wtorek, 13 listopada 2012

gryzący problem


Bywam czasem w samoobsługowej części apteki i przeglądając specyfiki, zwróciłam uwagę na wyeksponowane preparaty zwalczające wszawicę. Zdziwiłam się – a po co to komu, wszy w tych czasach, niemożliwe! Dawniej, gdy była bieda, brak higieny, to owszem, zdarzało się, ale teraz? Pisała też o tym niedawno Socjo, postanowiłam więc przyjrzeć się zjawisku bliżej. 
Dawniej w szkołach  przeprowadzano systematycznie przeglądy czystości. Dzieci zarażone wszawicą  odsyłano do domu. Był to straszny wstyd.  Dziewczynki nosiły związane włosy i były uczone, by się nie zbliżać do innych głowami.
Byłam młodą dziewczyną ale pamiętam dokładnie scenę u fryzjera. Klentka siedziała na fotelu, dziewczyna myjąca jej włosy podeszła do szefowej i coś jej szepnęła na ucho a szefowa bezceremonialnie zwróciła się do owej klientki – pani ma robactwo w głowie! Nie wiem, co było dalej bo szybciutko zabrałam torebkę i wyszłam, przed wejściem zakładu starannie wytrzepałam sweter ale i tak długo miałam wrażenie, że coś mnie gryzie w głowę, brrr!
Teraz nie wolno nikomu mówić, że ma wszy bo to narusza jego godność. Opowiadała mi nauczycielka przedszkola, że  raz, tylko raz dyskretnie i delikatnie usiłowała powiedzieć matce dziecka o jego lokatorach. Matka  się oburzyła i obraziła mówiąc, że syn ma alergię i ona sobie nie życzy kontrolowania.
 Nauczyciel, jeśli zauważy, że dziecko się drapie, może dyskretnie napisać do wszystkich rodziców powiadomienie, aby ewentualnie sprawdzić głowę ucznia. Sprawdzanie przez pielęgniarkę czy nauczyciela to również naruszanie godności. Nie wolno również wydać decyzji zakazującej uczęszczania do szkoły ani nie można podjąć decyzji o leczeniu bez zgody rodziców.  Ciekawe, jak sobie radzą na koloniach i obozach. Odsyłają dzieci do domu?
Na kogo więc uważać? Niewiarygodne, ale prawdziwe – często zarażone są dzieci, które miały kontakt z dziećmi chodzącymi do szkół i przedszkoli za granicą. Należy na to zwrócić baczną uwagę, bo tam właśnie zjawisko to jest znacznie częstsze niż u nas. Poza tym tak jak dawniej – zawsze te same rodziny, nie dbające o higienę.
Zapytałam rejonowej pielęgniarki, co można zrobić. Jeśli rodzice nie reagują i wykazują ewidentnie brak zainteresowania, można dla dobra dziecka oraz dla dobra innych dzieci zgłosić zaniedbanie do gminy.
Pomoże też częste iskanie.
To ostatnie zdanie to wyraz bezradności, bo wygląda na to, że tak naprawdę to i nauczyciele, i rodzice nie mogą nic zrobić.

Niektórzy czytelnicy piszą, że drapią się od samego czytania. A ja myslałam, że mam łupież bo się drapałam pisząc.

42 komentarze:

  1. Może ludzie wyszli z zaożenia, że skoro świat poszedł technicznie do przodu to i wszy poszły do przodu i przeniosły się na nie wiem... kosmitów? Więc nas już ten problem nie dotyczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystkim w szkołach były higienistki i przegląd włosów był w miarę regularny. Mało tego, pamiętam, że często to one polewały głowy uczniów odpowiednim preparatem. Nie było buntu rodziców czy oburzenia. Problem należało usunąć i tyle.Wszawica się zdarza . Jednym z zaniedbania , innym bo się zarazili.Zgłoszenie do gminy to rzeczywiście wyraz bezradności szkoły. Zdrówka Klarko.

    OdpowiedzUsuń
  3. pamiętam, te "przeglądy", zawsze miałam stresa, że higienistka coś u mnie znajdzie ;-) Raz znalazła, znalazła w zasadzie u połowy szkoły. Nikt nie robił afery, dzieciaki do domu z receptą na płyn i w domu szorowanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. A jeśli wprowadzono pana Tic-Taca, poirytowanego tematem zajeć? Co to było? Usiłowanie nauczania interesowności?
    Chyba, na pewno.
    jr

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak tak spróbujcie to przeczytać i się nie podrapać:)

    Też miałam stresa w szkole jak higienistka przychodziła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Klarko, teraz w szkołach odbywają się okresowe kontrole higieny ale przed taką kontrola dzieci przynoszą pismo i rodzic musi wyrazić zgodę na piśmie, inaczej nie można dziecka skontrolować. I w tym piśmie pisze co będzie kontrolowane.
    Jak ja chodziłam do szkoły to byłyśmy z zaskoczenia wzywane do gabinetu pielęgniarki, trzeba się było rozebrać do majtek (jak byłyśmy młodsze a jak starsze to do majtek i stanika) i pielęgniarka ważyła, mierzyła, zaglądała we włosy, pod pachy, do ust i uszu, kontrolowała wzrok i słuch.
    Było to krępujące i wstydliwe, owszem.
    Teraz dzieci mają jedynie przegląd ogólnej czystości (rąk i włosów). Trudniej pewnie przez to wyłapać dzieci z problemami rozwojowymi i ekonomicznymi.

    W szkole syna w tym roku pojawił się świerzb. Były jakieś dzieci zarażone i na zebraniu wychowawczyni dyskretnie poprosiła rodziców o skontrolowanie skóry dziecka. Ale mowy nie było w jakiej klasie i jakie dziecko było zarażone i kiedy dokładnie szkoła się o tym dowiedziała! Ani czy jakieś dziecko się od tego pierwszego zaraziło.
    Nie wolno i już.
    Jak się w chyba trzeciej klasie pojawiły wszy i się rozniosło ktora dziewczynka je miała to była potem wyśmiewana i izolowana przez inne dzieci i strasznie to przeżyła.

    W przedszkolu jak Młodszy miał 5 lat to była szóstka rodzeństwa z bardzo biednej rodziny i te dzieci chodziły tygodniami z wszami i dyrektorka nie mogła nic zrobić, bo nie może nie przyjąć dziecka i odesłac do domu. Poskutkowała dopiero pisemna skarga rodziców i groźba, że złożą doniesienie do Sanepidu, bo nie może tak być, że zdrowie dzieci są nagminnie zarażane wszami z powodu idiotycznych przepisów. Wszy się leczy szybko i łatwo. Wiem, bo Młodszy wtedy złapał. Ale trzeba chcieć.
    Ja z tego afery nie robiłam, dwa tygodnie posiedział w domu, wszyscy się odwszawialiśmy, dom był posprzątany, pościel i ręczniki zmienione. I spokój.
    Akurat się to zbiegło z zabiegiem Młodszego w szpitalu, dlatego te 2 tygodnie, ale jak wykryłam pasożyty to od razu zadzwoniłam do szpitala, powiedziałam, że dziecko ma wszy, że w przedszkolu była wszawica, i, że prosze o skontrolowanie pościeli i kocy w pokoju, w którym syn nocował wtedy. I żaden to wstyd, po prostu zrobiłam co mogłam by nikt inny tego nie złapał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszej szkole na samym początku trzeba wyrazić zgodę na zabiegi pielęgniarskie, a i tak lekarze mówią, by uważać, bo nie wszyscy rodzice się zgadzają i tak czy tak jest cyrk.

      Na szczęście nas to ominęło, raz w przedszkolu młody tylko złapał lamblie (bez objawów - wyszło całkowicie przypadkiem na badaniu usg), zgłosiłam to dyrektorce i zakazała naszemu przychodzić do placówki, dopóki nie będę miała zaświadczenia, że wyzdrowiał, ale innych dzieci nie sprawdzono. Choć wychowawczyni miała dzieczynki skarżące się na bóle brzucha...
      Odtąd nękam co parę miesięcy lekarza o skierowania na badania, jak nie mogę zabezpieczyć, to przynajmniej chcę się szybko dowiadywać...

      Usuń
  7. Dobrze ,że nie mam małych dzieci :-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. sWędzi :) To chyba od Fidela:)

    OdpowiedzUsuń
  9. no niestety wszawica to nadal częsty problem w przedszkolach/szkołach... sama w szoku jestem, ale kilka tygodni temu na drzwiach przedszkola u mojej córki wisiało ogłoszenie, ze wykryto wszy i że trzeba sprawdzać głowy... na zebraniu była rozmowa na temat sprawdzania głów w przedszkolu przez panią higienistkę, ale właśnie okazało się, że przedszkole nie ma prawa! co za paranoja! uradziliśmy na zebraniu, że każdy rodzic podpisze się, że wyraża zgodę na sprawdzanie czystości, no ale musza wszyscy podpisać, żeby do doszło do skutku, a prawdopodobnie rodzice tego co to przyniósł (bo pani oczywiście wiedzą kto) nie wyrażą zgody... masakra...
    PS. i mnie też od razu swędzi od samego czytania ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. chyba będę wyjątkiem, bo mnie nie swędzi :) Pamiętam kontrole higienistki, wzmożone szczególnie po wykryciu wszy u kogoś. W tamtym okresie sama je złapałam, sporo osób w klasie miało, w szkole również. Ale jakoś nie odczuliśmy specjalnej ujmy, pamiętam natomiast, że mama zabroniła mi komukolwiek powiedzieć, że "to" się nam przytrafiło. Po latach, jak rozmawiałam z koleżankami ("to" miało miejsce w 3 czy 4 klasie), okazało się właśnie, że tych, co złapały, było więcej i też rodzice naciskali, żeby nie mówić, bo to wstyd. A nie wydaje mi się, że złapanie wszy od kogoś, w sytuacji, gdy sami nie mamy sobie nic do zarzucenia w sprawach higieny, było jakimś wstydem. Po prostu - zdarzyło się. Ale zgadzam się, żeby nie nagłaśniać tego, kto wszy przyniósł, żeby nie odbiło się to źle na dziecku.

    OdpowiedzUsuń
  11. Końcem lat 80. XX wieku, była chyba wszawica w mojej klasie, na szczęście szybko sprawę wyłapano i problem znikł. Tylko przypuszczaliśmy, kto zwierzaczki przyniósł.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszawica to maly pikus! Moja tez przyniosla z przedszkola (jeszcze w Polsce), dwa dni w domu, plyn na wszystkie glowy, ogolne sprzatanie i po bolu. Zdarza sie.
    Gorzej, ze wrocila, zlikwidowana za PRLu, gruzlica, a z tym nie ma zartow. Wczesnie wykryta jest uleczalna, tymczasem zlikwidowano obowiazkowe przeswietlenia pluc i nie mamy pewnosci, czy w najblizszym otoczeniu nie pratkuje gruzlik, ktory nie ma pojecia o swojej chorobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wczoraj właśnie przy okazji zastrzyku pielęgniarka mówiła mi i o gruźlicy, teraz wystarczy oświadczenie napisane przez pracownika i nie trzeba robić prześwietlenia:O ciekawe skąd on ma wiedzieć, że nie jest chory?

      Usuń
  13. U mojego syna w szkole rodzice musieli wyrazic pisemną zgodę na sprawdzanie czystości głowy:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Brudasy byly, sa i beda. Jeden taki w szkole, czy przedszkolu i mozna spodziewac sie, ze pol grupy/klasy po paru dniach zarazi sie pasozytami.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziwne to ale po latach wracają stare problemy, wszy, gruźlica, czego zupełnie pojąć nie mogę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie moge napisac komentarza, bo mam rece zajete drapaniem. WSZYstko mnie swedzi:)))

    OdpowiedzUsuń
  17. tyle sie mowi o rosnacych kosztach jakiegokolwiek leczenia, czy uslug medycznych, kiedy profilaktyka, taka jak obowiazkowe badania, byly tanim i skutecznym srodkiem na pozbycie sie problemu. zamiast isc naprzod - to jesli idzie o ochrone zdrowia - cofamy sie. smutne to, ze ludzie wola chorowac i cierpiec, niz przyznac sie do problemu, bo krepujacy.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem zdania, że nadal powinny być w szkołach tzw. "higienistki", ktore sprawdzałyby stan czystości dziecka.Nie ujmując niczyjej godności można przecież kontrolować stan czystości dziecka nie na oczach całej klasy, jak kiedyś, ale mogą po kolei wchodzić za parawan lub wręcz do osobnego pomieszczenia. Gdy "za komuny" chodziłam do szkoły podstawowej to co dwa tygodnie przychodziła higienistka i sprawdzała głowy, czystość kołnierzyków, paznokcie. Fakt, że robiła to przy pełnej klasie, bo w końcu wtedy uczeń był tylko którymś tam numerem na liście, nie mniej dość rzadko dzieciaki miały lokatorów. Wiesz, wszawica to małe piwko, gorzej, że gruzlica wraca.
    A tak ogólnie uważam,że w każdej szkole powinien być szkolny lekarz internista i stomatolog.U nas jest absolutny brak profilaktyki, a beztroska rodziców czasami sięga zenitu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeszcze jak byłam w szkole podstawowej to głowy były regularnie sprawdzane przez pielęgniarkę. Kilka lat później u mojej siostry już sprawdzać było nie wolno :( I niestety najgorsze jest właśnie to, że obecnie Ci rodzice, których dzieci mają wszy nic z tym nie robią :( Człowiek czuje się bezradny.

    OdpowiedzUsuń
  20. Moja córka poszła kiedyś z wizytą do koleżanki z klasy i wróciła przerażona syfem, brudem i bałaganem w jej domu. Niestety, jest tak nie tylko u tej jednej dziewczynki, podobnie wygląda to u innych koleżanek z klasy. Moja Młoda nawet wie, kto ma wszy, ba nawet owe dzieci wiedzą. Załamałam się, bo już wiemy, że życie towarzyskie mojej córki nie wyjdzie poza mury szkoły, bo ani ja ani ona nie chce ryzykować kolejnej inwazji wszy. Angielskie dzieci dostają tak wiele od rodziców - komputery, laptopy, odtwarzacze itp, mało kto poświęca im odpowiednią uwagę (płyn z apteki, 20 minut czasu i częste kontrole załatwiłyby sprawę wszy od ręki) - to bardzo smutne i przykre.
    Brr... teraz mnie swędzi!

    OdpowiedzUsuń
  21. hmmm... dość często spotykam się z wszawicą, ale w środowiskach zaniedbanych. Na szczęście w przedszkolu i w szkole nie spotkałam się z tym problemem

    OdpowiedzUsuń
  22. Obecnie mieszkam w Hiszpanii i proszę mi wierzyć wszawica jest tutaj tak powszechna jak wino do obiadu niestety.i niestety mam dzieci w wieku szkolnym wiec raz w tygodniu mamy obowiazkowe odkazanie głowy:)wolę nie czekać aż niechciane insekty nas odwiedzą:)hiszpańskie dzieci podobnie jak angielskie duuuużo dostają od rodziców minus płyn na wszy:)))pozdrawiam Aya

    OdpowiedzUsuń
  23. Na pociechę wszystkim, którzy się wstydzą, bo akurat im się przytrafiło, powiem, że wszawica wcale NIE JEST przypadłością brudasów. Wbrew pozorom, wesz, jesli ma wybór, też woli - i wybierze - włosy czyste. Problemem jest raczej zaniedbanie, brak kontroli i reakcji na problem. Podobnie jest z gruźlicą - nie jest to tylko choroba biedy, a jej powrót spowodowany jest częściowo brakiem profilaktyki, a częściowo uodpornieniem prątków na istniejące leki. Nie patrzmy więc tak z góry na tych zarażonych i tych zawszawionych. To niekoniecznie
    "takie" środowisko!

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja miałam kiedyś taką "niespodziankę" po wizycie u fryzjera to był ból jak przez całe dzieciństwo nic mi nie było tak w liceum przeżyłam dwie lub trzy inwazje

    OdpowiedzUsuń
  25. Nic dodać, nic ująć. W mojej szkole przegląd robiła pielęgniarka, która przychodziła z ośrodka. Robiła to delikatnie i nic nie komentowała przy dzieciach. Potem mówiła mi, które dziecko ma wszy i ja sobie prosiłam mamę na rozmowę, bez podania powodu. Dopiero podczas rozmowy mówiłam, co trzeba zrobić. Tak samo robili inni wychowawcy. Nie spotkaliśmy się z protestem ze strony matek.

    OdpowiedzUsuń
  26. To opowiem historyjkę którą kiedyś usłyszałam. Do samolotu na trasie Madryt Wiedeń wszedł jeden z pasażerów ,a na jego głowie wesoło chodził sobie maleńki pasażer na gapę. Kiedy pasażer wysiadł na lotnisku we Wiedniu, maleńki pasażer z ochotą wsiadał z tymże jego nosicielem do taksówki. Maleńka wizyta na głowie taksówkarza,pozostawienie mu w prezencie gnidy,i kiedy wsiadał następny pasażer, i tak dalejitd.., nawet ta mała wsza wylądowała w jednym pięciogwiazdkowym hotelu. Dlatego nie jest to teraz kiedy tak łatwo się przemieścić z jednego kontynentu nawet, taki tylko problem przedszkolno szkolny.Z taka niespodzianką można się zarazic wszędzie, nawet i w Hotelu pięciogwiazdkowym.

    OdpowiedzUsuń
  27. wlasnie czytalam artykul o chlopaku pogryzionym przez pluskwy w PKP... brrr..
    a co do insektow to pamietam moja znajoma byla zrozpaczona bo jej dlugowlosa corka przyniosla z angielskiej szkoly wszy. Kolezanka dzwoni do szkoly, zglasza sprawe nauczycielce, ktora komentuje zdziwiona "ale o co pani chodzi, przeciez to dzieci, to normalne ze maja wszy..."

    OdpowiedzUsuń
  28. moi synowie też przez to przeszli w okresie przedszkolnym. to znaczy przez wszy, co je miało pół szkoły. ja z kolei jak byłam dzieckiem zachorowałam na szkarlatynę i zabrali mnie do szpitala zakaźnego (tak, tak). wróciłam z tego szpitala do domu z takimi wszami, że moje warkocze spalono w piecu a ja byłam prawie łysa...ale nie rozumiem co to znaczy, ze nie wolno sprawdzić. no to granda jakaś już jest!

    OdpowiedzUsuń
  29. Faktycznie, jest to duży problem. W naszej szkole, to nauczycielki przekazują informację o szalejącej wszawicy pocztą pantoflową, bo chyba jest zakaz oficjalnego przyznawania się do problemu, który jest synoninem skrajnej biedy i ubóstwa. Dla mnie problem tkwi gdzie indziej, Dzieci są zaniedbywane przez goniących za groszem rodziców. I ta wszawica nie bierze się z biedy, tylko z dobrobytu.

    OdpowiedzUsuń
  30. Kolejna nowomodna glupota... Pamietam jak dzis, ze i w przedszkolu i w podstawowce sprawdzano nam glowy regularnie i nikt nie urzadzal z tego powodu histerii. A jak bodajze w zerowce u jednego z chlopcow rzeczywiscie znalezli wszy, to zanim przyjechala po niego matka, musial (z braku czegos lepszego) nosic na glowie taka wielka, biala czapke kucharska. :) I wszystkie dzieci wiedzialy dlaczego, a rodzice zostali poinstruowani, ze maja dzieciom umyc wlosy specjalnym szamponem, na wszelki wypadek.
    Ja uwazam, ze takie kontrole powinny byc nadal stosowane. Jak sie jedna matka z duga zawstydzi przy reszcie rodzicow, to moze zacznie bardziej dbac o higiene dzieci. W koncu mydlo i szmpon nie kosztuja majatku...

    OdpowiedzUsuń
  31. No mówić nie mogą. Ale w naszej szkole jak pielęgniarka odkryła świerzb, zabroniła matce posyłać dzieci do szkoły, dopóki się nie wyleczą...Drogą pantoflową to się oczywiście rozniosło...ale i dobrze, bo dzieci do szkoły nie chodziły, ale na podwórku bawiły się z innymi, chodziły też do sklepu na zakupy...no i we wsi zapanował strach. Matka z tych co z higieną na bakier, więc nie wiem czy się skutecznie wyleczą...bo przecież tak naprawdę to cały dom trzeba by było wyszorować.
    Za mało się mówi o higienie, a o myciu rąk to już w ogóle. Rodzice jakoś nie zwracają na to uwagi ...

    OdpowiedzUsuń
  32. Klarko,
    gdyby wszy lubily brud, to problem bylby z glowy, ze sie tak wyraze. Niestety uwielbiaja czysciutkie glowki moich dzieci i wytrzebic paskudztwa niczym sie nie da. Ja to przerabialam ostatnio wiele razy, wydalam na rozne srodki mnostwo pieniedzy i pani w aptece ze zrozumieniem kiwala glowa, bo ponoc na wszystko sie uodpornily oprocz jedynego srodka ktory dziala mechanicznie i blokuje drogi oddechowe zwierzatek (ale nie gnid). Nie wystarczy polac glowy wszystkim czlonkom rodziny, niestety trzeba polewac co 3 dni, przez przynajmniej 10 dni i najskuteczniejszym srodkiem jest ... grzebien. Ja wiem od kogo moje dzieci przynosza wszy, zabronilam kategorycznie chodzic w odwiedziny do tamtego domu, chociaz Mlodsza plakala rzewnie, bo to przyjaciolka. To nie to, ze w tamtym domu jest brudno, ale mama wylewa na glowe co trzeba i pozniej juz nie sprawdza i to dziecko przez caly rok szkolny ma wszy, bo to nie takie latwe je wytepic, trzeba nad tym popracowac.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i uwielbiaja moja czysciutka glowke i mojego meza, a pojscie do fryzjera dla mnie bywalo wielkim stresem, nurtowalo mnie pytanie : "A czy ja z pewnoscia zdolalam wytepic wszystko na wlasnej glowie ?". Koszmary nas drecza na ten temat.
      Aga

      Usuń
  33. Aż mnie zaczęło swędzieć. Swoją drogą za daleko zaszliśmy z tą "godnością" w szkołach. Zdecydowanie za daleko.

    OdpowiedzUsuń
  34. Oczywiście godnością ucznia, bo nauczyciela to już na pewno nie...
    nie chciałam przekierowywać dyskusji w te stronę, więc nie pisałam wcześniej, ale dobrze, że ktoś dostrzega, że zrobienie z uczniów "świętych krów" w końcu nawet w takich drobiazgach obróci się przeciwko nim, ich rodzinom i ogólnie całej społeczności. Mam sporo pedagogów wśród znajomych, mam dzieci w wieku szkolnym, więc wiem co piszę. Pozdrawiam zdroworozsądkowo myślących - M.

    OdpowiedzUsuń
  35. Smarować naftą wrotyczową i moczyć w wywarze z kwiatów wrotyczu, a jak nie to już tylko szara maść :D
    Dobry jest też szampon Fafik albo jakoś tak podobnie nazywany :D

    OdpowiedzUsuń
  36. Resztki wspomnień z pradawnych czasów podpowiadają, że w sumie nie tak dawno, bo zaraz po przemianie ustrojowej wybrani rówieśnicy w podstawówce mieli problemy z higieną. Objawiało się to na wiele sposobów. Na co dzień emitowali rozmaite zapachy. Oczywiście cała reszta śmiała się z tego. Co dziwne ich rodzice należeli do ludzi światłych, a najwidoczniej nie potrafili zaradzić sprawie. Wówczas wydawało mi się to egzotycznym zjawiskiem.

    Pamiętam pewne przyjęcie do szpitala z 1997 roku. Przed położeniem mnie na oddział udaliśmy się do zabiegowego. Jedną z pierwszych czynności była inspekcja włosów. Potem pytanie o to, czy myłem się w domu. Zapytałem dlaczego. Podobno zdarzały się im dzieci z wszami bądź takie, które używały wanny raz na dłuższy czas.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz