czwartek, 5 lipca 2012

nie wszystko jest takie, jak myślisz

biedny Kiciulek!
 Kiedy go zobaczyłam, przyszła mi na myśl taka lektura z tych, co się trzeba było uczyć na maturę. Kojarzycie?  Ale jednocześnie ten widok zainspirował mnie do napisania opowiadania. Oprócz tego, że wyciskam pracowicie sok z czarnych porzeczek i gotuję dżem malinowy, robię sobie przerwy i w czasie tych przerw czytam i piszę, aby się nieco ochłodzić i odpocząć. Ta maszynka do wygniatania soku to jest strzał w dziesiątkę, niedługo będę miała mięśnie jak enerdowskie miotaczki kulą. Dobra, kot uwięziony, kto ma ochotę, niech składa skargę.



Anka chodziła po mieszkaniu tam i z powrotem powtarzając – Jezus Maria co oni robią temu dziecku, dzwonię po policję!
Od dwóch tygodni nad ich głowami rozgrywał się dramat. Zaledwie dwa tygodnie temu wprowadziła się tam para młodych ludzi z kilkuletnim dzieckiem. Kiedy zmarła pani Dudkowa i do mieszkania po niej miała wprowadzić się wnuczka,  Anka obawiała się raczej wiercenia, stukania, remontu, a tu nic, weszli nie wiadomo kiedy, nie było ani remontu, ani wnoszenia mebli. Tylko ten facet wnosił jakieś drabinki, ławeczkę, pewnie sobie robił siłownię.
  Zaraz pierwszego dnia usłyszeli ten przejmujący krzyk dziecka. Słychać w nim było i ból, i złość, czasem trwał chwilę a czasem bardzo długo, nawet godzinę. Dzieci tak nie płaczą, tam się musiało dziać coś niedobrego.
Anka wytrzymała trzy dni. Krzysiek ją powstrzymywał, argumentując, że przecież nie mieszkają sami w kamienicy i to niemożliwe, aby inni tego nie słyszeli, dlaczego więc inni nie zapytają, co się dzieje tylko Anka leci pierwsza? Nie poszła do mieszkania na górę ale zaczepiła nową sąsiadkę, gdy ta szła do siebie obładowana zakupami.
- Czy u pani wszystko w porządku, może trzeba w czymś pomóc? – Anka usiłowała odebrać dziewczynie część siatek ale ta odsunęła się szybko, podziękowała i mówiąc, że wszystko jest w porządku tylko ma chore dziecko, poszła do siebie.
Chuda, bez uśmiechu, smutne oczy na pół twarzy, szybkie, nerwowe ruchy. Tak wyglądała. Jej męża prawie nikt nie widywał. Przychodził o jakiejś barbarzyńskiej porze, gdy wszyscy dawno spali, w ciągu dnia nigdy razem nie wychodzili. Z tym dzieckiem nie wychodzili nawet na spacery. Czasem tam przychodził przed południem  jakiś facet i tyle, nikt więc nie wiedział, co się tam wyczynia. W zeszłym tygodniu  jakby ucichło a potem była u nich karetka pogotowia. Jakaś patologia, coś z tym trzeba zrobić!
Anka, słysząc kolejny raz płacz, postanowiła iść na górę i po prostu spytać, co się dzieje. Bała się, bo nigdy nie wiadomo, co w człowieku siedzi. Zapukała ostrożnie raz i drugi. Płacz nie cichł ale drzwi się uchyliły i stanęła w nich ta młoda kobieta. Anka zajrzała w głąb mieszkania. Jezus Maria! W pokoju na wprost drzwi na ścianie wisiał ten chłopczyk, nóżki mu bezwładnie dyndały nad podłogą!
Pewnie domyślacie się, co było dalej. Dziecko nowych lokatorów było ciężko upośledzone i jego rehabilitacja była niezwykle uciążliwa, a tylko wielogodzinne ćwiczenia na różnych przyrządach przynoszą efekty. Rehabilitant przychodził kilka razy w tygodniu aby  upewnić się, czy ćwiczenia wykonywane są dobrze i pokazać nowe.  Ojciec pracował na dwa etaty i dlatego nie było go nigdy w domu.
Dziecko nie płakało z bólu, nie, ono krzyczało, bo tylko  takie dźwięki potrafiło wydawać.

Opowiadanie jest fikcją, ale pamiętam prawie identyczną sytuację – dziewczyna, mając ciężko upośledzonego synka, tłumaczyła sąsiadom, że nikt jej dziecku nie robi krzywdy, że ono tak płacze całymi dniami i nocami i nic nie jest w stanie go uspokoić. Wreszcie jakimś cudem raz dziadek tego chłopczyka zabrał go na ciągnik i malec przestał płakać i zasnął. Może to wibracje, może hałas silnika, nie wiadomo, ale od tamtej pory dziadek usypiał wnuczka, wożąc go tym ciągnikiem tam i z powrotem, od domu do bramy, czasem aż mu drętwiały kolana, ale dziecko chwilę spało.
na pewno biedny?

 Na tym zdjęciu widać, że kotu nie dzieje się krzywda, śpi pod schodami bo tam jest chłód, kratka służy jako podpora dla roślin i jest dla kota dodatkowym zabezpieczeniem przed napaścią Zbójcy. Rośliny stanowią naturalny parawan, kot po prostu śpi w ulubionym miejscu.

47 komentarzy:

  1. Tak zdecydowanie pozory czasem mylą, ale w sumie z jednej strony rozumiem bohaterkę, każdy by się tym zainteresował, tymbardziej,że dzisiaj zwraca się uwagę na każdy szmer za ścianą jeśli sąsiad posiada dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guzik prawda! ;)

      Jak ktoś jest odważny/wścibski/ciekawski/pomocny (niepotrzebne skreślić), to się zainteresuje. Reszta ma to, co dzieje się u sąsiadów głęboko w dupie.

      W klatce obok mnie sąsiad tłukł żonę przez kilka lat. Dowiedzieliśmy się przypadkiem, jak umarła (w wyniku białaczki), ale nic nie było wcześniej widać, nic nie było słychać... Po pogrzebie okazało się, że wszyscy sąsiedzi wiedzieli, tylko nikt nie reagował, bo sąsiad dwa metry wysokości, dwa szerokości.

      A jak u mnie w klatce pies całymi dniami wył i szczekał i zeszłam powiedzieć, że ja jestem teraz ciągle w domu, to mogę psa i wysikać, i nakarmić, i zabawić trochę, to mi kazano spierdalać i się nie wtrącać :)


      Welcome to Poland!

      Usuń
    2. z wygody i z wyrachowania nie idą - bo będzie kłopot,bo może będą ich ciągać po sądach, bo się wreszcie może ktoś potem mścić.

      Kasia, ale masz durnych sąsiadów;)choć z drugiej strony myślę sobie, że mogli sobie dobrać do łba, skoro chciałaś się zajmoawć tym psem to znaczy, że tak całkiem anonimowi nie są i zaczną bardziej dbać?

      Usuń
  2. Zdrowy odruch miała ta Anka, ale od pierwszych linijek wiedziałam, że chodzi o rehabilitację - mój Ojciec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak uważam, nie kombinować, nie snuć domysłów tylko iść i zapytać

      Usuń
  3. dobre. i opowiadania i zdjecie:-)
    a propos opowiadania i krzywdzonych dzieci: moze to i dobrze, ze sie sasiedzi czepiaja i sprawdzaja, moze jakby byli jeszcze bardziej wscibscy to nie slyszaloby sie o takich tam Magdach jakichstam czy Szymkach. Taka kontrola sasiedzka to moze byc dobry sposob na ludzi faktycznie znecajacych sie nad dziecmi.
    a propos zdjecia: jak je zobaczylam to od razu pomyslalam, ze temu kotu sie krzywda dziac nie moze - zbyt smacznie spi, jakby sie bal - siedzialby skulony w kaciku i patrzyl na swiat oczyma ze shreka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja sobie pomyślałam - prawie jak ilustracja do "Legendy o św.Aleksym"

      Usuń
  4. No tak, pozory czasem naprawdę mylą..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a Twój blog mi się nie chce dodać do "Waszych stron" tylko mi wyskakuje komunikat, że tam jest jakiś błąd

      Usuń
    2. Próbowałaś "odciąć" końcówkę? Tą zx..... ? Nie tylko Ty masz ten problem, ale też z tego co wiem, kilku osobom ostatecznie udało się zalinkować. Poza tym - za jakiś czas problem pewnie w ogóle zniknie, jak już otworzę bloga, ale jeszcze chwila.. :)

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy temat poruszyłaś...
    Tylko jak rozgraniczyć wścibstwo od chęci pomocy ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie,ze ktoś wścibski będzie latał po sąsiadach i klekotał, a taki skory do pomocy pójdzie do źródła!

      Usuń
  6. Szkoda, że u nas nie ma zwyczaju by nowi lokatorzy odwiedzili na początku chociaż najbliższych sąsiadów. Bo tak naprawdę to powinni przyjść do najbliższych sąsiadów, przedstawić się, a mając w domu sytuację, która z czasem może innym dawać dużo do myślenia- oblecieć tych, obok, tych co wyżej i niżej i wszystko wyjaśnić. Gdy się wprowadzaliśmy do naszego bloku (a było to drobne 39 lat temu), każdy nowy lokator pobiegał po tych, którzy już mieszkali i w ten sposób wszyscy się znaliśmy. Teraz dobry obyczaj zanikł, lokatorzy się pozmieniali i nawet "dzień dobry"nie którzy nie znają. No tak, znów idealistka ze mnie wylazła.
    Miłego, ;)
    P.S.
    Moją własną córkę też katowałam codziennie, od 6 roku życia, bo miała skoliozę. Teraz katuje się sama:), ale do końca życia musi ćwiczyć. Musiałam przez nią zrobić nawet kurs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. syn mieszka w bloku rok i nie ma pojęcia, kim są jego sąsiedzi ale to jeszcze nic - babcia z dziadkiem mieszkają siedem lat i nie byli w żadnym mieszkaniu u nikogo z sąsiadów, a znają się tylko z widzenia.

      Usuń
  7. No rzeczywiście, zdjęcie Ci się udało :D
    Jak moje łobuzy urządzają konkursy w darciu, a na dole kolejka do urzędu, to też tylko nasłuchuję, kiedy policja zapuka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oni się kwapią, nawet jakbyś coś zgłosiła to najlepiej mieć od razu sprawcę skutego i wydrukowane zdjęcia i dowody to może by się zainteresowali a potem umorzą i tak!

      Usuń
  8. Heh... "katowałam" tak swoją 6-cio miesięczną maleńką córeczkę... Ona wyła, ja wyłam nad nią a nade mną wyła moja Mama krzycząc, że jestem wyrodną matką. Jak ją zapytałam czy woli, żebym tego nie robiła ale za to mała będzie do końca życia roślinką - poprosiła tylko żebym ją uprzedzała kiedy będę córcię rehabilitować i będzie wychodzić z domu. Było ciężko ale powtórzyłabym to jeszcze i milion razy - dziś "dziecięce porażenie mózgowe" figuruje tylko we wczesnodziecinnej dokumentacji medycznej mojej 20-letniej córy :)

    A co do kiciulka - spokojnie przeszedłby przez te kratki :)

    Olena

    OdpowiedzUsuń
  9. A, Klarko bym zapomniała! Prośbę mam ogromną - możesz się pochwalić "trochę bardziej" swoją maszynką do porzeczek? Jakieś zdjęcie albo link? Wdzięczna będę. Co prawda cały swój jeden krzaczek wsadziłam jako galaretkę w słoiczki ale na zaś się może przydać :)

    Olena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. proszę bardzo http://allegro.pl/show_item.php?item=2447094348 gdzieś na strychu poniewiera mi się elektryczna sokowirówka a kupiłam to coś, bo się nie zepsuje i nie trzaska wokół wszystkiego sokiem, wymaga nieludzkiej cierpliwości bo wiadomo - ręcznie czyli powoli, ale do wyciskania soku z winogron będzie idealna.

      Usuń
  10. Anka wytrzymała 3 dni? To długo, jeśli dziecko byłoby bite. Czasem trzeba się przemóc, żeby zareagować i zainteresować się, co się dzieje. Trzeba przemóc swoje obawy że się jest wścibskim, a to nie jest łatwe.

    Kiciulek szczęściarz, aż tu widać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja bym poszła w pierwszy dzień, kot jak długo się drze to lecę patrzyć czy się który nie powiesił albo nie złapał w jakie paści

      Usuń
  11. Pozory często mylą.Jednak od razu pomyślałam ,że chodzi o rehabilitację chorego dziecka.Sama nie wiem czemu. Jednak reakcja Anki zupełnie dla mnie zrozumiała.Trzeba interweniować nawet w przypadku podejrzenia a nie dowodu na to ,że gdzieś komuś dzieje się krzywda.Czasami w takich przypadkach jesteśmy zwyczajnie bezsilni, ale kiedy można coś zrobić to trzeba to robić i już.ps. A zdjęcia idealnie pokazują jak się można omylić w ocenie sytuacji.serdeczności Klarciu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też, a do tego pytam innych - czy tylko ja to widzę?czy tylko ja to słyszę? interweniowałam niedawno w sprawie psa w klatce, upał, pies pod blaszanym daszkiem, miska z wodą cały czas wywalona bo wiesz jak to jest, klatka ciasna to pies od razy wywali, klatka przy drodze więc biedny się miota bo ciągle się coś dzieje. Wszyscy to widzieli, nikt się nie chciał wtrącać.

      Usuń
    2. Ano właśnie. Nikt się nie chciał wtrącać:( A ja czasami wychodzę na wtrącalską i nawiedzoną i mam to w rzyci.Ważne,że zdarza się, że moja interwencja komuś pomaga.W tym jestem jak Ty:)

      Usuń
  12. Wszystko się dobrze kończy dopóki się takimi sprawami interesują sąsiedzi, rodzina .... Problemy zaczynają się, gdy do akcji wkracza tzw. opieka społeczna.

    ALEF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musi wymrzeć co najmniej jedno pokolenie, aby te instytucje zaczęły funkcjonować inaczej choć mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, gdzie państwo będzie tak ingerować w wychowanie dzieci jak np w Norwegii

      Usuń
    2. Prędzej społeczeństwo wyginie niż takie instytucje zaczną funkcjonować poprawnie. Dzieje się tak dlatego, że interes urzędnika (np. takiej instytucji) jest sprzeczny z interesem rodziny. Urzędnik nie ma interesu aby rodzina trwała, była silna i istniały mocne relacje między członkami rodziny. Interesem urzędnika jest aby był ciągle potrzebny, więc będzie wszystko aby pokazać, że jego działalność jest potrzebna (często sam wierzy w słuszność swoich działań). Jednym z przejawów takich działań jest tworzenie różnego rodzaju zakazów i nakazów, które ułatwiają urzędnikom podejmowanie działań w imię tzw. prawa. Przykład? Np. prawo umożliwiające karanie rodziców za danie klapsa dziecku. Obowiązek szkolny, a w szczególność nakaz edukacji dzieci od coraz młodszych lat.

      ALEF

      Usuń
    3. ... a to co się dzieje w Norwegii, to dokładnie to co opisałem powyżej uzupełnione polityką. Jest to kolejny bat na niesfornych i niewygodnych ludzi. Oczywiście w imię dobra bezbronnych dzieci.

      ALEF

      Usuń
  13. tak czy inaczej dobrze zrobila ze poszla! - i glupia by byla matka gdyby sie o to dąsała - ja zawsze sie staram interweniowac kiedy to mozliwe - nie raz widziala akcje na ulicy ze nop chlopak szarpie laska a ludzie przechodza i tego nie widza - wystarczy zatrzymac samochod i krzyknac jedno zdanie "ej wszystko w porzadku?" - serio pomaga - ja czuje sie bezpieczna z samochodu - poza tym nagle wszyscy faceci w okolicy sie poczuwaja zeby zareagowac - kilka razy mi sie zdarzylo zeby taka interwencja przyniosla skutek i jestem oczywiscie z tego dumna :) - a juz szczeoglnie jak sie kilku malolatow dopada i szarpie innego - nie wiem dlaczego ludzie traktuja to jak "zabawe" - dla tego szarpanego raczej nie jest smieszne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze robisz, ja też wrzeszczę - dzwonię po policję! i wystarcza, natomiast jak matka szarpie i wyzywa dziecko to stoję i się gapię tak,żeby widziała, że się gapię.

      Usuń
    2. no wlasnie z tymi dziecmi to ciezka sprawa - zazwyczaj tez cos takiego mi wychodzi - ze stoje i sie gapie :) walcze ze soba czy reagowac czy nie - bo tak jak doroslemu to mozna pomoc bo wystarczy odwrocic uwage napastnika zeby mogl odejsc w swoja strone - to z dzieckiem taka reakcja moze przyniesc odwrotny skutek - potem w domu dostanie ze matka sie wtydu "przez niego" najadla - zazwyczaj przygladam sie przed dluzszy moment zeby oszacowac sytuacje - kiedys mi sie wydawalo ze to normalne - teraz mam swoje dziecko i jestem juz pewna ze z kazdej sytuacji mozna wyjsc bez bicia i szarpania dziecka -
      inaczej jest jesli to ktos z moimch znajomych da klapsa przy mnie dziecku - wtedy nie odpuszczam spotyka sie z moim "swietym oburzeniem" :) i ma wyklad i reprymende - oczywiscie nie przy dziecku - no chyba ze jest malutkie - generalnie uwazam ze to tak samo jak z nauczycielem co stawia same dwoje - moim zdaniem to on jest kiepskim nauczycielem a nie ma keipskich uczniow - tak samo niegrzeczne dziecko swiadczy zle o rodzicu - bicie i szarpanie nic tu nie pomoze

      Usuń
    3. a jak dwuletnie dziecko bawi się w tym upale w piachu wysypanym przy przy drodze, bez czapeczki, rączki czerwone jak rak a matka pisze zawzięcie sms? co byś zrobiła?

      Usuń
    4. pewnie bym zagadala cos na ten temat - ale jakos nie sadze zeby to odnoslo skutek - a co Ty zrobilas? czasem zastanawiam sie jak to jest ze takim dzieciom sie udaje przezyc - przciec niemowlak sam sobie mleka nie zrobi - a 2latek nie zrobi kanapki - ja na swoje "chucham i dmucham" smaruje dupke i sie martwie o czapeczke i krem z filtrem - a takie co zjada robaki i kupy zamiast obiadu tez jakos daje sobie rade

      Usuń
    5. przechodząc powiedziałam - "będzie dziecko miało udar" z pięć razy raz za razem, jak nawiedzona

      Usuń
  14. Rozumiem Ankę i rozumiem wahania, dlaczego nie poszła od razu. Niestety nadal pokutuje przekonanie, ze ten kto reaguje, wzywa służby, to donosiciel, kapuś, że się wtrąca w nieswoje sprawy. Pamiętam jak kiedyś Były z kolegami chcieli odciągnąć faceta od kobiety, którą okładał. Tak, zgadliście najbardziej im się dostało od tej kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jeszcze się wlecze z czasów najpierw zaborów, potem okupacji, ale jak zawsze zresztą widzę zmiany na lepsze, już nie zawsze ta bezkarność podłego silniejszego jest taka oczywista

      Usuń
    2. Nie bardzo rozumiem co do tego mają zabory i okupacja.

      ALEF

      Usuń
  15. Wiesz, Klarko, jechałam autobusem, brzuch jak bęben bo to był już ósmy miesiąc, za mną siedział nastolatek i obrzydliwie pluł mi pod nogi słonecznikowymi łuskami. Spojrzałam złowrogo na niego, na łuski i usłyszałam: - no i co sie gapisz ku...o?
    Nikt w autobusie nie stanął za mną, na szczęście, gówniarz wysiadł wcześniej niż ja, bo bałabym się wracać sama do domu...
    Ludzka zawartość autobusu oglądała ciemność za szybami.
    Nikt Klarko... Nikt...
    Minęło 26 lat a ja to ciągle mam przed oczami. Ten mój strach.

    Krystyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chroniłaś nie tylko siebie, ale również swoje dziecko, stąd ten strach, za to matka tego chłopaka nie ma z czego być dumna, oj nie ma.

      Usuń
    2. Jeszcze 150 lat temu uczono młodzieńców, że za takie zachowanie należało się obicie mordy (jeśli był to ktoś niższego stanu) lub pojedynek. Podobno był to czas niesprawiedliwości, ale kobiety z pewnością nie miały takiego strachu chodząc po ulicach.

      ALEF

      Usuń
  16. Tłumaczono, że w nowych warunkach nie wypada żyć życiem drugiej osoby jak za komuny. A może to było odreagowanie za te lata. Straciliśmy to poczucie więzi międzyludzkiej, kiedy łączyła nas zwykła szara rzeczywistość. Ale ta więz jest nadal potrzebna.Trzeba jednak odróżnić zwykłe wścibstwo od ludzkiej przyzwoitości. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. rany, Klarko, aż dostałam gęsiej skórki... masz rację, pozory często mylą... miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Co do ostatnich komentarzy na moim blogu muszę powiedzieć, że u mnie zdecydowanie jest problem z asertywnością, w stosunku do innych. Za dużo pozwalam i za bardzo ustępuje, może też nie jestem święta, ale zawsze w imię dobrych relacji ustępuje i to mnie właśnie gubi. A co do znajomych na facebook, trzymam wszystkich nie wiadomo kiedy mogą się przydać, ale zawsze zadaje sobie pytanie dlaczego mam te osoby w znajomych. W sumie to to ile ma się znajomych na facebook, nie przekłada się zupełnie na to ile ma się ich w rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj
    Pozory często mylą, oj bardzo...
    Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jedyny raz w życiu zadzwoniłam po policję,kiedy to
    6 drabów z kamieniami otoczyli chłopaka z chóralnym zapewnieniem ,że go zabiją.Policja przyjechała,gdy już po chłopakach śladu nie było,właściciel pizzerii skierował władzę do mnie ,a ta spisała moje dane z dowodu osobistego i... po interwencji.Proste:))maria I

    OdpowiedzUsuń
  21. Zgadza się, ale i tak lepiej "na zimne dmuchać".

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz