czwartek, 23 sierpnia 2012

ze starszych zapisków

Miło mi tu wiedzieć wielu nowych czytelników i dla nich postanowiłam powyciągać niektóre kawałki z archiwum pierwszego blogu.  Mam nadzieję, że stali czytelnicy też się nie będą nudzić a przy okazji zobaczą, jak zmienił mi się sposób pisania.


U cioci na imieninach, czyli ostatnia taka impreza. 
Kiedyś postanowiłam nie robić imienin, nie pucować domu na błysk, nie piec placków, nie stać dwa dni przy garach, nie latać jak opętana z talerzami i szklankami, koniec, nie będzie imienin i już!

Ogłosiłam to wszem i wobec i nie spodziewając się nikogo zamierzałam spędzić samotny wieczór przy telewizorze. Dziecię było na wakacjach u babci, mąż miał mieć nocną zmianę  a ja sobie planowałam leżeć i  odpoczywać. 
Nic z tego - zadzwonił telefon i usłyszałam siostrę - jesteś w domu? Bo jedziemy do ciebie i będzie nas więcej! Zanim się dowiedziałam ile to jest więcej i skąd jadą, rozłączyła się.

Biegiem do lodówki, w lodówce prawie nic, do sklepu po płyny i płyny do przepicia płynów, jakieś jedzenie, pieczywa oczywiście brak, ciastek brak, co zresztą można było kupić w wiejskim sklepiku w sobotnie popołudnie? A był to koniec lat osiemdziesiątych albo może początek dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, niektórych z Was jeszcze nie było na świecie, dlatego dopisuję te wyjaśnienia.

Wydobyłam z zamrażarki jakiś bigos zamrożony "na biedę", poleciałam do piwnicy po ogórki i inne zajzajery ale  ileż można uszykować tak na gwałt. 
Ledwo się uwinęłam a już pod bramę zajechała nysa, a z niej wysiadło, nie przesadzam, kilkanaście osób. Ze śpiewem obeszli dom i zaczęli tłoczyć się przy drzwiach, aż się poniosło po wsi gromkie „sto lat” aż któryś sąsiad odkrzyknął złośliwie - bez seksu!

Siostry, szwagrowie, znajomi, ściskanie, składanie życzeń, kwiaty i jeden składkowy ogromny prezent. Otwarłam pudło a tam zegar, na zegarze przyczepiony ptak, ni to sęp, ni orzeł, a może to był jastrząb albo jak twierdziła kuzynka, zegar z kukułką na wierzchu. Powiesiliśmy to na ścianie na gwoździu po obrazie po poprzednich lokatorach, o pełnej godzinie prezent  bimbał, buczał buuu buuuu a jak wybimbał to grał melodyjkę, co godzinę inną. 
Goście pozasiadali na czym się dało i zaczęliśmy biesiadować. Na szczęście przywieźli z sobą i jedzenie i picie, bo to co było w domu to hmm kropelka po prostu.  
Jeden z gości, świeżo upieczony rezerwista miał na ramionach chustę z pomponami i puszył się nią niemożliwie. W końcu szwagier nie wytrzymał - ej ty, wyglądasz w tej chuście jak stara Cyganka! Młody poczerwieniał jak indor i już miał palnąć szwagra w pysk, ale jakoś się wstrzymał, boczył się tylko oburzony i do nikogo się nie odzywając polał sobie z butelki do pełna.
  Kazałam wyjść szwagrowi na powietrze i tak zrobił, zniknął w czeluści nyski i nie było go z 10 minut aż nagle stanął w drzwiach z akordeonem w ramionach i wymownie patrząc na żołnierza zaśpiewał barytonem - „zagraj mi piękny Cyganie”. Tego było już za wiele, chłopak zerwał się z kanapy tak gwałtownie, że uderzył głową w dopiero co powieszony zegar. Zawyło, zabuczało, sępowi odpadła głowa a od spodu wyleciała bateria. Obydwaj poszkodowani wymagali klejenia - jeden odmaszerował do łazienki, gdzie dostał wodę utlenioną i plasterek na rozcięte czoło a drugi został owinięty taśmą klejącą jak mumia i wylądował z powrotem na ścianie. 
Tymczasem szwagier grał dalej, dziewczyny tańczyły w parach śpiewając do zdarcia gardeł, impreza na całego! Ktoś w końcu zajrzał do łazienki, uciszył nas i zawołał - chodźcie zobaczyć powstańca! Widok był niemożliwy - na sedesie z głową owiniętą chustą drzemał rezerwista a do lustra poprzyklejane były paski plastra. Opatrzył ranne lustro i zasnął. 
Po kolejnych toastach (zdrowie przystojniaków, może jacyś przyjdą) i dalej (zdrowie pięknych pań i gospodyni) siostra stwierdziła - ty już więcej nie pij bo was widzę trzy!
Zagoniła całe towarzystwo do spania i zanim zaczęliśmy zasypiać, rozległo się w całym domu buuuu buu buuu buuu a potem raźnie „o suzana” 
Nie wiem, kto wtedy wstał, ale była to ostatnia melodyjka i ostatnie buczenie, rano sęp zwisał na taśmie, na podłodze leżała bateria a obok dwa kolorowe kawałki kabla. 
Szwagier rzucił złośliwie - rezerwa wypruła flaki z orła zegarowego!

Nawet nie myślcie, że zapakowali się do nyski i odjechali ze śpiewem, o nie, impreza potrwała jeszcze  do wieczora  a ja od tamtej pory naprawdę nie robię żadnych imienin.

I jeszcze jeden i jeszcze raz…grupa rezerwy szła do cywila… kukułeczka kuka..


33 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. byliśmy młodzi,wszystko było jeszcze przed nami. Potem już nigdy nie udało nam się spotkać w takim samym gronie.

      Usuń
  2. ten post jest zabójczy - kiedyś przekopałam cały tamten Twój blog i pamiętałam go do tej pory :D śmiałam się dzisiaj tak samo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. autentyczne kawałki pisze mi się najłatwiej, ta historia krąży po rodzinie:)

      Usuń
  3. Hahhahahah :)))))))) dobrze że wykopałaś ten stary post ale się uśmiałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takich kawałków jeszcze parę jest, a reszta w głowie, trochę trudno pisać bo to osobiste i zaraz się ktoś znajdzie oburzony i obrażony

      Usuń
  4. :) Milo :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a bo Ty masz książkę i w książce chyba ten kawałek jest

      Usuń
  5. Witam

    Podczytuję od niedawna, fajnie się czyta więc zostanę na dłużej.
    Gratuluję lekkiego pióra-uśmiałam się czytając tego posta.
    Dzięki,bo tego mi dzisiaj potrzeba.
    Pozdrawiam serdecznie

    Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to cieszę się, że z nami zostaniesz, tu jest naprawdę znakomite towarzystwo, często komentarze są ciekawsze niż sam tekst bo ja tylko lakonicznie ukazuję problem a potem się okazuje, że to kij w mrowisko. Miłego!

      Usuń
  6. Fajowe! Oj to były czasy... Ludzie umieli się bawić... Teraz wszyscy są tacy sztywni, "wystylizowani na", smutne to trochę.
    Pozdrawiam,
    Susan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko zależy od towarzystwa, własnie jutro spodziewam się gości i już wiem, że jak zawsze przy nich będzie mnie boleć przepona od śmiechu, a do tego nie muszę się martwić tak jak wówczas o zaopatrzenie:)Masz rację, jak ktoś się stylizuje na innego niż jest to nie ma dobrej zabawy.

      Usuń
  7. Zabójcze - dla sępa - imieniny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam do dziś w pamięci to buczenie i te melodyjki, koszmar!

      Usuń
  8. Nie wiem, czy Ci zmienił styl, piszesz też dowcipnie, a ten post ubawił mnie wyjątkowo:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie robię już tylu błędów;) serio, jak widzę w archiwum, jak pisałam, to zgroza, a ciekawe, że redaktor książki tak bardzo nie poprawiał tekstu, ciekawe za co mu zapłacili, książka jest z błędami.

      Usuń
  9. Ale fajny tekst - uśmiałam się - to były fajne czasy, było jakoś weselej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo wszyscy byliśmy jednakowo biedni i tyle naszego, co się wspólnie pobawiliśmy. Nikt się nie spinał, każdy jadł i pił co było, spał gdzie się dało nie przejmując się niewygodami.

      Usuń
  10. Dobre teksty warto wyciągać z lamusa :D
    Tez przygotowując stare zasoby do archiwizacji takie wyciągam, ale wolę z ilością nie przesadzać, bo się Starsza (Knehini) buntuje :D

    OdpowiedzUsuń
  11. czasy pamiętam dobrze ;)))i te puste półki też, chyba tylko wódka Bałtyk- najohydniejsza jaką znam zawsze była na półkach :)) a robienie imienin było rzeczywiście mistrzostwem - nawet tych zapowiedzianych, tekst bomba ! wprost przepyszny! dziękuję pięknie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm... ale książeczki Twojej to kurka wodna nigdzie nie ma, a ja się już napaliłam jak palnik gazowy i co teraz począć ??????
      nic to może ktoś puści na jakiejś aukcji czy coś - jakiś wariat co zechce się pozbyć ;)

      Usuń
    2. u wydawcy w katalogu jest, mam nadzieję, że mają już dawno jakieś obniżki
      podaję link http://www.atla2.com.pl/wyd_cennik.htm#

      Usuń
    3. a dziękować, dziękować :))

      Usuń
  12. O matko, ale się uśmiałam, wyobraziłam sobie tą wesołą kompaniję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byliśmy młodzi, spontaniczni, tęskniliśmy za sobą, nikt się na nikogo nie obrażał, wszyscy byli biedni ale pełni zapału i z ogromnym apetytem na życie

      Usuń
    2. taaa, ja też w podobnym okresie potrafiłam tańczyć na ......piecu, w sumie i dziś w doborowym towarzystwie bym to zrobiła ponownie tylko skąd mam ten piec wziąć ?

      Usuń
  13. Od niedawna podczytuję bloga, na którego nawet nie wiem jak, trafiłam. Zostanę długo, bo jestem zachwycona stylem, tematyką a także tytułem bloga. Podobnie jak "ula" szukałam Twojej książki i nigdzie nie mogłam znaleźć...Pozdrawiam. Aneta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, książkę znalazłam u wydawcy ale jest taka droga, że aż nie wiem co napisać, chyba tylko moim usprawiedliwieniem będzie, że ja na niej nie zarobiłam ani złotówki
      http://www.atla2.com.pl/wyd_cennik.htm#

      Usuń
  14. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA :D
    Dzięki za poprawę humoru przed snem :D Zasypiam z sępem i powstańcem przed oczami :D

    OdpowiedzUsuń
  15. jak ja lubię Cię Klarko czytać:D od razu humor się człowiekowi poprawia:D
    a takie imprezy z akordeonem, śpiewem i tańcami niezapomniane....

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz