piątek, 2 marca 2012

sukces

Nie mów mi tu o pieniądzach bo ja nie mam żadnego długu. Wszystko oddałem z nawiązką w podatku z akcyzy, przecież uczciwie płaciłem za każdą flaszkę więc mi tu nie mów, że  twoje podatki idą na moje leczenie. Przez piętnaście lat płaciłem to sobie uskładałem niezły kapitał, teraz korzystam.
Dwa lata nie piję prawie wcale, jak mnie trzepnęło to nie mogłem gębą ruszać, wystraszyłem się, potem się zawziąłem i od tego czasu ani grama, nic. Leżałem jak zwierzę, człowiek niby ma rodzinę a jak przyjdzie pomóc to nie ma komu. Z domu od baby sam poszedłem, wytrzymać się nie dało, zrobiła się jak zakonnica, nawet piwa nie dała wypić, nie i nie, a jak tylko przyszedłem podpity to zaraz dzwoniła po policję, cwaniara jedna, myślała, że się mnie pozbędzie. Nieraz wypiłem piwo i udawałem pijanego, raz i drugi przyjechali a w domu cicho, spokój, ja sobie z kulturką książkę czytam to potem już nie przyjeżdżali. A po co by mieli przyjeżdżać, histeryczkę i awanturnicę uspokoić? Ja jej nigdy nie tknąłem, raz wpadła na drzwi jak się rzuciła z pięściami i ją odsunąłem.
Rozwód załatwiła, zamki zmieniła. Syn też mnie nie chce widzieć, gówniarz pamiętliwy, że mu niby komunijny  rower ukradłem. Sprzedałem mu ten rower bo chciałem mu kupić lepszy, ale jak się zaczęły rzucać to z nerwów poszedłem się napić, a ileż tych pieniędzy za stary rower, ale było się o co rzucać. Z nerwów piłem, mówię, bo zawsze mogłem przestać jakbym chciał, ale po co miałem wracać do domu. Od razu ty pijaku, i z mordą, i bez szacunku. Piętnaście lat przechodziłem takie piekło. Jazgot, bez przerwy, jak nie baba, to teściowa. Zdrowie straciłem, wreszcie w tym klubie trafiłem na ludzi, którzy mnie szanują.
Bo to przecież jest choroba i nie jestem winien, że piłem. Nikt mi nie chciał pomóc tylko jak do najgorszego, z roboty na pysk, z jednej, z drugiej, za byle co. Nigdy nie byłem pijany, najwyżej podpity. A teraz już rok jestem trzeźwy, i to jest sukces. Trudno, bardzo trudno, bo roboty nie mam, mieszkam u matki, ale ja im wszystkim jeszcze pokażę. Trzeba mi tylko dać szansę, a nie tak jak do tej pory, won, pijaku śmierdzący złodzieju. A ja chory jestem, to choroba jest, jakby mi wcześniej kto pomógł, to byłoby inaczej. Ale u nas tak rządzą, choremu renty nie dadzą ani pieniędzy do ręki tylko z opieki jakieś makarony i zupy powodzianki, i nawet na papierosy nie mam. No co, naraz wszystkiego nie rzucę, palić się chce. Matka mi daje na papierosy.
To ci mówię, pożycz mi parę stówek, znajdę robotę bo się zrobiło cieplej to ci oddam, rok nie piję to już inaczej wyglądam, na każdej budowie mnie przyjmą.


Napisane pod wpływem tego artykułu.

43 komentarze:

  1. Niby mam mu współczuć ?
    Nigdy w życiu.
    Jaka choroba ?
    Chyba że umysłowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bym wolała kotu kupić kurczaka jak jemu te papierosy;)

      Usuń
    2. Jasna, choroba, niestety. Owszem nie taska medialna i budząca powszechne poszanowanie jak np. rak, ale choroba. Granica między kontrolowaniem siebie, wypiciem jednego piwa ( ale codziennie ), a zapadnięciem w nałóg jest bardzo cienka. Może faktycznie powinnaś mu współczuć, co nie jest jednoznaczne z poklepywaniem po pleckach z tytułu tego, że pije. Ja nie poklepuję, ale wiem, że to choroba, mało tego nieuleczalna, można tylko podjąć rehabilitację, alkoholikiem jest się do końca życia - niepijącym, ale alkoholikiem.
      A postawę roszczeniową mają nie tylko osoby pijące.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Zapomniałam dodać, że nie piję i nie piłam nigdy, żeby zaraz się nie okazało, że piszę tak bo sama należę do grupy.

      Usuń
  2. waw :) ciezki temat, ale jak czlowiek chce pomoc, wyslac na leczenie, to wtedy rowniez zaczynaja sie teksty w stylu "ja przeciez nie jestem alkoholikiem/czka. Przykre i akurat slowa mowiace o tym ze to jest choroba ze ciezko sie pozbyc tego nalogu mnie nie ruszaja, bo co maja powiedziec osoby ktore przezyly pieklo zyjac z osoba pijaca.
    ja rowniez nie dalabym na papierosy, nigdy.....

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej...a ja kiedy mówię, ze nie piję, bo nie muszę, to patrzą na mnie jak na wariatkę... ale patrzą tez jak na wariatkę na moją koleżakę, która notorycznie się upija i podpija w domu po kryjomu przed dzieckiem... no i bądź człowieku madry...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciężki to temat i dla mnie na pewno nie na dziś. Od ponad 20 lat mieszkam z alkoholikiem pod jednym dachem. Oni nawet po wytrzeźwieniu, czy raczej: w trakcie trzeźwienia są nie do końca, że się tak wyrażę, normalni. Wóda wypala mózg. Niestety...

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja mam calkiem inne pytanie: czy dzisiejsi Panowie Pijacy w czasie, gdy ich Szanowne Malzonki wybraly ich na partnerow zyciowych i ojcow swoich dzieci, czy byli wtedy zdeklarowanymi abstynentami i slyneli w okolicy z przeprowadzania staruszek przez ulice?
    Nie sadze. Macie takich, jakich sobie wybralyscie, jacy Wam imponowali.
    Przezywacie z pijakiem pieklo?
    Do tego piekla TEZ nie idzie sie niewinnie :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odpowiadam za siebie - trzymam się od pijaków z daleka i nigdy z żadnym nie byłam związana

      Usuń
    2. Chrzanisz kolego! po pierwsze Panowie pijacy w przed slubem nie sa jeszcze takimi obdartymi pijakami, a kobieta jest zakochana i ma nadzieje ze tak zle nie bedzie bo w koncu facet CHYBA WIE CO ROBI? Wielu facetow do slubu sa do rany przyloz a po slubie juz nie musza sie starac bo baba juz jest ich. I jesli facet pije, bije,awanturuje sie - to jest to wylacznie jego wina a nie jej!

      Barbara

      Usuń
    3. szwejk - a dzieci? co zawiniły te maltretowane,żyjące w wiecznym strachu dzieci pijaka? tez mają wybór?

      Usuń
    4. Nie jest obdarty? Ale wypic potrafi? I panna to widzi i podziwia? I juz pewnie niejednego piąstką popiescił? Ach, jakiż on męski! I już panna w brutalu zakochana!
      Nikt pannie nie mowil, ze dzisiejsze wesole popijawy to w przyszlosci nalogowy pijak? Nie wierzyla? Po rozum do glowy nie poszla, (ktory ponoc i kobiety posiadaja, ale chyba nie wszystkie)? No to ma, na co zasluzyla!

      Usuń
    5. Oczywiście, że są takie. Na ogół noszą białe kozaczki, tipsy, farbują włosy na blond, a ich ulubioną rozrywką jest smażenie się w solarium. Są jeszcze jedne - ambitne, które uważają, że po ślubie przecież go zmienią! On się zmieni, bo mnie kocha! A jak pojawią się dzieci, a on zobaczy swego potomka, to na pewno się zmieni! Oczywiście mają rację, tatuś się zmienia. Na gorsze. Ale nadal nie jest to winą żony, czy dzieci, że pan mąż i tatuś pije. Sam jest sobie winien. I ciągnie w bagno swoją rodzinę. Nierzadko żyjącą w terrorze i agresji.
      Nie muszę chyba mówić jak dobrze miałby taki pan gdyby był moim mężem... Niestety większość kobiet nie jest taka jak ja (może raczej stety) i chroni takiego pacana. Kłamie wokół, że on tak wyjątkowo, że wpadła na szafkę w kuchni, że dzieci nie mają butów, bo okradli męża jak wracał z wypłatą, itd, itp. Dlaczego to robi? Bo jesteśmy krajem zaściankowym, gdzie piętno rozwódki jest gorsze niż codzienna walka z alkoholikiem. Bo co ludzie powiedzą?! A w ogóle, to jak ja sobie poradzę z trójką dzieci sama? Przecież on powiedział, że bez niego to z głodu zdechniemy! Przecież on jest wyrocznią... I tak trwa kobieta z dziećmi w piekle. Czy ona jest winna? Jest. Jest winna, że nie kopnęła go w zadek dużo prędzej.

      Usuń
    6. Ach, Joasiu, nie bron tych glupich, bo Ci to kiepsko wychodzi: sama przyznajesz, ze one mysla, ze go zmienia. Czyli swiadomie biora takiego felernego! A prosta logika mowi: jesli sie zmieni, to albo na lepsze, albo na gorsze. Powinny sie wiec liczyc, ze On moze sie pogorszyc.
      Co do Ciebie, to nie sadze, bys sobie wziela takiego niepelnowartosciowego polfabrykata z przeznaczeniem do przerobki:-)))
      A w ogole, to moja notka dotyczyla: "czemu ich biora", a nie "czemu ich nie wypieprzaja wczesniej".
      Idac wiec za Twoja teza, pozwole sobie przeformulowac moja mysl:
      "Malo tego, ze wybieraja pijakow i brutali, to jeszcze nie wykopuja ich, gdy juz jest jasne, ze tamci zmieniaja sie tylko na gorsze! I ja mam im wspolczuc?"
      PS. Czy to nie Ty przyznalas "Dziewczyny wybieraja chamow"?

      Usuń
  6. Ale wśród notorycznych pijaków, którzy szacunku dla siebie nie mają i osób, które ratunku poszukują w "napoju bogów" są i tacy, którzy nagle uświadamiają sobie, że ich życie to pomyłka, a alkohol to nieprzyjaciel. Rozpoczynają walkę i pomimo przeszkód otaczającego świata nie poddają się... Spędzają dwa, trzy miesiące w ośrodku, gdzie na własne życzenie przechodzą pranie mózgu a potem wracają do rzeczywistości. Z wolą różnie silną - jedni bardziej, drudzy jeszcze nie do końca pewni czy radę dadzą wracają do życia, do pracy, do otaczającego środowiska i wtedy zaczynają się schody. Kumpel od piwa, który pije, ale alkoholikiem nie jest, nie rozumie, co się temu człowiekowi stało,że się tak nagle święty zrobił i odwraca się ogonem. Nie potrzebuje takich znajomych.Bo i o czym z takim gadać? A ten, który właśnie co po leczeniu jest cierpi za każdym razem, gdy wóde lub piwo widzi, bo się boi. Wytrzyma, czy też pęknie? A wystarczy tylko chwilka, by potem od początku musieć zaczynać.O ile jeszcze siły będą. Jeśli rodzina wspomoże, zrezygnuje w święta z wódki na stole - jest ok. Ale jeśli nie - rodzi się pytanie - ryzykować, jak tak ciężko jest odmówić ? Może lepiej zostać w domu i na święta w odwiedziny nie iść? Mój znajomy jest alkoholikiem, nie pije trzeci rok....Kiedyś popełnił błąd, ale postanowił go naprawić i dać sobie szansę. Trzyma się, walczy. Pierwszy rok po wytrzeźwieniu poświecił na spłatę długów, które zaciągnął wszędzie, gdzie się dało. Wyszedł na prostą. Ale ciągle się boi. Ma świadomość, ze osoby szczerze nie pijące od dziesięciu lat też się boją. Bo to strach na całe życie już jest. I właśnie według mnie tych osób nie należy potępiać. Nie ma ich wielu, ale są. Nie ci, którzy zaprzestali picia i są ważni dla samych siebie, a nadal żyją na koszt rodzin, ale ci, którzy wykorzystali swoją drugą szansę tak, jak należy....Artykuł, do którego odnosi się ten post też wywołał u mnie mieszane emocje, ale wniosek, jaki mi się nasuwa jest jeden - nawet pijaków do jednego worka nie można wrzucić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, tak to już u nas jest, że jak komuś się noga powinie, pozostaje napiętnowany do końca życia. Nie ważne że próbuje coś zrobić ze sobą, wyjść na prostą - zamiast jakoś pomóc, przypomina się tylko to, co zrobił złego. Myślę nie tylko o nałogowcach, ale np. też o kimś, kto wyszedł z więzienia. Nie chodzi o poklepanie po plecach, czy danie na przysłowiowe papierosy. Ale kto mu zaufa, da jakąś pracę, żeby się utrzymał?
      A każdy nałóg zaczyna się niewinnie i niepostrzeżenie się w niego wpada, a zdarza się w każdym środowisku - o czym na moim blogu.

      Usuń
    2. nie wiedzieli co czynią? jak to? nie wiedzieli co wódka robi z człowiekiem? no to tym bardziej trzeba ponieść konsekwencje i nie liczyć na głaskanie po głowie. magiczne słowo "choroba" nie usprawiedliwia i wcale nie jest magiczne, zważywszy, że można chorować również np na wszawicę i jakoś się wówczas współczucia nikt nie domaga. Nie wsadzam wszystkich do jednego worka ale chciałam zwrócić uwagę na roszczeniową postawę kształtowaną przez rzesze psychologów najętych do opieki nad patologią.

      Usuń
    3. Na pewno nie można wrzucać do jednego worka,
      ale temu powyżej opisanemu przez Klarkę,
      bym nie pomogła w niczym.

      Z mojego doświadczenia życiowego wynika ,
      że jak człowiek ma cel w życiu,
      to go się żadne nałogi nie imają.
      Jakikolwiek cel.

      Usuń
  7. Niektórzy wierzą w to co MÓWIĄ...
    inni cieszą się, że jednak im się udaje coś ZROBIĆ z sobą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Mówi się, że czasem ludziom w życiu różnie się układa i lądują na ulicy, bez dachu nad głową i grosza przy duszy... ale nie muszą od razu zaczynać pić. Różne życiowe tragedie to wypadki losowe, ale w alkoholizm człowiek wpędza się na własne życzenie.

    Ale ja mam w sobie pewien margines tolerancji, bo nie każdy jest silny, odporny i tak dalej. Jeśli ma problem, ale nie chce go mieć, chce się leczyć i wyjść na prostą - pomogę. I szacunek rośnie, bo problemów narobić sobie łatwo, ale jeśli ktoś chce się z tego wyplątać, to czemu nie pomóc? Tylko musi bardzo chcieć.

    Znam jednego chłopaka, który ma problem z alkoholem. Jeszcze niewielki, ale ma. Za rączkę go nie poprowadzę, jest dorosły, odpowiada sam za siebie. Ale rozumiem, że jest ciężko, że życie nie jest usłane różami. I jeżeli będzie chciał pomocy - nie odwrócę się.


    PS. Mam niecałe 21 lat, więc mój pogląd na alkoholizm jest, jaki jest. Chyba jeszcze niewinny i nie zachwiany własnymi przeżyciami. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała przechodzić przez piekło procentów. Powyższa opinia jest opinią na dzień dzisiejszy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasiu - nie jest prawdą , że pijakowi nikt nie chce pomóc, łatwiej znajdzie pomoc pijak niż człowiek chory na raka, tylko pijak oprócz "mnie się należy" i "mam prawo" z trudem powie - źle robiłem. Samo "przepraszam" nie wystarczy a zadośćuczynienie nie polega na stwierdzeniu - poświęciłem się i już nie piję to się cieszcie wraz ze mną. Trzymaj się z daleka od pijaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli on już ma problem z alkoholem,
      to dalej już tylko gorzej będzie a nie lepiej.

      Jestem sceptycznie nastawiona do pomagania ludziom.
      W swoim życiu pomagałam i pomagam
      i tak naprawdę nie pomogłam.
      Ludzie na własne życzenie rujnowali sobie życie.
      Niewielu pomogłam.

      Teraz też pomagam takiej jednej młodej.
      I co ?
      I na razie nic.

      Ponoć dobrymi chęciami jest wybrukowana droga do piekieł.

      Usuń
  10. I po co ja piszę ?
    I po co się udzielam ? :-)))
    Przecież i tak nikomu nie pomogę,
    tyle,że sobie pogadam u Klarki :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mało tego - pomożesz, a potem będzie na Ciebie, bo się wtrącasz;) raz zgłosiłam pobicie dziecka to matka się do mnie do dziś nie odzywa, bo taki wstyd! Nie chodziło jej o dziecko, które się chciało powiesić, tylko o ten wstyd we wsi. I po co ja to piszę:D

      Usuń
    2. I tutaj też masz rację,
      że mogą mieć pretensje nawet :-)

      Usuń
  11. A ja - jako zodiakalna waga - widzę sprawę tak: oczywiście każdy jest kowalem swego losu i każdy odpowiada za to czy został alkoholikiem czy nie, ale też serdecznie kibicuję każdemu kto chce z tego nałogu wyjść! Oczywiście bez gloryfikowania jego nagłego otrzeźwienia i bez rzucania kwiatów pod nogi, ale tak zwyczajnie po prostu: stary trzymaj się i nie wracaj do tego!! Pomagać warto każdemu człowiekowi, alkoholikowi również... choćby po to, żeby niewinne niczego dzieci (komentarz Klarki do Szwejka) mogły wreszcie przestać drżeć przed tatusiem, mogły pojeździć na komunijnych rowerkach i miały co jeść. Co Wy na to? zgadzacie się? a Ty Klepsydro?
    miłego dnia wszystkim
    Bogusław

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie się wydaje, że nie jestem alkoholikiem...

      Usuń
    2. Poruszyłeś dużo głębszy problem. Pomagam ludziom. Nie tylko alkoholikom. Nie o to chodzi.
      Poruszyłeś problem dzieci alkoholików, że trzeba pomagać alkoholikom, żeby pomóc ich dzieciom. Decyzja o urodzeniu dzieci była najtrudniejszą w moim życiu. Przemyślałam wszystkie za i przeciw. I dopiero kiedy uznałam, że podołam tej odpowiedzialności, zdecydowałam się zajść w ciążę. Jestem świadoma, że dzieci, to nie tylko fajny stan nazywany ciążą i słodkie bobasy we wózeczkach na spacerku, czy w reklamach pieluch, czy soczków. Powołując je na świat nie oczekiwałam, że ktokolwiek mi będzie pomagał w ich wychowaniu albo (!!!) chronieniu przede mną. Dlatego uważam, że każdy powinien mieć udzielane pozwolenie na urodzenie dziecka. A przed wydaniem takiego dokumentu powinien zdać egzamin i to trudny egzamin. A rzeczywistość jest taka, że pijana matka rozkłada nogi przed jeszcze bardziej pijanym ojcem i będzie można przepić becikowe, które idzie z naszych podatków. Dzieci i tak wychowają się same. Najczęściej na takich samych pijanych ludzi jak rodzice. Straszne? Wulgarne? Chamskie? Prawdziwe.

      Usuń
  12. Myślałam o tym ostatnio, czytając zapiski mojej mamy z czasu kiedy miałam trzy latka.
    Młoda kobieta, która ma trójkę dzieci z mężczyzną, który od czasu do czasu się upija a ona "nie ma serca od niego odejść"

    Smutne, że prawie samą siebie w tym zobaczyłam, gdybym została z moim byłym chłopakiem, z którym mieszkałam. Problemy= rozwiązywanie ich alkoholem.

    Cieszę się, że jestem sama teraz:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie każdy tu piszący popełnia zasadniczy błąd. Nie rozumiecie istoty choroby alkoholowej. Opisujecie skutki długotrwałego alkoholizmu - a to oczywiste, że brudny, zasikany i zarzygany osobnik budzi wstręt. A to, co potrafi uczynić swojej rodzinie, powoduje, że trafia nas szlag. Prawdą jest też, że prawie niemożliwe jest pomóc alkoholikowi w leczeniu, jeśli sam tego nie chce. Ale mało kto chce przyjąć do wiadomości, że alkoholizm jest chorobą przychodzącą podstępnie i niepostrzeżenie. I nie ma tu znaczenia ilość wypitego alkoholu. Jeden wypije trochę i wpadnie w nałóg, a drugi całe morze i jedynie będzie miał kaca i zniszczoną wątrobę. Czy ktokolwiek z Was, pijąc wino do obiadu, czy drinka z przyjaciółmi pomyślał - to mój pierwszy krok do nałogu? Na pewno nie, bo przecież Wy jesteście odpowiedzialni, kontrolujecie sytuację i Wam się to nigdy nie przydarzy. Błąd! Przydarzyć się może każdemu i nie będzie wiedział kiedy przekroczył granicę, poza którą już nie ma odwrotu. Więc nie mówcie, że ktoś został alkoholikiem na własne życzenie. Wy też wyrażacie takie życzenie, podnosząc kieliszek do ust! 100% pewności uniknięcia nałogu daje tylko całkowita abstynencja! Zbyt wiele mam do czynienia z nałogami (różnymi) żeby nie wiedzieć, o czym piszę.

    P.S. Popieram Szwejka - nie pakuj się dziewczyno w związek, jeśli twój wybrany lubi wesoło imprezować! Potem już nie będzie wesoło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się wypowiem za siebie, bo to ja napisałam, że alkoholikiem zostaje się na własne życzenie.

      Miałam na myśli to, że człowiek, który nagle popada w jakieś tarapty i na przykład ląduje na ulicy, nie musi od razu przytykać sobie butelki wódki do ust, prawda? Ma problemy, które może rozwiązać - zgłaszając się do odpowiedniego miejsca chociażby. Kupno i wypicie wódki to świadoma decyzja. Ja wolałabym kupić sobie ciepły koc albo chleb, niż wódę, ale pod moim blokiem swego czasu 'mieszkał' pan, który wolał procenty. Na własne życzenie je wolał.

      Usuń
    2. Kierunek zazwyczaj jest odwrotny, najpierw nałóg, potem ulica i kłopoty.

      Usuń
    3. Flosko, wypowiadam się pod wpływem znajomości z osobą, która najpierw wylądowała na śmietniku. Stąd moja opinia.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  14. 1.Alkoholizm to nie tylko choroba nizin społecznych i wyłączna domena facetów.
    2.Alkoholizm to choroba całej rodziny włącznie z psem
    napisał bym więcej punktów ale się śpieszę brat ma dziś urodziny i gorzałka stygnie i jak tu nie zostać alkoholikiem jak tyle okazji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jakiś czas temu homoseksualizm też był uznawany za chorobę..

      Usuń
    2. dokladnie. mowiac alkoholik-myslimy obrzygany facet spiacy w rowie a sa to czesto intelignetni ludzie, robiacy kariere, biznesmeni ktorzy aby sobie poradzic ze stresem pija codziennie po pracy szklaneczke czegos mocniejszego...

      Usuń
  15. O nie, żadnego współczucia. Jak zwał tak zwał, dla mnie może być i chorobą, ale na własne życzenie...Pomoc, terapia, oczywiście, ale tylko wtedy jak sam chce I to alkoholik musi stanąć na głowie, na rzęsach czy na czym tam jeszcze by odbudować do niego zaufanie. By móc wrócić na łono rodziny, i nie pękając z dumy, ze nie pije już jakiś czas , ale z poczuciem wyrządzenia krzywdy swoim bliskim i szkód innym...
    Tu nie ma się nad kim litować, współczuć ani bić brawa.
    Każdy powinien sobie zdawać sprawę do czego prowadzi nadmierne spożywanie alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. no tak tak biedni chorzy alkoholicy, którzy wcześniej bez skrupułów znęcali się nad rodziną....
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  19. Na dobrą sprawę w niemal każdej z powyższych wypowiedzi jest co najmniej szczypta racji.
    Problemy tu opisywane są problemami istniejącymi wyłącznie w systemach socjalnych, gdzie kwitnie rozdawnictwo.
    Wystarczy zlikwidować wszelkie zasiłki, zapomogi i inne wypłacane ze środków publicznych (a więc niczyich) i problemy znikają.
    - jeżeli ktoś wyciąga swoje pieniądze i pomaga alkoholikowi, to nikogo to nie obchodzi, czy wpadał on w nałóg na własne, czy czyjeś życzenie
    - jeśli ja wspomagam kogoś, to sam oceniam, czy warto zaryzykować mój czas i środki, czy nie i nikomu nie muszę się tłumaczyć czy warto
    - gdy nie ma zasiłków nie ma problemu, że ktoś przepija zamiast się kształcić, inwestować, wychowywać dzieci itp... Jeśli ma pieniądze, to swoje, a skoro tak to może sobie z nimi robić co zechce
    - gdy nie ma państwowej służby zdrowia, to nie ma problemu, czy alkoholika leczyć, czy nie. Stać go na to, to się go leczy. Nie, to ... game over.
    - oczywiście każdy może się ubezpieczyć za młodu od wszelkich kosztów leczenia. Jednak towarzystwa ubezpieczeniowe sfinansują leczenie alkoholika tylko raz. Potem składki tak wzrosną, że się nie opłaci pić (bezpiecznie).
    - że to nie humanitarne? TO właśnie jest humanitarne. Zaręczam, że gdy państwo nie rabuje obywateli w postaci łupieżczych podatków, to są oni znacznie bardziej skłonni przeznaczać swoje środki na cele dobroczynne. Wystarczy popatrzeć ile jest (a właściwie było) różnych obiektów przeznaczonych przez osoby prywatne na cele publiczne w minionych wiekach. Patrzę na taki Kraków, który znam.
    - brak świadczeń socjalnych umacnia więzy rodzinne. Jedynie dobrze wychowane dzieci (w duchu szacunku dla starszych) są gwarantem bezpieczeństwa w ciężkich chwilach i na starość - emerytury nie będzie, co najwyżej korzyści ze zgromadzonego kapitału, ale wiadomo jak to z dobrami materialnymi (dziś są jutro ich nie ma).

    ALEF

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz