wtorek, 24 lipca 2012

bez zabawek i komputera

Dziesięciolatki potrafią być kreatywne, oj, potrafią. W czasie wakacji dużo czasu spędzałam z zaledwie o kilka miesięcy młodszym kuzynem. Byliśmy za mali na pracę w polu, mogliśmy najwyżej przypilnować krówsko uwiązane na łańcuchu albo zaopiekować się chwilę młodszym rodzeństwem, ale bez przesady. Ja miałam w domu dwie młodsze siostry – czterolatkę i dwulatkę a kuzyn chyba pięcioletniego brata, to się z takimi dziećmi bawić nie dało, najwyżej trzeba było ich pilnować, żeby sobie nie robiły za bardzo krzywdy a nam nie przeszkadzały.  

W naszym domu telewizora nie było długo ale u stryka (nie poprawiać) był i dzięki temu kuzyn zafascynowany olimpiadą organizował tego lata zawody sportowe. Był więc bieg na krótki dystans (od śliwki do słupa) maraton (wokół pola owsa), bieg przez płotki (wywlekliśmy z kopki snopki). To było w miarę bezpieczne ale to zaledwie początek olimpiady.

Pchnięcie kulą, rzut oszczepem, młotem i strzelanie z łuku.  Łuki i szable mieliśmy zrobione wcześniej do zabawy w wojnę, natomiast pchnięcie kulą o mało nie skończyło się laniem, bo zabraliśmy do tego celu kulę strykową. Taką inwalidzką, do podpierania się. Nie wiedzieliśmy, jak wygląda kula, no co.
Rzut młotkiem, jak zresztą prawie wszystkie dyscypliny, był zmodyfikowany na nasz użytek i młotkiem należało przerzucić przez szopę. Młotek wpadł nam do gnojówki i po młotku.
Skok o tyczce skończył się źle i już nigdy nie skakaliśmy o tyczce. Tyczka była fasolowa, drewniana, dwumetrowa. Wspinaliśmy się na stertę drewna przygotowanego do rżnięcia i podpierając się tyczką usiłowaliśmy skoczyć jak najdalej. Jak rąbnęłam o ziemię to aż zadudniło. Długo, bardzo długo nie mogłam złapać powietrza, myślałam, że umieram.

Żadne z nas nie miało nigdy dodatkowych zajęć sportowych, nie widziało na oczy prawdziwego boiska  ani sprzętu do ćwiczeń a jednak byliśmy odważni, szybcy, sprawni i szczupli jak te tyczki, była w nas niesamowita potrzeba ruchu i dlatego tamtego lata byliśmy olimpijczykami.

72 komentarze:

  1. To prawda - odrobina przestrzeni i wyobraźni i nic więcej nie trzeba :) Zwłaszcza dorosłego marudzącego - zostaw, skaleczysz się, odłóż, pobrudzisz ubrania, przestań, rozbijesz głowę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano właśnie.Dzieci nie wyobrażają sobie teraz życia bez telepudła i komputera.Biedaczki. nie wiedzą ile tracą z dzieciństwa wgapiając się w ich ekrany.Moje wspomnienia z lat szczenięcych były bardzo podobne.Bardzo dużo ruchu i wielka pomysłowość w wymyślaniu zabaw i gier:)A zawody sportowe organizowaliśmy nie jeden raz.
    ps1: Ciekawa jestem czy szukaliście tego młotka w gnojówce:)
    ps2.Kurczę, jakiś kotem przyczepił mi się do kursora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie szukaliśmy bo była tak sprytnie ogrodzona, aby dzieci się do niej nie dostały.
      Jest u mnie siostrzenica i koniecznie chce mi przerobić blog na bardziej słitaśny

      Usuń
  3. Dzieciom wystarczy dać czas i miejsce do zabawy,
    a będą sami świetnie się bawić bez TV i komputera :-)
    Czasami mam wrażenie,że współczesne dzieci są biedne jednak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są na pewno dużo mniej samodzielne, ale to nie ich wina

      Usuń
  4. Ja grałam w klipa, w palanta, w klasy - w tzw. chłopa. To już nie ruchowe, ale była gra w pikuty, w kapsle, nie pamiętam o co chodziło (starość nie radość), ale dmuchało się monety, aby wskakiwała jedna na drugą. :-)))I jeszcze ze sportu pamiętam wiejskie zabawy.
    (po 50)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w chłopa też skakałam, a w pikuty czy kapsle niestety nie wiem, o co chodzi. Zabawa do rana a rano na mszy spanie na stojąco;)

      Usuń
    2. Do gry w pikuty był potrzebny mały nóż składany, jak nie było składanego, to brało się jakiś nieduży nóż kuchenny , koniecznie z czubkiem.Grając, należało wbijać nóż w ziemię. opierając ostrze noża np.na nosie, na łokciu, na ramieniu, na czółku i jednym zwinnym ruchem spowodować, by nóż wbił się w ziemię.

      Przy grze w kapsle wykorzystywane były kapsle od butelek, zalepiało się je plasteliną, wycinało np. z gazety flagę (reprezentowało się wtedy w ten sposób jakieś państwo)i pstrykało się je palcami.Wytyczało się trasę rysując patykiem na ziemi i rozpoczynało wyścig. Zawodnicy pstrykali na zmianę swoje kapsle, wygrywał ten, kto pierwszy swoimi kapslami pokonał wyznaczoną trasę lub tor przeszkód. Jeśli kapsel wypadł poza narysowaną trasę, zawodnik był karany cofnięciem ruchu.

      (po 50)

      Usuń
    3. OO,to w pikuty grałam...ale nie znałam nazwy;)

      Usuń
  5. A ja bawiłam się z chłopakami w podchody (na placu budowy -dobrze,że tych komentarzy moje dzieci nie czytają!)jak się przeprowadziliśmy na nowe osiedle!I mama nie była zadowolona jak przyniosłam jej zdechłego szczura!!
    I skakaliśmy w gumę, w linkę, graliśmy w korale -robiliśmy dziurki w ziemi i się pstrykało:)
    Albo w murzyna:)
    I jeszcze obijaliśmy piłka o mur i przeskakiwaliśmy tak,żeby nie dotknąć piłki!;)
    A ja oczywiście tak rzuciłam piłka, że wpadła sąsiadom do kuchni i zbiłam kilka szklanek ;/
    Ale mi darowali bez zawiadamiania rodziców;)
    Eh to były czasy~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a po co przynosiłaś tego szczura?

      Usuń
    2. nie mam pojęcia! Ale wiesz...zawsze chciałam mieć zwierzątko:))

      Usuń
  6. Współczesne dzieci są biedne. Rozgrywają olimpiadę ale na monitorach komputerów. Poza tym że dajemy dziecku miejsce do zabawy to częst trzeba dać także ten impuls. Dać trochę swojego czasu, niestety tego też brakuje.
    Moja córa lubi siedzieć przy komputerze. Bez mojej ingerencji nie odeszła by sama. Trzeba jej tylko pomysł podać, coś zaproponować i czasem uczestniczyć w zabawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dexter, nie wierze!! Ty tutaj? a kto robi porzadek w Miami?
      Juz nie moge doczekac sie kolejnej serii.
      Pozdrowionka

      Usuń
    2. hehe gdybym tak ja powiedziała mamie, że się nudzę, natychmiast kazałaby mi wyszorować podłogę dla rozrywki. Mieliśmy drewniane podłogi białe od szorowania

      Usuń
  7. Ach to były czasy, u nas telewizor był ale kto by tam chciał w to pudło patrzeć jak tyle zabaw na podwórku czekało - w piłką o mur (to co Miśka napisala) to u nas Król Skoczek sie nazywało, w gume, w chowanego, w namiot za stodołą- bralo sie koc i zawieszało sie go jedna stoną do płota a drugą do ziemi i namiot był i tam sie można było bawić, w domek na drzwie - nie domku tam nikt nie postawił, jabłoń była stara i pochylona mocno to sie tan na gałeziach rozsiadaliśmy i była i kuchnia i pokój, i łazienka nawet -bo w "prawdziwym" domu to łazienki jeszcze nie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mój syn uwielbiał zabawy w robienie bazy w ogrodzie, ciekawe, jak się będą bawiły dzieci z pokolenia Twej córeczki

      Usuń
  8. Prawdą jest że wyobraźnia pracowała nam w dzieciństwie na wysokich obrotach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mieliśmy gotowego, może dlatego, i nikt nam za bardzo w tych zabawach nie przeszkadzał, tak jak pisze Baba ze Wsi - nie było bezustannego pouczania i zabraniania

      Usuń
  9. Ja mieszkałam w mieście, więc na podwórku graliśmy w gumę, chowanego, klasy, podchody czasem robiliśmy i była taka gra, rzucało się piłkę w górę i wypowiadało imię, dana osoba musiała ją złapać,a reszta w nogi. Wywołany musiał wybrać osobę, w którą rzuca (zawsze wybierało się najbliżej stojącą) i w nią trafić piłką, jak nie trafił odpadał z gry. Niestety nie pamiętam jak to się nazywało, może ktoś jeszzce w to grał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z piłką, o było coś takiego - wołało się "Hali, hali miasteczko się pali" i rzucało się piłkę do góry, wszyscy uciekali, a dalej było tak jak opisałaś. Chyba, że pomyliłam z inną grą :)

      Usuń
  10. Ja tez mam swietne wspomnienia z wakacji u wujka na wsi(swoja droga kazdy chyba w tamtych czasach mial wujka na wsi)bawilismy sie w stodole skaczac na siano,bylo picie mleka prosto od krowy("pij dziecko jeszcze cieple:(((",bylo gonienie za kura, ktora w zasadzie powinna byc niezywa ale dluga chwile po egzekucji latala po podworku ,bylo uciekanie przed okropnym kogutem ,ktory nikomu nie darowal.,bylo zagladanie po 30 razy dziennie do kurczaczkow pod lampa.Ale byly tez chwile horroru np .....czernina podawana przez ciotke.Hej !byly to czasy.A w miescie to tak jak Miska :guma ,korale i pilka . pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. te zadziorne koguty były przerażające, a kwoka też potrafiła nastraszyć

      Usuń
  11. A mnie się najbardziej podoba ten kiciuś na kursorze :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja to pamiętam najbardziej z kuzynami ogniska:D szli z nich prawie prosto do roboty!i wieszanie się na gałęziach od jabłoni a zawody to nabijanie jabłek na długi patyk i kto trafi w najdalszą jodłę:)to było w raju a jabłoń to jakubówki i winne nie pamiętam innych nazw ale było ich tam duuuużo więcej bo to był sad:)

    OdpowiedzUsuń
  13. no to mieliście olimpiadę pełną przygód...jest co wspominać...:D
    milutki kotek:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajne wspomnienia. Ja mieszkałam w leśniczówce przez całe dzieciństwo. Chyba już nie muszę nic więcej dodawać o sposobach spędzania wolnego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a był szałas w lesie i nocowanie pod gołym niebem?

      Usuń
    2. Były szałasy naziemne, potem zbudowałam domek na drzewie, potem wykopaliśmy ziemianki, a spaliśmy pod namiotem i (całe wakacje) w stodole na sianie. łowiłam ryby na żyłkę i kołowrotek (bez wędziska)- sama nawlekałam dżdżownice, ścigałam się z oswojoną sarną, kąpaliśmy się w stawach leśnych, skakaliśmy "na łepek" z pidła...... eh.... kupę tego było.. a zimą... :)))

      Usuń
  15. No jak Cię nie lubić...miałem bardzo podobnie. Ja następonie zamiłowanie do ruchu przeniosłem na sale sportową. I do dnia dzisiejszego uważam, że kondycje fizyczna ma sie na całe życie. Miałem nawet taki epizod z "polskimi organami władzy", które to organy chciałem przekonać do swoich przekonań, związanych z kondycją fizyczną narodu i miałem pomysły jak im tą kondycję zaszczepić. Po tym przykrym incydencie wyjechałem z tego kraju na wiele, wiel lat - kurna. Na temat ruchu i sportu mógłbym tak jeszcze długo...dlatego pora się wycofać i dać innym szansę...jak ja widzę tą pestycydową młodzież, to pokolenie McDonalda...dobra, spadywam bo już się nakręcam...Narka,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ależ nakręcaj się, chętnie poczytamy o tym incydencie!

      Usuń
  16. Kiedyś dzieciom wystarczyły zabawki, które zrobiły sobie same, ewentualnie te proste. W wyobraźni proste autko stawało się wyścigówką z wyższej półki, patyki były szablami itd, a dziś - ech. Dzieci mają wszystko gotowe i jak żądać od nich rozwoju wyobraźni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację - mój syn uwielbiał się bawić w kuchni mojej mamy takimi pociętymi kawałkami drewna, którymi paliło się pod blachą, choć w domu miał naprawdę porządne zestawy różnych klocków

      Usuń
  17. Rowniez mam kuzyna o rok mlodszego. I na wakacjach u babci tez szalelismy, do domu matki sila nas zaciagaly. Rozpalalismy w sadzie ogniska, szwendalismy sie po lakach, zeby czasem zwiewac w poplochu przed jakas krasula (no co, dzieci "miastowe" to sie baly! :)), robilismy lodeczki z kory i listkow i puszczalismy w strumieniach i kaluzach. A najwieksza atrakcja i tak byly okoliczne poniemieckie bunkry. Mama i ciotki zawsze sie baly, ze w ktoryms nas przysypie, ale jakos nigdy nikomu nic sie nie stalo, a ile frajdy mielismy z wdrapywaniem sie na te konstrukcje. :)
    A co to za kiciul placze mi sie za myszka???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się do dziś krów boję, przecież to wielkie, nieobliczalne bydlęta, do tego wyje, macha ogonem.. a kursor się okocił

      Usuń
  18. Witaj
    Dawniej dzieciakom nigdy się nie nudziło, choć nie było zbyt wielu zabawek. Świat był biedniejszym, ale weselszym :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ta kreatywność z wieku dziecięcego zostaje, ja się nigdy w życiu nie nudziłam, miłego!

      Usuń
  19. gęba mi się uśmiecha i włos jeży na głowie gdy pomyślę, co wyprawiałam w temacie )))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. opiszesz kiedyś? mam pytanie, czy mogę wykorzystać motyw krasnala w opowieści strasznej treści?

      Usuń
  20. A za ten młotek - lania nie było? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a kto się wówczas przyznał? a stryk bloga nie czyta, ha, to dalej się nam upiecze

      Usuń
  21. a to ładnie tak szaleć? :P :D

    kotek zamiast kursora/strzałki wymiata :) jest słodziutki :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kot mi sie przyczepil do kursora...

    Co do olimpijskich sportow, u mnie jeszcze byly skoki - pod parasolem z pietra na kupe piachu, bo osiedle domkow jednorodzinnych bylo w budowie.
    Albo zjazd - prosto w wielkiej gory piasku w swiezowykopane podpiwniczenie - rany, ilez sie Ci wlasciciele namachali lopatami...
    Byla oczywiscie i guma i "chlopiek", i klasy, gra y kolory pilka, oczywiscie ogniska, wypady do lasu na jagody czy grzyby i na hustawki. A oczywiscie badminton.
    I pomyslec, ze trojka z naszej czteroosobowiej scislej paczki skonczyla rozsiana po USA...
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytanie z gatunku kretyńskich - czy myłaś jagody przed jedzeniem? W lesie oczywiście;D

      Usuń
    2. Chyba zartujesz, oczywiscie ze nie, Moze dlatego te lisy sie wsciekly?
      Ale brat do dzis mi wypomina,ze zebral 600 jagod. Bylismy razem, mielismy 2l kanke do uzbierania. Ja sie zabralam odpowiedzialnie, on grasowal. W koncu mu zapowiedzialam, ze nie dostanie ani pol pieroga jezlei niuzbiera jagod. Zapytal- ile?
      odpowiedzialam- 500. Byla pewnie promocja,ze zebral o 100 wiecej.

      Usuń
  23. KLARKO ze zdumieniem zauważyłam ,że ciągnę kota na sznurku za myszą pozdrawiam ta starsza z Łańcuta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rudego? to nowy kot blogowy, czepia się tylko ulubionych czytelników;)

      Usuń
    2. mnie się przestał czepiać!;(

      Usuń
  24. Wydaje mi się, że dużym atutem naszego dzieciństwa był fakt iż dzieci w różnym wieku bawiły się ze sobą. I te starsze organizowały maluchom fajne zabawy.
    Ale teraz dzieci też nie siedzą w domach. Na naszym podwórku dzisiaj był straszny harmider. Najpierw okoliczne dzieciaki chlapały się w basenie u sąsiadów, potem ukryte w cieniu uprawiły "hazard". Gdy się ochłodziło, dewastowały mój ogródek grając w piłkę nożną (dziewczynki i chłopcy). No i trampolina - co oni na niej nie wyczyniają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ogródka szkoda;) a te trampoliny i przydomowe place zabaw podziwiam, mamy takie nowe osiedle domków i tam mieszkają przeważnie sami młodzi ludzie, przy prawie każdym domku zjeżdżalnia, huśtawka,basenik, super!

      Usuń
  25. A Sołtys rozwalił konia na biegunach, bo chciał mieć narty:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)))O święta panienko, jak ja się teraz uśmiałam....

      (po 50)

      Usuń
    2. koniecznie chciałabym zobaczyć Sołtysa na nartach od konika!

      Usuń
  26. Dzisiejsze dzieci by tak nie potrafiły, chociaż mimo upływu czasu nadal słyszę dzieciaki, które biegają po podwórku. Dzieckiem była na przełomach wieku, kiedy posiadanie komputera było luksusem, więc człowiek wychodził na dwór. Ja zawsze lubiłam huśtawki i budowanie baz. Ponadto każdego lata chodziło się na mirabelki (żółte śliwki,) o których mówiono że są szkodliwe, ale jakoś nikt się nigdy nie zatruł z tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są trujące? pierwsze słyszę moja teściowa robi z nich kompoty?! no, pięknie!

      Usuń
    2. Zawsze było "nie jedz bo, będzie bolał cię brzuch" Brzuch nigdy mnie od nich nie bolał i prędzej zatrułabym się chipsami albo innym dziadostwem z chemią jak tymi śliwkami

      Usuń
  27. Klarko, to były zupełnie inne czasy. Dzisiaj już nie ma takich zabaw, dzisiaj są komputery i strzelanie albo wyścigi autami. A szkoda :-)
    Ps Fajne wspomnienia, przy których buzia się uśmiecha :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i zwolnienia na w-f i podwożenie do szkół, pewnie dzieci całkiem zatracą potrzebę ruchu tak jak niektórzy dorośli

      Usuń
  28. Wyścigi kolarskie na wiejskiej drodze - Szozda, Szurkowski w obszarpanych portkach :-))). Lepienie z błota "chlebków" i suszenie ich na słońcu na desce, zabawa w sklep - tłuczona cegła, piasek,listki zerwane z drzewa - produkty spożywcze. Zabawa w chowanego, w zbijaka. Raz nawet zorganizowaliśmy festiwal piosenki w Sopocie :-))) Śpiewało się do skakanki "po angielskiemu" Wieczorem siadało się rządkiem na murku i grało w "głuchy telefon"

    Wracałam do domu zziajana jak pies, głodna, brudna jak nieboskie stworzenie ale jaka szczęśliwa!

    Żal mi trochę tych obecnych dzieciaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. boję się, że rodzice by im nie pozwolili na takie zabawy, festiwal wymiata:)

      Usuń
  29. Nie ma nic piękniejszego, niż taki ruch z potrzeby niespokojnego ciała i młodego ducha.
    Ja kiedyś tak samo spadłam, tyle że z drzewa, więc wiem, jak się czułaś.
    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. straszne uczucie, gdy nie można oddychać, pamiętam do dziś

      Usuń
    2. Ja jak spadłem w wieku 12-13 lat z drzewa to się nadziałem na szpic sztachety kością ogonową ! To był ból ! Po 20 latach zrobił mi się z tego ropień i musiałem operować.
      antonio49

      Usuń
  30. Co lato i zimę - osiągaliśmy sukcesy.
    Przeglądałam fotografie finalistów Olimpii i zaskoczona byłam ....do czasu konfrontacji "Holiday on ice "np.
    Tak źle nie było, bo to zależy od charakteru dziecka jak odbiera realia.
    A sprzęt mieliśmy- zupełnie zupełnie ....Dopiero jako 16-latki zaznajamialiśmy się z problematyką braku sali gimnastycznej. Wręcz akrobatyką się paraliśmy.
    Chyba nie były nam obce reklamy, gdzie dzieci śpiąc wykonywały pokazy dla publiki. Niestety.
    To jest c.d. niezałatwionych rozliczeń z Komitetami Sportowymi i nie tylko. Czy one z kolei wiejskie? Sukcesy- były i są w skali globalnej.
    jr (dostrzeżona)

    OdpowiedzUsuń
  31. To były czasy ! Zabawki samemu trzeba było sobie robić, czyli strugać, zbijać, kombinować. Telewizor był jeden, u kowala. Jak miał dobry humor, pozwalał przez okno Jacka i Agatkę zobaczyć. Życie było ciekawsze, nigdy wieczorem ulice nie były puste jak obecnie. Ale to se ne vrati...
    antonio49

    OdpowiedzUsuń
  32. To jest wręcz niemożliwe-przecież jesteście wszyscy młodsi ode mnie,pewnie w wieku moich synów,ą dzieciństwo z takimi zabawami?No,ale pamiętam wyścig pokoju,w którym jechał Stanisław Królak -dorośli i dzieci biegli pod okno sąsiada,który na cały regulator puszczał radio i można było posłuchać z zapartym tchem czy właśnie ON będzie pierwszy:))Co do rzucania dyskiem miałam przezabawną historię w średniej szkole:p.prof.od W.F. miała na mnie totalną alergię i tępiła mnie na każdym kroku/nie tylko mnie/-no i lekcja z rzutem dyskiem-ja jestem leworęczna.Prof.uznała,ze musi mi opracować w domu jak mam stanąć w tym kole.W każdym razie miało być odwrotnie niż praworęczni,tak wymyśliła,że gdy rzuciłam zdążyła tylko krzyknąć:"Kryć się" -cała klasa leżała plackiem na trawie -dysk leciał im nad głowami.Wina była oczywiście moja:))maria I

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz