziej skomplikowana.
    Rozbawiło mnie zdanie o zabawie klienta w Indian... bowiem w miejscu, gdzie pracuję (sieciowy sklep odzieżowy), jedna z technik obsługi klienta nazywana jest "techniką Indianina". Sprzedawca po przywitaniu się krąży w pobliżu klienta bacznie go obserwując i wyczekując dogodnego momentu na zaoferowanie pomocy. Aczkolwiek niestety prawdą jest też, że na ręce patrzymy klientom również z powodu licznych kradzieży :(
    Swoją drogą, po ponad półtora roku pracy książkę można by napisać, więc na tym poprzestanę.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Anaberry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zamierzam napisać o klientach brudzących odzież pudrem i szminką i pakujących gołe stopy w buty więc jestem bardzo ciekawa Twych doświadczeń, a może napisz, przyślij a ja umieszczę w głównej ramce?

      Usuń
    2. To, o czym wspominasz jest brakiem kultury. Jak jestem wymalowana jak na wesele, uszminkowana, albo jeszcze spocona - do sklepu z ciuchami nie chodzę. Odrobina wyobraźni, dobrego wychowania by się przydała. Przecież te ubrudzone ubrania ktoś musi uprać, albo cenę obniżyć, przygotować do sprzedaży.

      Usuń
    3. Toc to brudzenie szminka jest przygotowaniem ubrania do przeceny :) - znam taka co urywa guzik u spodni i reklamuje, ze brak - dostaje zawsze znizke :D
      Poty na mnie wystepuja jak stoje godzine (ktora ma czesto tylko 10 minut) do przebieralni a tam duchota plus poczucie klaustrofobii, w tej kanciapce z lusterkiem. Nabalansuje sie na bosaka, pobijam po scianach ... a jak nie trafie w rozmiar za pierwszym razem to zdjecie sukienki zapietej dzieki ekslibristyki wrodzonej jest niemozliwe do powtorzenia w odwrotnym kierunku, ze swiadomoscia, ze jakas kamera na mnie moze patrzec... o spodniach i nogawce obciskajacej lydke, udo, miednice choc w pasie sie nie dopina, nie wspomne ile sie takimi nogami namacham, jak stonoga... no i nie poc sie czlowieku przy przymierzaniu.

      Usuń
  27. Wszystko zostało powiedziane:) Gaszę światło- dobranoc:)Znowu jestem ostatnia, tak jak u Miśki:(

    OdpowiedzUsuń
  28. A to fakt ... przedsiębiorca urlopu brać nie może! Choć uprzedzałam, że mnie nie będzie to i tak dzwonili, bo przecież MUSZĘ! pomóc i tylko zdziwieni byli, że się czeska poczta odzywała ... w jaskiniach nie ma zasięgu, trudno.

    OdpowiedzUsuń
  29. Pracowałam w dwóch sklepach spożywczych, ciężka praca za śmiesznie małe pieniądze. Nie wiem jak moja mama wytrzymuje w takiej pracy już ponad 25 lat, podziwiam, bo ja nie dałam rady. W jednym pracowałam 4h, a w drugim 3 dni po 2-3 h. To zupełnie nie dla mnie.
    Urlop należy się każdemu, ja również robię zakupy u jednych sprzedających i jak byli na urlopie to na rynek nie chodziłam wcale. U innych nie lubię i już, więc rozumiem babeczki, które czekają na Krzyśka.

    OdpowiedzUsuń
  30. Przyzwyczaiłam się do tego "w czym mogę pomóc" aż mnie dziwi, gdy nikt nie podejdzie :-D Na wsi, mieliśmy jednego (już śp.) sklepikarza, który był nastawiony na "nie ma", nawet jeśli dany towar stał za jego plecami. Na wszelkie "a u S. jest taniej" odpowiadał "to se k..., tam zakupy rób". Bareja w czystej postaci ;-)
    Dobrze, ze Krzysiek wrócił na Kleparz i nie padł ofiarą zdrady :-)

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak samo mnie to wkurza, więc ostatnio zrobiłam ostry numer:
    - Dzień dobry
    - dzień dobry, w czym Pani pomóc?
    Myślałam, że to nie do mnie i gnam wprost do wieszaków. Pani podąża za mną:
    - Pomóc pani w czymś?
    Patrzę na nią, ona na mnie, ja na nią, ona na mnie:
    - TAK, PROSZĘ POTRZYMAĆ MI TOREBKĘ, BO MI NIEWYGODNIE OGLĄDAĆ CIUCHY NA WIESZAKU.
    .
    .
    .
    Mina pani, trzymającej moją torebkę przez 10 sekund - bezcenna.
    Po co się głupio pyta...

    OdpowiedzUsuń
  32. Otworzyli nowy market budowlany, wdepnęlismy tam w drodze z Pogórza, o matko! nie dali nam spokoju, za każdym regałem czaiło się na nas "w czym mogę pomóc?", mieliśmy wrażenie, że śledzą nas, może byliśmy nie tak ubrani, albo mają nas za złodziei? tak myśleliśmy ... i zwialiśmy; teraz odpuścili; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja tam nie lubię tego w czym pomóc, wyznaję zasadę, że jak potrzebna mi pomoc to sama poproszę, ale wiem, wiem mają procedury...te wszystkie crosselingi i upselingi, bo jak nie to Tajemniczy Klinet czai się za półką albo filarem i już wylatujesz z roboty, no w najlepszym przypadku nie masz premii....

    OdpowiedzUsuń
  34. Baba ze wsi,

    Babo, wchodziłaś do sklepu, brzęczyk zapiszczał, a Ty dałaś się zrewidować? Pojęcie do przyswojenia, które wybrałem dla Ciebie ze słownika, to: „asertywność”. Marzę o tym, żeby mnie spotkała taka sytuacja (wejście, brzęczyk i ochrona). Tak bym im dał popalić, że może zaczęliby się zastanawiać nad tym, co robią. A może nie?

    Klarka Mrozek i ania.mania,

    Też biorę ulotki, jak leci. Raz nawet zrobiłem dowcip. Wziąłem ulotkę, przeszedłem kilkanaście kroków i wręczyłem ją kolejnej osobie. Zadziałało! Teraz sobie myślę, że będę tak robił zawsze. To chyba lepsze niż wrzucanie ich do kosza po kilkunastu krokach?

    Aleksandra Marta,

    Sprzedawcy mają teorię, że każdy klient to złodziej. Ja mam teorię, że każdy człowiek to idiota. Im teoria sprawdza się w kilku procentach. Mnie się sprawdza w kilkudziesięciu, a jak mi się nie sprawdzi, to jestem pozytywnie rozczarowany. Tak czy tak wygrywam.

    Klarka Mrozek i inni,

    „W czym mogę panu pomóc?”.

    Słyszę to pytanie dość często i na ogół robi mi się niezmiernie przykro. Tak się składa, że dobrze wiem, czego potrzebuję. Problem w tym, że rzadko udaje mi się to znaleźć. Dlatego gdy miła ekspedientka pyta mnie, w czym może mi pomóc, robi mi się przykro, bo wiem, że gdy jej odpowiem, czego szukam, sprawię jej niewymowną przykrość.

    Opiszę to na przykładzie spodni. Spodnie kupuję raz na sześć lat – po kilka par hurtem i na zapas. Potem nie mogę przytyć, bo bym się nie zmieścił w nówki, które pięć lat przeleżały w szafie.

    Od zakupu mijają dwa lata. Ja wchodzę do sklepu i pobieżnie się rozglądam. Ekspedientka podchodzi i pyta, w czym może mi pomóc. Ja odpowiadam: Szukam spodni prostych lub zwężanych, ale nie poszerzanych. Ona mówi na to: Niestety, nie mamy.

    Mijają kolejne dwa lata. Wchodzę do sklepu i rozglądam się. Ekspedientka pyta, w czym może mi pomóc. Mówię: Szukam spodni, ale nie powycieranych. Ona: Niestety, nie mamy.

    Mijają następne dwa lata. Wchodzę, rozglądam się, ekspedientka podchodzi i pyta. Mówię: Szukam spodni, ale nie podartych. Ona: Niestety, nie mamy.

    Po sześciu latach wchodzę do sklepu i widzę spodnie, które nie są poszerzane, poprzecierane i podarte. Ekspedientka podchodzi i pyta, a ja mówię: Szukam spodni, kolory różne: popielaty, szary, grafitowy, gołębi. Znajdzie pani coś takiego dla mnie?

    A teraz, dziewczyny, nawet mnie nie pytajcie, jak trudno jest kupić w Polsce szalik, gdy jest się mną.

    ***

    Blog Klarki Mrozek znalazłem z pomocą Google, gdy szukałem frazy „w czym mogę panu pomóc”, żeby zobaczyć ją w kontekstach nim napiszę wiersz z jej użyciem.

    ***

    Aha! Nie jestem gejem. I tak mi nie uwierzycie, ale nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz