środa, 17 kwietnia 2013

skąd się biorą takie dzieci


Program „Surowi rodzice” przypomniał mi o pewnym doświadczeniu. Zdarzyło mi się raz  wyjechać z grupą dzieci  w charakterze opiekunki. Było to w czasach, gdy nikt nie miał telefonu komórkowego a zdjęcia robiło się aparatem z kliszą.

Dzieci było kilkanaście, kończyły podstawówkę  i wybierały się do średniej szkoły. Kto miał poprawić oceny to już poprawił, kto się nie nauczył to przepadło.  Zostało trochę czasu do zakończenia roku szkolnego, w sam raz na zieloną szkołę.
Klasa była w miarę zgrana, wychowawczyni – nauczycielka z powołania, lubiana i szanowana przez uczniów, rodzice zaangażowani w życie szkoły, często spokrewnieni i zaprzyjaźnieni między sobą.
Zgodziłam się zostać opiekunką bo wydawało mi się, że to nic trudnego. Znałam część tych dzieci bardzo dobrze, bywali u mnie w domu, wiedziałam, czego się można po nich spodziewać i czego oni oczekują.

Już  na stacji docelowej zaczęły się kłopoty z dwiema uczennicami. Dom wczasowy znajdował się dość daleko, jakieś dwa kilometry i te dziewczynki zaprotestowały twierdząc, że nie będą szły, ponieważ mają ciężki bagaż więc pojadą sobie taksówką. Wszyscy mieliśmy bagaże ale tylko one jęczały, przystawały co kilka metrów i robiły widowisko.

Zakwaterowani byliśmy w kilkuosobowych pokojach z łazienkami. Na parterze mieściła się jadalnia, posiłki były urozmaicone i bardzo smaczne. Jedzenia pod dostatkiem, zabieraliśmy sobie do pokojów serki, jogurty, owoce i słodycze, wszyscy byli zadowoleni tylko nie te dwie panienki. Im ciągle czegoś brakowało albo demonstracyjnie nie jadły wcale, zostawiając na stoliku rozgrzebane porcje.
Sprawiały bezustanne kłopoty, wszystko musiało się kręcić wokół nich. Nie chciały brać udziału w żadnych zajęciach, grach i zabawach, ale za to kupiły sobie farbę do włosów i jedna drugiej zrobiła kolor. Na pytanie – co powie mama odpowiedziały – będzie się jej podobało.

Symulowały zatrucie nie chcąc iść na wycieczkę, siedziałam z nimi w pokoju prawie całe popołudnie i żadna w tym czasie nie potrzebowała skorzystać z ubikacji, wobec tego kazałam jednej i drugiej zjeść garść tabletek węgla na wszelki wypadek i dziewczynki gwałtownie wyzdrowiały, ale ile miałam strachu to nie wie nikt. Miałam z nimi trudno bo powiedziały wprost – nie zamierzają mnie w niczym słuchać bo nie jestem ich matką ani nauczycielką i mogę sobie rządzić swoim dzieckiem a nie nimi.
Wieczorem przyłapałam je na wnoszeniu piwa i papierosów. Nawet nie wiem, czy to było przyłapanie, bo się nie kryły – maszerowały korytarzem niosąc te rzeczy w rękach na wierzchu.

Wychowawczyni martwiła się jeszcze bardziej. Reszta grupy na początku zwracała uwagę na te wyczyny koleżanek śmiejąc się z tych popisów,  potem zaczęła je ignorować, a następnie bojkotować. W pokojach długo w noc kwitło życie towarzyskie, były wędrówki od pokoju do pokoju do świtu  a do tych dziewczynek nie dobijał się nikt.

Wyjazd nauczyciela na taką imprezę nie jest wypoczynkiem, o nie, to jest ciężka praca 24 godziny na dobę!

Zapytałam chłopców, co się dzieje i powiedzieli mi wprost – bo przez nie są ciągle kłopoty więc lepiej się od nich trzymać z daleka. Dziewczyny z grupy powiedziały podobnie – nie chcemy takich koleżanek, z nimi się nie da nic robić.

Myślałam, że to odrzucenie przez grupę było największą karą i czegoś je nauczy.
Chciałam wierzyć, że to nie wychowanie ani charakter, tylko trudny wiek nastoletni i wszystko da się naprawić.  Ze smutkiem muszę napisać – myliłam się. 

40 komentarzy:

  1. skąd wiesz, że się myliłaś?;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jestem ciekawa, co dalej;)
      myślę , że ich zachowanie nie wynikało z porzucenia przez grupę, a odwrotnie-grupa nie wytrzymała i porzuciła.
      a były to czasem dziewczynki z takich domów, że matka nawet tej farby nie zauważyła? bo aż mi bije po oczach chęć zwrócenia na siebie uwagi.

      Usuń
    2. dalej było tak jak wszędzie - rozjechali po różnych szkołach, zostali budowlańcami, fryzjerami, lekarzami, nauczycielami albo pozakładali własne firmy, mają już dzieci i są porządnymi ludźmi a niektórzy nie zagrzali miejsca w żadnej szkole, w żadnej firmie i w żadnej rodzinie.

      Usuń
    3. jak wszędzie i jak zwykle

      Usuń
  2. )))) a teraz gorzki śmiech mój słyszysz?
    od 20 lat pracuje z młodymi,
    lubię ich i tylko dlatego wytrzymuję))poza tym żadne pieniądze nie są w stanie wynagrodzić pracy, wychowania, nerwów i zdrowia poświęconego cudzym dzieciom, a tu jeszcze pretensje posranych rodziców! o!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, a jak sobie radzisz z zakałami? Ja bym nie dała rady! aaaaaaa! na samo wspomnienie dostaję nerwa:D

      Usuń
    2. dzieci wolę od rodziców!!!
      którzy sa winni wszystkiego))))

      Usuń
  3. może kiedyś same zrozumieją co robiły źle gdy nikogo nie będzie wokół nich gdy będą w potrzebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś można było liczyć na współdziałanie rodziców. teraz raczej nie, bo przecież " moje dzieci to aniołki"
    Potrafię odpowiedzieć połowicznie na Twoje tytułowe pytanie. Wiem skąd się biorą dzieci jako takie. Nie wiem czy taka odpowiedź będzie dla Ciebie satysfakcjonująca, albo do czegoś potrzebna.


    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. oglądam "surowych rodziców", stwierdzam, że dziewczyny są gorsze od chłopców, Ile błędów wychowawczych rodzice popełnili, że wyrosły im takie (tu mi się ciśnie coś brzydkiego na język) "dzieci". po za tym tydzień w obcym domu to za mało na resocjalizację, wracają skruszone ale czy na długo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oglądałam pół godziny w ostatnią niedzielę i choć wiem, że to tylko program, zrobiony na potrzeby telewizji, na zasadzie "im gorzej tym lepiej" to jednak byłam wstrząśnięta

      Usuń
  6. dlatego bez powołania, chyba na dłuższą metę pedagogiem być nie można.. albo palma, albo "kałach"....

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że rzeczywiście tak, jak mówi Megi, to ogromna chęć zwrócenia na siebie uwagi była motorem takich zachowań. Te zachowania zaczęły się pewnie dużo wcześniej i pewnie wychowawcy nie reagowali tak, jak należy (teraz nie będę pedagogicznych zasad rozwijać) A potem to już poleciało. Klasa je odrzuciła, a one nie umiały wyhamować. Naprawdę nikt z nauczycieli nie potrafił dojść do źródła takich zachowań? A jak doszedł, to nie dało się tego poprawić? Paskudni rodzice swoją drogą, ale z 13letnimi panienkami można już poważnie rozmawiać.
    Tobie współczuję, bo miałaś spaskudzoną zieloną szkołę.
    A pogląd, że nauczyciel jedzie na wycieczkę czy zieloną szkołę i tam sobie za pieniążki podatników odpoczywa, należy głęboko zakopać i mocno ziemię przydeptać. Byłam na multum szkolnych wycieczkach (często jako kierownik) i 2 razy na zielonej szkole. Za każdym razem dochodziłam miesiąc do siebie- tak długo napięcie ze mnie schodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, całe to zamartwianie się o te dwie panny trochę zepsuły pobyt wszystkim ale i tak było całkiem dobrze bo pozostałe towarzystwo bawiło się znakomicie, to były fajne dzieciaki, zmęczone nauką, czekające na wyniki egzaminów, i tak jak napisałam - lubiliśmy się.

      Usuń
    2. No właśnie. Mimo, iż pojawiają się małe upierdliwce, większość dzieci jest całkiem znośnych. Mają kaprysy, humory, złe dni, ale to dobre dzieciaki:)

      Usuń
  8. Wszystko wynosi się z domu , a szczególnie wychowanie.
    Rozpuszczone dziewczyny i tyle.
    Współczuję Tobie i nauczycielkom...

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja napiszę: biedne te dzieci - nic nie dzieje sie bez przyczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tobą całkowicie.Pracowałam z małymi dziećmi 20lat i najwięcej uwagi i pracy trzeba było włożyć w pracę z dziećmi które miały zaburzone stosunki rodzinne. Olbrzymią pracą można było dotrzeć do każdego dziecka,ale bardzo często musiałam radzić sobie sama bez pomocy ich rodziców ponieważ z nimi nie można się było porozumieć. I niech się nikomu nie wydaje że w pracy z małymi dziećmi nie ma dużych problemów są to napewno inne problemy ,ale ich waga jest taka sama.

      Usuń
  10. A ja myślalam, że te programy są w 100% reżyserowane, bo nie wyobrażam sobie, że można być aż tak zepsutym. W sumie obejrzałam jeden odcinek, jakoś mnie nie urzekają tego typu programy. Nie... nie nie wierzę że można takim być tak po prostu bez grania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie w 100% bo nikt nie odważyłby się np kazać nieletnim żebrać o papierosy i ich palić

      Usuń
  11. Napisz, co z nimi dalej...Ciekawa jestem.
    Ella

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja niestety mam inne zdanie. Oczywiście że nic nie dzieje się bez przyczyny, ale są takie Tomaszki (z Nocy i dni) i nic się nie poradzi. To nie są dzieci zaniedbane, to są dzieci wychuchane-wydmuchane-rozpuszczone jak bicz dziadowski. Dzieci na których każde pierdnięcie mamusia przylatywała z końca świata. Znam takie dzieci, oczywiście że częściowo winni są rodzice, ale jak złe ziarno padnie na podatny grunt, to rośnie z tego potwór. Dlatego takie koleżanki trzymają się razem - dwie zakały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też nie mam złudzeń, są ludzie cyniczni, źli, wyrachowani, gotowi wykorzystywać nawet najbliższych, i niestety, nigdy z tego nie wyrastają

      Usuń
    2. Najlepszy jest złoty środek ,a tego Tomaszka spaczył nadmiar dobroci,gdyby matka stawiała mu jakieś wymagania,gdyby ponosił konsekwencje,za swoje czyny byłby inny.

      Usuń
  13. Mam nadzieję że dokończysz losy tych dziewczyn w innej historii :) Nie lubię oglądać Surowych Rodziców, przykro mi patrzeć na takie zachowanie u dzieciaków...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadzam się z Iwoną, że takie zachowania powstają z nadmiernego rozpuszczenia i braku przemyślenia u rodziców, do czego to doprowadzi.
    I też nie wierzę, że się z tego wyrasta.
    Po prostu takie panny przechodzą najpierw "trudną" młodość, żeby potem utrudniać życie innym, kiedy już są dorosłe.
    Niestety nie bardzo też wierzę w prawdziwe przemiany w programie Surowi Rodzice, chociaż sam program czasem oglądam.
    Ale nad takimi dziećmi trzeba naprawdę długo popracować i one jeszcze muszą zrozumieć sens takiej pracy, żeby chcieć się zmienić.
    A to w tydzień trudno zrobić.

    Pozdrowienia Klarko!

    OdpowiedzUsuń
  15. Może nie jest jeszcze za późno? W różnym wieku nabywa się rozumu. I nic tu nie są winni ani rodzice, ani nauczyciele, ani otoczenie. Z rodzin alkoholików wyrastają porządni ludzie, a z dobrych domów wyrasta margines.

    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
  16. a ja napisze tak: nikt nas nie uczy jak wychowywać dzieci, jak z nimi rozmawiać, pomagać, uczyc życia- Ci rodzice, którzy czują cieżar odpowiedzialnosci starają sie na własną rękę dowiedzieć, dokształcić, poradzić, szukać pomocy....mało kto ma tzw. intuicję i zawsze wie, co nalezy zrobic... a jak ktos nie chce ( nie umie, nie odczuwa potrzeby) to idzie na łatwizne, nie interesuje sie i zwala odpowiedzialnosc na szkołe ( czyt. pedagogów), kolegów, telewizję, komputer...Nie oszukujmy się: wychowanie zaczyna się w domu i jesli cos szwankuje, to tu nalezy szukać przyczyn. Szkoła tylko wspiera. Nie jestem pedagogiem, doceniam ich walkę z wiatrakami.... nigdy nie usprawiedliwiam złych zachowań moich dzicie w stylu "on by nigdy...." nie wiem co mnie czeka w czasie dorastania moich dzieci. ale jedno wiem na pewno- będę sie starać, szukać, pomagać. Tak jak robie to teraz, bo wychowanie dzieci zaczyna się od ich narodzin. Trudno coś naprawić w tydzień....

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdarzają się takie zakały i w najlepszych rodzinach. I nie zawsze jest to wina rodziców, ba, nawet i środowiska . Zawsze łatwo wszystkich dookoła obwiniać, i czasem wyrządza się bogu ducha winnym krzywdę. Oglądałam kiedyś taki program w którym kurtyzana ,utrzymanka bogatych facetów(jeden z nich todyrektor prywatnej kliniki żonaty i dzieciaty) chwaliła się jak to od dziecka chciała mieć takie luksusowe życie(własne mieszkanie konto w banku i własny samochód) i jest to jej zawód jakiego sobie tylko mogła wymarzyć. A pochodziła z bardzo fajnego domu rodzinnego.

    OdpowiedzUsuń
  18. No cóż sama aniołkiem nie byłam dałam mamie sporo powodów do łez. Ale... w końcu twarde zasady, ba nawet groźba spakowania i "eksmisji" mnie z domu rodzinnego poskutkowały

    OdpowiedzUsuń
  19. moi znajomi takie dzieci "produkują" - stąd się biorą ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozpuszczone panienki i tyle. Znalam taki przypadek, ale ta dziewczyna dostala szkole zycia kiedy zaszla w ciaze w wieku 17 lat. Troche ja to zmienilo...

    OdpowiedzUsuń
  21. Teraz to jest normalne - zachowywanie się jak gówniarz, ostentacyjne palenie i picie na wycieczkach, pokątny seks... tak było wśród moich rówieśników - większość ludzi jak te dwie panienki :/

    OdpowiedzUsuń
  22. Dzieci porzucone - dzieci porzuconych, tak zdaniem moim to wygląda.
    Gdy rodzice dzieciom nie opowiadają świata, nie pokazują nie rozwijają ciekawości i zainteresowań, dają tylko pieniądze i wspierają w używkach, to tak naprawdę porzucili swoje dzieci. Obowiązki rodziców to nie tylko dawanie forsy, ale także odkrywanie talentów i pomaganie by dziecko TU dobrze się czuło, także z grupie do której należy. Rodzice tych rodziców nie wypełnili swoich obowiązków i oni także zawiedli jako opiekunowie, dając tylko materialne zabezpieczenie porzucili swoje dzieci nie ucząc i nie rozwijając. Na pewno te dziewczęta miały talenty jakieś każdy ma. Dlatego to jest bardzo smutne.
    Klarko na moim blogu jest link do blogu "grzesznej" matki. W cudzysłowu piszę bo ta kobieta tak wychowuje swoje maluchy że nie jedna bardzo uczona matka mogłaby brać z niej przykład a młoda dziewczyna to jest. Warto ją dobrym słowem kobiety mądrej (taką Ciebie postrzegam) wesprzeć, bo jej własna matka już nie żyje.
    Powracając do tych biednych dziewczyn, znam takie dziewczyny, widuję je pod blokiem, nie atakuję ale też i nie oszczędzam, tyle że złudzeń nie mam, choć smutno mi z tego powodu.
    Pozdrawiam wiosennie.
    Elka

    OdpowiedzUsuń
  23. Klarko, a nie zastanawiał Cię nigdy fakt, że aby być jakimkolwiek rzemieślnikiem to trzeba się tego rzemiosła wyuczyć i zdać odpowiedni egzamin, uzyskać zezwolenie czy jakiś certyfikat. Ale żeby wychowywać dziecko, być matką czy też ojcem jakimś cudem nikt nam nie każe się tego uczyć- popęd płciowy wskaże jak to dziecko "zrobić", i jakoś nikt nie uczy jak je we właściwy sposób wychowywać i to mnie zawsze dziwiło.Spotykałam młode kobiety, które nie miały bladego pojęcia co mają zrobić gdy niemowlę ryczy jak zarzynane, gdy dwu-trzy latek kopie, rzuca się na ziemię, nie daje się ubierać itp. a pierwszoklasista wagaruje i klnie. I niech mi nikt nie wmawia, że każda matka ma instynkt macierzyński i tenże instynkt podpowie jej co ma robić. Zresztą udowodniono, że coś takiego jak instynkt macierzyński nie istnieje.
    Miałam fart, bo w domu nauczono mnie bardzo wiele o życiu i nauczono jednocześnie jak i gdzie zdobywać potrzebne wiadomości.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. To fakt--rodzice maja to , na co zasluzyli,co wychowali.

    OdpowiedzUsuń
  25. Najlatwiej wykluczyc! Wykluczone! -Kto was wykluczyl? Mama? Rodzice? Koledzy? - Nie, wykluczyly nas klucznice pedagogiczne.

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  27. Na całe szczęście te dwie "odrzucone" przez grupę miały siebie nawzajem. Gorzej, gdy odrzucenie zachodzi w pojedynkę.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz