środa, 12 września 2012

to tylko słowa

Czytelniczka M napisała w komentarzu
Mam tylko takie małe - naprawdę niezłośliwe - pytanie. Nie macie nic przeciwko sformułowaniu "adoptować" w odniesieniu do zwierząt?
Zaznaczam, że zwierzęta, nawet te przeznaczone "na obiadek", nie mówiąc już o domowych ulubieńcach, zawsze były i są przeze mnie i moich bliskich traktowane z należytym bożemu stworzeniu szacunkiem: świeże jedzenie, czysta woda, pomoc weta, czas na zabawę, zero dręczenia itd.
Ale jednak... moim zdaniem pewne określenia, tak jak pewne miejsca są tylko dla ludzi.


Kiedy przygarniam zwierzę, psa czy kota, biorę na siebie odpowiedzialność za jego życie i zdrowie. Na kilkanaście lat. Ono mi ufa a ja jemu. Noszę je na rękach, bawię się z nim, przytulam. Karmię, leczę w razie potrzeby, zapewniam mu opiekę na czas nieobecności. Kiedy nie wraca do domu, martwię się, nie śpię, szukam go.  Czuję ogromną ulgę, gdy się wreszcie pojawia. 
Nie zastanawiam się, czy to adopcja,  przygarnięcie, zaopiekowanie czy jeszcze coś innego. 

Mam natomiast opór związany z nazwaniem śmierci. Choć odejście zwierzęcia łamie mi serce, nie mówię - "mój kot umarł", wolę powiedzieć "odszedł", lub "nie żyje". Pewnie tu chodzi o zbyt silne tabu związane ze śmiercią człowieka posiadającego duszę i dlatego słowa "umarł" wiążę wyłącznie z ludźmi. 
Kiedy kilkuletnia dziewczynka płacze przeżywając śmierć chomika, byłabym potworem zwracając jej uwagę, że nie umarł tylko zdechł. Dlatego odpowiadam M - rażą mnie tylko słowa, które ranią i obrażają. Ale i tak zawsze pamiętam - to tylko słowa. 







45 komentarzy:

  1. Myślę, że słowa są ważne. Mogą zmienić podejście ludzi do problemu. Inaczej się czuję "adoptując" zwierzę, a inaczej je "biorąc". To, co wzięłam mogę oddać, a to co adoptowałam wiąże mnie na zawsze.
    Wiem, że to nie ludzie, ale dla mnie są tak istotne, jak oni. To członkowie mojej rodziny. Bardzo ważni. Kocham ich i odpowiadam za nich. Tak, jak Ty, Klarka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o widzisz, bo mnie nawet nie przyjdzie do głowy używać słów "wzięłam" w stosunku do zwierząt, jak do przedmiotu

      Usuń
  2. No cóż, jak kto uważa. Dla mnie wzięcie zwierzaka pod opiekę to adopcja. Obowiązki takie same jak w przypadku adopcji dziecka. A zwierzę umiera (a czemu nie nazwać tego właśnie tak). I kto mi udowodni, że zwierzę nie myśli albo nie ma duszy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pamiętam od kiedy zaczęto używać słowa "adopcja" również wobec zwierząt.
    Mnie to określenie nie razi, a wręcz podkreśla odpowiedzialność, i przemyślenie decyzji, czy zaopiekowanie się zwierzęciem nie jest tylko chwilowym kaprysem. Ale to odnosiłabym do zwierząt ze schronisk.
    Były też ( czy nadal są ?) akcje Ogrodów ZOO zachęcające do adopcji ich zwierząt, lecz ta polegała na sponsorowaniu utrzymania zwierzęcia.
    Klarko, zastanowiłam się teraz chwilkę, i pewnie parokrotnie zdarzyło mi się powiedzieć, że wzięłam od sąsiadki kociaka, bo wzięłam, za przyzwoleniem do mojego domku, gdzie stał się członkiem naszej rodziny.
    Natomiast, gdy przybłąkał się pies, lub kociak w naszym ogrodzie, to mówiłam, że zaopiekowałam się tym porzuconym stworzeniem, a gdy polubił nas, to zostawał z nami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja zawsze myślałam, że "adopcja" zwierzęcia polega na tym, że ono sobie gdzieś tam żyje, a adoptujący finansuje, odwiedza. Nie wiem skąd to było w mojej głowie, ale właśnie teraz, czytając zdałam sobie sprawę, że tak nie jest. Szok :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak zwana "adopcja wirtualna" - na szczęście coraz częstsza u nas :)

      Usuń
  5. Można się zastanawiać nad wydźwiękiem słów: "brać", "adoptować", "przygarniać", "ratować". Każde z nich można odnosić do różnych sytuacji, zwierząt, ludzi, przedmiotów. Wydźwięk słowa moim zdaniem traci ważność w chwili, gdy zwyczajnie swym postępowaniem czynią dobro i opiekują się zwierzęciem. Kwestia odejścia zwierzaka to już bardziej złożona sprawa i każdy nazywa to tak jak jemu pasuje. Z tym też trzeba się zgodzić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile ja się takich "no ale jak tak możesz mówić" nasłuchałam... A i tak dla mnie koty to członkowie rodziny, "dzieci", Leon ma i mieć będzie na imię Leon, a na adopcję kociaka powiem adopcja. To podkreśla głębokość związku, odpowiedzialność i oddaje moje uczucia.
    O ile jeszcze mieszkając z psem czułam się właścicielką i miałam pewne opory, o tyle z kotami porozumiewamy się na równym poziomie - jak to w jednym stadzie :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przygarnęłam... wzięłam... adoptowałam. Dbam.
    Dałam miejsce - w domu i w życiu, w naszej codzienności. Pokochałam jak kolejnego członka rodziny.
    Adopcja? Tak. Do końca życia!
    Mam Kota ;-)

    eM

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę niezłośliwe pytanie (?) jakoś odebrałam jako czepnięcie się. Też niezłośliwie. Mam w nosie nazewnictwo, jeśli nie jest ono brutalne. Skupiam się na opiece i umilaniu życia zwierzętom w moim domu i "rozumieniu' ich u innych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zwierzę też człowiek.
    Niedawno umarła moja ukochana kotka i serce mi pękło. Straciłam członka rodziny. Dom był pusty bez niej.
    Kilka tygodni temu pojechaliśmy do schroniska. Wybrała nas mała koteczka po przejściach. Adoptowałam kotę,należy do rodziny.Kocham ją, jestem za nią odpowiedzialna. Mam nadzieje,że jest szczęśliwa.
    Gardzę ludzmi,którzy nie szanują zwierząt.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja może nie gardzę, ale boje się ich i unikam jak mogę.
      :)

      Usuń
  10. Dla mnie zwierzę niewiele różni się od człowieka. I one jak my rodzą się i także umierają.Możecie mnie uważać za wariatkę, ale ja kilka razy w roku jeżdżę na cmentarz , (jest u nas Psi Cmentarz), porządkuję jego mogiłkę, zapalam światełko, wtykam w ziemię kolorowy wiatraczek lun małe, czerwone serduszko. W dzień Psich Zaduszek przyjeżdża tu mnóstwo ludzi. Zresztą w każdą sobotę i niedzielę jest pełno odwiedzających. Niektórzy przyjeżdżają ze swym kolejnym zwierzątkiem, inni, jak my- sami.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nasza Zuzka została pochowana obok krzaka róży i posadziłam tam cebule narcyzów. Mam nadzieję, że cały ten kawałek zakwitnie wiosną tak, jak kwitnie narcyzami kawałek nad Agatem, moim poprzednim psiakiem.

      Usuń
  11. Anabell, w Polsce już nie powinny szokować cmentarze dla piesków, kotków, chomików,ptasazków, no jednym słowem naszych pupili. Jest już ich kilka, z różnym klimatem.
    Wiatraczek i światełko nie budzi we mnie zdziwienia, lecz zniesmaczona jestem mnóstwem bukietów sztucznych kwiatów, ale tych też nie lubię na mogiłach dziadków, rodziców, ciotek , sąsiadów...
    Niedaleko mojego domu jest niewielki brzozowy lasek. Niektóre drzewa pozdrawiam : witaj Figo, jak się masz Fiodor, pomrucz troszkę Julka ... tak, tak, bo te brzozy opiekują się szczątkami tych, którzy byli w naszej rodzinie na dobre i na złe.

    OdpowiedzUsuń
  12. Klarko, trafilas ze swoim pytaniem do grupy ludzi, dla ktorych "zwierze to tez czlowiek". Ja mowie do moich czworonogow: chodz do mamy, idz do taty, bo to sa nasze dzieci. Zawsze podkreslalam, ze mam piecioro dzieci, trojke dwunoznych i dwoje czworonoznych. I te czworonozne umieraja, bo one maja dusze, czasem lepsza od tej ludzkiej. Istnienie duszy jest wylacznie kwestia wiary na slowo, nikt jej tak naprawde nigdy nie widzial. Dlaczego wiec zakladac z gory, ze zwierzeta sa jej pozbawione?

    OdpowiedzUsuń
  13. Słówko "wzięłam" nie jest takie złe. Wszak w przysiędze jest: Biorę ciebie za.... Razi mnie bardziej słowo "zdechł". O mojej suni a minęło już 20 lat mówię, że odeszła. Serdeczności Klarko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie też razi, zdechnąć to mi może komputer, nigdy żywe stworzenie. Twoja sunia musiała być niezwykła, masz teraz jakieś zwierzęta?

      Usuń
    2. Pieska kundelka ze schroniska a synowie po 2 kotki , też ze schroniska. Takie poranione były a teraz cud, miód, malina. Wszyscy mamy odlot na punkcie zwierząt. Serdeczności Klarko.

      Usuń
  14. Troszkę obok tematu.Jeszcze jedna ważna kwestia.Czy stać mnie na zwierzę w domu?
    Mieszkam w Holandii i gdy adoptowałam kota,zapytano mnie o warunki finansowe i gotowość pokrycia kosztów leczenia np w wysokości 500e. Jest taki punkt w umowie adopcyjnej.Koszty adopcji tez są dosyć wysokie (np. mały kot + wizyta u weta + paszport ok 150 do 200e.Poza tym osoba,która oddała zwierzę do schroniska lub zwróciła adoptowane,nigdy więcej nie dostanie żadnego futrzaka.

    Najbardziej boli mnie gdy czytam o porzuconych chorych zwierzakach.
    3 lata temu,jeszcze w Polsce moja pierwsza Kota była bardzo chora i wymagała kosztownej operacji. Ręce mi opadły gdy pani weterynarz zaproponowała,że lepiej uśpić. Zmieniłam klinikę i Futro było jeszcze ze mną 3 wspaniałe lata. Niedawno umarła i zawsze będzie mi jej brakować. Adoptowałam miesiąc temu małą cudna istotę,bo życie bez kota jest niekompletne.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "życie bez kota jest niekompletne" - bardzo mi się podoba to zdanie, pozdrawiam!

      Usuń
    2. Powinno być "życie bez kota jest nie kotpletne" ;)))

      Usuń
    3. Może być "nie kotpletne"
      Przypomniał mi się aforyzm "Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: tych,co kochają koty i osoby poszkodowane przez los" OSKAR WILDE
      Monika

      Usuń
  15. Mam podobne podejście do mojego kociambra. Oprócz tego jest jeszcze opcja "mam kota", "jestem właścicielką kota". U mnie w domu, to kot ma mnie, nie odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam w nosie nazewnictwo czynności, jakie wykonałam w momencie pojawiania się moich kotów.
    Mam, dbam, karmię, pomagam, kocham. :)))

    OdpowiedzUsuń
  17. KasiaCoWiozłaKota12 września 2012 17:58

    Chciałam tylko podziękować za podziękowania i powiedzieć, że kocur ma szczęście bo trafił do fantastycznego miejsca i wspaniałego domu.
    A do tych co mają wątpliwości: dobro powraca! Dziś dostałam rozlicznie ciepła z nadpłatą wysokosci trzech czynszów :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jaki masz niezwykły nick! Tak całkiem poważnie - ja długo nie wierzyłam w ten powrót dobrego ale coraz częściej stwierdzam zdumiona, że tak się właśnie dzieje, a poza tym - ta wiara w dobrych ludzi jest niezwykle ważna.

      Usuń
  18. Witaj
    A mój królik- umarł, odszedł- były łzy i rozpacz...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może wróci, jak w wierszu Klimka "w innym futerku"?

      Usuń
  19. Kocham mojego pieska i oględnie mówiąc mam na jego punkcie bzika. Jego choroby przeżywam jak choroby dziecka i pilnuję go jak dziecka, jest malutki i nie ma szans w starciu z większymi psami. Mam uraz, bo już kiedyś został pogryziony na wsi, od tej pory jest ciągle na oku. U mnie w domu mówiło się pies zdechł i wszyscy byli smutni, jak przychodził na świat to mówiło się, że się "ulągł" i wszyscy się cieszyli.Dla mnie nie ma znaczenia, jak się mówi na te wydarzenia, bo to są naleciałości kulturowe, ważne jest czy to zwierzę się kocha i o nie dba. Moja mama nie powiedziałaby pies umarł, ale jak nasze psy zdychały to zawsze w domu był smutek.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wspaniałe są te Wasze komentarze!
    Muszka ,gdy mam migrenę,siedzi przy mnie i co chwilę sprawdza, czy wszystko dobrze -rozczula tym Sołtysa, który udaje,że wcale jej nie kocha (ale jedzonko szykuje;))
    Nie mówimy,że ją adoptowaliśmy, bo Pysia ..uratowała ją przed utopieniem, albo podobnym końcem - "zapchlony kundel" ? Nie! Członek rodziny!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. jesteśmy zwierzętami!!!moje zwierzęta umierają i mają duszę tak jak ja i każdy inny homo. To tylko filozofie i religie wymyślone przez homo sapiens
    ku pokrzepieniu i ze strachu!!! każą się stawiać wyżej ponad inne zwierzęta.

    OdpowiedzUsuń
  22. Słowa są ważne. Adopcja i mnie nie pasuje, ale po prostu to słowo mi się źle kojarzy. Przygarniam kota lub go ofiarowuję (komuś)... Ze śmiercią też mam problem, uczono mnie, że to zarezerwowane dla ludzi, ale też i mój tata nigdy nie mówił, że mu zwierzę zdechło, a najwyżej padło...Choć do hodowlanych nie było takich sentymentów, ale jakiś szacunek dla śmierci mimo wszystko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zbieram się do napisania o zwierzętach hodowlanych i uboju ale jakoś mi trudno

      Usuń
  23. Jakoś zawsze miałam problem, jak nazywać odejście zwierzaka. Określenie "zdechł" było dla mnie zawsze może nie tyle obraźliwe, co... Hm, dołujące już w samej tej smutnej sytuacji.
    Dzień przed sylwestrem taki numer mi wywinął chomik. Dla większości to taki szczurek, dzisiaj jest, jutro nie ma. A ja to bardzo przeżyłam, tym bardziej, że to się stało nagle. No i jak tu w pracy powiedzieć, że mam doła, bo nie mam chomika. Powiedziałam tylko jednej koleżance w pracy, a zaraz do mnie przyszła druga i powiedziała "Pani Parafko, rozumiem, co pani czuje, bo mi też po świętach UMARŁ chomik". Nie używam tego słowa, wolę bardziej określenie "odszedł", ale jakoś tak mi się lżej i milej zrobiło.

    Słowa mają wielką moc, ale myślę, że do "adopcji" nie możemy się czepiać, bo to nikogo nie obraża, a poza tym to określenie naprawdę w pełni oddaje to, co robimy dla przyjętego pod swój dach zwierzaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla większości szczurek, ale Ty się nim opiekowałaś, na pewno miał imię, śmiałaś się z jego wygłupów, więc to był przyjaciel.
      A teraz jesteś kociarą, to dopiero wyzwanie:)

      Usuń
  24. Słowo "zdychać" zawsze odbieram jako pogardliwe. Mówi się: " a żebyś zdechł.." a nie "żebyś umarł..." Jeśli mam opory w używaniu słowa "umierać" w stosunku do zwierząt to tylko dlatego, że nie wiem czy mój rozmówca nie należy do kategorii ludzi, którzy o gatunku ludzkim mają zbyt wysokie wysokie mniemanie i używanie tych samych określeń w stosumku do ludzi i zwierząt go oburza. Mówię, że moje zwierzęta "odeszły za tęczowy most" chociaż myślę, że umarły. Kilka tych śmierci przeżyłam w ciągu mojego życia i za każdym razem była to śmierć najbliższego członka rodziny.
    Określenie: "adopcja zwierzęcia" jest określeniem w pełni opisującym fakt wzięcia do swojego domu bezdomnego zwierzaka i nie powinna nikogo oburzać.
    Troszkę przeszkadza mi tylko nazywanie zwierząt ludzkimi imionami, może dlatego, że stwarza czasem zupełnie niepotrzebnie różne nieporozumienia. Sama byłam świadkiem takiego zdarzenia. Idąc ze znajomym ulicą usłyszeliśmy wołanie: Jacek, Jacuś... . Obejrzeliśmy się i zobaczyliśmy, że to właścicielka woła dostojnie przemieszczającego się jamnika. Nie muszę dodawać, że ten mój znajomy miał na imię Jacek.
    Nazywajmy więc zwierzęta imionami "zwierzęcymi" . To je pozytywnie wyróżnia a czasem imię w pełni oddaje też charakter czy wygląd zwierzęcia.
    Serdeczności, Klarko, z deszczoej i zimno-jesiennej Warszawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. używam słowa "zdechł mi komputer" ale nigdy w stosunku do stworzenia. Mnie również nie bardzo podoba się nazywanie zwierząt ludzkimi imionami.
      W Krakowie też pada.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  25. Aż mi serce urosło po tych wypowiedziach!:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Adoptowałam psa ze schroniska dla zwierzat - mam na to kwity i tak to sie nazywa na Wyspie. Nie widzę w tym nic niestosownego, zwłaszcza ze nie znajduję innego słowa na nazwanie tego zdarzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzę za schroniska się po prostu zabiera. Wpajanie pewnych zwrotów i ich upowszechnianie ma niby na celu zwiększenie wrażliwości w społeczeństwie.
      Oczywiście można się zastanawiać, czy stosowne jest użycie słowa adopcja. Tak samo jak można się zastanawiać czy eutanazja to przysługa, czy zwyczajne zabójstwo.
      Ale kogo to obchodzi?

      ALEF

      Usuń
  27. Dziekuję wszystkim za komentarze, a przede wszystkim Klarce, za życzliwe potraktowanie i umożliwienie rozwiniecia dyskusji. Wiedziałam, że tu jest jedno z nielicznych chyba w sieci miejsc, w którym można liczyć na zrozumienie i ciekawą wymianę poglądów, bez obrażania się na to, że ktoś inaczej mysli albo ośmiela się zadać takie trącące "czepialstwem", choć jeszcze raz podkreślam, zupełnie niezłośliwe pytanie. Po prostu byłam ciekawa, świat się zmienia, język razem z nim, kiedyś tak się nie mówiło, teraz jest nawet program TV "psie adopcje"...zastanawiałam się, czy to w pewnym sensie określenie kulturowo "narzucone" np wraz z promowaniem ekologii itp., czy , zwłaszcza w takim "zwierzolubnym" :) środowisku, najzupełniej oczywiste.
    Ubawiłam się też setnie wątkami pobocznymi /ukłony dla Knezia!/, a i wzruszyłam refleksjami o odchodzeniu i przeżywaniu poczucia straty ulubionych zwierzaków. Jeszcze raz dziękuję, pozdrawiam Klarkę i Was wszystkich, a na zakończenie ciekawostka - czy pamiętacie jeszcze o którym zwierzątku nawet nasi pradziadowie mówili, że nie "zdycha", ale "umiera"? Tak, o pszczole!
    Do miłego! - idę nakarmić małe kotki przed snem...
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedy piszę "nasz blog" nie robię tego, aby kokietować, bez dyskusji czytelników nie widzę sensu pisania na blogu, moderowanie komentarzy (zdarzyło się kilkakrotnie) było dla mnie ogromną przykrością bo czułam, jakbym Was obrażała tą cenzurą. Do miłego!

      Usuń
  28. Myślę, ze i emocje. Nie pisze się pustych słów.
    Emocje ulatują z czasem niczym perfumy utleniające się....chyba, że ktoś o nie dba i pielęgnuje.

    Jest tam zapewne wiele krzywda, niemal morderstwo ...uczuć. Czas pokaże. Bo człowieka zabija sienie tylko fizyką. Krzywdy psych są dotkliwsze.
    jr (dostrzeżona)

    PS Czasem coś jest mniej warte niż się wydawało. I z czasem bleknie do tego stopnia....że można sie śmiać jak dziecko,bo to takie błache...

    Trzeba być prawdziwym entuzjastą imaginacji , żeby co innego mówić a co innego czuć.Real.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz