poniedziałek, 4 marca 2013

nowe pokolenie


Kiedy zaczynali chodzić do szkoły, akurat skończył się komunizm. Jeszcze pamiętają naukę religii w salce katechetycznej, ale tylko na początku, potem już ksiądz przyszedł do szkoły. Na targowiskach zaczął się handel bananami a klocków lego nie trzeba było kupować za dolary w specjalnie wyznaczonych sklepach.
Pojawiła się w szkole pierwsza nauczycielka angielskiego a  niektórzy dostali na komunię komputery commodore 64.

Rośli, jeszcze nie siedzieli przy tych komputerach na okrągło, jeszcze mieli czas na rower i na piłkę.

Kto mógł,  wysyłał dziecko na dodatkowy angielski ponieważ jego znajomość nagle stała się ważną przepustką. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, dokąd.

Ostatni rocznik chodził do ósmej klasy kończącej się egzaminem w nowej formie.

Wszyscy zdali bardzo dobrze, nawet tacy, którzy już mieli upatrzone zawodówki. Poszli więc do liceum, czemu nie, skoro się dostali.  Po roku zmieniali szkołę albo rzucali ją i już nie podejmowali nauki.

W niektórych liceach był dodatkowy egzamin i tam oczywiście nie mieliby szans, tam poszli ci, którzy mieli to zaplanowane, brali dodatkowe korepetycje i uczyli się od kilku miesięcy. Była i tam konkurencja – na jedno miejsce siedmiu i więcej kandydatów.

Inni poszli do techników. W nich nauka trwała aż pięć lat ale porządne technikum  było przepustką  do dobrej pracy, a że kończyło się maturą, absolwent mógł też startować na studia.

Skończyli średnią szkołę i zdali maturę. Nikt wówczas nie pytał tych dzieci – co chcesz robić po maturze? Było jasne – będą się uczyć dalej.

Córeczko, bo ja nie chcę, abyś całe życie czesała cudze włosy. Stała za ladą. Zmywała naczynia w knajpie. Ślepła przy maszynie do szycia.
Synu, bo ja chciałbym, abyś nie musiał zmieniać butów do pracy. Abyś nosił teczkę i chodził w garniturze. Nie tak jak my.

Nie wszyscy skończyli studia.

Nauka angielskiego przydała się bardzo tym, którzy wyjechali.

Kto został, żałuje, że nie poszedł zaraz po technikum do pracy.  Pracowałby już pewnie na kierowniczym stanowisku albo przynajmniej był porządnym fachowcem. Teraz już wszystko zapomniał.

Kiedy studiowali, łatwiej im było o pracę. Jeszcze wierzyli w ideały, harowali na bezpłatnych stażach i praktykach myśląc, że zostaną docenieni. Odkąd stracili status studenta, nikt ich nie potrzebuje.

Mamo, nie muszę zmieniać butów bo cały czas siedzę w domu.
Tak jak chciałeś – chodzę w garniturze i z teczką. Na rozmowy kwalifikacyjne.

37 komentarzy:

  1. Co prawda kiedy ja zaczynałam edukację wybrano Karola Wojtyłłę na papieża, ale i tak pamiętam ten koszmarny strach i niepewność, bo komuna skonczyła się gdy my zdaliśmy do 3 klasy liceum.
    Nikt nic nie wiedział, rodzice nawet nie umieli doradzić.
    To był bardzo chaotyczny start w dorosłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja jestem chyba ten sam rocznik. Od zawsze wiedziałam że chcę iść na studia, tylko kierunki mi się zmieniały. Wybrałam to co lubiłam - polonistykę, i nikt wtedy jeszcze nie wiedział że za kilka lat będzie trzeba szukać pracy gdziekolwiek. A mogłam pójśc na medycynę...

      Usuń
  2. Albo ukończone niezłe studia... i praca w punkcie ksero od rana do wieczora. Jeśli w ogóle jakaś praca. Trudne to bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak teraz jest, że polonistów, anglistó, ekonomistów itp. mamy "zatrzęsienie" a porządnego fachowca murarza, tynkarza lub hydraulika to tylko w Anglii szukać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje pokolenie czyli, też to które urodziło się po 1989 roku, też tak będzie miało. Też mam wiele planów, a to może dziennikarstwo, a jak nie to to może coś kulturalnego, ewentualnie od wielkiej biedy tak jak moja mama Urząd Miejski. Próbuje łapać się czegokolwiek, bo każde doświadczenie i każdy kurs się przyda, w przyszłym roku po za obroną licencjatu czeka mnie początek przygotowań do certyfikatu językowego (takiego prawdziwego, nie takiego co Unia wymaga). Plany są ambitne, ale co z tego, jak każdy potrzebuje kogoś z doświadczeniem. Tylko skąd wziąć to doświadczenie, to już nikt się nie zastanawia.

    OdpowiedzUsuń
  5. szczera prawda i bolesna :( (dobrze że mnie chociaż ma kto pocieszać)
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  6. Boleśnie trafia w punkt...
    Anaberry

    OdpowiedzUsuń
  7. Ogólnie coraz gorzej, żeby nie powiedzieć dosadniej:(

    OdpowiedzUsuń
  8. Zamordowaliśmy własnymi rękami szkolnictwo zawodowe. Tak niewiele czasu minęło gdy nam to zaczęło doskwierać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. I tak mi smutno się zrobiło i taki żal ogarnął...
    Ale będzie jeszcze gorzej, jeśli czegoś nie zrobimy!

    OdpowiedzUsuń
  10. już nie pamiętam nazwiska ministra (pani minister), w każdym razie osoby, która zamknęła zawodówki i technika.
    nagle zabrakło fachowców, bo ci, co coś potrafili wyjechali....

    OdpowiedzUsuń
  11. Może teraz blogspot się nie zbiesi i zapisze. Tylko, że i tak nic to nie będzie odkrywczego. Bo co tu gadać. Mój syn jest równolatkiem wolnej Polski, rocznik 1989. Za chwilę się broni i z tym świeżym dyplomem politologa i fachmana od zasobów ludzkich pewnie pojedzie gary myć w Londynie. 5 lat starsza córka sobie poradziła, ale jest prawnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moim zdaniem błąd tkwi w takim podejściu do nauki i do pracy :
    Córeczko, bo ja nie chcę, abyś całe życie czesała cudze włosy. Stała za ladą. Zmywała naczynia w knajpie. Ślepła przy maszynie do szycia.
    Synu, bo ja chciałbym, abyś nie musiał zmieniać butów do pracy. Abyś nosił teczkę i chodził w garniturze. Nie tak jak my.
    Miałam szczęście, bo do mnie mówił mój tato:
    dziecko żadna praca nie hańbi.
    Dlatego mamy młodych ludzi po studiach , którzy niewiele umieją, ich studia są na ogół mniej warte, niż przedwojenna matura....
    Praca jest, dobry fachowiec znajdzie pracę, ale się musi schylić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dobry fachowiec znajdzie pracę".... no tak, ale skąd ma być ten fachowiec? Żeby być fachowcem w jakiejkolwiek dziedzinie trzeba mieć praktykę i doświadczenie, prawda? Nie ma zawodu, który wystarczy opanować tylko teoretycznie. Problemem u nas jest, że młodzi ludzie nie mają gdzie nabyć praktyki w swoim zawodzie. Bo to, że całe studia pracują jako kelnerzy, pomywacze czy w szeroko pojętej reklamie (np przy ulotkach) to tylko zarabiają na chleb, a czasem i na piwo. Poza tym to, że studia są mało warte to nie jest wina tych mlodych.

      Usuń
    2. Nie każdy musi mieć studia, ale powinien mieć dobry zawód, a do tego powinny przygotowywać odpowiednie szkoły, a potem studia i to przez ostre sito. Tak jak kiedyś było. Jest wiele zawodów, jest w czym wybierać, ale zamyka się szkoły,na niektórych kierunkach z braku chętnych . Rządzi prawo popytu i podaży.
      Praktyki studenckie nigdy niczego nie uczyły, a i młodzi traktują je , jak zło konieczne.
      Poza tym, gdzie mają odbywać się te praktyki, jak nie ma produkcji, przemysł ledwo zipie, a rolnictwo uwstecznia.

      Usuń
    3. No, czyli jesteśmy zgodne. Więc nie do końca jest tak, jak powiedziałaś wyżej: "Praca jest, dobry fachowiec znajdzie pracę, ale się musi schylić..." Mało zależy od pochylania się młodych. Między moimi dziećmi jest 5 lat różnicy i na Ich przykładzie widać, że w szybkim tempie sytuacja w Polsce się pogarsza. Córka jest krótko przed 30-tką, tutaj też jest wiele głosów Jej równolatków i Oni sobie jeszcze poradzili. Ci co teraz kończą studia już "pochylać się" nie mają nad czym, bo nie ma.

      Usuń
    4. Trzeba samemu próbować, bo praca sama nie przyjdzie. Dla stolarzy, cieśli, w ogrodnictwie jest praca, tylko nie na miarę aspiracji.
      Tu właśnie trzeba się schylić

      Usuń
    5. Stolarz, cieśla, ogrodnik .... do tego trzeba mieć zdolności manualne, to zawody wymagające chociaż namiastki zamiłowania, a nade wszystko tych praktycznych zawodów trzeba się gdzieś nauczyć. A gdzie? Ilu rzemieślników chce przyjąć na naukę magistrów???? Pokaż jednego. Poza tym nie zapominaj, że świeżo upieczeni absolwenci to ludzie, którzy mają po 24 - 25 lat i mają zaczynać od początku? Za 400-600 zł? Bo tyle maksa, jeśli w ogóle, dostaje uczeń rzemieślniczy. Zanim zaczną zarabiać na siebie jako ci stolarze czy ogrodnicy muszą ich utrzymywać rodzice, dziś też bezrobotni często. Więc nie opowiadaj, że praca leży i wystarczy chcieć. Może prawdą jest, że naprodukowano zbyt dużo magistrów. Państwo na kilka lat ma odłożony problem bezrobocia wśród absolwentów, a prywatne szkoły kupę kasy. Nikogo nie interesuje co będzie za 5 lat. Za 5 lat będą nowe wybory. Oczywiście upraszczam, ale z grubsza tak to wygląda

      Usuń
  13. Zawsze stwierdziłem, że z gówna bata nie ukręcisz i można sobie tworzyć prawo, że z 30-osobowej klasy 25 osób musi skończyć studia, podczas gdy realnie powinno je ukończyć 5 osób. Niech kończą obniżając poprzeczkę i "wyrównując szansę" - ja tam bałbym się leczyć u takich kończących studia na siłę według czyichś założeń.

    Większości dzisiejszych inżynierów nie można teraz dać do zrobienia projektów, bo albo nie będzie działać, albo się nie daj Bóg zawali. Ale to wszystko drobiazg - liczy się tylko odsetek z wyższym wykształceniem i to, że studiujących nie liczy się jako bezrobotnych.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tym razem tylko się uśmiechnę.:)Na temat startu życiowego każdego pokolenia powojennego w Polsce można napisać sporo gorzkich słów..

    OdpowiedzUsuń
  15. Moje dziecko jest z rocznika 76', który był rocznikiem wyżu demograficznego.Droga, którą poszła zdecydowana większość jej koleżanek i kolegów to właśnie liceum, najczęściej profilowane.Moja poszła do typowo ogólnego, z dwoma rozszerzonymi językami, społecznego, czyli płatnego.I to bardzo płatnego,zniknęły nam wszystkie oszczędności.Ale były b.dobre warunki, wspaniali nauczyciele, młodzi garnęli się do nauki, prześcigali się w zdobywaniu najwyższych ocen. Z jej klasy licealnej tylko ona i jej serdeczna koleżanka wyemigrowały, już 12 lat mieszkają poza krajem. Ale z tego co wiem, to wszyscy pracują, niektórzy to nawet świetnie prosperują, tu w Polsce.Moja ukończyła
    UJ, zaraz po magisterium dostała stypendium podyplomowe, w ramach którego tam zrobiła doktorat.I tam została, tam założyła rodzinę. Jej przyjaciółka mieszka we Francji, zajmuje się dziećmi(swoimi) i w ramach hobby - rzezbi.Ale choć ma ukończoną anglistykę nie ma pracy, bo jej dyplomu Francja nie honoruje. Nie tylko u nas jest trudno o pracę - przez ostatnie 2 lata córka dojeżdżała do pracy drobne 600km.Musiała być co dwa tygodnie tam na miejscu, resztę robiła we własnym domu. Ma w pracy kolegów, którzy mieszkają np. we Włoszech, pracują w Niemczech. W Europie Zachodniej ludzie się przemieszczają za pracą, rozmowy kwalifikacyjne prowadzi się czasem w bardzo odległych od domu rejonach. A ponieważ tam własne mieszkanie to mało kto ma (głównie mieszkają w wynajętych) to i łatwiej się przenieść. Syn mojej koleżanki (lekarz)też rocznik 76' już po raz trzeci zmienił pracę i tym samym miejsce zamieszkania -wpierw pracował w Berlinie, potem w Hanowerze, teraz w Hamburgu.Oczywiście pracuje w swoim zawodzie.Wiem, że sporo ludzi po studiach wyjechało z kraju i nie mają pracy w swoim zawodzie - ale czy którekolwiek z nich sprawdziło przedtem czy w kraju, do którego jedzie jest honorowany dyplom uczelni, którą ukończył? Moja wybierała się na emigrację już od II licealnej i pod tym kątem kończyła studia i konkretną uczelnię. Syn mojej kuzynki jest wiecznie bezrobotny, wg statystyk. Ale pracuje dorywczo, "na czarno" i ma się całkiem świetnie.Bo tomu się więcej opłaca, jak twierdzi. Co nie przeszkadza mu wszystkim rozpowiadać, jaki on biedny, bezrobotny.
    Klarko, naprawdę różnie wygląda to bezrobocie gdy mu się bardzo dokładnie przyjrzeć.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. To nie jest tylko kwestia szkolnictwa... To jest też kwestia likwidacji tysięcy tych miejsc pracy, gdzie mógł największy nawet przygłup pracować, zarabiając i pożytecznym przy tem będąc. W takiej Ameryce osobnik lejący benzynę w bak automobilu stał się nieledwie symbolem takich właśnie... Tylko, że dziś trzeba umieć jeszcze przyjąć płatność kartą, wystawić fakturę, wpisać to jeszcze w komputer etc.etc. Miasta zamiatają automatyczne zamiatarki, śniegiem się nie ma kto zająć poćciwie, za to mamy bezrobotnych legion...:((
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Klarka to ja przecież! commodore dostałam kilka lat po komunii, skończyłam liceum, chodziłam na angielski, większość się zgadza! tylko, że teraz jestem dyrektorem szkoły językowej, mam fajną chatę, auto i rodzinę i sobie radzę :-) i wiele moich znajomych (ten rocznik co ja) też sobie radzi! w każdym pokoleniu sa takie bardziej nieudaczne dusze, albo bardziej pechowi albo nie wiem jak to nazwać, my wcale nie mamy najgorzej...

    OdpowiedzUsuń
  18. Większość z nas - (30+) radzi sobie nieźle, a nawet bardzo dobrze.Zapewniam ..z autopsji i nie tylko.Oby tak dalej.Pozdrawiam
    Ania T.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nowe pokolenie - mam na myśli obecnych studentów - jest przerażająco niedokształcone, roszczeniowe, pozbawione zainteresowań...
    Uważam, że naprawdę nie każdy musi być magistrem, tymczasem każdy się stara, bo w "fazie" niżu demograficznego matura zdana na 30% staje się przepustką na studia.
    Oczywiście nie chciałabym generalizować, zdarzają się wartościowi, inteligentni i bystrzy młodzi ludzie, ale to jednostki. Dodam, że pracuję na państwowej uczelni i moje obserwacje są gorzkie: z roku na rok jest coraz bardziej dramatycznie. Jeśli muszę wyjaśniać, że Weimar to nazwa miasta, a słowo kantyna istnieje w języku polskim, robię to z kamienną twarzą, chociaż w środku wszystko łka;-)
    I jak tchórz, bo anonimowo, podpisuję się pod słowami wykładowcy z UAM w Poznaniu, że większość studentów to palanty i śmierdzące lenie. Pokolenie "kopijuj-wklej". Specjaliści z Bożej łaski.

    Pozdrawiam - Ewa

    OdpowiedzUsuń
  20. W ciekawych czasach przyszlo nam zyc...!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  21. Celnie... Dziś rozmyślam, by synów namówić na to czesanie cudzych włosów lub gotowanie lub klejenie kafelków, a ewentualne papierki zaocznie ;) Ale lepiej chyba zmilczeć, bo pewnie tak jak wtedy był napór na studia, tak teraz może się zacząć w drugą stronę, bo całemu pokoleniu dzisiejszych i przyszłych rodziców studia niewiele przyniosły, a Polacy to tak stadnie wszystko robią, niekoniecznie perspektywistycznie...:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Fach w ręku - żeby go mieć, trzeba zdobyć go przez doświadczenie, a nie tylko przez wiedzę teoretyczną.

    Staże? Praktyki? Stażyści i praktykanci są firmom i instytucjom potrzebni jako tania lub darmowa siła robocza. Będąc na stażu będziesz nadrabiał zaległości pracowników, wpinał do teczek dokumenty, niszczył stare papiery, archiwizował dane sprzed lat. I taka jest prawda. Ja jestem przypadkiem jednym na milion, wyjątkiem potwierdzającym regułę. Na stażu ze mną były dwie dziewczyny. One całe pół roku układały dokumenty chronologicznie, według wzoru i koloru. NIC nie wyniosły z tych zadań poza niecałymi 800 zł za miesiąc. Mi się udało trochę przez bezczelność, ale i szczęście, że szefem moim był, kto był.
    Praktyki studenckie? Okazało się, że tylko ja byłam taka głupia i poszłam wypłakać u dyrekcji zgodę na popołudniowe zajęcia, reszta moich kolegów i koleżanek miała to gdzieś, po znajomości załatwili sobie 20 pieczątek - po jednej na jeden dzień.

    Pracy po maturze szukałam... Ponad pół roku. Dostałam się na staż do uzdrowiska, przez przypadek i po znajomości. Jedyne dobre co z tego wyniosłam, to to, że o miesiąc przedłużyłam mój kontakt z językiem obcym - obsługiwałam zagranicznych gości. Poza obsługą gości miałam setki dokumentów, które musiałam zniszczyć - stare nieaktualne, ale nie można było ich wyrzucić do śmieci. Siedziałam całe dnie przy niszczarce. Doświadczenia wyniesione ze stażu tam? Jak na moje to tylko: "do niszczarki możemy włożyć równocześnie maksymalnie trzy kartki, uprzednio usuwając z nich wszelkie spinacze i zszywki. Jeżeli maszyna się przegrzeje, idź do sklepu po pączki dla całej ekipy, jak wrócisz, na pewno będzie działać."
    W JW było już lepiej, chociaż to też nie był szczyt marzeń.

    Tak naprawdę pracodawcy sami nie wiedzą, brzydko powiem, na czym im d*pa jeździ, bo w obliczu rosnącego bezrobocia i społecznej desperacji ludzi traktują jak śmieci i stawiają wymagania z kosmosu. Po co sprzątaczce (chociaż wolę określenie: osobie sprzątającej) miejskie toalety język obcy?! Nie róbmy z siebie nie wiadomo kogo, a wyszorowanie klozetu nie wymaga naprawdę znajomości niemieckiego. Nawet jeśli ten klozet stoi w centrum nadmorskiego kurortu odwiedzanego przez naszych zachodnich sąsiadów. Z resztą, co ja mówię. Pracy na recepcji nie dostałam, bo nie wiedziałam, jak jest firana po niemiecku, chociaż egzamin pisemny zdałam z maksymalną ilością punktów.
    Pomijam już fakt, że wszędzie doświadczenie, doświadczenie i doświadczenie, a moja znajoma architekt powiedziała wprost: nigdy nie zatrudnię świeżaka po szkole, bo mi się nie opłaca go przyuczać do zawodu. Wolę doświadczonego pracownika.
    Jak tak wszyscy będą woleć, to wakatów będzie co nie miara, a ludzie będą po śmietnikach puszki zbierać, żeby na chleb chociaż zarobić, o margarynie (bo przecież nie o maśle!) już nie wspominając. I nie będzie miało znaczenia, czy jesteś po zawodówce czy po studiach wyższych z mgr przed nazwiskiem. A to że masz 19 czy 25 lat i jesteś świeżo po szkole, nie będzie miało dla pracodawcy żadnego znaczenia, bo w tym wieku powinieneś mieć już przynajmniej trzy fakultety i 15 lat stażu zawodowego w CV.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  23. Jakoś tak smutkiem powiało ...

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja się chyba dopiszę do Ewy...
    I dodam - nie wszyscy muszą studiować - można być porządnym piekarzem, szewcem itd
    I nawet zawodówki - choć ich likwidacja, uważam była dużym błędem - nie są konieczne. Uczciwy mistrz w cechu przez rok może trochę więcej jest w stanie dużo młodego człowieka nauczyć.
    /Ja mam wykształcenie wyższe, ale uważam,że jest warte tyle samo co każde inne, jeżeli ktoś jest np dobrym inżynierem to też chętnie zje dobrze upieczony chleb i założy wygodne buty, prawda?/
    Jest tylko jeden podstawowy problem - żeby ten młody człowiek chciał... A takich jest, uwierzcie, niewielu...
    I nie chodzi mi, powtarzam, o chęć do Nauki tej przez duże N
    Tylko żeby im się cokolwiek chciało, poza klikaniem w kupiony oczywiście przez rodziców telefon, zjedzeniem ugotowanego przez rodziców obiadu i poza oglądaniem kolejnych filmików na youtubie lub "mrożących krew w żyłąch" seriali w stylu "Ukrytej prawdy"
    Znajomy ma firmę, w której oprócz szefa wszystkich nowych troszeczkę "testują" też sami pracownicy, żeby było wiadomo czy nowy nie popsuje zespołu. Zgadnijcie ilu odpadło w zeszłym roku? A warunki płacowe nie rewelacyjne, ale i nie najgorsze, praca w naprawdę fajnym wspierającym się zespole, ale jak niedoszły Pan Magister nie przeniesie paczki czy nie wykona drobnej pracy, której, fakt, nie ma w zakresie obowiązków, ale wszyscy to robią, zwłaszcza gdy trzeba np zastąpić kolegę w strategicznym momencie? Bo "on się nie do tego najmował i nie po to studia kończył" No to ciekawe, jak przy takim podejściu będzie mile widziany w tej czy innej firmie. aby zdobywać to wymagane doświadczenie zawodowe...
    Zgadzam się też i z tym,że bardzo wielu z tych którym chce się pracować, wyjechało z Polski...
    Dziś trochę chaotycznie, bo mam mały kryzys...pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz