piątek, 28 grudnia 2012

na Kleparzu w dzień targowy


W przedświąteczne dni na placu ruch był spory, choć gdybyście zapytali pracujących tam kupców to powiedzą, że ruchu nie ma i czas zwijać interes. Wiecie, jak wygląda ktoś pracujący na wolnym powietrzu zimą? Jak bezdomny. Bo tylko wiele warstw ubrań pozwala przetrwać dziesięć i więcej godzin stania na mrozie.

Wygląd nie świadczy o człowieku ale nie wszyscy o tym wiedzą, z przykrością muszę tu napisać, że wśród klientów znajdują się i takie osoby, które przychodzą na plac leczyć kompleksy.

Pan Wiesiek ma własne gospodarstwo, od wielu lat uprawia warzywa w gruncie i pod szkłem i z tego żyje. Towar ma wyłącznie swój, zna się chłop i na rolnictwie, i na handlu. Ma do klientów cierpliwość choć z niewiadomego powodu pana Wieśka najczęściej dopadają pindy. To określenie moje i wyłącznie na użytek bloga, nikt tak brzydko o klientkach na placu nie mówi, żeby nie było.

Przyszła więc przed świętami pinda robić zakupy. Dwie marchewki, albo trzy, jedną pietruszkę, trzy małe buraczki, albo cztery, jedną cebulę nie taką, inną,  dwa ziemniaki, nie takie duże, mniejsze bo ja ziemniaków nie jem ale są mi potrzebne do sałatki i co  zrobię jak zostanie. 
Zważone, spakowane i nagle pada pytanie – a czy te warzywa są ekologiczne?
Pan Wiesiek podliczył i  nie czeka bezczynnie na należność tylko obsługuje następną klientkę, jednocześnie odpowiadając spokojnie - nie są ekologiczne, uprawiam warzywa metodą konwencjonalną.

Obsługuje  kolejną klientkę, która jak większość w tym dniu na koniec uśmiecha się i życzy dobrego handlu i wesołych świąt.

- Czyli sypie pan herbicydy i sztuczne nawozy, czyli truje pan ludzi! – pinda dalej zaczepia pana Wieśka, jednocześnie grzebiąc w portmonetce i licząc drobne.

Trzy kilo kiszonej kapusty, dwa kilo małych buraczków i kilo marchwi, więcej nie uniosę, do której pan stoi? – następna osoba została obsłużona i odeszła, na szczęście nie przejmując się wieśkowymi herbicydami.
- Jak chce pani ekologiczną żywność to trzeba iść do marketu, oni tam mają specjalne stoisko – informuje pan Wiesiek a stojący obok klient wtrąca się – i jest cztery razy drożej niż tu!

- A czy ma pan certyfikat, że te warzywa nie są modyfikowane genetycznie? – pada kolejne pytanie. Drobne z portmonetki dalej nie zmieniły właściciela. Pan Wiesiek patrzy nieco nieprzytomny, potem schyla się, wyciąga jakiś papier w koszulce i podaje klientce. Ta patrzy, patrzy, wreszcie oddaje papier, liczy jeszcze raz drobne, wręcza Wieśkowi i pośpiesznie odchodzi.

- Wiesiek, coś ty jej pokazał?
- A żółte papiery!

A jak tam naprawdę było to nie wiadomo.

31 komentarzy:

  1. Niestety pindy zdarzają sie wszędzie:(

    OdpowiedzUsuń
  2. Zjawisko pod nazwa pinda wystepuje na calym swiecie i, jak mi sie wydaje, przybiera na sile. Zjawisko jest z natury niedowartosciowane, wiec, jak piszesz, dowartosciowuje sie przez czynienie innym zycia upierdliwym. W domu zjawisko chodzi z uszami polozonymi po sobie i entuzjastycznie przytakuje wszystkiemu, co rodzi frustracje, a te trzeba gdzies upuscic.
    No i mamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiała mu się taka histeryczka trafić nie po raz pierwszy. I dlatego miał przygotowany jakiś tam papier z pieczątką i podpisem. A co było na papierze? Pewnie coś po łacinie.

    OdpowiedzUsuń
  4. :-)))
    Z jednej strony śmiesznie
    a z drugiej to pindy wszędzie się trafiają:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdyby to były żółte papiery to zwróciłaby Mu te cholerne dwie marchewki i całą resztę,bo bałaby się ,że sie zarazi:))
    A na serio ,fakt,pindy są wszędzie,szczególnie w okresie wakacji i ferii zimowych.Pryzjeżdżają na wieś w celach rekreacyjnych i dawaj po sklepach,wiadomo,że nic nie kupią,bo grosze wyliczone,elentualnie przeznaczone na najtańszą kiełbasę i piwo,ale jak się zaczyna wybrzydzanie albo tekst:u nas w W....to ble,ble,ble ,a potem pyta czy może w domu prywatnym skorzystać z toalety-PINDA.maria I

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, zdarzają się tacy klienci nagminnie, mi się zdarzają podobni petenci i również trzeba umieć sobie z nimi jakoś poradzić:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na pewno pokazał zezwolenie na odstrzał pind;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehehe no to skutecznie się jej pozbył:))

      Usuń
    2. Miśka jak zwykle górą:))maria I

      Usuń
  8. I dlatego nie mogłabym pracować w handlu - przecież udusiłabym babsztyla!. Przez kilka lat pracowałam w komórce, która miała niestety bezpośredni kontakt z interesantami.Jedyne o czym marzyłam to o pracy w jakimś maleńkim, zamykanym od wewnątrz na klucz pomieszczeniu, pozbawionym telefonu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zjawisko pindologii jest szeroko znane i występuje u płci obojga;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety PINDY są wszędzie.
    Po przeczytaniu Twojego tekstu,przypomniała mi się scena z filmu "Dobry Rok" gdy dwójka turystów z Ameryki wybrzydza we francuskiej knajpce. Pindy tak należy traktować:)
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  11. Najgorsze jest to, że PINDY najmniej się znają na ekologi i na rolnictwie. Pójdzie do sklepu i kupi najtańsze chemicznie przyprawiane i to jest smaczne. Na etykietę co je nawet nie spojrzy. Dlatego wyżywają się na bazarach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Za nic w handlu bym pracować nie mogła...

    OdpowiedzUsuń
  13. "Pinodlizm" panoszy się wszędzie, jest rodzaju żeńskiego i męskiego, w całkiem młodym wieku, tym średnim i w podeszłym....ehhh szkoda gadać. Czasem też chciałabym być taką pindą, a nie ciągle dziękuję, przepraszam, kto to doceni?

    OdpowiedzUsuń
  14. Prawdopodobnie to były żółte papiery tejże pindy :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Pinda najwyraźniej się nudziła, ale chciałabym wiedzieć, co jej pokazał.
    Dzięki za dobre myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zawsze mnie cieszy, że mam pracę gdzie mogę ludzi opier..., bo pind bym chyba nie zniesła. Brawo dla Pana Wieśka i jego żółtych papierów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo to ludzie sobie nie zdają sprawy...Coś gdzieś usłyszą, obejrzą i pytlują... Jak była afera ogórkowa - stojąc w kolejce w zwykłym sklepie od pięciu osób słyszałam pytanie do sprzedawczyni - a skąd one pochodzą? i tak przez parę tygodni pewnie słuchała i nie ona jedna...

    OdpowiedzUsuń
  18. Swietne określenie na pindy! doskonałe! kiedys handlowałam bizuterią i też trafiały mi się takie jak dla Pana Wieska, te od marchewki i dwóch ziemniaków. Pinda, to taki ktoś, kto chce najlepiej, najwięcej, najładniej - za darmo, a jak się nie da, to ideologię odpowiednią dorobi i czlowiekowi dziurę w brzuchu wierci! Pozdrawiam serdecznie, noworocznie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Super metoda na Pindy--dokument pisany po lacinie .Nie przeczyta,uda ,ze przeczytala , zrozumiala i zmyje sie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale głupia pinda.. wkurzają mnie tacy ludzie, wielmożna pani przyszła kupic marchew i jeszcze wybrzydza ;D

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale facet ma anielską cierpliwość. Ja bym na kopach wyniosła z targu.

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj
    Tikach ludzi jest sporo, co nie mają pojęcia o pracy w ogrodzie, sadzie. Najlepiej, gdyby dostali towar za darmo i mieli samą "zdrową" żywność. Ale, co to słowo właściwie oznacza?
    Dziękuję Klarko kochana za wsparcie i bardzo proszę podziękuj tym swoim znajomym, którzy na moje pierniczki głosowali ;)
    W realu czekam na spotkanie w Nowym Roku koniecznie :)
    Wszystkiego dobrego :)
    Pozdrawiam najcieplej ;)


    OdpowiedzUsuń
  23. 'Pinda' to rowniez czyjes nazwisko. Najwiecej 'Pind' zamieszkuje podobno w Kielcach (62), Przemyslu (50), Czestochowie (34), w Szydlowcu (31), Jaroslawiu (29). W Krakowie mieszka (statystycznie) od 1 do 5 'Pind', wiec chodzi zapewne o jakis zjazd rodzinny na Kleparzu :D. Cale szczescie, ze Kleparz nie znajduje sie w Kielcach, ech!
    Czy 'pinda' w krakowskim rozumiana jest tak jak gdzie indziej czy tylko tak jak opisalas? :DDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To słowo nie ma specjalnego, krakowskiego znaczenia - chyba takie, jak wszędzie:-)

      Usuń
    2. O to dziwne, dawniej 'pindy' okupowaly hotel Cracovia. Czasy sie widac zmieniaja nawet w grodzie Kraka i nie wiadomo kto 'pinda' a kto przekupka ekologicznie uswiadomiona :D

      Usuń
  24. takie pindy trafiają się wszędzie :)))) co innego, jeśli nie ma kolejki i można sobie pogadać, ale jeśli czas goni....

    OdpowiedzUsuń
  25. A może napiszcie plakat przy wejściu:
    Pindy - spindalać!!!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz