niedziela, 21 lipca 2013

to, co najważniejsze

Będzie bardzo długo i osobiście.


Okoliczności, w jakich  poznałam Asię, jeszcze wtedy nie narzeczoną tylko dziewczynę syna, były dość paskudne. Spędziliśmy bowiem, nie znając się zupełnie,  kilka godzin w jednym samochodzie. Ja w podróży jestem okropna bo potrzebuję przerw, boli mnie kręgosłup więc zatrzymujemy się, spaceruję, pijemy kawę, szukamy toalety, i tak zamiast trzech godzin jazdy robi się pięć.
Jechaliśmy na wesele, Asia nie znała tam oprócz mojego syna nikogo! Ale za to z pewnością  miała świadomość, że będzie musiała poznać hurtem calutką rodzinę, macie pojęcie? Babcia, ciocie, wujkowie, kuzynki no i oczywiście ja.

Po takiej podróży należało się wypindrzyć i lokalny arcymistrz stylizacji fryzur porobił nam na łbach kopy siana. To nic, wesele było naprawdę wyjątkowe, choć kelnerka dwa razy wylała coś na mnie a za trzecim razem oblała mnie czymś szwagierka. Wyglądało, jakbym się spiła bo normalnego człowieka coś podobnego nie spotka. Mnie spotkało, jedną sukienkę zmieniłam ale w drugiej już zostałam taka oblana bo co miałam zrobić. Przysięgam, że uważałam, siedziałam przy stole ostrożnie, serweta na kolanach i nie było w tym mojej winy.
W drodze powrotnej przysypialiśmy w aucie, wiecie, jak to jest po imprezie. Tak więc widzicie, pierwsze spotkanie nie było zbyt udane ale na szczęście Asia dzielnie to przetrwała.

Potem młodzi przyjeżdżali do nas bardzo rzadko i prawie zawsze przypadkiem. Czasem spałam, potrzebuję drzemki w ciągu dnia, gdy bolą mnie stawy,  czasem w najgorszym dresie szorowałam na kolanach piekarnik i wyglądałam jak czarownica, co mnie szalenie krępowało,  chciałam wyglądać zawsze pięknie i mieć dom wysprzątany na błysk a było różnie.

Poznaliśmy się bliżej dopiero w zeszłym roku, gdy podjęliśmy decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Bałam się jak diabli choć myślę, że Asia bardziej. I co? Kiedy się wyprowadzali, usłyszałam – nigdy nam tak dobrze nie było jak przez ten czas. Ja też tak czułam, to były naprawdę miłe, pełne ciepła i szczęścia rodzinnego miesiące.

Oczywiście nie obyło się bez wpadek. Kiedy do Asi przyjechała rodzina, ja poszłam z ich dzieckiem na spacer, wracam, a w domu pełno much! Był wrzesień, na stole stało jedzenie, w tym ciasto i świeże owoce, co wystarczyło, by natychmiast przez otwarte okno naleciało owadów, w tym rój owocówek. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Kto mnie zna to wie, jaką mam na tym punkcie obsesję, dawniej w każdym oknie była siatka a w drzwiach obowiązkowa firanka.
Następnym razem miała przyjechać mama Asi i młodzi powiedzieli mi o tym ze dwie godziny przed odwiedzinami, no, pięknie. Nie zdążyłam nic, po prostu nic przygotować. Czułam się okropnie a dzieci specjalnie tak zrobiły bo nie chciały, abym „czyściła grzejniki od środka i robiła przyjęcie dla pułku”. Była więc herbata i jakieś byle jakie ciastka i tyle. Znów się nie popisałam. Na szczęście mama Asi okazała się być bardzo miłą osobą choć obydwie byłyśmy niesłychanie tym spotkaniem przejęte i dopiero teraz, przy drugim spotkaniu, pogadałyśmy normalnie, jak kobieta z kobietą, czyli trochę plotek, trochę poważnie a najwięcej żartów.
Wszystkie te przykłady podałam, abyście wiedzieli, że staranie się na pokaz nie ma sensu i nie kończy się dobrze.

Pewnego jesiennego wieczoru siedziałam w swoim pokoju gdy przyszła Asia i zaniepokojona zapytała – a gdzie jest tata? Spojrzałam na zegar, rzeczywiście mąż już dawno powinien wrócić z pracy. Jej słowa wyrażały  szczerą troskę a ja poczułam, jakby ktoś bliski wrócił do domu z dalekiej podróży albo odnalazł się po długiej rozłące. Tak się tworzy rodzina i wcale nie trzeba więzów krwi. Wystarczą zwykłe pytania – jak się czujesz, czy zjesz ciepłą zupę, jak poszło w pracy, podrzucenie ciekawej książki czy filmu. Wspólne smażenie dżemu i sprzątanie na zmianę łazienki. Zwykłe dni a w nich  łagodność, troska i delikatność.

Czasem mówię, że coś mi się nie podoba, ale to wcale nie znaczy, że oczekuję od młodych zmiany decyzji. Pomagamy ale  nie wtrącamy się. Moja mama też tak robi i dopiero teraz rozumiem, ile siwych włosów musi ją to kosztować choć potrafimy odnajdywać radość w codzienności i cieszyć się z drobiazgów. Jak dzieci są zdrowe i szczęśliwe to mama też, i ja mam dokładnie tak samo.


Tym długim i niezwykle szczerym postem przedstawiłam Wam  bliżej moją rodzinę i siebie w charakterze teściowej. 

49 komentarzy:

  1. Cieszę się że mogę bywać tu u ciebie. Dziękuję ci za to. Może jutro napiszę więcej, zebys miała co poczytać :-) Jednym słowem - nie straciłas syna, zyskałas córkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to wspaniałe ... móc być takim wspaniałym. Nie każdemu jest dane odegranie takiej roli. Czasami jesteśmy zmuszeni robić dobrą minę do złej gry. Choć nie do końca jest to nasza gra.

    OdpowiedzUsuń
  3. :)) Mam też jednego syna i też ostatnio jestem trochę w roli "teściowej", czy dobrej? Jeszcze tego nie wiem, z oznak wygląda, że nie idzie mi najgorzej.....Ale nie staram się zbytnio, jestem jaka jestem i już:))
    Buziaczki Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  4. I bardzo dobrze, ze tak sie stalo, tak jest naturalnie, nie lubie jak sie ludzie niepotrzebnie spinaja. Zycie to nie proba generalna, to zwykla codziennosc, w ktorej czlowiek nie zawsze wyglada najlepiej, nie zawsze ma wypucowane, ale tak wlasnie ma byc:))
    Lubie przyjmowac gosci, lubie jak dzieci z polowkami przychodza na swieta, lubie zwlaszcza wtedy przygotowac wiecej i lepiej.
    Ale najbardziej lubie siedziec z nimi przy stole a nie kursowac od stlu do zlewozmywaka.
    Chce zeby kiedys jak beda wspominac te swieta pamietaly, ze bylam z nimi a nie jako kelnerka.
    Po obiedzie odchodzimy od stolu i zasiadamy przy innym na deser, to co zostalo na tamtym stole samo nigdzie nie ucieknie i moge sie tym zajac jak ich juz nie ma:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dość szybko nauczyłam się, że nic na pokaz - wszystko jedno kto ma przyjść, wszystko ma być normalnie.Tyle tylko, że jeżeli wiem wcześniej kto ma przyjść staram się podawać do stołu to co dany gość lubi, a jeśli nie wiem, to nie mam problemu z "przepytaniem na okoliczność". Bardzo lubię i cenię swego zięcia, to naprawdę dobry i miły chłopak- zyskałam okazjonalnie drugie dziecko i to bez ciąży i porodu, co jest wszak istotne.:))) A na niespodziewane wizyty to jestem bardzo odporna - do tego stopnia, że potrafię wcale nie przerwać tego, co robię.
    Ostatnio obierałam kartofle i szykowałam obiad. Ciekawe co sobie pomyślała sąsiadka. Pewnie,że jestem niekulturalna.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no co Ty, ja bym poprosiła o nóż i pomogła Ci po prostu.

      Usuń
  6. Cześć, zazdroszczę Ci trochę... Właśnie niedawno przestałam być "potencjalną teściową", młodzi bowiem po dwóch latach uznali, że to jednak nie to. W żaden sposób nie wpływam na nich, delikatnie wspieram syna, żeby nie czuł się winny, bo przecież nic złego nie zrobił. Bardzo chciałby zostać dobrym znajomym i przyjacielem swojej byłej dziewczyny, mam nadzieję, że tak się stanie. Ot, nie dobrali się po prostu i niczyjej winy w tym nie ma, wiem, że nie można spędzić życia u boku kogoś, kogo nie do końca się akceptuje albo kogoś, czyje zachowanie zwyczajnie wkurza:-)
    Jednak, Klarko, zazdroszczę Tobie fajnej synowej. Mam nadzieję, że i mój dzieciak znajdzie miłość swego życia, jak i ja przed laty znalazłam. No i nie ustaję w oczekiwaniu na wnuki. A Ty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę, jak moja siostra zwariowała z powodu wnuczki:)))była surową mamą a babcią jest na zawołanie, niezwykle oddaną. Ja nie wiem, czy tak bym umiała.A Ty?

      Usuń
    2. Ja też nie jestem pewna, czy tak bym umiała, ale to podobno babciom przychodzi o wiele łatwiej niż mamom. I na to właśnie liczę. A jeszcze jakby to była dziewczynka, pierwsza i jedyna w naszej szeroko rozumianej rodzinie, to już na pewno szaleństwo pewne! Ech, rozmarzyłam się...

      Usuń
  7. Ciesze sie, ze w koncu zaczynaja padac mity o tesciowych.
    Sama mam fajna ukladanke, bo dziewczyna mojego syna jest Amerykanka peruwianskiego pochodzenia.
    Uwielniamy sie na wzajem, choc hiszpanski nie jest moja mocna strona:)
    Wspieram ich oboje, szanuje ich decyzje I swietnie sie znajduje wsrod hiszpanskojezycznych cioc I wujkow. Radosci I smiechom nie ma konca, pieknie jest.
    Zamierzam byc wyjatkowa tesciowa I ze swoim uporem dopne tego.
    Gratulacje za normalnosc;)

    OdpowiedzUsuń
  8. jesteś fajną teściową. A to, że dzieciom było dobrze w tamtym czasie to świadczy bardzo wiele :) Ja wyprowadzając się po roku mieszkania z babcią męża byłam jak najdalsza od takiego stwierdzenia! Nadal jestem - choć minęło już 17 lat od tamtego dnia. To cudowne, że może być inaczej. Pozdrawiam gorąco :***

    OdpowiedzUsuń
  9. Twojej synowej gratuluję teściowej. Tobie i Twoim najbliższym życzę zdrowia i miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkoda, że nie masz jeszcze jednego syna, a ja jeszcze jednej córki, bo my obydwie na pewno byśmy się dogadały.

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  11. Medal z "teściowania":)
    pozdro,Beta

    OdpowiedzUsuń
  12. Klarka! Jestem z Ciebie DUMNA!

    OdpowiedzUsuń
  13. Mieć synowa to nie sztuka. Sztuka jest być dobrą teściową.
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń

  14. "Modne jest takie powiedzenie, że dzieci są szczęśliwe tylko wtedy, gdy ich matka jest szczęśliwa, ale ja się z tym nie zgadzam bo nigdy nie zależało mi na realizacji własnych marzeń kosztem rodziny, więcej radości przynosi mi powodzenie i zdrowie bliskich i to właśnie najbardziej mnie uszczęśliwia. Nie znaczy to, że żyję cudzym życiem, po prostu nie zależy mi tak bardzo na tym, by coś mieć, wolę się dzielić i z tego mam najwięcej satysfakcji."
    Klarko, przemysl jeszcze raz ten wstep bo on do mnie nie przemawia jako uzasadnienie modnego powiedzenia. Szczescia (odczuwane szczescia) sa rozne w zaleznosci od osobowosci. Dodatkowo powiedzenie (modne) to wielki skrot myslowy. 'Mama szczesliwa - dziecko szczesliwe' bez wyrazu uscislajacego 'tylko' :)
    Reszta tekstu jak zwykle dobra!.
    Buziole :* presylam (tez modne :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rzeczywiście nie udało mi się oddać tego, co chciałam bo choć myślę o pewnym stwierdzeniu od miesiąca lub dłużej, nadal nie przemawia do mnie. Chodzi też o mocniejsze słowa a ja nie wiem, jak je traktować. "Matka najpierw sama powinna być najedzona, aby mieć siłę karmić dzieci". Ani dosłownie, ani w przenośni nie potrafię tego pojąć, bo przecież dziecko jest słabsze i wymaga troski, poświęcenia i opieki, matka wiele więcej wytrzyma niż dziecko.
      Wiem, zbyt skrótowo.

      Usuń
    2. strasznie potrzebuję kogoś takiego mądrego i jednocześnie delikatnego do poprawiania tekstów, dziękuję:)

      Usuń
    3. Bo ja tak zawsze prosto z mostu... a plywac to zbytnio nie umiem :D to, to chyba ... jednak nie najmadrzej wyglada... no ale pozory moga mylic :D

      Szczescie moze oznaczac zwyklosc, brak klod pod nogami, o ktore sie (rowniez matka) potyka. To czy sie cieszy z nowego oseska (normalnie wydziela odpowiedni hormon) to czesto wystarcza za uznanie tego szczescia. Czesto jeszcze potrafi zachowac odpowiednie relacje z ojcem dzidzi (to juz plus w strone wiekszego szczescia), trafi na tesciowa typu 'Klarka' - tez powod do radosci, ... i takie male radoscio-szczescia mozna znalezc wokol siebie, ktore potem zwa sie wielkim szczesciem. To co pomyslalas to jakies pierdoly typu ladnej figury, farbowanych wlosow, podziwu otoczenia jaka to ja szczesliwa matka - Paw i piw a nie trafienie w dziesiatke.
      Milego :D

      Usuń
  15. Obie dobrze trafiłyście :) No i wszystkie Asie są OK :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Pięknie się dogadujecie, ale chyba wiesz dlaczego ?
    Bo synowie żenią się ze swoimi Mamusiami :-)
    Dlatego potraficie znaleźć wspólny język
    i dogadać się :-)
    Oby więcej takich Teściowych i Synowych...

    OdpowiedzUsuń
  17. O rany teściowa idealna :)Asia ma prawdziwe szczęście. Ja dogaduję się z moją teściową tylko i wyłąvcznie wtedy, gdy wystarczająco długo się NIE widzimy. A jeśli chodzi o to, że mama szczęśliwa kiedy dziecko jest szczęśliwe - też tak mam. I moja mama. I babcia :) to chyba przechodzi w genach ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Pięknie to opisałaś. Tylko, że do tanga trzeba dwojga i jeśli dobrej relacji będzie zależało tylko jednej stronie, to też nic z tego nie wyjdzie. Dlatego też zarówno Ty, jak i Asia, zasługujecie na złoty medal wzajemnego zrozumienia i współpracy :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Rzeczywiście, niezwykle osobisty i poruszający szczerością wpis.
    Najbardziej trafiło do mnie zdanie: "Moja mama też tak robi i dopiero teraz rozumiem, ile siwych włosów musi ją to kosztować"
    Dopiero kiedy sama jestem teściową (z tym, że ja mam zięcia), wiele zrozumiałam z dawnych relacji między moją mamą a mną i moim mężem. Inaczej teraz patrzę na wiele spraw, o które miałam do niej żal i pretensje. Chętnie bym jej to powiedziała, ale moja mama nie żyje już od 22. lat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. głównie tu chodzi o pozwolenie na popełnianie błędów i nie wytykanie tego, czyli "a nie mówiłam"! Trudno się wstrzymać bez wtrącania widząc, ile dzieci ryzykują i czym to się może skończyć.

      Usuń
  20. A ja mam prośbę do teściowych: szanujcie decyzje swoich dzieci, bo to, że dzieci pewne kwestie życiowe widzą odmiennie niż Wy, to nie znaczy,że nie będą szczęśliwe. U mnie jest prosty przykład: nie chcemy mieć z mężem dzieci, taki jest nasz przemyślany wybór, natomiast teściowa, która ogólnie potrafi być ok i nie mam wiekszych powodow do narzekania, na tym polu nas zwyczajnie gnębi. A to jest nasze życie... Pozdrawiam Klarko! :) Kasia E.

    OdpowiedzUsuń
  21. Klarka = tesciowa idealna! ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. No to fruuu, podsumowanie (nie wężykiem może ale skrótem myślowym też można):
    Normalna teściowa - zadowolona, ba! wprowadzona w rodzinną kulturę bycia synowa :)= normalne, szczęśliwe życie rodzinne :DDDD
    To z przemyslen dzisiejszych podczas pobytu na tutejszym Kleparzu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany zauwazylam :D czyli brak wstepu.

      Usuń
    2. cięcie jest bardzo dobrym zabiegiem, przeważnie czuję, że coś zgrzyta ale nie zawsze wiem gdzie i ile ciąć
      Szwejk mi czasem pomagał ale zginął czy coś:(

      Usuń
    3. Ciecia szczegolnie ostre z uwzglednieniem posiadania palcow... jeszcze calych, zdrowych i zadbanych jak na tesciowa przystalo.
      Szwejk chyba zmarl na ... starosc do konca odpowiadajac na pytania, dajac rady, gloszac madrosci... a moze z nudow zmarl... z pewnoscia nie zginal z pamieci... literackiej :)

      Usuń
    4. szejk bierze czesto urlop w lipcu, moze to jest powodem zaginiecia.

      znajoma szwejka

      Usuń
    5. No wiem, ze 'niejednemu' psu Burek (Burek mi nie sprawi za to bury, a Szwejk i tak zaginiony) ale tego drugiego nie znam, tylko tego czeskiego troche :)
      Znajoma Szwejka, pozdrow wiec Znajomka serdecznie albo namow najlepiej do powrotu... nie wiem dokad i do koga ale to mozna przedyskutowac :D po urlopie :)... Szwejka.
      ps. Jak widac kazdy ma swoich, innych znajomych a czasem nawet niby wspolnych :D

      Usuń
  23. Fajna z Ciebie teściowa...czytając Twój post zaczęłam się zastanawiać jak widzi mnie moja:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Jesteś fajną babką,dlaczego miałabyś być niefajną teściową?:)
    ZZ.

    OdpowiedzUsuń
  25. Można raz czy dwa opowiedzieć o gafie pt mokra plamą ale na dłuższą metę robi się z tego niedowartowsciowana markowana Karenina z rolą dawno ograną skazana na niesmak. Warto?
    Grać coś skazanego na porażkę?
    Natomiast Mama męża to inna historia. Bardzo osobista i planowa. Chciałabym przeżyć takie pogaduszki w temacie dziecinstwa czy nastoletniosci.....Bardzo.
    Iza R

    OdpowiedzUsuń
  26. Skoro ten egzamin za Tobą i to z wynikiem pomyślnym, to reszta już tylko z górki...:) Swoją drogą nie umiem ja sobie Ciebie w roli teściowej wystawić...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Czytam cię przeważnie rano.Dziś też.Cały dzień chodzę z tym.Tyle myśli,emocji.Wiem,że powinnam oddać ci to swoimi przemyśleniami,odczuciami,wiem już że lubisz czytać.I przygniotło mnie,nie napiszę.Jednak niezmiennie jestem ci wdzięczna za to co piszesz,jak piszesz.Jeśli musiałabym wybrać tylko jeden blog na bezludną wyspę,to na pewno ten.Przytulam.Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, wiele razy proponowałam czytelnikom udostępnienie miejsca na blogu, jeśli tylko masz ochotę podzielić się z nami swymi przemyśleniami, zapraszam, prześlij tekst do mnie a ja go umieszczę na głównej.
      Domyślam się, że niejedna z nas ma trudne doświadczenia związane z matką męża i być może z tego powodu właśnie chcemy być inne, nie chcemy, by nasze dzieci były rozdarte między partnerką a matką. Pozdrawiam:)

      Usuń
  28. Masz rację, nie muszą być więzy krwi, rodzina tworzy się poprzez wspólne przeżywanie różnych chwil i dawanie z siebie emocji :)
    Ładnie i osobiście bardzo to opisałaś.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  29. Moja Tesciowa ma dwoch synow ale ja jestem ta "pierwsza" synowa. chyba dobrze sie rozumiemy i chetnie odwiedzamy pomimo dosc duzej odleglosci. czasem znajoma pani z warzywniaka albo fryzjerka biora nas za Matke i Corke;)
    tez Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a lubicie się z ta drugą synową? pytam z ciekawości i dla porównania, bo często jest rodzaj rywalizacji i niestety, nie jest dobrze.

      Usuń
  30. Zbieram się do tego komentarza i nie mogę się zebrać. Moi teściowie byli dla mnie zawsze rodzicami. CHodząc z mamą po lekarzach tak też ją tytułuję i nie mogłabym inaczej. W tym względzie wszystko jest jak być powinno i nie o tym chciałam. Jestem też teściową, a raczej byłam chyba, mój najstarszy syn się rozwiódł. Żeby była jasność, on zostawił żonę. Ja myślałam że właśnie mam nową córkę, ona nie miała ze swoimi rodzicami zbyt dobrego kontaktu, przylgnęłyśmy do siebie od razu. Potem się wszystko spsuło strasznie bardzo i nastały telefony do mnie do pracy, wymyślanie, dręczenie, płacze, oblewanie pomyjami mnie i mojego syna. Potem ustaliło się tak, że jak młodzi mieli dobry kontakt, Córka była dla mnie łaskawa, jak się pokłócili, momentalnie obrywałam. Syn zabronił mi odbierać od niej telefony, powiedział że ona to robi bo wie, że jak mi dokuczy to jego bardziej zaboli.
    Dziewczyna cierpiała bardzo i nic co bym nie próbowała zrobić nie pomagało. Mój syn dla odmiany powtarzał, że jest dorosły i nie mogę decydować za niego. Ma rację.
    Jakbym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to. Chciałabym mieć normalną rodzinę przychodzącą na niedzielny obiad, święta w jednej turze. Chciałabym, ale nie mam na to wpływu, to nie moje życie. Z drugiej strony Córka zarzuca mi że to ja wychowałam tak syna. Sama po wielokroć się zastanawiałam czy nie ma racji i gdzie popełniłam błąd. Poza tym jeszcze mam drugiego syna i córkę. Syn ma wieloletnią sympatię i zastanawiając się nad tym co się dzieje, myślę, że po prostu boję się zaangażować emocjonalnie i za bardzo polubić drugą dziewuszkę. Bo jak znowu będę się z nią rozstawać?
    Takie jest właśnie moje teściowanie, pełne cierpienia i jednocześnie nieopisanej radości, bo mam wnuczkę, najkochańszą i najśliczniejszą na świecie. Babciostwo nie może się z niczym równać pod tym względem.
    Kończę, bo zajmę Klarce bloga do imentu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo ja się ciągle łudzę, że życie jest jak tęcza - raz czarne, raz białe.
      Na pewno nie jest, dzięki atrakcjom, jakie dają dzieci, nudne.
      Pisz pisz, a jak założysz swój blog to będę pierwszą i najwierniejszą czytelniczką!

      Usuń
  31. Musiałabym go bardzo zakamuflować, żeby rodzina się nie zorientowała, że piszę bo pewnie byłby krzyk :-) Jak sobie właściwie z tym radzisz? Krzysiek nie ma nic przeciwko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest podział - zawzięci wrogowie upatrujący wzorców w każdej opowieści o patologii nienawidzą mnie i żądają natychmiastowego zamknięcia obydwu blogów bo jak nie to mózg na schodach i takie tam. W większości są jednak Ci, którzy lubią, gdy o nich piszę. A częściej piszę o dobrych ludziach więc logiczne, że więcej jest tych, którzy cieszą się z każdej nowej notki.
      Krzysiek lubi moje blogi bo mnie lubi.

      Usuń
  32. To wszystko jeszcze przede mną i też będę się denerwować, ale sama wiem, że nie ma co udawać.
    Mądrze napisałaś, Klarko!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz