sobota, 8 czerwca 2013

o ucieraniu nosa

Dość długo bezwarunkowo wierzyłam w nieomylność rodziców. Pewna byłam również, że mama żyje wyłącznie dla dzieci i nic, absolutnie nic nie może jej od nas oderwać. W nieomylność babci Klary wierzę do dziś ale rozumiecie – babcia to babcia, może wszystko i pomoże nawet z nieba. Warto mieć kogoś bliskiego w niebie, gdziekolwiek to jest.

Na świecie były już moje młodsze siostry wymagające bezustannej opieki. Starsze rodzeństwo miało wiele obowiązków w domu i w polu a ja byłam za mała do wszystkiego, poza tym  miałam status tatusiowej córeczki i kiedy dorośli pytali mnie, czyja jestem, odpowiadałam radośnie, odkąd tylko nauczyłam się mówić – jestem tatyna!

W taki czas przyjechali do rodziców goście z Zachodu. Dla czytających pierwszy raz podpowiedź – mama pochodzi z Poznańskiego, potem mieszkała jakiś czas we Wrocławskim ale zawsze mówiło się – jadę na Zachód, goście z Zachodu.
Przyjechali goście – teraz dopiero rozumiem radość i szczęście mamy, która w tych górach była sama jak palec, inna, z dziwnym akcentem, nie rozumiejąca gwary. Dla niej te odwiedziny były wielkim świętem więc łapała każdą chwilę a jednocześnie starała się jako gospodyni o jak najlepszą gościnę.
Starsze siostry również miały towarzystwo  bo przyjechały z Zachodu dzieci gości – Rysiek, Irenka i Asia.  A ja nie miałam żadnego zajęcia i pałętałam się między młodzieżą a dorosłymi, coraz bardziej się naprzykrzając to jednym, to drugim. To były czasy, gdy nie wszystko mówiło się przy dzieciach i nikt nie był taki delikatny jak teraz, do dziecka mówiło się wyraźnie – idź stąd bo to są rozmowy dla dorosłych. 

Młodzież tymczasem poszła na długą wycieczkę do sąsiedniej wsi i mnie nie zabrali bo to za daleko dla małej dziewczynki.
Skoro mnie nie chcieli ani jedni ani drudzy to postanowiłam uciec z domu. Porwałam z kredensu pierwszą z wierzchu książkę (u nas było tak ciasno, że książki leżały w stosikach na górze na kredensie w kuchni) i wio do lasu! Miałam w lesie nad strumieniem znakomitą kryjówkę i tam z tą książką poszłam. Usadowiłam się na pniaku, słoneczko grzało, pachniały poziomki a ja zabrałam się za czytanie uwaga uwaga, poradnika pt. „Czy i jak odzwyczaić się od palenia”.
Co jakiś czas nasłuchiwałam odgłosów z domu. Były  rozmowy, radosne śmiechy i śpiewy, i płacz niemowlęcia ale nikt, ach, nikt nie raczył zawołać z rozpaczą w głosie – a gdzież to jest nasza najmądrzejsza ukochana córeczka, gdzieś jest biedactwo, wróć do domu ach wróć!

No, skandal, nikt mnie nie szukał.

Młodzież wróciła, pojadła i dalej gdzieś poszła. Ja też zgłodniałam, przemknęłam więc do sieni a tam niespodzianka – na sąsieku  na blasze leżał sernik, koło sernika nóż,  w bańce stało słodkie mleko a koło bańki niebieski garnuszek.  Pojadłam, popiłam, porwałam z haczyka starą kurtkę taty i z tą kurtką wróciłam do lasu. Ale w lesie już zrobiło się chłodno, poszłam więc do szopy, gdzie dziadek Fabian na dole trzymał furmańskie narzędzia a na górze siano. Na tym sianie się wymościłam i znów nasłuchiwałam.

 Już dawno powinni chodzić z latarkami po lesie i nawoływać a tu nikt,  nikt się o mnie nie martwił. Przecież mogli mnie porwać jacyś turyści idący na Brzankę. Porwać i potem mieć za swoją, mało to ludzi nie ma wcale dzieci? Jakby mieli to by z nimi na Brzankę chodzili, proste.

Tam się śmieją, żartują, śpiewają, ktoś gwiżdże, o, i nawet stryk przyszedł i nie zauważył, że nie ma, ach, nie ma porządnego polskiego dziecka! (klik na podświetlonym)

Nie wiadomo kiedy zasnęłam. Obudziłam się rano, nieco zmarznięta i zauważywszy, że dom zaczyna żyć swoim rytmem bo goście gośćmi a krowa jeść musi, i pod blachą trzeba napalić, mleko dzieciom na śniadanie ugotować i zagrzać wody na mycie, wróciłam jak gdyby nigdy nic do domu.


Nie szukali mnie. Nie to nie! I tak aż do dziś nie przyznałam się do tej ucieczki i do tej klęski, choć mam dowód bo nie ma mnie na żadnym zdjęciu a zdjęcia robił wujek z Zachodu. Wszyscy są – rodzice, babcia, moje siostry, ciocia, kuzyn i córki przyjaciółki mamy a mnie nie ma bo siedziałam obrażona w lesie. 

27 komentarzy:

  1. Pewnie to ciasto wydalo, ze dziecko jednak w poblizu :D.

    Ale rozumiem Twoja mame. Sama jak mam przyjezdnych, lub jade do Polski to czuje naplyw szczescia. Wlasny jezyk, plotki rodzinne, zapch kawy z nie odlacznym kawalkiem ciasta :). Zyc nie umierac, milo byc w koncu swoja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałam ci kiedyś,że kocham te twoje powroty do dzieciństwa:)Tyle mi się przypomina dzięki tobie:)Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Miales bardzo ciekawe dziecinstwo /smiech/!!!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  4. Codziennie zaglądam na Twój blog, a tu proszę .Naprawdę byliśmy tak strasznie"dorośli" ,a Ty aż tak zdesperowana?I rzeczywiście nikt tego nie zauważył.Pozdrawiam serdecznie-irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło Cię widzieć, od razu ściskam i przesyłam pozdrowienia dla rodziny:*. Nie ma się co dziwić, że nikt nie zauważył, część gości spała wtedy w stodole i być może również u stryka. Oj, muszę ja się lepiej pilnować przy tym pisaniu, choć z drugiej strony szalenie to miłe, gdy się tak odezwie ktoś uczestniczący w opisywanym zdarzeniu.

      Usuń
  5. Nawet nie wiesz, jak bardzo dobrze Cię rozumiem - i to, ze pamiętasz to zdarzenie i towarzyszące mu uczucia aż do dziś, nawet jeżeli spoglądasz juz z większym dystansem.
    Pozdrawiam jagodowo,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie pilnuj się nie ,bo przestaniesz być sobą.Twoje spontaniczne teksty są super,a to,że sobie coś wyczytam co rozbudzi moje wspomnienia z młodości to świetnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Odejść? Brzmi jak z bajeczek koszmaru złej macochy. Bez..."Chłopaka"? W zyciu.
    "Odchodząc
    Zabierz mnie".....taka prawdziwa piosenka.
    PS Naprawdę.
    Iza R

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to jest, gdy dziecko się obraża na dorosłych. Mało kiedy to się opłaca:)))
    Swoja drogą to dziwne, że Twoi rodzice nie zauważyli wieczorem,że Cię w domu nie ma.Kiedyś, na jakimś letnisku gospodarze u których mieszkaliśmy zorientowali się że nie ma najmłodszego dziecka tak mniej więcej około 22-giej. Wszyscy szukaliśmy małego w ogrodzie, na polu a nawet u sąsiadów, a malec spał cichutko i grzeczniutko w swoim łóżeczku, co gospodyni odkryła około północy, gdy poszła do pokoju zobaczyć czy starsze dzieciaki śpią.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. stąd tytuł "o ucieraniu nosa". Myślę, że wiedzieli dobrze ale chcieli mi pokazać, że nie można manipulować ludźmi, nauka poskutkowała bo zrozumiałam, że nie wszystko się musi kręcić wokół mnie

      Usuń
  9. Moja mama będąc młodą mężatką po kłótni z tatą wyszła z domu zapowiadając dumnie że nie wie kiedy wróci. Miała nadzieję że tata pomyśli o jakimś dancingu, obcych mężczyznach itp. W rzeczywistości poszła do kościoła i siedziała w nim dopóki nie zamknęli. Deszcz padał, powoli szła do domu wyobrażając sobie zdenerwowanie męża i jego skruchę. Weszła i okazało się że nikogo w domu nie ma. Ale chyba się pogodzili bo w maju mieli 50 rocznicę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faceci biorą dosłownie to, co do nich mówimy. Nie wie, kiedy wróci ale wróci, więc się nie martwił.
      A Twoja mama wymodliła długoletnie małżeństwo.

      Usuń
  10. Też chciałam uciekać z domu, pewna, tego, ze młodszy Brat zabrał całą miłość Rodziców ;-) Nigdy jednak nie wprowadziłam planów w czyn. twoją Mamę rozumiem doskonale, bo sama jestem tutaj przyjezdna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mama nie miała telefonu, internetu itd. Mało tego, była przyzwyczajona do o wiele bardziej cywilizowanych warunków a tu nie było nawet prądu.

      Usuń
  11. Fajna taka ucieczka z domu, gdy widać i słychać, co się w nim dzieje.
    A może to już zaczynały się te czasy, gdy lepiej do zaginięcia dziecka się nie przyznawać, bo przyjadą wściekłe, niedopieszczone baby z opieki społecznej i pod pretekstem zaniedbywania rodziny, odbiorą rodzicom resztę dzieci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie sądzę, raczej były to czasy, gdy nikt nie uważał, że dziecku należy podporządkować każdą strefę życia (jadłospis, pracę i wypoczynek,rodzic już o niczym nie decyduje tylko pociecha) i zgadzać się na wszystkie jego żądania bo jeśli nie, to zgłosi, gdzie trzeba, że się nad nim znęcają. Było raczej odwrotnie - nie chcesz to nie jedz, zgłodniejesz to zjesz itd, nikt nas nie odprowadzał i nie woził a jedynym luksusem ułatwiającym drogę do szkoły były gumiaki

      Usuń
  12. Dorośli nader często nie mają pojęcia, co się pod taką płową (czarną, rudą-niepotrzebne skreślić:) czuprynką miota i żalem napełnia... Ja do dziś pomnę jakem po jakiej bijatyce szkolnej był wrócił z kawałkiem grafitu z ołówka w ramieniu wbitym, które gdy ojciec (pod Pani Matki nieobecność) opatrywał, to rzekł co niebacznie o tem, że jak się to źle zrobi, to zakażenie gotowe. Pociągnąłem za język cóż to jest to zakażenie i dowiedziałem się, że może kończyć się śmiercią... Pół nocy "umierałem", rozżalony że mnie tu nikt jakoś szczególnie nie ratuje, nie płacze nade mną, tylko śpi sobie w drugim pokoju, kiedy tu świat taką właśnie ponosi stratę...:( Rankiem byłem poniekąd znów rozżalony, że nie umarłem i na nic te wszystkie piękne wizje...:) Wobec swoich dziatek starałżem się o tem pamiętać, by dociekać tych uczuć maleńkich, ale czy się udało? Jeśli się dowiem, to pewnie za lat dopiero wiele...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, nie wiadomo, skąd w tamtych czasach mit o zakażeniu, na widok czerwonej pręgi od razu panikowano, wzywano pogotowie i księdza. Może mylono to z tężcem?

      Usuń
  13. Ja myślę, że Mama wiedziała gdzie jesteś...zapytaj Jej, może pamięta. Dabra nauczka "ucierania nosa". Dziś rodzice trzęsą się nad dziećmi, próbują rozłożyć wielki parasol ochronny nad pociechami, a coraz cześciej mają ogromne problemy wychowawcze, które kiedyś nie miały mieć prawa bytu. Szkoda, że nie umiemy korzystać z doświadczenia starszych. Faktem jednak jest, że sama nie zgadzam się z moją mamą co do wychowania moich dzieci...jednak o wiele bardziej liczę, się z opinią babci mojego męża. Kobieta wczoraj skończyła 85 lat, a dla mnie jest autorytetem!!! Jezeli kiedyś dożyję tych lat to chciałabym być taka jak Ona!!! Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po napisaniu tego posta rozmawiałam z siostrą i mówiła to samo - ona dokładniej pamięta to zdarzenie niż ja. Spanie w szopie czy w stodole nie było niczym szczególnym, w stodole stało nawet latem łóżko, było chłodniej niż w domu.

      Usuń
  14. Tu przypomniało mi się opowiadanie znajomej, że jakaś rodzina złożona z małżeństwa, dwunastu dzieci, babci i dziadka mieszkała w jednym domu.Pewnego razu babcia wyszła do ogrodu i tam zmarła.Rodzina zorientowała się po trzech dniach, że babci nie ma. dawnodawnotemu.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. "Dość długo bezwarunkowo wierzyłam w nieomylność rodziców. Pewna byłam również, że mama żyje wyłącznie dla dzieci i nic, absolutnie nic nie może jej od nas oderwać."Też tak miałam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja też miałem (mam) rodzinę na Zachodzie. Okolica Świdnicy wydawała mi się taka odległa.
    Ciotka z zachodu. Jak to brzmiało.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. U nas ciągle jest rodzina z Zachodu (opolskie) ;)
    Dobrze ześ jaka pustelicą w tym lesie nie została...;P

    OdpowiedzUsuń
  18. ha :) u mnie też nie było problemu z tym że dzieci (a nawet już młodzież) do swego pokoju rodzice gadają z dorosłymi, choć czasem się podsłuchiwało zza rogu oj podsłuchiwało :):)
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  19. Tyle się opisałam i komentarz znikł!
    korek

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz